Christina Dalcher – Vox [RECENZJA]

„Dla triumfu zła wystarczy tylko, aby dobrzy ludzie nic nie robili” – słowa filozofa Edmunda Burke’a stanowią niepisane motto książki Christiny Dalcher i odbijają się echem w momentach kluczowych tej dystopijnej opowieści. A świat, który konstruuje autorka jest nam znany choćby z filmów, wszystko na swoim miejscu: domy na przedmieściach Waszyngtonu, samochody zaparkowane na podjazdach, kawa w ekspresie, zdobycze nauki i Internet oczywiście. W centrum uwagi zwyczajna amerykańska rodzina z dziećmi.
Pierwsze słowa, które wypowiada główna bohaterka, narratorka tej książki, brzmią: „Nie uwierzyłabym (…)” i tym zdaniem, urwanym przeze mnie, zdradza już finał, który tak rozczarowuje recenzentki i recenzentów na książkowych blogach. Bo przecież mamy do czynienia z powieścią akcji, zapisem tygodnia z życia kobiety, której świat wywrócił się do góry nogami w ciągu jednego roku. Ten świat, z jednej strony nie do uwierzenia, to właśnie nasz świat, tylko że za rogiem, gdzieś tam, tak przywykliśmy dzielić te światy na: Pierwszy, Drugi, Trzeci…
Wspomnienia przeszłości przeplatają się z tym, co teraz. A teraz jest milczenie. Bransoletka-licznik wypowiadanych przez kobietę słów, z dziennym limitem stu, umieszczona jest na przegubie od niemowlęcia po staruszkę. Każde nadprogramowo wypowiedziane słowo grozi porażeniem prądem w coraz wyższych dawkach, licznik resetuje się o północy. Aktywność życiowa kobiet zostaje sprowadzona do zajmowania się ogniskiem domowym. Nie wolno im czytać, nie mają telefonu komórkowego ani dostępu do Internetu, za to mają się ładnie ubierać, uczyć szycia i liczenia domowych wydatków we wszystkim zdane na męskiego opiekuna. No i mają ważyć swoje słowa.
W wielu miejscach powraca tutaj wspomnienie Ameryki lat pięćdziesiątych, nie przypadkiem przecież i nie tylko dlatego, że wszyscy wówczas udawali innych, wcielając się w postaci z „amerykańskiego snu”, ale przede wszystkim dlatego, że wtedy właśnie nałożono kobietom knebel, odbierając im to wszystko, co wywalczyły sobie podczas wojny swoją pracą, zaradnością i siłą. Z jakim przewrotnym okrucieństwem lansowano portret głupiutkiej pin-up girl, której wiecznie coś się nie udaje, przyłapanej męskim okiem, kiedy wiatr podwiewa jej właśnie spódniczkę. Jak daleko jesteśmy od tych czasów? Christina Dalcher pokazuje, że bardzo blisko i że wystarczy jedynie zaniechać działania, edukacji, udać, że to nie moja sprawa, zmilczeć, a wszystko powróci. I jeszcze jedno, o czym nam, kobietom Zachodu, nie wolno zapominać: że wciąż jesteśmy po stronie wszystkich możliwych mniejszości tego świata, na równi, w jednym szeregu z lesbijkami, gejami, czarnymi, chorymi itd. Ta perspektywa (nie będąca do końca naszym wyborem) pomaga nam wydobywać pokłady empatii, ale utrudnia zarazem walkę. I o tym jest po części ta książka.
Główna bohaterka, Jean McClellan, podejmuje ostatecznie walkę w sytuacji, w której nie ma już nic do stracenia, zmuszona przez los. Potrzebuje działania, które pomogłoby jej także wyzwolić się z nienawiści do męża, synów, (którzy mówią!), do samej siebie, która uczy córkę przetrwania w świecie za pomocą uległości, kompromisu, kłamstwa. „Wchodzę do domu i przywdziewam maskę żony i matki”, „bądź grzeczna w szkole” – czy to nie są przypadkiem nasze słowa? Autorka, lingwistka z doktoratem, przedstawia swoje książkowe alter ego, kobietę pracującą nad lekiem na afazję. Afazja staje się tutaj metaforą sytuacji współczesnych kobiet, to niemożność wydobycia z siebie głosu, ale też i nieznajomość swojego głosu. Matki nie pokazują swoim córkom, jak wygląda zaangażowane życie, bo często uciekają przed społeczną aktywnością w domowe zacisze, wierząc, że to wystarczy, by wychować dobrego człowieka. Wystarczy się nie wychylać. Dalcher pokazuje (choć nie ma w tym niczego odkrywczego), że jak długo będziemy uczyć dzieci posłuszeństwa, tak długo będziemy wychowywać pokolenia niezdolne do przeciwstawiania się złu. Przypominają się z kolei słowa Philipa Zimbardo o jego lęku przed szkołą, miejscem, które uczy przede wszystkim konformizmu.
„Vox” to powieść-manifest i jako taka ma pewne konieczne uproszczenia, żeby nie powiedzieć: schematy. Pisana w duchu hollywoodzkim pokazuje bohaterkę, która podnosi się z upadku i triumfuje. Nie robi tego sama. Można odnieść wrażenie, że robi to trochę męskimi rękami. W ogóle opis jej relacji z mężczyznami przypomina nieco „Pięćdziesiąt twarzy Greya” (zresztą dla wielu współczesnych dziewczyn jest to powieść psychologiczna!). Mamy tu więc: „błogo zaciemniony zakątek mojego umysłu”, kiedy bohaterka rozmyśla o swoim włoskim kochanku, czy opis męża wybiegającego bocznymi drzwiami „niczym odyniec, który zwietrzył świeżą krew”. Sama autorka przyznaje w podziękowaniach, że powieść powstawała przez dwa miesiące, i rzeczywiście widać tu pośpiech. Próżno szukać psychologicznej głębi, lingwistycznych rozważań, ciekawego języka, czy chociażby surowej powściągliwości, która cechuje na przykład prozę Doris Lessing. Ta ostatnia opisywała przecież dystopijną rzeczywistość w „Pamiętniku przetrwania”.
Pozostaje mieć nadzieję, że „Vox” podzieli los innych dystopii, takich jak choćby ostatnio „Opowieść podręcznej” Margaret Atwood , i zostanie dobrze zekranizowana. A wtedy być może ma szansę zmienić się w naprawdę intrygującą historię, która zgodnie z życzeniem autorki wzbudzi w nas gniew.
Tytuł: Vox
Autor: Christina Dalcher
Wydawnictwo Muza
Oprawa: Miękka
Rok wydania: 2019
Ilość stron: 416
Model: 9788328711419
Język: polski
Oryginalny tytuł: VOX
Tłumacz: Madejski Radosław