American Beauty (1999)

Czy kiedykolwiek chcieliście się zbuntować przeciwko tradycyjnemu życiu? Pewnie tak. „American Beauty” Sama Mendesa, człowieka związanego przed nakręceniem tego filmu przede wszystkim z teatrem, opowiada o takim właśnie buncie. Ten film to satyra na amerykański styl życia. Jednak nie tylko Amerykanie mogą odnaleźć w nim coś z siebie. W końcu problemy rodzinne, które są tutaj pokazane dotyczą wielu osób. Poruszone są tu takie sprawy jak konflikt między żoną a mężem, problemy z dzieckiem, a także zdrada.
Sporo o tym filmie słyszałem, ale jakoś nie mogłem go wcześniej zobaczyć. Zawsze coś mi wypadało. Więc kiedy nadarzyła się okazja z chęcią zasiadłem przed telewizorem. Przyciągnęły mnie znane nazwiska aktorów i pozytywne opinie na temat filmu. Szczególnie zachęcała do zobaczenia taka gwiazda jak Kevin Spacey. Nie zawiodłem się na „American Beauty” i już na początku mogę powiedzieć, że mamy do czynienia z rewelacyjnym filmem, który jest połączeniem komedii i dramatu.
Głównym bohaterem jest typowy Amerykanin po czterdziestce Lester Burnham (Kevin Spacey), mieszkający w charakterystycznym jednopiętrowym domku. Ma żonę, córkę i skrajnie różnych sąsiadów. Obok niego mieszkają: faszystka tępiący pedałów, chłopak, który jest dealerem narkotyków, były hipis i geje. Lester nie jest szczęśliwy w życiu. Już na samym początku mówi nam, że samo patrzenie na żonę go wykańcza, jego córka jest zwykłą nastolatką, a obie te kobiety mieszkające z nim pod jednym dachem uważają go za kompletnego nieudacznika. W czym mają po części rację. Jednak wszystko diametralnie się zmienia, gdy pewnego razu Lester poznaje koleżankę swojej córki blondwłosą piękność Angelę Hayes. Główny bohater zauważa, że nie czerpie z życia radości. Buntuje się. Postanawia poderwać młodą Angelę. Rzuca pracę, w domu staje się bardzo stanowczy. Od teraz każdą wolną chwilę poświęca na ćwiczenie swoich mięśni, przy okazji biorąc narkotyki.
Fabuła może wydawać się banalna. W dodatku jest sporo filmów o buncie. Co więc sprawia, że „American Beauty” jest wyjątkowy? Przede wszystkim wyśmienite aktorstwo. Kevin Spacey wcielający się w rolę Lestera, wczuł się w kreowaną przez siebie postać i zagrał genialnie. Mimika i wszystkie gesty wykonywane przez niego są po prostu wyśmienite. Jego postać jest przekonująca i wiarygodna. Za swoją rolę Spacey został uhonorowany Oscarem. Świetnie zagrała również Annette Bening (nominacja do Oscara) wcielająca się w żonę Lestera. To kobieta, która widzi, że jej związek się niszczy. Romansuje na boku, ale naprawdę chciałaby, żeby w domu było lepiej. Reszta aktorów, choć trochę gorszych, też zagrała dobrze i z przyjemnością się ich ogląda.
Kolejną ważną sprawą w filmie jest scenariusz. Dialogi, które słyszymy stoją na wysokim poziomie, są ciekawe i często zabawne. „American Beauty” jest po części komedią. Nie wywołuje głośnego śmiechu, ale nie o taki humor tu chodzi. Często oglądając ten film można się lekko uśmiechnąć. Takie reakcje wywołują sceny, które zwykle w normalnym życiu byłyby przerażające, ale w tym filmie zostały przedstawione w sposób dla widza komiczny.
Film daje sporo do myślenia. Lester zachowuje się jak młodzieniaszek. Kupuje narkotyki, poprawia swoją formę, zatrudnia się w podrzędnej firmie. To sprawia mu frajdę, ale czy naprawdę na dłuższy dystans takie życie może być satysfakcjonujące? Takie pytanie zadaje Mendes w filmie. Postać grana przez Spaceya też będzie musiała sobie na to odpowiedzieć. Czy przez bunt stał się wolnym człowiekiem? Czy bunt dał mu radość?
Kolejną sprawą jest córka Lestera. Znajduje chłopaka i naprawdę się w nim zakochuje. Tak samo on w niej. Są szczęśliwi. Natomiast Angela Hayes cały czas opowiada o swoich mężczyznach. Chwali się nimi, ale czy wie, co znaczy prawdziwa miłość? Czy taką spotkała? Raczej nie.
Pod koniec natomiast „American Beauty” pokazuje jeszcze jedną bardzo ciekawą rzecz. Czasami niektóre osoby wydają nam się zupełnie inne niż są naprawdę, ponieważ kreują się na kogoś innego. Nie będę mówił o kogo chodzi, bo przyjemnością jest zobaczenie tego w filmie. Robi to naprawdę spore wrażenie.
„American Beauty” jest dość specyficzny. Nie wszystkim spodoba się przedstawiony tu humor. Nie każdy będzie zachwycony dialogami. Jednak w moim odczuciu jest to świetny film ze wspaniałą grą aktorską, rewelacyjnym scenariuszem i miłą dla ucha ścieżką dźwiękową. Dodatkowym potwierdzeniem wielkości filmu jest zdobycie przez niego pięciu Oscarów: za scenariusz oryginalny, zdjęcia, dla Kevina Spaceya, reżysera i tej najważniejszej dla najlepszego filmu roku. W „American Beauty” może trochę nie pasować tylko zakończenie. Nie będę go zdradzał, by nie psuć radości z oglądania, ale jest tak dziwne i niespodziewane, że aż trochę absurdalne. Jednak nie będę się na siłę czepiać. Sam Mendes zrobił to, co do niego należało. Dał widzowi film, obok którego nie można przejść obojętnie.
Tytuł oryginalny: American Beauty
Reżyseria: Sam Mendes
Scenariusz: Alan Ball
Zdjęcia: Conrad L. Hall
Muzyka: Thomas Newman
Produkcja: USA
Gatunek: Dramat/Komedia
Data premiery (Świat): 08.09.1999
Data premiery (Polska): 11.02.2000
Czas trwania: 122 minuty
Obsada: Kevin Spacey, Annette Bening, Thora Birch, Wes Bentley, Mena Suvari