Szklana Pułapka – Die Hard (1988)

Bruce Willis jako policjant John McClane? A któż to taki? Oczywiście w chwili obecnej żaden szanujący się kinoman takiego pytania nie zada, ale w 1988 roku, czyli w momencie pojawienia się na dużych ekranach pierwszej odsłony „Szklanej Pułapki” zarówno nazwisko aktora jak i granej przez niego postaci były widzom zupełnie nieznane. No maże nie tak zupełnie, bo pan Willis miał już za sobą kilka epizodów w filmach kinowych. Na pewno jednak, większa część publiki znała go z roli telewizyjnej, jako lekko podstrzelonego detektywa Davida Addisona, pojawiającego się w serialu „Na Wariackich Papierach”. I to właśnie występ w tym projekcie sprawił, że Bruce Willis dostał angaż do tej produkcji. To, no i może jeszcze brak zainteresowanie tą rolą ze strony innych, już wtedy dość popularnych, gwiazd amerykańskiego kina takich jak Richard Gere, czy Burt Reynolds (niektóre serwisy donosiły też o możliwości obsadzenia roli głównej przez Arnolda Schwarzeneggera (reżyser John McTiernan współpracował z Arnoldem na planie „Predatora”) lub Sylvestra Stallone). Ostatecznie wybór padł na Willisa i wiecie co – cholernie dobrze, że tak się stało…
Korzystając ze świątecznej przerwy policjant John McClane (Bruce Willis) przylatuje do Los Angeles, aby spotkać się ze swoimi dziećmi i żoną Holly (Bonnie Badelia). Zaraz po przybyciu udaje się do budynku Nakatomi Plaza, gdzie rozpoczynało się Bożonarodzeniowe przyjęcie. Kiedy świętowanie trwało w najlepsze, niespodziewanie zjawia się tam grupa terrorystów i przejmuje kontrolę nad całym wieżowcem. Celem tej przestępczej organizacji było zrabowanie znajdujących się w sejfie, wartych wiele milionów dolarów, akcji firmy. Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że plan złodziei jest idealny i nic, ani nikt nie będzie go w stanie pokrzyżować. Nikt, poza Johnem McClanem… To właśnie on stanie na przeszkodzie terrorystom i za wszelką cenę będzie chciał uwolnić zakładników, wśród których znalazła się także jego żona. Rozpoczyna się niebezpieczna gra o przetrwanie. Czy jeden policjant jest w stanie powstrzymać całą grupę dobrze wyszkolonych bandytów? Myślę, że na pytanie to już każdy zna odpowiedź, jeżeli jednak jest inaczej, to obecnie, gdy w kinach rządzi czwarta część przygód niezawodnego nowojorskiego policjanta, jest najlepszy moment, aby tą zaległość nadrobić. Nie ma na co czekać, wszak „Szklana Pułapka” to jedna z najpopularniejszych sensacyjnych serii na świecie!
Tak, to były czasy… Pamiętam, że kiedy pierwszy raz obejrzałem ten film, byłem nim wprost zachwycony. Dużo akcji, strzelanin, mordobicia, wybuchów, popisów kaskaderskiech… Czy to nie to, co młoda publika lubi najbardziej? Zdecydowanie tak, a ja miałem wówczas może 12, może 13 lat… Nic więc dziwnego, że „Szklana Pułapka” do teraz cieszy się u mnie ogromnym uznaniem, wszak jest to jeden z tych obrazów, który kształtował moje „kinomaniackie” oblicze. Jednak wszystkie te w/w „męskie elementy kina” nie są jedynymi atutami tego obrazu. W momencie, gdy pojawił się on na srebrnych ekranach, światowa kinematografia wyglądała zupełnie inaczej. Film sensacyjny sam w sobie charakteryzował się zupełnie inną konwencją. Mało kto wie, ale właśnie dzieło pana Johna McTiernana, było swoistym przełomem w tym gatunku i skierowało go na zupełnie inne tory. W chwili obecnej ośmielę się go nazwać takim „Matrixem” lat osiemdziesiątych. Heh, już widzę wasze pokryte zdziwieniem miny, pytające co ma „piernik do wiatraka”? Patrząc powierzchownie, zupełnie nic, jednak wgłębiając się w niuanse i liczne smaczki warsztatu reżyserskiego, bardzo wiele. Zastanawialiście się, dlaczego „Szklaną Pułapkę” pomimo upływu wiele lat oraz dość wygórowanego czasu trwania (130 minut) ogląda się nadal z olbrzymią przyjemnością i bez krzty znużenia? Przecież nie o każdym filmie akcji z lat osiemdziesiątych można tak powiedzieć, nawet wtedy, gdy kiedyś był on dla nas pozycją wyjątkową. Bezsprzecznie jednym z takich elementów jest zastosowana przez holenderskiego operatora Jana de Bonta dynamiczna praca kamery. W latach osiemdziesiątych była to prawdziwa nowość i do tego stosowana niezwykle rzadko. Wszystko ze względu na uciążliwość, jaką niosło za sobą realizowanie kolejnych scen. W chwili obecnej, kiedy różnorodne techniki kręcenia filmów rozwinęły się na ogromna skalę jest to element wykorzystywany powszechnie i praktycznie już nikogo nie dziwi, ale w momencie pojawienia się w kinach „Szklanej Pułapki” było to coś niezwykłego, coś, co przyciągało widza i wprawiało go w zadumę – niby ogląda sensację jakich wiele, ale jest w niej „to coś”… Podobnie właśnie jest z „Matrixem”. Ja wiem, że obraz braci Wachowskich przemawia bardziej do wyobraźni i zwraca na siebie większą uwagę, jednak pamiętajmy, że John McTiernan dysponował zupełnie innym sprzętem i mimo wszystko udało mu się stworzyć dzieło, które już w tej chwili można określić ikoną kina akcji. Dodatkowo wykreował niezwykłe jak na tamte czasu efekty specjalne, za które „Szklana Pułapka” była nominowana do Oscara. Detonacja ogromnej ilości ładunku C-4 w szybie windy i destrukcja dolnych pięter Nakatomi Plaza robi naprawdę znakomite wrażenie. Nie gorzej udało się nakręcić upadek z olbrzymiej wysokości jednego z terrorystów. To oczywiście tylko wierzchołek góry lodowej, bo podobnych, zapierających dech w piersiach scen w tym filmie nie brakuje. Wszystko zostało znakomicie zmontowane przez Johna F. Linka i Franka J. Urioste’a, którzy również nominowani byli do Nagrody Akademii Filmowej. Mnie jednak urzekło w nim coś jeszcze, znakomite, przesiąknięte obojętnością i humorem, dialogi. Wiele tekstów wypowiadanych przez Johna McClane’a uważa się obecnie za powiedzonka kultowe. Moja ulubiona kwestia z części pierwszej brzmi: „Z dziewięciu milionów terrorystów na świecie, musiałem zabić takiego, co ma stopy mniejsze niż moja siostra” (przypomnę tylko, że niemal przez cały film, McClane chodzi bez obuwia), ale chyba najbardziej znanym i lubianym sloganem (znalazł się on na 96 miejscu w rankingu na 100 najlepszych kwestii wszechczasów) przewijającym się przez całą serię jest tekst: „Yipee-ki-yay, Motherfucker”(tego akurat na ojczysty język nie chciałbym przekładać :)).
Niestety, według mnie cała seria posiada jedną dużą wadę – brak jakiegoś jaśniejszego elementu w soundtracku. Sam montaż dźwięku jest bardzo dobry, a świadczy o tym chociażby nominacja do Oscara. Problemy pojawiają się dopiero na linii melodycznej. Żaden skomponowany specjalnie na potrzeby tego obrazu utwór nie zapada widzom w pamięci na dłużej. Jest to naprawdę zaskakujące, że nikt poprzez wszystkie cztery części „Szklanej Pułapki” nie stworzył jakiegoś motywu przewodniego, który pojawiałby się w kulminacyjnych momentach każdej z tych produkcji. Chyba wszystkie inne znane serie (niekoniecznie sensacyjne) takowy wątek posiadają. A tu nic… Na domiar złego muzyka skomponowana przez Jamesa Hornera i Michaela Kamena zupełnie nie pasuje do kina akcji. Jej ospałość czasami potrafi naprawdę znużyć widza. Szczególnie jest to odczuwalne w przypadku, gdy ktoś decyduje się na seans tej produkcji któryś raz z kolei. Do wad zaliczyć muszę jeszcze jeden element, zbyt dużą ilość i nadmiernie rzucające się w oczy wpadek filmowców. Cień kamerzysty na ścianie w chwili, kiedy John McClane robi rozpoznanie, w którym miejscu obecnie się znajduje i jak najłatwiej będzie mu się wydostać z budynku, powalił mnie na kolana… To i jeszcze zmiana barwy koszuli (o zgrozo, z białej na niebieską!!!) pana Takagi w scenie, gdzie Hans zaraz po opanowaniu budynku szuka szefa korporacji. No cóż, powiecie, że niemal w każdym filmie podobne potknięcia się zdarzają, ale jakoś w tym obrazie ewidentnie dają się we znaki.
Oczywiście nie ujmują one zbytnio klasie tej produkcji i w zestawieniu z brawurową kreacją Bruce’a Willisa idą całkowicie w zapomnienie. „Szklana Pułapka” to jeden z tych filmów, który przy każdym kolejnym seansie potrafi wprawić widza w znakomity nastrój. Przemyślany, pełen dramaturgii i napięcia scenariusz, doskonałe zdjęcia, świetne efekty specjalne, pierwszorzędny montaż obrazu oraz dźwięku, to bez wątpienia najlepsze elementy tej kultowej produkcji. Pomimo upływu blisko 20 lat od czasu premiery, nadal cieszy się ona ogromną popularnością wśród widzów. Nic w tym dziwnego, bo trudno szukać sympatyczniejszego aktora niż Bruce Willis. I choć nie zawsze krytycy są dla niego łaskawi to i tak publiczność go kocha, a świadczą o tym udane wyniki finansowe kolejnych filmów, w których gra on główne role. Pomimo tego, że na swoim aktorskim koncie ma on bardzo wiele ciekawych występów, osobiście uważam, iż jego najlepiej wykreowany bohater, to właśnie twardy nowojorski glina John McClane. Mówcie co chcecie tego faceta nie da się nie lubić, a ten film po prostu trzeba zobaczyć.
Ocena: 9/10
Szklana Pułapka – Die Hard (1988)
Produkcja: USA
Gatunek: Sensacyjny
Data premiery: 1988-07-15 (Świat)
Reżyseria: John McTiernan
Scenariusz: Steven E. de Souza, Jeb Stuart
Zdjęcia: Jan De Bont
Muzyka: James Horner, Michael Kamen, (Ludwig van Beethoven)
Od lat: 15
Czas trwania: 131
Obsada:
Bruce Willis: John McClane
Bonnie Bedelia: Holly Gennero McClane
Reginald VelJohnson: Sergeant Al Powell
Paul Gleason: Dwayne T. Robinson
De’voreaux White: Argyle
William Atherton: Richard Thornburg
Hart Bochner: Harry Ellis
James Shigeta: Joseph Takagi
Alan Rickman: Hans Gruber