Borat: podpatrzone w Ameryce, aby Kazachstan rósł w siłę, a ludzie żyli dostatniej (2006)

Z mitem wyidealizowanego amerykańskiego społeczeństwa spotkał się chyba każdy z nas. Żyjący w jednym z największych mocarstw na świecie ludzie już od wielu lat starają się narzucać innym narodom swoje poglądy i obyczaje. Amerykanie najczęściej jawią się nam jako utopijne społeczeństwo, w którym żyją sami patrioci, wyleczeni z rasizmu i antysemityzmu, walczący z globalnym terroryzmem o wolność swoją i „uciśnionych ludzi” w innych państwach. Cóż, nam Polakom, postrzeganym przez obcokrajowców głównie jako hałaśliwa banda pijaków i złodziei, zostało tylko usiąść i z podziwem patrzeć na ten cudny obraz amerykańskiej utopii. Ja wiem, że zdanie powyżej może wielu urazić, ale nie oszukujmy się, taka jest prawda i jeżeli się mylę, niechaj mnie grom z jasnego nieba…Często bywam za granicami naszego państwa i wierzcie mi, im dalej na zachód tym gorzej nas widzą… ale za to zachwycają się Ameryką. I tak sobie myślę, gdzie tu kończy się zdrowy rozsądek, a zaczyna ludzka głupota? Bo wybaczcie, ale ocena społeczeństwa na podstawie przereklamowanych filmów „Made in Hollywood”, opowiadających o wspaniałych zdolnościach amerykanów i ich zaradności w trudnych sytuacjach naprawdę potrafi zdołować. Ludzie, według oficjalnych danych amerykańskie społeczeństwo to jedno z najgłupszych na świecie. To nie żart. Tamtejsze szkolnictwo znajduje się w tak fatalnym stanie, iż w rankingu na najgorszy system edukacyjny wśród państw wysokorozwiniętych znalazło się w pierwszej trójce. To są fakty, nie dajcie się zwariować „jankeskim perfekcjonizmem”. Może i Amerykanie nie są pijakami i złodziejami, ale nie są też chodzącymi ideałami. Wiecie, w czym Polacy są lepsi? W tym, że my nie udajemy. Mamy wady i się do nich przyznajemy, natomiast nasi „przyjaciele” zza oceanu potrzebują do tego pomocy komików i satyryków. Jedną z takich osób dotkliwie wytykającą wady amerykańskiemu społeczeństwu jest popularny Sacha Baron Cohen, szerszemu gronu publiczności znany bardziej jako Ali G. Tym razem wciela się on w postać kazachskiego dziennikarza Borata Sagdiyeva, „szóstego pod względem popularności człowieka w kraju” i wyrusza z misją do USA, aby poznać tamtejsze obyczaje i przenieść je na rodzimy grunt, aby Kazachstan rósł w siłę, a ludzie żyli dostatniej. Kiedy zapowiadany jako ostra satyra film pojawił się na ekranach amerykańskich kin, tamtejsze społeczeństwo, którego wady napiętnuje… po prostu oszalało na jego punkcie. No i niech mi ktoś powie, że oni są inteligentni…
Borat Sagdiyev, poważany dziennikarz z Kazachstanu dostaje od swojego rządu zlecenie wyjazdu do USA, w celu zgłębienia ich tradycji i obyczajów. Traktując z wielką powagą powierzoną mu misję, Borat werbuje swojego przyjaciela i zarazem producenta Azamata Bagatowa, pakuje do walizek kilka ciuszków oraz ulubioną kurę i niezwłocznie wyrusza do Stanów. Na miejscu niestety spotyka go całe pasmo rozczarowań. Niczym przybysz z obcej planety, kazachski dziennikarz za nic nie potrafi zrozumieć Amerykanów, którzy nie chcą się z nim całować na przywitanie, homoseksualiści nie noszą niebieskich kapeluszy, kobiety nie mają godziny policyjnej i na dodatek nie można sobie od tak jakieś zgwałcić. Mało tego, nikt na ulicach nie strzela do Żydów, czarny może zostać poważanym politykiem, na drogach nie można rozjeżdżać Cyganów, a kupę robi się w specjalnie do tego przeznaczonych miejscach! Dla Borata był to szok… Co to za kraj, co za ludzie, co za obyczaje? Co rusz dostając bolesną lekcję życia, Kazach wreszcie dochodzi do wniosku, że USA to wcale nie jest fajny kraj i gdy pomału chciał się pakować i wracać w rodzinne strony, nagle w telewizji natrafia na serial „Słoneczny Patrol” i z miejsca zakochuje się w przepięknej CJ Parker, czyli Pameli Anderson. Od tej pory, nie zważając na koszty, przeciwności losu i nieuprzejmych ludzi, Sagdiyev wyrusza do Kalifornii, aby poślubić seksowną aktorkę. I tu niestety ponownie spotyka go zawód, gdyż po drodze okazuje się, że Pamela wcale nie jest już… dziewicą!
„Jag she mash?” – to pierwsze zdanie skierowane bezpośrednio do widzów amerykańskich (bo to o nich jest ten film) przez wielu na pewno skwitowane byłoby „Theks, so fahn”. No bo jak się mają mieć „ne fahn”, skoro z odległego Kazachstanu przyjeżdża najwybitniejszy dziennikarz i próbuje nakręcić dokument o ich wspaniałości. Niestety, a może stety, ich radość bardzo szybko zamieni się we wstydliwy okrzyk „meah cullpah”. Oglądając ten dziwaczny obraz zrealizowany w formie dokumentu fabularyzowanego, gdzieś od jego połowy do głowy cisnęło mi się jedno przysłowie: „W mym oku drzazgę widzisz, a w swoim belki nie dostrzegasz”. Wierzcie mi, że pasuje ono do tego filmu jak ulał. Amerykanie, za wszelką cenę próbujący edukować inne narody, wyglądają w tym projekcie niczym banda neardentalskich prymitywów zachowująca się co najmniej irracjonalnie. No, ale tamtejsza społeczność musi liczyć się z amerykańską poprawnością polityczną, która pozwoliła im stworzyć kraj ludzi równouprawnionych, gdzie wszyscy żyją w dostatku i szczęściu. Oczywiście jest to nonsens i większość zdaje sobie z tego sprawę. Świetnie ujmuje to w swoim obrazie reżyser Larry Charles, który dając swojemu bohaterowi całkowicie zielone światło w zachowaniu, w sposobie mowy i tematach, o jakich rozprawia z zupełnie nieświadomymi rozmówcami. I co się okazuje? Ano kochani moi w „Borat: Podpatrzone w Ameryce, aby Kazachstan rósł w siłę, a ludzie żyli dostatniej” przekonacie się, że Ameryka wcale nie jest taka cacy. Postawieni pod ścianą przez przebiegłego komika rozmówcy, po kilku minutach konwersacji z nim zaczynają przytakiwać bzdurom, jakie ten wygaduje. Kiedy Borat nie rozumie, dlaczego w US A nie strzela się na ulicach do Żydów, nagle ktoś naprawdę zaczyna się zastanawiać, dlaczego taki fakt nie ma miejsca?! Ktoś zarzucił temu filmowi, że za dużo ma on „gagów” o defekowaniu. Śpieszę z odpowiedzią w tej kwestii. Po pierwsze nie są to żarty, tylko autentyczna wada tamtejszego społeczeństwa, które w większości przypadków potrafi śmiać się głównie z takiego prostactwa. Mylę się? Nie bardzo, proszę w głowie na szybko zrobić sobie przegląd amerykańskich komedii. Niemal w każdym filmie tego typu znajdziecie „śmieszne sytuacje” związane z załatwianiem się, czy puszczaniem bąków. Po drugie, kiedy Borat wypróżnia się w centrum miasta na trawie (autentyczna sytuacja), nikt mu nie zwraca uwagi! Ot ludzie sobie przechodzą i zamiast czuć niesmak, śmieją się z tego. Ten „tani” chwyt o robieniu kupy nie wziął się w tym obrazie z przypadku, to dość mocny policzek wymierzony prymitywnemu poczuciu humoru Amerykanów. W tym miejscu warto zaznaczyć, że ani to, z czego najczęściej śmieją się mieszkańcy Stanów, ani nic innego nie znalazło się w tym projekcie przypadkowo. Ot choćby nauka jazdy samochodem, w trakcie której Borat zachowując się jak szaleniec wyklina na innych kierowców. Instruktor wcale nie zwraca mu uwagi, nie gani go za takie zachowanie, traktuje to jako normalną reakcję każdego kierowcy (widzieliście kiedyś dokumenty kręcone przez policję typu „Uwaga szaleniec”, „Wypadek” itp. itd.? Jeżeli tak, to szybko połapiecie się, co piętnuje Borat). Ponadto w roli pomocnika dziennikarza, czyli Azamata Bagatowa, reżyser obsadził otyłego, odpychającego wyglądem i zachowaniem aktora Kena Davitiana. W jednej ze scen ten będąc całkiem nago onanizuje się na łóżku, przy zdjęciach Pameli Anderson. Kiedy do pokoju wchodzi (wówczas bardzo zakochany w aktorce ze „Słonecznego Patrolu”) Borat, dochodzi do bójki, w której obaj bohaterowie występują w negliżu. Kiedy jeszcze jakimś cudem można zdzierżyć owłosione cielsko Sachy Barona Cohena, to niestety patrząc na obleśną posturę jego przyjaciela efekt jest jeden – zwrotny (to, o czym tu napisałem dokładnie zrozumiecie, jak zobaczycie ten obraz). Bójka, bójką, ale już pościg (oczywiście nadal bez ubrań) po hotelowych korytarzach to już akt rodem z „Jackassa”. Jednak nie chłopaków z tego filmu ma piętnować ta scena, tylko zapasłe amerykańskie społeczeństwo! Ja ujmę to jednym słowem – TRAGEDIA!!!
Dalsze zgłębianie tego dzieła nie ma sensu. Od początku do końca przesiąknięty jest on bolesną dla Amerykanów satyrą, piętnującą ich wady, których ci oczywiście nie mają – a wcale, że nie! Od strony technicznej ciężko konfrontować obraz pana Larry’ego Charlesa ze zwykłym filmem. Jak już wspominałem, w całości jest on przedstawiony jako dokument i jest to oczywiście plus dla całej produkcji, ponieważ odbieramy go poważniej, a przez to jak najbardziej zgodnie z prawdą. Złośliwi w tym miejscu powiedzą, że Amerykanie i tak są górą, ponieważ potrafią się śmiać z własnych wad, a świadczy o tym olbrzymia popularność tego filmu, który zarobił za oceanem rewelacyjną kwotę ponad $123 mln. Nie moi kochani, znów złe rozumowanie! A co, jeśli oni nie śmieją się z własnych wad? Wydaje mi się, że oni po prostu się śmieją, bo to kolejny film o defekowaniu, grubasach, homoseksualistach, złych Żydach okradających niewinnych ludzi, o nachlanych studentach, naciągających naiwnych prostaków chrześcijańskich uzdrowicielach, o prostytutkach i innych tzw. plastikowych kobietach, za którymi nie wiedzieć czemu ogląda się każdy facet. To o tym jest ten film, nie o wadach idealnego społeczeństwa „Made in USA”. A jak ktoś twierdzi, że jest inaczej, że Borat nie naśmiewa się z amerykańskiej utopi, to proszę wybrać się do Stanów Zjednoczonych i wytłumaczyć to przeciętnemu mieszkańcowi żyjącemu na „ziemi obiecanej”.
Kończąc, chciałbym w rytmie wspaniałego, jedynego i najlepszego na świecie amerykańskiego hymnu zanucić słowa hymnu kazachskiego:
Kazachstan jest największym państwem na świecie,
Wszystkimi innymi krajami rządzą małe dziewczynki.
Kazachstan jest największym eksporterem potasu,
Ale inne państwa centralnej Azji mają teoretycznie tyle potasu, co my.
Kazachstan jest największym państwem na świecie,
Bo w innych państwach żyją sami geje.
Kazachstan jest największą wylęgarnią prostytutek i gwałcicieli,
Ale niestety USA powoli dogania nas.
Kazachstan, Kazachstan, jak to dumnie brzmi,
A na dodatek możemy się od niedawna pochwalić niezwykłą tolerancją religijną.
Kazachstan jest największym państwem na świecie,
Dlatego będziemy rządzić na tej planecie, Ziemi.
Kazachstan, bardzo długa to może być pieśń,
I bardzo długa ona rzeczywiście jest.
P.S.1 Tylko i wyłącznie do ludzi z IQ rodem z USA
Proszę w tym hymnie słowo Kazachstan zastąpić USA, a USA słowem Kazachstan!
P.S.2 Przepraszam wszystkich za chamski język użyty w tej recenzji, ale skoro opisuje w nich chamskie zachowanie to niestety musiałem się dostosować do takowego poziomu.
P.S.3 Wszelkie obraźliwe teksty, które padły z mojej strony pod kątem amerykańskiego społeczeństwa, to oczywiście żart…
P.S.4 …a wcale, że nie :P!
Ocena: 9/10
Tytuł oryginalny: Borat: Cultural Learnings of America for Make Benefit Glorious Nation of Kazakhstan
Reżyseria: Larry Charles,
Scenariusz: Sacha Baron Cohen, Peter Baynham, Anthony Hines, Dan Mazer
Zdjęcia: Luke Geissbuhler, Anthony Hardwick
Muzyka: Erran Baron Cohen
Produkcja: USA
Gatunek: Komedia, Satyra
Data premiery (świat): 4.08.2006
Data premiery (Polska): 24.11.2006
Czas trwania: 84 minuty
Obsada: Sacha Baron Cohen, Luenell, Pamela Anderson, Ken Davitian