Egzorcyzmy Emily Rose / The Exorcism of Emily Rose (2005)

Walka dobra ze złem to temat, który towarzyszy człowiekowi od początku istnienia świata. Zakorzeniony już w pierwszych wersetach Biblii, rozciąga się poprzez każdy wiek, rok, miesiąc, minutę, aż do czasów nam współczesnych, nie pozostawiając żadnych złudzeń, co do istnienia dwóch wymiarów walczących ze sobą od zawsze. Grzech jawi się w naszym życiu jako zło pochodzące od Szatana. Towarzyszy nam w naszej codzienności, otacza nas i stara się nami zawładnąć. Pomimo tego, iż w obecnych czasach ogromna liczba ludzi raczej ostaje przy ateizmie i nie wierzy w Boga czy Szatana, to nie wypiera się istnienia dobra i zła. Te dwa pojęcia znacznie ewoluowały od czasów opisywanych nam w Biblii. Człowiek współczesny zupełnie uwięziony w wąskim korytarzu pogoni za ziemską fortuną zatracił się we własnym życiu. Nieustanny brak czasu nie pozwala nam współczesnym, na głębsze rozważenie ideologii dobra i zła. Kiedyś te dwa słowa głównie określały człowieka mogącego kroczyć jedną z dwóch ścieżek, teraz bardziej przypominają nam o wartościach materialnych, które są do nabycia w każdym pobliskim sklepie. W tej chwili dobry lub zły może być samochód, którym jeździmy, ubrania, które nosimy, czy sprzęty, jakimi się posługujemy. Oczywiście nadal gdzieś krąży powiedzenia „dobry lub zły człowiek”, ale cóż z tego skoro już nikt nie traktuje tego w dosłownym znaczeniu. I co, że ktoś jest złym człowiekiem, jeżeli ma dużo pieniędzy, bezwzględnie należy się go trzymać, bo dzięki niemu nie musimy się martwić o nasz byt i przyszłość? Albo inaczej, – i co, że jest przyzwoity, skoro nie ma grosza przy duszy, do czego więc może się nam przydać? Myślę, że każdy zgodzi się z takim postrzeganiem współczesnego człowieka. Często bywa tak, że robimy źle, ale nie możemy pozwolić sobie na inne działanie, tłumacząc sobie, że to świat jest zły i jeżeli będziemy postępować uczciwie to nigdy do niczego nie dojdziemy w życiu. Zmaterializowanie współczesnego świata doprowadziło do tego, że coraz częściej zapominamy o tym, że w życiu nie tylko liczą się pieniądze i szczęście tu na ziemi. Czego nam potrzeba, żeby uwierzyć w istnienia innego, lepszego świata? Co przemówi do naszego rozsądku? Uwierzcie, musi być coś więcej niż tylko życie doczesne, muszą istnieć byty, które napędzają machinę dobra i zła. Szukacie tego namacalnych przykładów? Proszę bardzo oto jeden z nich – historia egzorcyzmów Anneliese Michel… Mam nadzieję, że nie pozostawi was ona obojętnymi na to, co przeczytacie w tej recenzji…
Zanim przejdę do opisu filmu najpierw chciałbym wam przyswoić znaczenie samego słowa egzorcyzm i jego historii. Egzorcyzm (gr. exorkizein „wyklinać”) – dosłownie jest to rozkaz wydany w imię Boga demonowi, aby ten wyszedł z miejsca, rzeczy lub osoby. To szczególna forma błogosławieństwa (sakramentalium), które kapłan udziela człowiekowi w określonych sytuacjach i potrzebach. W starożytności obrzęd ten stosowano wobec opętanych przez złego ducha oraz wobec katechumenów przygotowujących się do przyjęcia sakramentów inicjacji chrześcijańskiej, czyli chrztu, bierzmowania i Eucharystii.
/Definicja Egzorcyzmu pobrana ze strony http://www.egzorcyzmy.katolik.pl/ /
Początki egzorcyzmów sięgają czasów Chrystusa, który to jako pierwszy odprawił obrzęd wypędzania złego ducha z ciała człowieka. Następnie tradycję tę kontynuowali apostołowie, a po nich do dnia dzisiejszego rolę tą sprawują duchowni. Na początku egzorcyzmy traktowane były jako rytuał odprawiany podczas sakramentu chrztu. Według prastarych wierzeń każda osoba pragnąc pojednać się z Bogiem, musiała najpierw odwrócić się ku zachodowi, gdzie znajdowało się domniemane siedlisko diabła, a następnie dmuchał i pluła Szatanowi w twarz, co oznaczało jego lekceważenie. Cały rytuał domykało postawienie znaku krzyża na czole, tak zwane opieczętowanie, które miało chronić człowieka przed wpływami złych mocy. W niektórych kościołach dodatkowo po tych czynnościach podawano jeszcze takiej osobie do spożycia sól, która według wierzeń symbolizowała mądrość i lekarstwo przeciw chorobie i zepsuciu. Znaczenie egzorcyzmów ewoluowało dopiero w 1523 roku. W tedy to Alberto Castellani opublikował „Liber Sacerdotalis”, którą następnie Leon X wprowadził jako obowiązujący w Kościele rytuał wypędzania z ciała człowieka demona zła. Zapiski z „Liber Sacerdotalis” bardzo szybko były powiększane i uzupełniane o nową wiedzę i doświadczenia. Po zakończeniu prac nad wszelkimi korektami tego tekstu Paweł V opublikował w 1614 roku „Rytuał Rzymski”, który jest nadal obowiązujący kodeksem postępowania w trakcie odprawiania egzorcyzmów. W niezmienionej formie przetrwał on do 1999 roku…
– W 1999 roku Watykan dokonał korekty oficjalnego tekstu odnośnie praktyk egzorcystycznych po raz pierwszy od 400 lat.
– W ciągu ostatniej dekady liczba katolickich egzorcystów we Włoszech wzrosła z 30 do 300.
– Rzymsko-katolicka archidiecezja Chicago w ostatnim czasie mianowała po raz pierwszy od 160 lat pełnoetatowego oficjalnego egzorcystę.
– W Nowym Jorku czterej księża katoliccy od 1995 roku oficjalnie dokonali ponad 40 egzorcyzmów osób uznawanych za opętane.
/Fragment filmu „Egzorcyzmy Emily Rose”/
„Egzorcyzmy Emily Rose” to film, którego fabuła została oparta na prawdziwych wydarzeniach, jakie miały miejsce w Niemczech, w Klingenbergu. Jest to historia młodej kobiety, Anneliese Michel, która została opętana przez kilka demonów i poddana serii egzorcyzmów zmarła w okropnych mękach i cierpieniu. Jej śmierć odbiła się głośnym echem po całym świecie, a tak ogromny rozgłos na pewno przyniosła jej tocząca się prawie przez 2 lata głośna rozprawa sądowa. To właśnie ta rozprawa posłużyła Scottowi Derrickson’owi jako tło do zrealizowania znakomitego obrazu, który jak dla mnie jest jednym z najlepszych horrorów w historii kina. Już w tej chwili wiadomo, że film ten obejrzało na całym świecie ponad 100 milionów ludzi, którzy porażeni przedstawionymi faktami, na pewno głębiej zaczęli zastanawiać się nad otaczającym ich światem i własnym życiem.
Akcja tego dzieła rozpoczyna się w momencie, kiedy młodziutka Emily Rose (Jennifer Carpenter, „White Chicks”) wyjeżdża do Nowego Jorku, aby tam kontynuować naukę w college’u. Ze względu na to, iż Emily pochodziła z niewielkiej miejscowości na początku bardzo trudno było jej się odnaleźć w wielkim mieście, tym bardziej, że jako osoba głęboko wierząca wcale nie pasowała do stereotypu człowieka studiującego. Z czasem jednak znalazła sobie przyjaciół i razem z nimi zaczęła wkraczać w szalony świat imprez i zabaw. Tam też poznała chłopaka o imieniu Jason (Joshua Clone, „Twist”, „K-19: The Widowmaker”, „A Home at the End of the World”) i z wzajemnością się w nim zakochała. Pewnej nocy Emily, będąc sama w akademickim pokoju budzi się o 3 nad ranem, z niepokojem czując czyjąś obecność wewnątrz budynku. Postanowiła to sprawdzić, lecz w konfrontacji z „tym kimś” nie miała ona najmniejszych szans… Zaatakowana przez nieznaną siłę duchową traci przytomność i budzi się dopiero następnego dnia. Jednak nie jest już ona tą samą wesołą osobą, która twardo stąpa po ziemi. Poczuła wewnątrz swego ciała jakby inną osobę, zaczęła miewać zawroty głowy, straciła apetyt, ponadto nieustannie dręczyły ją przerażające wizje i koszmary, często też traciła przytomność. Kiedy udała się w tymi objawami do szkolnego specjalisty, ten stwierdził u niej silną epilepsję. Jednak terapia przepisanymi przez niego lekami nie przynosiła żadnych rezultatów poprawy, można nawet powiedzieć, że Emily z dnia na dzień czuła się coraz gorzej. Kiedy objawy przybrały na sile, dziewczyna świadoma tego, że może być opętana przez Szatana, wraca do domu i prosi o pomoc miejscowego księdza, Richarda Moore’a (Tom Wilkinson, „In the Bedroom” (nominacja do Oscara), „Zakochany Szekspir” (nominacja do nagrody BAFTA), „Batman – Początek”). Pomimo heroicznych starań dziewczyna zmarła podczas odprawiania egzorcyzmów, a ksiądz trafił do aresztu pod zarzutem zaniedbania i nieumyślnego spowodowania śmierci. Jego obrony podjęła się przebojowa prawniczka, Erin Bruner (Laura Linney, „Kinsey”(nominacja do Oscara, Złotego Globu oraz Nagroda Gildii Amerykańskich Aktorów Filmowych), „You Can Count On Me” (nominowana do Oscara, Screen Actors Guild, Złotego Globu oraz Independent Spirit), „Love Actually”, „Mystic River”), gdyż za udział w tym procesie szefowie kancelarii, w której pracowała, obiecali jej awans. Wraz z rozwojem procesu ateistycznie nastawiona do całej tej sprawy Erin, zostaje wystawiona na ciężką próbę, w której musi zmierzyć się z własnym strachem, ambicją i słabościami. Im bliżej końca procesu tym bardziej siły zła starały się pokrzyżować plany ujawnienia szokujących faktów. Przygotujcie się na starcie z samym Szatanem, który może zaatakować w momencie najmniej dla nas spodziewanym…
Idąc na ten film do kina byłem do niego nastawiony co najmniej sceptycznie. Po tym, co zaprezentował Renny Harlin w obrazie „Egzorcysta: Początek”, na jakiś czas wolałem nie zahaczać o „dzieła” opowiadające o egzorcyzmach. Szczerze mówiąc gdyby nie to, że kilka lat do tyłu przeczytałem książkę Felicitias Goodman „Egzorcyzmy Anneliese Michel”, na której opiera się opisywany film i świadomość tego, że przedstawia on prawdziwe wydarzenia, pewnie nie szybko zdecydowałbym się na jego zgłębienie. Pomimo tego, że sama książka zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie jakoś nie mogłem się przekonać, co do tego, że ktoś zdecydował się przenieść ją na duży ekran – myślałem, temat jest dość znany i niezwykle chwytliwy, nic tylko łatwa kasa… Chłodnym, więc wzrokiem i bez większego entuzjazmu prześledziłem kilka pierwszych minut obrazu w reżyserii, Scott’a Derrickson’a próbując wydobyć z zakamarków pamięci, na ile pierwsze ujęcia filmu pokrywają się z wersami książki. Niestety czas bywa okrutny i nie za bardzo mogłem sprawdzić dokładniej poczynań twórców tego dzieła. Jednak bardzo szybko też zaniechałem tego, gdyż już na samym początku zostajemy poczęstowani dość ciekawą intrygą, która zmusza do po główkowania nad wydarzeniami ukazanymi na ekranie. Z każdą kolejną minutą zatracałem się w tym obrazie prawie zupełnie nie zwracając uwagi na wszystko to, co działo się wokół mnie (a dziać się działo – podczas kulminacyjnej sceny odprawiania egzorcyzmów, dwie młode osoby z dosłownie zamkniętymi oczami i uszami opuszczały salę kinową – wierzcie mi już dawno nie widziałem podobnego zjawiska i tak wielu skamieniałych z przerażenia twarzy…). Doskonałość tego dzieła jest ukryta niemal w każdym jego fragmencie. Wszystko znakomicie zazębia się ze sobą tworząc monolityczną konstrukcję zamykającą najlepsze elementy horroru, thrillera i dramatu. Żeby lepiej móc wam to naświetlić prześledzę realizację tego projektu od samego początku.
Na przerażającą historię opowiadającą o wydarzeniach z Klingenberga panowie Derrickson i Boardman natknęli się dość przypadkowo. Prowadząc badania mające pomóc w napisaniu scenariusza do filmu Jerry’ego Bruckheimera, Derrickson i Boardman współpracowali z pewnym oficerem nowojorskiej policji zajmującym się zjawiskami paranormalnymi. To właśnie on zaprezentował im nagranie, które było zapisem autentycznego egzorcyzmu Anneliese Michel. To, co usłyszeli było dla nich prawdziwym szokiem i długo nie mogli uwierzyć w zaprezentowane im fakty. Jednak, gdy bardziej zgłębili tajniki tej sprawy od razu zdecydowali się na to, iż napiszą scenariusz do tej historii i na jego podstawie zrealizują fascynujący film. Posiłkując się książką Felicitias Goodman doszli do wniosku, iż całą akcję zaprezentują w formie retrospekcji. Na dodatek postanowili, że zaistniałe wydarzenia przedstawią z perspektywy osób biorących w nich udział, przy czym wszyscy ludzie mający styczność z przypadkiem Anieliese będą podzieleni pomiędzy dwoma światopoglądami – sceptyczno-ateistycznym i wiary w Boga. Taka składnia fabuły, w której prym wiedzie metoda szkiełka i oka pozwala widzowi na swobodny wybór własnego stanowiska w sprawie ukazanej historii. Reżyser nie narzuca nam z góry swojego zdania i punktu widzenia na temat Anneliese. Dzięki temu każdy widz zostaje osobiście zaangażowany do rozwikłania tej niezwykle tajemniczej śmierci młodej kobiety. Niemal przez cały seans czuć wpływy twórczości takich geniuszy reżyserskich jak Akira Kurosawa, Ingmar Bergman, czy Dario Argento. Widać, że Derrickson pragnie wybiec poza schematyczność gatunku, zrywa z tradycyjnością, szuka własnego stylu, nie uciekając się przy tym do tandetności, lub bazowania wyłącznie na efektach specjalnych. Doprawdy jest to niezwykłe, że obraz traktujący o egzorcyzmach, wierze, satanizmie i opętaniach zrywa z gotycyzmem. Nie ma w nim typowych mistycznych ujęć w ponurych kaplicach z udziałem tajemniczych bohaterów. Również nikt nie karmi nas niedorzecznością, przez co szybko nabieramy sympatii do ekranowych postaci, utożsamiamy się z nimi i ich dramatami. Wykreowanie bohaterów z krwi i kości pomaga w odebraniu tego dzieła. Pomimo całej doskonałości „Egzorcysty” w reżyserii pana Williama Friedkina z 1973 roku, twórcy kilka razy prezentowali nam przesadne efekty specjalne (chociażby scena, w której opętana Linda Blair kręci głową o 360 stopni). W obrazie Derricksona, efektów specjalnych prawie wcale nie uraczymy. Cały strach, napięcie i niepokój rodzi się ze wspaniałej ścieżki dźwiękowej, doskonałej gry aktorskiej, charakteryzacji i znakomitej pracy kamerą.
Jeżeli chodzi o nagłośnienie „Egzorcyzmów Emily Rose”, to szczerze przyznam, że jest to jeden z najlepiej udźwiękowionych horrorów, jakie widziałem. Może sama muzyka nie wysuwa się tu na pierwszy plan i nie stanowi osi napędowej całej produkcji, ale zastosowane w nim odgłosy i szmery dosłownie paraliżują oglądającego. Jako ciekawostkę dodam, że do zrealizowania sceny obrzędu wypędzania demonów w stodole, wykorzystano oryginalne nagranie z egzorcyzmów Anneliese Michel. Demoniczne odgłosy wykrzykiwane w różnych językach, potworny wrzask, pisk przerażonych zwierząt, oprawiony hukiem wiatru i grzmotami burzy to prawdziwe dzieło sztuki. Czegoś tak potwornego osobiście jeszcze nie słyszałem.
Wszystko to zostało dodatkowo przypieczętowane perfekcyjną grą aktorską. Jak już większość z was zauważyła wcześniej
, obsada w tym obrazie jest iście gwiazdorska. Zarówno Tom Wilkinson jak i Laura Linney to już weterani dużych ekranów. Niejednokrotnie udowadniali zarówno widzą jak i krytyką, że przed kamerą czują się jak ryby w wodzie. Osobiście obawiałem się o występ młodziutkiej Jennifer Carpenter, która musiała zmierzyć się z naprawdę wymagającą rolą. Jednak powiem wprost – dla mnie kreacja Jennifer, to tegoroczny Oskar za role kobiecą. Panna Carpenter była tak dalece przekonująca, że do tej pory zamykając oczy wciąż widzę jej twarz. Dosadnie przerażająca, z okropnym grymasem bólu, z bez przerwy szukającym litości spojrzeniem, postać Emily na zawsze zapadnie w waszej pamięci. Po projekcji po prostu nie wyobrażałem sobie innej aktorki mogącej lepiej zaprezentować się w tej historii. Jennifer już podczas castingów zwróciła na siebie uwagę producentów, a każdy kolejny dzień na planie uświadamiał ich w przekonaniu, że ich wybór to przysłowiowy strzał w dziesiątkę. Jej gestykulacja, mowa, mimika ogólnie cała gra ciałem, to jedna z najlepiej zarysowanych gestykulacji w światowym kinie. Dzięki takiej swobodzie gry, jesteśmy światkami doskonałej metamorfozy wewnętrznej i zewnętrznej jej ciała i umysłu. Bardzo charakterystycznie zaprezentowała ataki demonów układając swoje ciało w nienaturalnych pozycjach. Niekiedy wyglądało to jak najbardziej tajemniczy na świecie taniec grabandalskich wizjonerek, które podczas transu z niespotykaną synchronizacją powtarzały przedziwne ruchy, mając w ten sposób liczne objawienia. Wydaje mi się, że to na tych właśnie niezwykłych układach producenci oparli zachowanie opętanej Emily w filmie. Niemoc głównej bohaterki, pod każdym względem przeraża. Poniekąd przypomina ona marionetkę poruszaną za pomocą cieniutkich linek. Nie mam wątpliwości, że tak właśnie powinna wyglądać osoba, która stała się lalką w rękach diabła. Naprawdę za tę rolę należą się jej słowa głębokiego uznania.
Na koniec zatrzymam się jeszcze chwilę nad samą stroną wizualną filmu. Zarówno Derrickson i Boardman zanim rozpoczęli prace na planie mieli już dokładnie naszkicowany ryt tego, w jakiej tonacji i kolorystyce powinien być on utrzymany. Już na wstępie zapowiadali, że za wszelką cenę będą starali się skonfrontować ze sobą piękno i przerażenie. W związku z tym, Derrickson wraz ze scenografem Davidowi Brisbinowi razem przestudiowali większość obrazów znakomitego malarza, Francisa Bacona. To właśnie dzieła tego artysty obaj panowie uznali za dokładne odzwierciedlenie klimatu, jaki powinien dominować w tym projekcie. W „Egzorcyzmach Emily Rose” postawiono głównie na chłodną paletę barw, które same w sobie wzbudzają w człowieku niepokój. W całym tym obrazie z łatwością możemy wyodrębnić kilka dominujących kolorów, symbolizujących nastrój panujący w danym momencie. Sceny mające za zadanie przestraszyć widza są powlekane barwą pomarańczową, sytuacje skąpane w kolorach ciemnych mają w większym stopniu angażować widza w ekranowe wydarzenia, natomiast biel to symbol nadziei i tęsknoty. Dzięki takiemu podejściu do prezentowanej historii każdy z nas indywidualnie może odbierać dowolnego bohatera. Nie jest tak, że konkretnie jedna barwa przypisywana jest danej osobie. Przez takie zastosowanie kolorystyki lepiej jesteśmy w stanie przewidzieć, jakie uczucia w określonej chwili towarzyszą jednemu z aktorów. To niezwykłe uplastycznienie każdej z postaci, podnosi ich wiarygodność i realizm.
Podsumowując to wspaniałe dzieło chciałbym zachęcić każdego miłośnika kina, do obejrzenia tego obrazu. Jest to film prawie zupełnie pozbawiony wad i niedociągnięć, a dlatego prawie, że mi z punktu widzenia miłośnika horroru, niekiedy dłużyły się sceny na sali sądowej – no, ale może tylko niepotrzebnie się czepiam. „Egzorcyzmy Emily Rose”, to przede wszystkim film niezwykły, wykraczający poza kanony utartych nurtów. Jakiekolwiek by na niego nie patrzeć, sprawdza się on pod każdym względem. Jest w nim wszystko, czego wymaga się od elektryzującego horroru, tajemniczego thrillera i wzruszającego dramatu. Naprawdę nie sposób się na nim nudzić nawet przez moment. Producenci uciekając się do jednego z pierwotnych źródeł strachu, karmią nas prawie przez dwie godziny grozą w najlepszym wydaniu. Na dodatek robią to w tak wspaniały sposób, iż każdy widz po zakończonym seansie zmuszony jest do refleksji nad doczesnością własnego życia i otaczającym go światem. Poruszenie kwestii wiary i stosunku Kościoła do egzorcyzmów niesie ze sobą spory ładunek kontrowersji, które często, jak tematy tabu, są pomijane przez opinie publiczną. Podstawowe pytanie, jakie zadałem sobie po oglądnięciu tego filmu i wcześniejszym przeczytaniu książki, było takie: „Czy Anneliese Michel faktycznie była opętana aż przez sześć demonów (egzorcyzmy odprawione autentycznie w Klingenbergu były nagrywane, łącznie wszystkiego wyszło 51 taśm magnetofonowych, na których zarejestrowano, jak Anneliese mówi sześcioma różnymi głosami męskimi, a każdy z nich określał siebie innym imieniem – Lucyfer, Judasz, Kain, Nero, Hitler i Fleischmann).?” Co prawda prokuratora ostatecznie uznała, że Anneliese była chora psychicznie i dodatkowo cierpiała na epilepsję. Jednak z relacji świadków, kilku lekarzy i profesorów badających ten przypadek oraz duchownych wynika, że zmarła nie była chora na żadną przypadłość medyczną tylko znajdowała się w religijnym stanie wyjątkowym zwanym opętaniem. Zanim rodzina zdecydowała się na egzorcyzmy ich córka przez ponad dwa tygodnie nic nie jadła poza pająkami, robakami i ćmami, piła tylko własny mocz, który oddawała na podłogę, z niezwykła łatwością łapała też ptaki i odgryzała im głowy. Prawie wcale nie sypiała, nie potrafiła nawet przez chwilę usiedzieć na miejscu, nieustannie rozbierała się i biegała nago po domu i podwórzu. Stan, w jakim się znajdowała obdarzył ją nadludzką siłą, którą najlepiej mogły poczuć na własnej skórze osoby biorące udział w rytuale – bez większych problemów, Annelise mogła pokonać nawet pięciu mężczyzn w sile wieku. To zaprawdę niezwykłe i szokujące. To po prostu trzeba zobaczyć osobiście, a jak na razie najlepiej do tego wykorzystać najnowsze dzieło Scotta Derrickson’a. Bez wątpienia jest to jeden z najlepszych filmów grozy w historii światowego kina. Gorąco polecam.
Ocena: 9/10
reżyseria: Scott Derrickson
scenariusz: Paul Harris Boardman, Scott Derrickson
obsada: Laura Linney, Tom Wilkinson, Campbell Scott, Jennifer Carpenter
gatunek: dramat
kraj: USA
rok produkcji: 2005
czas trwania: 114 min
premiera, dystrybutor: kino (USA): 09.09.2005, Screen Gems, kopii: 2981
kino (Polska): 28.10.2005, UIP, kopii: 40
DVD (Polska, sprzedaż): 15.05.2006, Imperial
inne tytuły: roboczy(USA):The Exorcism of Anneliese Michel