Błękitna głębia / Into the blue (2005)

Wiadomym jest, iż głębina morska jest miejscem, w którym czeka wiele niebezpieczeństw, ale także spora liczba zaginionych rzeczy. Niektórzy nie bacząc na wszelkie zagrożenia, postanawiają odkryć te wszystkie skarby. Jest to dla nich wystarczającym powodem, aby zanurzać się i ryzykować życie. Niekiedy jednak sprawy komplikują się i do niebezpieczeństw z morza dołączają zagrożenia z lądu.
„Błękitna głębia” to opowieść o grupie nurków, którzy podczas poszukiwania zaginionego statku trafiają na samolot, w którym przemycano narkotyki. Płetwonurkowie zostawiają samolot nie chcąc narazić się na kłopoty. Tymczasem w mieście bezwzględni gangsterzy starają się odnaleźć swoje narkotyki. W końcu dowiadują się, że ich samolot odnaleźli nurkowie. Rozkazują im wydobyć zawartość pojazdu pod groźbą utraty życia. Rozpoczyna się walka o śmierć i życie, do której w nadchodzącym czasie dołączy także „gość” z morza.
Gdybym miał oceniać film patrząc wyłącznie na jego stronę fabularną, nie oceniłbym „Błękitnej głębi” wysoko. Wszyscy dostrzegą, że jest to obraz, który nie błyszczy oryginalnością, wykorzystuje utarte schematy i metody rozwiązań. Trzeba również powiedzieć, iż to co już znamy z przeszłości jest w większości lepsze od „Into the blue”. Na pewno twórcom zależało jedynie na tym, aby zrobić szybki film akcji, ale niestety to nie wystarcza każdemu widzowi. Ważne jest to, że w minimalnym (tylko) stopniu poznajemy bohaterów, nie wiemy, czego się boją, skąd pochodzą, czym się zajmują. W sumie można znaleźć różne informacje o członkach grupy nurków, ale są to elementy śladowe i mało konkretne. Jest to spora wada tej produkcji, bowiem nie ma niczego gorszego od oglądania filmu, w którym znikąd pojawiają się bohaterowie bez przeszłości. I powracając do samej fabuły – jak już powiedziałem nie jest ona oryginalna, a sztampowa i szablonowe wykreślić i szablonowe. Wiele filmów przygodowych było zrobionych w podobny sposób i doszukiwanie się nowych kwestii w „Błękitnej głębi” jest niezwykle trudne. Prawdę mówiąc nie potrafiłem temu sprostać, dlatego pozostaję przy twierdzeniu, że obraz ten nie wnosi niczego nowego do kinematografii. Elementem, który odróżnia tę produkcję od innych filmów przygodowych jest spora doza napięcia. Zastanawiałem się nawet, czy nie powiedzieć, iż jest to thriller, ale doszedłem do wniosku, że jak na „dreszczowiec” to jest za mało straszny i przejmujący. W związku z tym, mamy do czynienia z przygodówką, w którą wpleciono sporo elementów charakterystycznych dla thrillerów.
O ile fabuła jest bardzo oklepana i w ogóle nieciekawa, o tyle same dialogi są mocną stroną filmu. Często w filmach przygodowych słyszałem teksty, które miały niby wzbudzić w nas jakieś emocje czy empatię, ale w efekcie dawały powody do śmiechu. W „Błękitnej głębi” nie znalazłem takich tekstów, a śmiałem się jedynie wtedy, kiedy twórca scenariusza celowo umieścił śmieszną sytuację. Świadczy to, iż scenarzysta zastanowił się nad tym, co pisze i postarał się, aby efekt jego pracy nie wzbudzał niepożądanego śmiechu, czy politowania. Co ciekawe Matt Johnson – bo tak nazywa się scenarzysta – nie ma prawie żadnego doświadczenia w pisaniu scenariuszy. Do tej pory napisał teksty jedynie do dwóch filmów! To chyba świadczy o tym, iż jedynie ja odkryłem w jego dziele jakieś pozytywne aspekty, ale wierzę, iż ktoś inny także spostrzeże, że jego teksty naprawdę nie są złe. Chciałbym także wyjaśnić, iż nie uważam tego scenariusza za jakiś wielki, niesamowity tekst, a jedynie dostrzegam, że nie popełniono w nim żadnych szczególnych błędów.
Wiem, że lwia część publiczności w Polsce obejrzała ten film jedynie dlatego, że grała w nim Jessica Alba, znana z roli w chociażby „Sin City”. Mam wrażenie, iż Alba nie potrafiła się odnaleźć w swej roli. Grała nudno, chaotycznie i przede wszystkim zachowywała się wielce infantylnie. Gdy sobie przypomnę jej rolę w „Sin City” to wprost nie mogę uwierzyć, że jest to ta sama osoba. W zasadzie jedynym elementem, dla którego warto zwrócić na nią uwagę, jest jej dosyć ładne ciało, ale nie bądźmy lubieżni, to nie jest w żadnym stopniu zaletą filmu. Paul Walker, grający głównego bohatera wywiązał się ze swojej roli i nie można mu wiele zarzucić, chociaż nie zasłużył także na jakieś szczególne fanfary. Po prostu postawmy przy jego nazwisku plusik, oznaczający dobrą, acz nie bardzo dobrą rolę. To także nie jest zaletą filmu, a jedynie faktem, który powoduje, iż „Błękitna głębia” ma mniej wad. Kolejny aktor, któremu trzeba wystawić ocenę, jest grający brata Jareda (głównego bohatera) Scott Caan, którego znam z roli w „60 sekund”. Tam jego gra nie przypadła mi do gustu, natomiast w „Into the blue”, mimo bardziej wymagającej roli, zagrał dosyć dobrze i nie zaliczył większych wpadek. Jest wprawdzie gorszy od Walkera, ale i tak spokojnie można powiedzieć, iż zmieścił się w granicach dobrego smaku.
Najczęściej gdy mamy film, w którym ktoś poszukuje jakiś skarbów, rzecz dzieje się w wielu miejscach – spójrzmy chociażby na „Skarb narodów”. Natomiast w filmie Stockwella praktycznie cała akcja rozgrywa się na niewielkim terenie, dookoła miejsca w którym ukryty jest wrak statku. Gdybym miał jakiś wpływ na to, gdzie rozgrywa się akcja, na pewno postawiłbym na jakąś różnorodność, odmienność, aby ustrzec się od momentów w których wszystko zaczyna się nudzić i nie ma czego już odkrywać. Zdaje się, że nie byłoby takie złe rozwiązanie, bo końcówka „Błękitnej głębi” dzieje się na terenie znanym już widzowi, dlatego też nie ma czego odkrywać, a jedynie obserwować to, co robią bohaterowie. Może jestem trochę przewrażliwiony na tym punkcie, ale w produkcjach przygodowych cenię sobie właśnie różnorodność i zmienność otoczenia. Ważne jest tutaj podkreślenie słowa przygodowe, bowiem w innych gatunkach akcja dziejąca się w jednym miejscu jest jak najbardziej przeze mnie tolerowana. Niemniej, to już takie moje zboczenie.
Gdy pojawia się dreszczyk emocji ważne jest, aby doszła do tego odpowiednia muzyka, która tylko by go spotęgowała. Czy w „Into the blue” pojawia się odpowiednia ścieżka dźwiękowa? Owszem, mamy dosyć dobrze zrobione dźwięki, nie przeszkadzające naszym uszom, ale na pewno nie takie, które wzbudzałyby w nas jakieś szczególne, nieoczekiwane emocje. Gdyby zrobiono coś lepszego, wywołującego większe emocje mielibyśmy podstawy, by uważać, iż ten dreszczyk emocji był „mocny”, tak jedynie mogę powiedzieć, że pojawiły się śladowe ilości napięcia.
Zdjęcia podwodne to zawsze coś ciekawego w filmie, pod warunkiem, że są zrobione ciekawie i nie powodują u nas znużenia. W wielu produkcjach element podwodny pojawia się w niewielkim stopniu. Tak małym, że nie ma sensu się nim w ogóle zajmować. Gorzej, gdy większość akcji rozgrywa się właśnie pod wodą, wtedy trzeba się tym zająć i powiedzieć, co zrobiono źle, a co dobrze. Mam wielkie zastrzeżenia co do pracy kamery pod wodą. Wszystko jest pokazane niewyraźnie, niedokładnie i sporej części otoczenia nie da się w ogóle poznać. Zastanawiam się, czy twórcy mieli za małe fundusze, czy może nie przyłożyli się do tego tak, jak trzeba było. Bardzo niedobrze wypadają zdjęcia w samolocie, gdzie praktycznie nie da się nic dostrzec, oprócz ciał ludzi i narkotyków. Moje przekonanie, że można było to zrobić lepiej jest ogromne i słuszne. Co do zdjęć na powierzchni to są one zrobione w znanym, amerykańskim stylu i nie zamierzam ich komentować, z racji tego, że niczym specjalnym nie zaskakują.
„Błękitna głębia” to bardzo szablonowa, niczym się nie wyróżniająca przygodówka. Po prostu – do obejrzenia i zapomnienia.
Ocena: 5/10
Tytuł oryginalny: Into the Blue
Reżyseria: John Stockwell
Scenariusz: Matt Johnson
Zdjęcia: Shane Hurlbut, Peter Zuccarini
Muzyka: Paul Haslinger
Produkcja: USA
Gatunek: Przygodowy, Kryminał, Thriller, Akcja
Data premiery (Świat): 2005-09-30
Data premiery (Polska): brak
Czas trwania: 110 minut
Obsada: Paul Walker, Jessica Alba, Scott Caan, Ashley Scott, Josh Brolin, James Frain