Dom woskowych ciał / House of Wax (2005)

Suma wszystkich slasherów
Życie miłośnika horrorów w XXI wieku nie jest piękne. Trzeba przyznać, że współcześni widzowie zaczynają powoli zapominać o tym, co to strach, co to znaczy drzeć z przerażenia. Czasem jednak z wielkim zaciekawieniem bierzemy się za jakiś „świeży produkt”. No tak, prawie w każdym z takowych przypadków kończy się seans z uczuciem zawodu i trudno nie odnieść wrażenia typu „gdzieś już to widziałem”. Za „Dom woskowych ciał” wziąłem się bardzo szybko. W końcu jakby nie było zawsze ma się ten mały promień nadziei…
Fabuła filmu przedstawia się następująco. Grupa nastolatków wybiera się na długo oczekiwany mecz. Należą do niej Carly, Nick, Paige, Wade, Blake i Dalton. Podczas tejże wycieczki postanawiają się zatrzymać na nocleg gdzieś na jakimś odludziu. Wiadomo, że czeka ich niezła impreza. Piękne panie stanowią chyba wystarczającą rekomendację. Zatem będzie się działo… Oczywiście wszyscy czekają z niecierpliwością na wyczekiwany mecz futbolowy. Rankiem jednak zrzednie im mina, bowiem dziwnym trafem będą mieli problemy z jednym, z samochodów. Pojawia się więc poważny problem… Skąd wziąć części? Gdzie jest najbliższe miasto? Z pomocą przybywa pewien osobnik, który wydaje się być tutejszy. Wraz z nim udają się do Ambrose. Z pozoru nudnego, szarego, opuszczonego miasteczka, które ma jednak wielką atrakcję – muzeum figur woskowych…
„Dom woskowych ciał” jest nową wersją „Gabinetu figur woskowych”, filmu z 1953 roku. Reżyser podszedł jednak do tematu bardzo luźno i bynajmniej nie czerpie z klasyka garściami. Nie zamierzam tu tworzyć jakichkolwiek porównań, ani niczego podobnego. Jako ciekawostkę przytoczę jedynie fakt, że morderca z „Domu woskowych ciał” swoje imię zawdzięcza Vincentowi Price, aktorowi występującemu w poprzedniej wersji. Takich nawiązań będziecie jeszcze mieli okazję odnaleźć kilka, niemniej jednak tylko nieliczni mają podstawy ku temu, aby ich szukać…
W mediach na temat „House of Wax” krążyły praktycznie wyłącznie nieprzychylne opinie. Ja jednak uważam, że na filmie można pozostawić suchą nitkę, a nawet kilka. Przede wszystkim trudno mówić o aktorstwie w jakimś podsumowaniu. Aktorzy podzielili się powiem na dwie grupy. W pierwszej znajduje się Elisha Cuthbert i Chad Michael Murray, zaś w drugiej cała reszta z Paris Hilton na czele. Owa pani nie ma nawet zadatków na aktorkę, no chyba, że będziemy mówić o nieco innym gatunku. Zresztą panna Hilton powiedzmy sobie szczerze nawet w swojej kuszącej, czerwonej bieliźnie wypada blado na tle znanej nam głównie z „24 godzin” i „Dziewczyny z sąsiedztwa” Elishy Cuthbert.
Padnie pewnie pytanie, czy podczas trwania filmu będą momenty wciskające w fotel. Ja odpowiadam nań jak najbardziej twierdząco. Będą z pewnością osoby trwające w przekonaniu, że zamiast strachu pełno tu momentów po prostu niesmacznych. Ja jednak uważam, że cała ta napięta sytuacja, nieustanne oczekiwanie na, wydawać by się mogło, nieuchronną śmierć budzi uczucie uwielbiane przez tych, którzy lubią historie z dreszczykiem. Tych scen wywołujących niesmak też będzie kilka, niemniej nie ma się czego obawiać. Do gore jeszcze daleka droga, a może ja po prostu jestem przyzwyczajony do takich elementów?
Od strony technicznej również trudno mieć zastrzeżenia. Efekty specjalne i zdjęcia Stephena Windona stoją na naprawdę wysokim poziomie. Po tym, jak bohaterowie będą kończyć przygodę w tytułowym domu możecie być wręcz oszołomieni. Mocnym punktem jest również muzyka Johna Ottmana, która pomaga w budowaniu tak niezmiernie ważnego dla filmu nastroju. Imponująca jest ponadto scenografia, a konkretniej mówiąc gabinet figur woskowych. Zresztą nie ma się czemu dziwić. W końcu na jego potrzeby, zużyto około 20 ton wosku, a 35 artystów pracowało nad nim przez 7 miesięcy, po dwanaście godzin dziennie.
W tej chwili zapewne wiele czytelników odniesie wrażenie, że moje zdanie jest raczej pochlebne. Niestety nie omówiłem jeszcze kilku niezmiernie ważnych spraw. Przede wszystkim film jest wręcz naiwny, bowiem młodzi bohaterowie robią praktycznie wszystko, aby wpakować się w kłopoty. Właściwie już na początku zbaczają na drogę, której nie ma na GPS, a później robią kolejną serię głupstw, przez co wręcz proszą się o spotkanie z „sympatycznym” zabójcą. Krótko mówiąc chwilami możemy czuć się, jak scenarzyści, bowiem film jest do bólu przewidywalny, a głupota bohaterów aż boli.
Podsumowując muszę przyznać, że „Dom woskowych ciał” nie jest wcale filmem na wskroś tragicznie złym. Owszem widziałem całe multum lepszych dreszczowców, ale jeśli wieczorem chcemy po prostu odreagować, to okaże się on bardzo ciekawą propozycją. Porównując do innych amerykańskich filmów grozy z ostatnich kilku lat można być choć trochę zadowolonym. Całość ma bowiem trochę swoistej magii lat ’80. Oczywiście wielkim minusem jest pisany na kolanie scenariusz. To on sprawia, że miłośnicy slasherów będą po prostu pokładać się ze śmiechu. Patrząc jednak z innej strony muszę przyznać, że sam omawiany gatunek mocno trąci schematem. Jak się będziemy bawić? To zależy od tego czy przymkniemy oko na takie właśnie fabularne szczegóły. Zresztą nie od dziś wiadomo, że podstawą porządnego filmu jest dobry scenariusz. Nie ma dobrego scenariusza, nie ma dobrego filmu. Niby prosta sprawa, ale minie wiele lat zanim hollywoodzcy producenci pojmą w czym rzecz…
Ocena: 6/10
Tytuł oryginalny: House of Wax
Reżyseria: Jaume Serra
Scenariusz: Carey Hayes, Chad Hayes
Zdjęcia: Stephen F. Windon
Muzyka: John Ottman
Produkcja: USA/Australia
Gatunek: Horror
Data premiery (Świat): 06.05.2005
Data premiery (Polska): 12.08.2005
Czas trwania: 113 minut
Obsada: Elisha Cuthbert, Chad Michael Murray, Brian Van Holt, Paris Hilton, Jared Padalecki, Jon Abrahams, Robert Richard