Faceci w czerni 3 / Men in Black 3 (2012)

Kiedy pięć lat oddzielających części pierwszą od drugiej dla niektórych miłośników „Facetów w czerni” wydawało się nieskończonością, to co mają powiedzieć teraz, gdy na kolejny sequel przyszło im czekać aż lat 10! Tak, całą dekadę musieliśmy przeżyć, aby ponownie na dużym ekranie zobaczyć przezabawny duet w osobach J i K, agentów sekretnej organizacji rządowej zajmującej się kosmitami przebywającymi na Ziemi. Jak po tak długiej rozłące z Multipleksami poradzili sobie niezwykle lubiani bohaterowie, przekonacie się już za chwilę…
Mijają kolejne lata. J i K wciąż robią swoje, stąd zwykli ludzie mogą spać spokojnie. Niestety tylko do czasu. Z kosmicznego więzienia ucieka bowiem jeden z najniebezpieczniejszych przestępców – Boris zwany „Bestią”. To ostatni przedstawiciel z krwiożerczej rasy Boglodytów, która wymarła jakieś 40 lat wstecz. Nikogo pewnie nie zdziwi fakt, że zarówno za uwięzieniem Borisa, jak i za wyginięciem jego rasy stoi nie kto inny jak agent K. I to właśnie w niego zostanie wymierzona zemsta nieobliczalnego kosmity, który chcąc wykorzystać możliwość podróży w czasie, zamierza zmienić bieg historii. Rozpoczyna się desperacka próba powstrzymania Borisa, a jej stawką jak zawsze jest los naszej planety…
Z powyższego opisu z łatwością zauważycie, że i tym razem ojciec sukcesu „Facetów w czerni” Barry Sonnenfeld nie wysilał się zbytnio nad zmianami w fabule. Ponownie w pierwszych sekundach filmu otrzymujemy zawiązanie wątku głównego i poznajemy przeciwnika agentów z biura MIB, a później już do samego końca będziemy obserwować ich próby powstrzymania złych kosmitów (nie mylić z tymi z „Kapitana Bomby”) przed zgładzeniem Ziemi. 10 lat które upłynęło od premiery części drugiej zmusiło twórców do wielu zmian w obsadzie. Agencją już nie dowodzi Z, a agentka O (w tej roli Emma Thompson), nie zobaczymy też przesympatycznego czworonoga, czyli agent Franka, zaś samego Tommy’ego Lee Jonesa w akcji będziemy podziwiać tylko przez parę minut. Ogólnie mówiło się, że nie wystąpi on w trzeciej części tej serii, ale ostatecznie dał się przekonać. Stąd też pewnie zrodził się pomysł, aby w fabule znalazła się podróż w czasie i „podmienienie” agenta K z pana Jonesa na… Josha Brolina! Z początku ciężko było mi to zaakceptować, ale gdy zobaczyłem w akcji tego drugiego doszedłem do wniosku, że sam film z pewnością na tym nie stracił. Josh Brolin to w tej chwili jedno z najgorętszych nazwisk w Hollywood i jego angaż do tej produkcji z pewnością miał wnieść nieco świeżości w poczynaniach troszeczkę zastałym już agentów (swoją drogą nie wiedziałem, że aktor ten ma taki talent komiczny). Co zmieniło się jeszcze?
Z pewnością znacznie bardziej zagmatwano tu scenariusz, za który odpowiadali Etan Cohen, David Koepp, Jeff Nathanson i Michael Soccio. Cztery osoby na tym stanowisku zwiastowało znacznie bardziej rozbudowaną fabuły i oczywiście wiele ciekawych rozwiązań. Może z tymi rozwiązaniami, to tak do końca nie wyszło (w sumie sam schemat filmu został zachowany), ale wykorzystanie tu podróży w czasie z pewnością podzieliło nam wątki na współczesny i ten z przeszłości. Ponadto dzięki temu „Faceci w czerni 3” domykają nam trylogię i tworzą z niej w miarę spójną całość, odkrywając przed widzem kilka sekretów z życia J i K. Wydaje mi się, że akurat ten tytuł na to zasługiwał i choć klasą z częścią pierwszą nie może się równać, to jednak wnosi do tej sagi to, czego wcześniej jej brakowało – całkowite odpowiedzi na najważniejsze pytania.
Od strony technicznej „ MIB 3” idealnie wpisują się we współczesne standardy, dlatego w tym aspekcie raczej żaden widz nie powinien poczuć się rozczarowany. Efekty specjalne nie raz nas zachwycą, a że będziemy mogli je zobaczyć w całkiem znośnym 3D (szczególnie polecam wczuć się w skok z wysokości – ten efekt z pewnością przysporzy wam gęsiej skórki) na długo zagoszczą one w naszej pamięci. Za muzykę po raz trzeci odpowiedzialny był Danny Elfman, dlatego i w tym kontekście powinniście poczuć się spełnieni. Z pewnością na plus zasługują też zdjęcia autorstwa Billego Pope’a. W tak dynamicznym obrazie naprawdę trzeba się postarać, aby ekranowe wydarzenia były dla widza wyraźne i właśnie pod tym kątem, pan ten spisał się doskonale. Szczególnie widać to w scenach pościgów (zarówno samochodowych jak i pieszych), które stanowią podstawową część fabuły. Zresztą co tu dużo zachwalać, przecież filmowiec ten jest autorem zdjęć między innymi do trylogii „Matrixa”, czy też drugiej i trzeciej części „Spider-Mana”.
Nie ukrywam, że dla mnie realizacja kolejnej części „Facetów w czerni” była sporą niespodzianką. W sumie tylko najwierniejsi fani wcześniejszych ich odsłon pamiętali jeszcze wyczyny agentów K i J. Młoda widownia, wychowywana już od pewnego czasu w duchu komiksowych ekranizacji, z pewnością nie czuła jakiegoś wielkiego sentymentu do tego duetu. Widać to było szczególnie na amerykańskim rynku, gdzie start dla producentów był sporym rozczarowaniem. Na dzień dobry „MIB 3” zarobili „tylko” $ 55 mln (pamiętajmy, że obraz jest w 3D, a bilety na tego typu seanse są droższe), co w porównaniu z otwarciem części pierwszej, która 15 lat temu zarobiła $52 mln, jasno pokazuje, że moc czarnego garnituru jest już dużo słabsza. Tym bardziej jeśli uwzględnimy to, iż na jego realizację wyłożono aż $225 mln! Na szczęście dla wytwórni na świecie film ten sprzedał się naprawdę dobrze, a to oznacza, że nie będzie klapy finansowej. Jak już wspomniałem w recenzji filmu z 1997 roku, wpływy z pierwszego weekendu obejmujące cały glob to ponad $200 mln i już teraz szacuję się, że jest on w stanie uzbierać około $ 550-600 mln.
„Faceci w czerni 3” to film przede wszystkim dla fanów wcześniejszych odsłon serii. Nie wprowadzając prawie żadnych zmian w schemacie prowadzenia akcji, jego twórca, Barry Sonnenfeld, jasno dał nam do zrozumienia, że jeżeli produkcje z 1997 i 2002 roku nam się podobały, to i ta z roku 2012 też przypadnie nam do gust. Ja wybrałem się do kina, licząc na dobrą zabawę i nie ukrywam, że podczas seansu humor mnie nie opuszczał. Nie jest to jakieś wybitny obraz, co to, to nie, ale do wyluzowania się po ciężkim dniu, z pewnością się nadaje. Świetne aktorstwo, znakomite efekty specjalne, bardzo dobre zdjęcia i muzyka to najważniejsze atutu tej produkcji. Grzech główny? Wtórność, która kładzie głęboki cień na całej produkcji. Mimo wszystko uważam, że warto udać się na niego do Multipleksu, gdyż jest bardzo prawdopodobne, że to już ostatnie spotkanie na dużym ekranie z agentami MIB.
Ocena: 6/10
Produkcja: USA
Gatunek: Komedia, Sci-Fi
Data premiery: 25 maja 2012 (Polska), 20 maja 2012 (świat)
Reżyseria: Barry Sonnenfeld
Scenariusz: Etan Cohen, David Koepp, Jeff Nathanson, Michael Soccio
Zdjęcia: Bill Pope
Muzyka: Danny Elfman
Od lat: 15
Czas trwania: 106
Obsada:
Will Smith – Agent J
Tommy Lee Jones – Agent K
Josh Brolin – Young Agent K
Jemaine Clement – Boris The Animal
Emma Thompson – Agent O
Michael Stuhlbarg – Griffin
Mike Colter – Colonel