Blade – Wieczny łowca / Blade (1998)

Rok 1998 w kinie wampirycznym kojarzy mi się ze znaczną ewolucją pogromców wampirów. Za sprawą „Łowców wampirów”, wyreżyserowanych przez Johna Carpentera, i „Blade’a”, podstarzałych profesorków z wodą święconą i krucyfiksem wyparli twardziele z profesjonalnym sprzętem, wobec którego krwiopijca jest bezsilny. Jak więc widać wszystko idzie z duchem czasu. Mam nadzieję, że w filmach XXI wieku nie dokona się postęp, który spowoduje wynalezienie szczepionki przeciw ukąszeniom, gdyż to gwarantowałoby całkowitą zagładę gatunku. Jak na razie takie innowacje dają całkiem pozytywne efekty. Widz czuje już przesyt kolejnych filmów z Draculą i widział już tyle, że nie ma ochoty na kolejną powtórkę z rozrywki. Potrzebuje czegoś nowego, co zerwie z większością dotychczasowych zasad, nawet jeśli nie będzie to kino najwyższych lotów.
„Obudź się i spróbuj dostrzec to, co kryje się pod lukrem rzeczywistości, tam jest prawdziwy świat”
Otaczający nas świat od zawsze był iluzoryczny. Żyliśmy w przekonaniu, że to my – ludzie – mamy największą władzę, jesteśmy najdoskonalsi i po wszystkich wiekach spędzonych na tej planecie – która z czasem stała się dla nas duszna – w pełni objęliśmy nad nią władanie. Błąd. Pośród nas od lat żyją stworzenia dorównujące nam inteligencją, podobne do nas (pomijając uzębienie), lecz usadowione na szczycie łańcucha pokarmowego. To wampiry obecne w naszej kulturze od wieków, nie tylko jako obiekty mitów. Monstra te sprawnie wmieszały się w nasze społeczeństwo: są w policji, obejmują wysokie stanowiska i potrafią podporządkować sobie ludzi. Naszemu gatunkowi pomóc może jedynie czarnoskóry Blade – pół-człowiek, pół-wampir, pałający nieograniczoną chęcią eksterminacji krwiopijców. Z ludzkich cech on przejął odporność na takie mankamenty organizmu wampira jak słońce, promienie UV, srebro i czosnek, natomiast druga strona medalu czyni go indyferentnym na ugryzienia oraz daje mu niezwykłą siłę, zdolność do regeneracji, wyostrzone zmysły, a – co za tym idzie – pragnienie krwi, które bohater niweluje biorąc surowicę. Taki sprzymierzeniec odbiera więc atrament z pióra, które miało spisać ludzkość na straty. Zapowiada się niezła draka. Tym bardziej, że młody i do przesady ambitny wampir, Diakon Frost, ma w planach zgładzenie gatunku ludzkiego.
„Blade” to wzniesione na fundamencie horroru kino akcji. Kto więc liczy na wgniatające w fotel momenty zatopione w grozie, może się srogo zawieść. Nawet za pomocą muzyki nie próbowano nałożyć na obraz złudnej maski napięcia. Z głośników sączy się wyłącznie elektronika będąca akompaniamentem do szybkiego tempa, dynamicznych walk i czasem wręcz teledyskowego montażu. Nie wpiszę tego jednak w poczet wad filmu, gdyż było to działanie zamierzone, a nie efekt niekompetencji twórców. Widz chętnie sięgnął po taki ewenement – przedstawiciela określonego gatunku nasyconego cechami innego. Doskonale o tym świadczą wyniki kasowe „Blade’a”. Budżet filmu wynosił 45 mln dolarów, a pociągnął za sobą przychody liczące ponad 140 mln.
Fabuła filmu (notabene oparta na motywach komiksu) sprawi, że w widzach nieśmiałe uznanie będzie walczyć z zażenowaniem, które co poniektórych zapewne znokautuje. Mamy tu ciekawą historię – coś wręcz innowacyjnego dla wampirycznej popkultury – przeplecioną licznymi, wyjątkowo głupimi scenami. Wśród nich priorytetowo pragnąłbym wymienić moment, w którym nadchodzi świt, a renegat Frost i jego kompani z uśmiechem pragną powitać słońce. Samobójcy? Ależ skąd, po prostu nasmarowali się kremem do opalania. Obok takich popisów idiotyzmu ulokowane są intrygujące odpowiedzi na dręczące widza pytania odnośnie natury wampirów, np. „dlaczego zmuszone są one pić krew”.
Do oceny pracy scenarzysty należy jednak podejść z dystansem. Wiadomo, że nie jest ona w pełni jego dziełem, lecz efektem przenoszenia na ekran kart komiksu. Nie wiem, na ile luźna jest to adaptacja – ile jest tu komiksu autorstwa Marva Wolfmana oraz Gene’a Conlana, a ile ingerencji scenarzysty, Davida S. Goyera, w ów komiks.
Film jest niezłą reżyserską robotą. Norrington zadbał o to, by widz ani chwilę się nie nudził, a jednocześnie nie zaserwował mu ogromu akcji na okraszonym nużącymi wzorami półmisku. Wszystko zostało dobrze wyważone: spektakl redukowania populacji wampirów przerywają nam momenty, w których wyjaśnia się istota głównego bohatera oraz dobre dialogi, o które ciężko podejrzewać film tego typu. Dodatkowo należy pogratulować świetnego prologu i epilogu.
Spośród aktorów na wyróżnienie zasłużył Stephen Dorff wcielający się w Diakona Frosta. Przesycił on odgrywaną postać nieludzkim urokiem i szyderczością. Jego bohater jest – jak większość jednostek ogarniętych pragnieniem omnipotencji – daleki od dostojności, spokoju i opanowania cechującego elitarnych przywódców. Dorff nadał mu sposób bycia pełen egoizmu, szaleństwa i zewnętrznej pewności siebie. Ma obłędne spojrzenie świadczące o tym, że zaznał już wszystkiego, a mimo to jego zmysły nie zostały nasycone. Ów aktor wraz ze swoją postacią jest największym atutem filmu i przyćmiewa nawet takich weteranów kina jak Kris Kristofferson.
Dużo inne wymagania niesie za sobą postać Blade’a. Musi się w niego wcielić twardziel z krwi i kości: ktoś z morderczym spojrzeniem, pełen pewności w każdym ruchu, mający odpowiednie predyspozycje fizyczne, a do tego bardzo dobrze wyszkolony w sztuce walki. David S. Goyer widział w tej roli trzech aktorów: Wesley’a Snipesa, Denzela Washingtona i Laureance Fishburne’a. Ostatecznie wybór padł na tego pierwszego i myślę, że okazał się trafny. Kreacja Snipesa jest dobra i nie pozostawia niczego do życzenia. Trudno jednak to docenić, gdyż jest to rola łatwa i nie wymagająca niczego ponad to, o czym wspomniałem wcześniej.
Ponadto w filmie możemy zobaczyć Udo Kiera znanego z filmu „Blood for Dracula” i wiekowego już Krisa Kristoffersona. Sam byłem nieco zaskoczony oglądając go w tego typu produkcji.
„Blade” to film średni, który może służyć jako pretekst do spożycia wiaderka popcornu. Nie ma tu niczego, co mogłoby zadziałać na wyobraźnię widza i zabrać go w jakąś mroczną i klimatyczną eskapadę ścieżkami wydeptanymi przez ambitniejszych przedstawicieli gatunku. Jeśli jednak jesteś sympatykiem komiksowego kina charakteryzującego się dobrą i dynamiczną akcją, licznymi walkami i niezwykle wymyślnymi rodzajami broni – trafiłeś dobrze i zapewne jeszcze nie raz do „Blade’a” wrócisz, gwarantuję.
I jeszcze jedno – strzeżcie się kontynuacji! Mimo większych możliwości twórcy stworzyli gnioty, których drugi raz nie ogląda się nawet za dopłatą. Jeśli „Blade” przypadł Wam do gustu i macie ochotę na coś w podobnych klimatach to polecam wspomnianych już na wstępie „Łowców wampirów”.
Ocena: 5/10
Autor recenzji: Michał 'Dusqmad’ Jaglarz
Tytuł oryginalny: Blade
Reżyseria: Stephen Norrington
Scenariusz: David S. Goyer
Zdjęcia: Theo van de Sande
Muzyka: Mark Isham
Produkcja: USA
Gatunek: Horror/Akcja
Data premiery (Świat): 19.08.1998
Data premiery (Polska): 29.01.1999
Czas trwania: 120 minut
Obsada: Wesley Snipes, Stephen Dorff, Kris Kristofferson, Udo Kier, Traci Lords, Sanaa Lathan