Okja (2017) – duże zwierzę w korpo krainie

Dawno, dawno temu, za górami, za lasami żyła sobie dziewczynka, która zaprzyjaźniła się z magicznym stworzeniem. Dziewczynka spędzała z nim całe dni, dbała o nie i karmiła, bawiła się z nim i spała. Raz nawet magiczne stworzenie uratowało jej życie. Wtedy szepnęła mu coś do ucha i zdaje się, że od tego momentu mogli porozumiewać się specjalnym, sekretnym językiem. A może od początku się nim porozumiewali. Dziewczynka myślała, że już zawsze tak będzie, ale okazało się, że zwierzę posiada wartość, która dla wielu jest ważniejsza niż przyjaźń. Było na tyle cenne, że zła królowa zdecydowała się odebrać je dziewczynce i wykorzystać do powiększania zasobów w swoim skarbcu. Porwała więc magiczne stworzenie i zabrała je do swojego królestwa. Nie wiedziała, że dziewczynka nie zamierza tak łatwo się poddać i będzie gotowa wybrać się w długą i niebezpieczną podróż w celu odnalezienia swojego przyjaciela, a w realizacji tego planu pomoże jej kilku krasnoludów, przeciwstawiających się złej królowej i imperium budowanemu na krzywdzie innych. Tak można by po krótce streścić historię opowiedzianą w filmie Bonga Joon Ho, gdyby była ona bajką. W filmie koreańskiego reżysera historia dziewczynki i fantastycznego stwora służy jednak pokazaniu wielu problemów współczesnych czasów przy zastosowaniu sporej dawki humoru i ironii.
Nie za górami i za lasami, ale wśród gór i lasów gdzieś w Korei, żyje główna bohaterka Mija. Po śmierci rodziców, na co dzień towarzyszy jej dziadek, szczyty górskie i Okja – pokaźnych rozmiarów świnia przypominająca raczej hipopotama z długimi oklapniętymi uszami. Okja jest jedną z dwudziestu sześciu super świń, które mają rozwiązać problem głodu na świecie i przyczynić się do poprawy stanu środowiska. Super świnia konsumuje mniej paszy, a tym samym mniej wydala. Będące obietnicą lepszej przyszłości zwierzęta, zostają przekazane rolnikom rozmieszczonym na całym świecie, aby sprawdzić, jak wpłyną na nie lokalne metody hodowli i gdzie rozwinie się najlepszy okaz. Jedno ze zwierząt trafia do dziadka Miji i tak zaczyna się historia wieloletniej przyjaźni. Widz poznaje Miję i Okję dziesięć lat później, kiedy obydwie wiodą proste życie w zgodzie z naturą. Nie wiedzą jeszcze wtedy, że ten spokój zostanie zburzony przez korporację Mirando, pomysłodawcę i realizatora projektu, który ma prawa do swojego produktu. Po jednej stronie mamy więc zwierzę sprowadzone do roli kompana i przyjaciela, po drugiej zaś do roli przedmiotu stworzonego, żeby zaspokajać potrzeby nabywców. W filmie, Okji zostało przypisanych wiele cech, które nie pozostawiają żadnych wątpliwości, że jest ona czymś znacznie więcej. Kiedy widzimy ją podczas zabaw z Miją, zauważamy, że zwierzę nie tylko czerpie z nich radość, ale też wykazuje się sprytem oraz dozą empatii, która z pewnością przewyższa tę posiadaną przez przedstawicieli firmy Mirando. Silnie skontrastowane zostało również otoczenie, w którym żyje Mija ze światem korporacji i biznesu. Bohaterowie żyją prawie odcięci od świata przez potężną naturę, która zdaje się ich chronić (Okja jest najwyżej zlokalizowaną świnką). Kiedy odwiedza ich znany z telewizji naukowiec, którego gwiazda zdaje się już nieco blaknąć (w tej roli Jake Gyllenhaal), widać, jak do skromnego, a jednocześnie niemal rajskiego świata, wkrada się sztuczność. Wydaje się, że bohater, skupiony na oglądalności swojego programu i na tym, żeby dobrze wypaść, już dawno zepchnął zwierzęta, którym ten program miał być dedykowany, na dalszy plan. Postać grana przez Gyllenhaala nie odpowiada jednak powszechnie znanemu wizerunkowi gwiazdy telewizyjnej. Bohater emanuje ekscentrycznością i brakiem pewności siebie, który mocno przykrywa sztucznym uśmiechem. Jego wygląd, głos, sposób mówienia i ubiór składają się na postać, która wydaje się niemal groteskowa, a z pewnością już przerysowana. W jednej ze scen bohater wypowiada zdanie, które może sugerować, że kiedyś faktycznie obchodziły go zwierzęta. W tej samej scenie widzimy jednak, co z tego zainteresowania zostało. Czy zmieniła go korporacja Mirando, czy też kariera w telewizji, tego nie wiemy. A może zwierzęta nigdy go nie interesowały. Tego też nie stwierdzimy, ponieważ nie poznajemy historii bohatera. Jest on tylko jednym z wielu korporacyjnych trybików. Tak naprawdę wymiennym i nic nie znaczącym.
Firma Mirando stara się stworzyć wizerunek „dobrej korporacji”, przyjaznej i zaangażowanej w światowe problemy, a nie tylko w pomnażanie własnego kapitału. To wszystko jednak okazuje się jedną wielką mistyfikacją, która ma służyć odcięciu się od przeszłości i pogrzebaniu nieprzyjemnych historii i opinii na temat rodzinnej firmy, prowadzonej kiedyś przez psychopatycznych krewnych nowej prezes. Lucy, grana przez Tildę Swinton, chce, aby w jej twarzy opinia publiczna zobaczyła nowe, ludzkie oblicze Mirando – nowoczesnej korporacji, która swoją polityką już nie przyczynia się do zagłady świata, ale wręcz przeciwnie, do jego ocalenia. Precyzyjnie wyreżyserowany show opiera się jednak na tych samych starych fundamentach. Nowa prezes nie jest okrutna w tak bezpośredni sposób, jak jej poprzedniczka – siostra bliźniaczka, czy jej ojciec. Tak naprawdę, widząc ją w różowych strojach i słysząc jej wypowiedzi, trudno nam jednoznacznie uznać ją za okrutną. Lucy dąży do utrzymania wizerunku osoby przyjaznej, przepełnionej spokojem i harmonią oraz pozytywną energią. Jej okrucieństwo widzimy jednak patrząc na los zwierząt oraz dowiadując się o kłamstwach i manipulacjach, jakich dopuszcza się firma. Jest to okrucieństwo pulsujące gdzieś głęboko i wypływające na powierzchnię razem z faktami dotyczącymi prowadzonego przez nią projektu. Nie wiadomo, czy wynika ono z próby ratowania rodzinnej firmy, czy raczej z chęci udowodnienia czegoś samej sobie i innym. Dlatego też reżyser nie demonizuje tej postaci. Pozostawia w niej pewien rodzaj niepewności i zagubienia, wynikający z jej relacji rodzinnych. W scenie spotkania z siostrą bliźniaczką (Tilda Swinton w podwójnej roli) bohaterki zostały skontrastowane za pomocą kolorów. I tak bezwzględna i rzeczowa Nancy, ubrana w niebieską kurtkę, siedzi obok odzianej w róż Lucy. We wspomnianych kolorach są nawet papierosy, które palą. Ubrana na różowo bliźniaczka wygląda w tym wypadku jak sztucznie wygładzona i osłodzona wersja tej pierwszej. Można stwierdzić, że tym samym jest nowe, „ludzkie” Mirando w stosunku do tego, czym kiedyś było. Mięciutka, różowa wata cukrowa owinęła je ze wszystkich stron, ale w środku pozostał ten sam patyczek.
Ofiarą kreowania pozytywnego wizerunku firmy pada też Mija. Po samotnej wyprawie do Seulu i nieudanej próbie odbicia Okji, Mirando oferuje dziewczynce zaproszenie do Nowego Jorku na festiwal zorganizowany w celu zaprezentowania najlepszego, należącego do firmy okazu. Miija przez chwilę staje się bohaterką napędzanego przez korporację medialnego zamieszania, które przybiera kształt ckliwej historii o dobrej amerykańskiej firmie dbającej o wnuczkę koreańskiego rolnika. Dziewczynka i Okja trafiają więc razem na scenę, w sam środek festiwalowej parady, której uczestnicy zajadają się suszoną wieprzowiną. Po zakończeniu festiwalu, Okja ma zejść ze sceny i podzielić los będących już zapakowaną przekąską kolegów i koleżanek. FWZ (Front Wyzwolenia Zwierząt) ma jednak wobec niej inne plany. Warto podkreślić, że w przypadku aktywistów FWZ, postaci i sceny, w których się pojawiają również zostały lekko przerysowane. Przykładem niech będzie jeden z członków, który głodzi się (niemal do stanu omdlenia), aby zminimalizować swój wpływ na planetę i odmawia nawet zjedzenia pomidora. Podobna konwencja rządzi scenami przedstawiającymi próby odbicia Okji, jak na przykład ta, w której bohaterowie wyskakują z jadącej ciężarówki prosto do wody, czy zamaskowani rozsypują płatki kwiatów na autostradzie zapewniając, że nie są terrorystami, a nawet przypominając kierowcy ciężarówki, którą właśnie zamierzają zatrzymać, o zapięciu pasów. Nakręcona w zwolnionym tempie scena w centrum handlowym, w której używają kolorowych parasolek jako ochrony przed zastrzykami usypiającymi wystrzeliwanymi w stronę Okji, ma w sobie coś niemal bajkowego. Również w trochę przerysowany, ale wcale nieodbiegający od współczesnej rzeczywistości sposób, przedstawia reżyser tłum, który uciekając przed rozpędzonym zwierzęciem, wciąż znajduje czas i chęci na kręcenie w biegu filmików przy użyciu telefonów.
Wracając do FWZ, z ust niektórych bohaterów dość często padają słowa o przejściu do historii. Stawia to pytanie, czy naprawdę chodzi tu tylko i wyłącznie o dobro zwierząt. A może tak naprawdę wszyscy jesteśmy niewolnikami swojego wizerunku i robimy pewne rzeczy, żeby podbudować własne ego? Rzeczy dobre, jak w przypadku aktywistów FWZ (chociaż i tu pojawi się kłamstwo, które ma służyć wyższemu celowi) lub złe, jak w przypadku przedstawicieli Mirando. Czy jednak ma to jakiekolwiek znaczenie, skoro FWZ ma na celu uratowanie Okji? Skoro jego członkowie dokładają wszelkich starań, aby Okja znów stała się najwyżej zlokalizowaną, wolno biegającą gigantyczną świnką? Starania Miji i FWZ doprowadzają bohaterów w końcu do ubojni, gdzie okazuje się, że w świecie biznesu wszystko jest jednak kwestią ceny i negocjacji, a Mija ma jeszcze jedną świnkę. Tym razem ze szczerego złota. Czego się w końcu nie robi, aby uratować przyjaciela przed smutnym końcem na półkach sklepu mięsnego?