Doskonały świat / Perfect World (1993)

Patrząc na filmowy dorobek Clinta Eastwooda, który w maju tego roku skończył 70 lat, to nie wydaje mi się, aby jedna z żywych legend kina była niespełniona w swoich twórczych założeniach. Gdy sprawdził się w roli rewolwerowców, stróżów prawa i żołnierzy, postanowił również zasiąść za stołkiem reżyserskim. I chociaż mam do nadrobienia przynajmniej trzy istotne pozycje w jego filmografii, to z pewnością mogę stwierdzić, że z Eastwooda tak dobry reżyser, jak aktor (ale w zasadzie chyba każdy to wie). Niemniej jednak to, w jaki sposób Clint ukazuje relacje międzyludzkie, należy naprawdę docenić. Te wszystkie rodzinne nieporozumienia, przyjacielskie sprzeczki stanowią tło, dzięki któremu udaje się widza wciągnąć w seans, zaciekawić go, otworzyć dla niego kolejny temat do przemyśleń. Ale on robi to ze wspaniałym wyczuciem – nigdy nie odciąga zbytnio od wątku przewodniego, ani nie ma się wrażenia wpychania czegokolwiek na siłę. Po prostu to wszystko stanowi solidny kolektyw. Nie inaczej jest z filmem „Doskonały świat”.
Po ucieczce z więzienia Butch Hayness oraz jego kolega Terry Pugh napadają na matkę z dziećmi – świadków Jehowy. Następnie porywają najmłodszego członka rodziny, czyli syna Phillipa. Po zabiciu Terry’ego, Butch chce razem z Phillipem dotrzeć do granicy. Między dwójką bohaterów rodzi się uczucie pięknej przyjaźni, lecz w podróży przeszkadza im nieustępliwy policjant Red Garnett.
Doskonały świat? Czy takowy istnieje? Eastwood stara się dać odpowiedź na to pytanie bardzo oryginalnie, gdyż z początku utwierdza nas w przekonaniu, że takie coś jest możliwe do osiągnięcia. Nawiązanie przyjaźni między kryminalistą a zwykłym dzieckiem jest sednem sprawy. To posłużyło za modelowy przykład, iż jest możliwość utworzenia takiego idealnego świata. Niestety, czarny charakter – czyli policja, stara się popsuć tą strukturę. (SPOILER I udaje im się, zabijając Butcha, gdyż myśleli, iż sięga po pistolet KONIEC SPOILERA). Idea doskonałego świata ściera się z brutalną rzeczywistością, która jak nic daje dowody, że doskonałość nie istnieje, a tym bardziej w tak zepsutym Świecie, jak nasz.
Pod lupę warto dać również postać głównego bohatera, ponieważ jego poczynania w trakcie akcji filmu często są najzwyczajniej w świecie właściwe. Zabija współwięźnia, który dokuczał Phillipowi i do tego on był prowodyrem napaści na świadków Jehowy. Pozwala przyjacielowi robić to, czego na co dzień matka mu zabraniała. Mógł poczuć się jak w noc Halloween, zbierając słodycze. Gdy znajduje się na farmie czarnoskórego rolnika, interweniuje widząc tyrana, który za każde głupstwo okropnie mocno bije swojego syna. I tutaj najbardziej uwydatnia się jego szlachetność, dzięki której przez cały seans z nim sympatyzujemy. Butch mimo tego, iż został aresztowany za kilka napaści, to z pewnością nie jest takim z ducha kryminalistą. Na złą drogę sprowadził go brak ojcowskiej ręki.
Właśnie podczas pobytu u tego rolnika, postrzeganie obydwu bohaterów – Butcha i Phillipa zmienia się niemalże diametralnie, bowiem za to, że Hayness chce zabić zwyrodniałego ojca, Phillip postrzela go. I teraz dziecko, której zwykle jest symbolem niewinności, staje się obiektem naszej nienawiści. Kiedy na początku kryminaliści napadają na rodzinę świadków Jehowy, to na Butcha patrzy się, jak na negatywnego bohatera, a Phillipa nam żal. Teraz następuje zwrot o 180 stopni.
Porównując te dwie sceny, widać jak na dłoni, bardzo niejednoznaczne postaci, które podczas seansu intrygują, zwłaszcza podczas finału. Finału, który wiele osób uważa za jakiś słaby, przydługawy i takie tam. Dla mnie jest bardzo szarpany, a przez to realistyczny. Eastwood świetnie ukazuje dylemat zakłopotanego dziecka, które nie może pogodzić się z tym, że postrzeliło Butcha, a gdy ten każe mu iść do jego mamy, Phillip mocno się waha, co chwila nie mogąc oderwać się od towarzystwa swojego przyjaciela. I to wszystko kończy się, jak się kończy – patrz spoiler. Końcówka potrafi wyzwolić duże pokłady skrywanych emocji i jest tragiczna, a przez to jeszcze bardziej prawdziwa.
Nie można nie wspomnieć o Kevinie Costnerze, która to rola Butcha, była moim zdaniem, drugą po Dunbarze z „Tańczącego z wilkami”, najlepszą w jego karierze. Za nim plasuje się bardzo dobry (jak zawsze) Clint – tyle, że gra postać do bólu przerysowaną. Red Garnett -stróż prawa mający w głębokim poważaniu media i władze = Harry Callahan 20 lat później. Tylko to mnie poirytowało w tym filmie, naprawdę tylko to. Nie mam nic przeciwko Eastwood’owi mówiącemu jakieś mocne one-linery, ale nie w przebraniu policjanta. Bo za dużo już tego widziałem. Poza tym dobrze spisała się Laura Dern – aktorka znana z „Blue Velvet” i „Parku Jurajskiego”.
I tak Clint zrobił kolejne głębokie, wielowarstwowe dzieło z przesłaniem. Z jednej strony takie nieprawdziwe, z drugiej aż nazbyt realne. Moim zdaniem, to najlepszy film Eastwooda w jego karierze reżyserskiej. Oprócz postaci Reda Garnetta, nie ma tutaj nic wadliwego. Wszystko jest dopięte na ostatni guzik, więc „Doskonały świat” otrzymuje notę najwyższą z możliwych, z mojej strony całkowicie zasłużoną.
Ocena: 10/10
Tytuł oryginalny: Perfect World
Reżyseria: Clint Eastwood
Scenariusz: John Lee Hancock
Zdjęcia: Jack N. Green
Muzyka: Lennie Niehaus
Produkcja: USA
Gatunek: Dramat
Data premiery (Świat): 24.11.1993
Data premiery (Polska): nieznana
Czas trwania: 125 min
Obsada: Kevin Costner, Clint Eastwood, Laura Dern, T.J. Lowther