Efekt motyla / Butterfly Effect, The (2004)

Zdarza się, że po obejrzeniu filmu doznajemy nagłego olśnienia, gdyż wywołuje on w nas tysiące refleksji i spostrzeżeń. Co dziwne, nie musi to być film wielce wybitny czy genialny. Musi za to zawierać jeden istotny element: temat.
Tak jest w przypadku filmu Erica Bressa pt. „Efekt motyla”. Do dzieł kinematografii zaliczyć go nie można, nie urzekają ani zdjęcia, ani muzyka. W samej realizacji jest coś „naciąganego”, a historia momentami wydaje się niezbyt spójna i klarowna. Lekkim zgrzytem jest też dla mnie obsadzenie w głównej roli Ashtona Kutchera. Co prawda, aktor dał tu wcale niemały popis własnych umiejętności, jednak poprzednie role amerykańskich półgłówków, w jakich się wcielał, ciągną się za nim niczym pasmo nieszczęść. Wobec czego, widząc napisy początkowe miałam przed oczami wizję kolejnej amerykańskiej „superprodukcji”, od czego zrobiło mi się niedobrze. Całe szczęście, w miarę rozwoju akcji zapominałam o aktorskich grzechach pana Kutchera, który całkowicie przekonał mnie w tej roli.
Zacznijmy jednak od przedstawienia pokrótce historii. Główny bohater Evan Treborn cierpi na zaburzenia pamięci. W momentach traumatycznych popada w stan swoistej utraty świadomości, by po chwili ocknąć się, nie pamiętając zupełnie, co miało miejsce przed paroma sekundami. By pamięć usprawnić lekarz zaleca chłopcu prowadzenie pamiętnika. Evan rozpoczyna więc skrupulatne zapiski wszelkich wydarzeń i sytuacji, poczynając od 9 roku życia. Dzienniki te prowadzi aż do czasów studiów. Wtedy też pierwszy raz do nich zagląda i natychmiast wspomnienia powracają. Bohater „przenosi” się w przeszłość, próbując zmienić bieg wydarzeń, naprawić życie swoje i swoich przyjaciół. Usilne starania wpłynięcia na minione zdarzenia nie przynoszą pomyślnych rezultatów, za to na pewno wywołają u widza niepohamowaną chęć analizy swego własnego życia pod kątem słynnego stwierdzenia „co by było, gdyby…”. I właśnie w tym tkwi siła filmu – w pobudzeniu do myślenia i do oceny swego postępowania. Wiadomym jest, że jeden uczyniony ruch, jedno wypowiedziane słowo potrafi skierować nasze losy na zupełnie inne tory. Być może film sam w sobie arcydziełem nie jest, ale piętno jakie odciśnie na widzu pod wpływem zawartych treści, tuszuje wszelkie niedociągnięcia i braki. „Efekt motyla” ma bowiem na nas wpływać, rozbudzać naszą wyobraźnię, skłonić do wyciągania wniosków – i to jest jego główne zamierzenie. Zdaje się jakby przemawiać słowami: „Nie bójmy się myśleć o swoim życiu”. I chociaż rozpamiętywanie przeszłości zatrzymuje nas przed uczynieniem kroku naprzód, to dobrze jest uświadomić sobie, że czasem jedna decyzja mogłaby zmienić bieg wydarzeń i na zawsze uczynić z nas innych ludzi. Pytanie tylko, jakich? Będąc zwykłymi, pozbawionymi daru jasnowidzenia śmiertelnikami, nigdy nie uzyskamy jednoznacznej odpowiedzi. Warto jednak od czasu do czasu się nad tym zastanawiać, bowiem samoświadomość to cenny nabytek na przyszłość, zwłaszcza, gdy chodzi o scenariusz pisany latami, przez nas samych.
Niewątpliwie najbardziej widoczny jest w tym filmie aspekt psychologiczny. Możemy zadawać sobie pytanie, co dzieje się w umyśle człowieka, który traci pamięć w najtragiczniejszych momentach swojego życia. Czy jest to swoistego rodzaju mechanizm obronny, mający na celu niedopuszczenie do całkowitego złamania psychiki? Patrząc na to z tej strony, zaburzenie to wydaje się wręcz dobrodziejstwem. Nie wiemy przecież, jak potoczyłoby się życie Evana, gdyby był świadom wszystkich zdarzeń z przeszłości. Być może zdołałby normalnie funkcjonować i zostać studentem psychologii, a może załamałby się kompletnie i całe życie spędził, oglądając się wstecz i szukając winy w sobie. Życie w niewiedzy jest więc czasem błogosławieństwem. Wszystko zaczyna się komplikować, gdy Evan dociera do swoich wspomnień przy pomocy pamiętników. I tutaj kolejne pytanie – czy naprawdę wraca do przeszłości (co trąci lekkim science-fiction), czy to jego umysł próbujący za wszelką cenę przeżyć to, czego był tylko świadkiem? Moim zdaniem te nieustanne próby i powroty odzwierciadlają to, co dzieje się w psychice młodego człowieka. Evan chce naprawić przeszłość w taki sposób, by wszystkich uszczęśliwić. Jednak za każdym razem coś idzie nie po jego myśli, za każdym razem pozostanie ktoś, kto na tym ucierpi. Bohater zdaje się wręcz zbawiać świat, w jakim funkcjonuje. Wyraża niemożliwe do zrealizowania pragnienie usatysfakcjonowania wszystkich wokół. To czysto ludzki przejaw troski i empatii, w końcu „chcieć dobrze” dla swoich bliskich to nic nadzwyczajnego. Zastanawia za to sam fakt owego wpływania na przeszłość i kontrolowania zdarzeń, które przecież miały już miejsce. Czy nikt z nas, mając możliwość pokierowania swoim wcześniejszym losem, nie pokusiłby się o jakąś, drobną nawet zmianę? Jestem pewna, że zrobilibyśmy to wszyscy, chociażby z ciekawości, by zobaczyć, jak mogło się potoczyć nasze życie i kim bylibyśmy dzisiaj. Ale trzeba uważać, bowiem może się okazać, że z tej niebezpiecznej gry nie ma już wyjścia, a kolejne rozwiązania, zamiast ulepszyć coś w naszym życiu, pogrążają nam jeszcze bardziej. Możemy zatem zadawać sobie rożne pytania i snuć domysły. Wszystkie będą zawierać jeden element – „gdyby”. Element, który sam w sobie wyraża przypuszczenie, ale nigdy pewność.
„Efekt motyla” może być więc metaforycznym obrazem nie tylko tego, co dzieje się w głowie Evana Treborna, ale i połowy ludzkości. Usiądźmy zatem wygodnie w fotelu i odbądźmy tę mającą nieskończenie wiele alternatywnych wyjść podróż. A nuż dowiemy się o sobie czegoś nowego…
Tytuł oryginalny: Butterfly Effect, The
Reżyseria: Eric Bress, J. Mackye Gruber
Scenariusz: Eric Bress, J. Mackye Gruber
Zdjęcia: Matthew F. Leonetti
Muzyka: Michael Suby, Staind
Produkcja: USA
Gatunek: Thriller/Science fiction
Data premiery (Świat): 22.01.2004
Data premiery (Polska): 18.06.2004
Czas trwania: 113 minut
Obsada: Ethan Suplee, Daniel Spink, Eric Stoltz, Ashton Kutcher, Melora Walters, Elden Henson, Brandy Heidrick, William Lee Scott