Bliżej / Closer (2004)

Kłamcy
Każdy z nas zna smak łamania reguł. Podwyższona adrenalina, smak zakazanego owocu, ekscytacja. Po pewnym czasie jednak to, co do niedawna przyprawiało o dreszcz emocji, jest nudne i nieciekawe. Potrzebujemy nowości, chcemy wciąż więcej i więcej, szukając coraz to nowszych dróg realizacji naszych pragnień. Podobne uczucia nie obce są bohaterom „Bliżej”.
Alice, młoda Amerykanka, po zakończeniu swojego ostatniego związku, przyjeżdża do Anglii. Idąc ulicą, przyciąga wzrok przystojnego przechodnia – Dana. Po chwili dochodzi do niegroźnego wypadku, który jest początkiem związku tych dwojga. I chciałbym w tej chwili dopisać „i żyli długo i szczęśliwie”, lecz ta opowieść ma nieco inny ciąg dalszy. Wkrótce na scenę wkracza Anna, piękna pani fotograf i Larry – niezaspokojony seksualnie samiec w fartuchu lekarza. Losy tych czworga będą się nieustannie przeplatać na deskach ich dramatu, ich życia.
„Bliżej” to bardzo smutny film. Jest to obraz o ludziach zakochanych w kłamstwie, osobach nieustannie tkających iluzje swojego życia. Kłamstwo staje się największą podnietą, a jego obecność staje się niezbędna – uzależnia. Bohaterowie filmu Nicholsa nie poprzestają na małych kłamstwach, te bowiem bawią ich tylko przez chwilę. Ich iluzje stają się coraz bardziej wyrafinowane, jednocześnie za każdym razem trafiają celniej i celniej. Wzajemne oszukiwanie siebie staje się fetyszem, bez którego ich życie nie ma sensu, bo wszak od początku do końca zbudowane jest na czymś, co nie istnieje i nigdy nie istniało. Tym, co jeszcze bardziej uderza podczas seansu „Closer”, jest fakt, że Anna, Larry, Dan i Alice kochają też okłamywać samych siebie. Staje się to ich rytuałem dającym większą satysfakcję, niż najbardziej wyuzdane zabawy seksualne. Obraz Nicholsa przytłacza także brakiem perspektyw wyjścia z tej chorej sytuacji, w której wszyscy, w mniejszym lub większym stopniu, uczestniczymy. Jedyną osobą, która chce się z niej wyrwać, jest Alice. Najmłodsza, ale też chyba wiedząca o życiu najwięcej. Ona jedna wciąż ma w sobie jakąś niewinność (mimo występów w klubach go-go), jakąś przyzwoitość, chęć oczyszczenia się, wyzbycia kłamstw. Ona też jedna zdaje sobie sprawę, że „ludzie kochają ohydne kłamstwa”.
Mike Nichols to jeden z najciekawszych reżyserów amerykańskich. Jego inteligencja, sprawność realizacji, wiedza o człowieku i jego zwyczajach oraz niebywały talent już od kilkudziesięciu lat zadziwiają. „Absolwent” czy „Kto się boi Virginii Woolf?” to dziś żelazna klasyka Kina. „Closer” raczej nie ma szans wpisać się w ten kanon, aczkolwiek udowadnia po raz kolejny, jak wspaniałym obserwatorem jest Nichols. Reżyser jak zwykle nie bawi się w moralizatora i nauczyciela. On pokazuje to, czego sami widzieć nie chcemy. Niejeden z nas tapla się w tym sam bagnie, co bohaterowie filmu. Pana Mike’a nie bardzo jednak obchodzi nasze samopoczucie; liczy się prawda, co w zestawieniu z wszechobecnym w filmie kłamstwem jest paradoksem. Zakończenie filmu nie napawa optymizmem na przyszłość. Czy Alice nadal będzie na tyle silna, by umieć powiedzieć „nie”? Czy pozostali bohaterowie opamiętają się w końcu? Czy my wszyscy się opamiętamy?
Sugestywna i smutna wizja współczesnego społeczeństwa zyskuje wyrazistość zarówno dzięki kunsztowi reżysera jak i świetnej obsadzie. Nie ma tu może ról oscarowych (chociaż Portman i Owen za swoje kreacje byli do tej nagrody nominowani), są jednak bardzo dobre i mocne. Julia Roberts zamiast grać w kolejnych komediach romantycznych, powinna częściej wybierać taki repertuar, bowiem w „Closer” daje się poznać jako świetna (i wciąż piękna) aktorka. Portman udowadnia, że z dojrzałymi rolami też radzić sobie umie i ma ambicje w przyszłości (oby niedalekiej) wejść do pierwszej ligi. Law, którego zresztą uwielbiam, nie trzyma stałej formy przez cały seans, niemniej tworzy wiarygodną kreację – kolejną w swoim obszernym dorobku. Nawet Owen pokazał, że ze swoich słabych stron umie uczynić atuty i zagrać na bardzo wysokim poziomie. Aktorzy uczynili z „Closer” prawdziwie apetyczne ciastko.
„Bliżej” to film pokazujący prawdę za pomocą kłamstw. Świetnie zagrana i zrealizowana diagnoza nas, ludzi początku XXI wieku. Takich wolnych i zniewolonych jednocześnie. Na pewno warto poświęcić temu filmowi wieczór. Pomyśleć nad tym, co przekazuje. Nie zawsze będą to miłe refleksje, dlatego nie zdziwi mnie, jeśli większość z Was w ostatniej chwili sięgnie po „300” czy innych „Transformersów”. W końcu nasz masochizm ma swoje granice.
PS Wszystkich, których urzekła piosenka „The Blower’s Daughter”, zachęcam do sięgnięcia po albumy Damiena Rice’a. Rzadko zdarza się spotkać tak dojrzałego i wrażliwego artystę. I nie mam wątpliwości, że bez jego kompozycji „Closer” nie byłby tym samym filmem. Jeszcze raz gorąco polecam.
Tytuł oryginalny: Closer
Reżyseria: Mike Nichols
Scenariusz: Patrick Marber
Zdjęcia: Stephen Goldblatt
Muzyka: Steven Patrick Morrissey, Wolfgang Amadeusz Mozart
Produkcja: USA
Gatunek: Melodramat
Data premiery (Świat): 03.12.2004
Data premiery (Polska): 28.01.2005
Czas trwania: 104 minuty
Obsada: Natalie Portman, Jude Law, Julia Roberts, Clive Owen