WCIĄŻ JESTEŚMY TACY SAMI? – interpretacja filmu „Jestem Rosa” (2017)

Jestem Rosa/Como Nossos Pais (2017) | reżyseria: Laís Bodanzky
Deszcz
„Dajcie dzieciom wolny czas, a zobaczycie, co zrobią?” – prawie koniec filmu i słowa, które nawet specjalnie nas nie zainteresują, bo będziemy raczej patrzeć, nie słuchać. Będziemy patrzeć oczami Rosy, będziemy chłonąć jej rozczarowanie. Niedawny kochanek, właściwie kochanek sprzed dwóch dni, wejdzie teraz do szkolnej sali z żoną, z twarzą całkowicie wypłukaną, na której błąka się coś w rodzaju „przepraszam, nie wiem, jak to się stało…”. A jeszcze parę scen wcześniej zdawał się błyskotliwie rozumieć problemy wszystkich kobiet świata, nie tylko jako idealny kochanek, ale w ogóle idealny mężczyzna. Nie wiemy, co powie Rosa na tym spotkaniu rodziców, trzyma w ręku kartki, przygotowała się. Wolny czas, wolność, o której mowa na zebraniu, ma być ćwiczeniem dziecięcego ośrodka pożądania.
Ten czas może już niedługo stać się zmorą sytego świata. U progu XX w. Bertrand Russell zastanawiał się, co ludzkość zrobiłaby z wolnością, gdyby nie musiała tyle pracować i dowodził… że wcale nie musi.
Rosę poznajemy w takim momencie, w którym jej czas się zatrzymuje. Ten moment generuje matka, obcesowo, wręcz brutalnie przerywając to, co dotychczasowe. Scena obiadu w przydomowym ogrodzie, z potrawą na cześć zięcia Dado, obrońcy plemion Amazonii, jest prowokacyjnie bolesna dla córki. Rosa czuje się marginalizowana i upokorzona matczynym hołdem, wszystko w niej woła, jakie to niesprawiedliwe! Deszcz, który wypłoszy rodzinę do domu, nie zapowiada nam na razie oczyszczenia, jest początkiem. Zresztą Rosa boi się deszczu i kłopotów, katarów u córek, złości ją radosny taniec męża z dziećmi w deszczu. Przed chwilą opowiedziała wyczytaną gdzieś historię o zjadaniu mężów, chyba mogłaby to zrobić: zjeść własnego męża, tak bardzo jest na niego wściekła. Dado ma ciekawą pracę i czas, by odpocząć po niej, ma córki do pocałunków i chwil zabawy, żonę ma od seksu i spraw codziennych. A Rosa? Rosa ma nieciekawą pracę, problemy z dziewczynkami, ze swoją seksualnością, a teraz także ze swoim ojcem.
Jeżeli matka jest tą, która odtrąca, to ojciec, zwłaszcza ten nieobecny, będzie tym, którego kocha się w dwójnasób. Tak kocha Rosa Homera. Nie jest on jej biologicznym ojcem, jak się na obiedzie okaże, i nawet nie jest porządnym facetem, co uzmysłowi sobie, patrząc później na pacynki, lalki z domowego teatrzyku. Ojciec – pijawka, jak nazywa go matka, będzie się całe życie emocjonalnie przysysał do wszystkich (licznych) kobiet, oczekując od nich nieustającej pomocy. Rozbrajająco naiwny, wręcz niewinny w rozmowach z Rosą, taki ojciec-dziecko.
Lalka
Te maskotki, zwierzątka, rozłożone w domu Rosy, i te pacynki ojca, którymi zabawiał dziecięcą widownię podczas urodzin małej Rosy, będą jakimś wyraźnym znakiem dla niej samej, by podążać w kierunku określenia swojej roli w rodzinie i małżeństwie. Kilka razy przywołana przez bohaterkę sztuka Ibsena, wydawałoby się ramota teatralna, „Dom lalki (Nora)” jest tutaj zadziwiająco ważnym tekstem. Nora, opuszczająca męża hipokrytę, skupionego na sobie pana i władcę, będzie dla bohaterki filmu uosobieniem kobiety XXI wieku. Rosa po stracie pracy zyskuje czas, by wrócić na serio do pisania sztuk i do książek, które od dawna kurzą się na jej półkach. To nie tylko Ibsenowska „Nora”, to również „Druga płeć” Simone de Beauvoir. Wydawałoby się, że nawet Brazylia, ta patriarchalna i mocno katolicka, jest dzisiaj krajem w jakiś sposób wyemancypowanym. W filmie poznajemy przecież rodzinę inteligencką, w której nikt nie kwestionuje równości kobiety. Matka Rosy była edukatorką, aktywistką, kobietą o ogromnej sile, zostawiła męża i sama wychowała dwoje dzieci. Rosa jest również wszechstronnie wykształcona, matka dbała, by nie wessał jej konsumpcjonizm ze swoim kolorowym światem z reklam. Dlaczego więc ta Rosa nie czuje się panią swojego życia, a jedynie marionetką wykonującą role, które jej nie do końca odpowiadają, a które czasami wręcz sadystycznie „sprzedaje” własnym córkom? Porażająca w tym kontekście wydaje się bajka, której dopominają się na dobranoc dziewczynki, bajka o Ewie. W tej „bajce” słowa o bolesnej brzemienności i panowaniu męża brzmią jak fragment z horroru, a nie z Biblii. Jaką matką jest Rosa? Czy taką, jaką była jej matka? Oryginalny tytuł filmu brzmi: „Jak nasi rodzice”, to zresztą motyw muzyczny grany na pianinie przez matkę w ostatniej scenie przed jej śmiercią i tytuł popularnej brazylijskiej piosenki. Czy rzeczywiście nie potrafimy wyzwolić się z traum naszych rodziców?
Czerwone buty
Ileż to razy, w ilu baśniach dziewczęce bohaterki bawią się w czerwone? Czerwony kapturek, czerwone trzewiki… Ta czerwień jest istotna, nie tylko jako zapowiedź seksualności, ale przecież i bólu przyszłego świata, świata, w którym na kobiecości musi dokonać się jakiś symboliczny gwałt. Tutaj, w filmowej opowieści, również zobaczymy czerwone buty, sięgnie po nie śmiertelnie chora matka. Dla córki ten zakup jest gestem prowokacyjnym, w jej oczach matka chce wyszarpnąć kawałek życia, ochłap czerwony, coś bardzo próżnego i seksualnego w swojej wymowie. Czy to w ogóle wypada? Starszej pani przed śmiercią? Jakoś się to nam rymuje z inną sceną, powieściowym zapisem toksycznej relacji matki i córki, myślę tu o „Cudzoziemce” Marii Kuncewiczowej, o scenie zakupu swetra. Tam również córka nie pozwala matce istnieć w sferze cielesności, mszcząc się niejako za lata uśmiercania swojej kobiecości. Matka osadzona w roli matrony nie może być na powrót obiektem czyjegoś pożądania.
Bliskość śmierci, ta szczelina, przez którą śmierć już wyziera od pierwszych scen filmu, sprawia, że ten pozornie lekki obraz zlepiony z urywków codzienności pozwala nam przyjrzeć się sprawom najważniejszym. Relacji z matką (ojcem i matką w jednej osobie), surową, wymagającą i oschłą, kochającą tylko jedno dziecko, swojego syna. I ta relacja okazuje się najważniejsza. Od matki uczy się Rosa, że kobieca seksualność ma prawo dojść do głosu czasami w sposób całkowicie nieprzewidywalny (motyw poczęcia Rosy na sympozjum socjologiczno-pedagogicznym na Kubie, czy właśnie zakup czerwonych butów na chwilę przed śmiercią). Zdrada matki wyznana podczas obiadu w pierwszych scenach staje się dla Rosy oczyszczająca, pozwala jej pomyśleć o swojej wolności. I chociaż próba wejścia w nowy związek z mężczyzną rozumiejącym ten erotyczny feminizm ze sztuki napisanej w końcu przez Rosę przynosi rozczarowanie, to przecież film kończą dwie sceny z córkami zapowiadające drogę do wolności. Pierwsza to jazda na rowerach do szkoły, na co długo Rosa nie chciała zezwolić, bojąc się wypadków po drodze, a tak naprawdę, bojąc się niezależności swoich dzieci, druga – w matczynym ogrodzie. Ta ostatnia scena odtwarza wcześniejszą, podczas której matka w czerwonych butach podlewała swoje kwiaty. W ogrodzie, który we wszystkich baśniach świata uosabia ludzką duszę.