Gwiezdne wojny: Część II – Atak klonów (2002)

Across the stars
Powiedzmy to sobie prosto w oczy. „Gwiezdne wojny” nie są jakimś szczególnie wybitnym obrazem. Papierowe postacie, które możemy rozpoznać po strojach, banalna fabuła, ciągle pojawiająca się plejada dziwaczności i sprzeczności sprawia, że seria mogłaby zjeść własny ogon oraz efekty specjalne, które oszałamiają i zadziwiają… naszych dziadków.
Wielu specjalistów zachodziło w głowę jak taki film jak „Gwiezdne Wojny” mógł podbić serca nie tylko kinomanów, (co dało się wytłumaczyć wspaniałymi efektami), ale także krytyki (film zdobył 6 Oscarów). Mijały lata a filmy sagi czarował kolejne pokolenia kinomanów na całym świecie i przynosił swoim twórcom bajeczne dochody.
Następnie powstała poprawiona wersja specjalna filmów i wreszcie nowa trylogia.
Kolejki do kas ustawiały się na długo przed tym jak film „Mroczne widmo” weszło na ekrany kin. Ogromne napięcie… i wielkie rozczarowanie. Niestety nowy film Lucasa rozczarował wiernych fanów „GW”, mimo iż przyniósł gigantyczne i dosyć niespodziewane zyski. Krytyka nie zostawiła jednak na twórcach suchej nitki. Nie pomogły ani wspaniałe cyfrowe efekty specjalne, ani gwiazdy ściągnięte do filmu jak Liam Neeson czy Ewan McGregor. George jednak nie zraził się tym zbytnio i przystąpił do tworzenia drugiej części nowej odsłony Star Wars. I tym razem nie odbyło się bez strachu i obaw. Na szczęście Lucas przypomniał sobie jak się robi „Gwiezdne wojny” i tym razem mamy prawdziwą kontynuację sagi wszech czasów, czyli „Gwiezdne wojny: Atak klonów”
Fabuła drugiej części nowej trylogii rozpoczyna się w 10 lat po wydarzeniach z „Mrocznego widma”. Anakin Skywalker, młody, utalentowany Jedi zgłębia pod okiem Obi-Wan Kenobi zagadnienia zakonu. Tymczasem senator Amidala, była królowa Naboo staje się celem ataku nieznanych sprawców. Zaniepokojony kanclerz Palpatine zleca opiekę nad nią Obi-Wanowi i jego uczniowi. Anakin i Padme spędzają ze sobą dużo czasu, może nawet trochę za dużo. Tymczasem mistrz Skywalkera podąża tropem prowadzącym go do tajemniczego hrabiego Dooku. Już niedługo Anakin i Padme będą musieli pomóc przyjacielowi w walce ze złem, które pragnie zniszczyć republikę…
Oglądając ten film poczułem się jak podczas projekcji starych SW. Z wypiekami na twarzy śledziłem kolejne sekwencje ukazujące Anakina i Obi Wana. Film może nie zaskakuje oryginalnością, ale nie pozwala się nudzić i wciąga nas w walki Jedi, rozważania Yody czy pościgi Anakina. Lucas sprawił, że razem z Anakinem dojrzał cały świat Republiki. Ciemne knowania Imperatora zajęły miejsce dziwnych pomysłów Lucasa z „Mrocznego widma”. Jednak oglądając Atak klonów” mamy wrażenie, że zaaplikowano nam dawkę „Gladiatora” (walka na arenie), „Piątego elementu” (pościg w mieście) i kilku innych znanych tytułów. Nie razi to jednak zbytnio, jeżeli to wszystko okryte jest płaszczem rycerza Jedi.
Lucas miał twardy orzech do zgryzienia szukając dorosłego Anakina. Wybór padł na młodego, kanadyjskiego aktora Haydena Christensena i moim zdaniem George trafił w dziesiątkę. Można mieć zastrzeżenia, co do kunsztu Haydena, ale to był dla niego dopiero debiut w tak dużym projekcie. Zagrał jednak co najmniej poprawnie. Anakin w jego wykonaniu jest taki słodki. Sceny jak te w Krainie Jezior czy kiedy Amidala się pakuje sprawiły, że odnalazłem w dorosłym Anakinie, młodego Skywalkera z „Mrocznego widma”, którego zagrał Jake Lloyd i jednocześnie cień okrutnego Dartha Vadera ze starej trylogii. Naprawdę polubiłem postać graną przez Christensena.
Niestety gorzej spisała się Natalie Portman, czyli Amidala. To właśnie ona wzbudziła najwięcej moich zastrzeżeń z całej obsady filmu. Nie potrafiła uzewnętrznić swych uczuć i zagrała bardzo sztywno. Pozostali aktorzy ogólnie dobrze, bez rewelacji, ale udało im się nie zostać tylko ozdobą.
Jeżeli mówimy o efektach specjalnych to „Atak klonów” pod tym wzglądem zostawił daleko w tyle nie tylko „Mroczne widmo”, ale także trylogię Jacksona. Oscar za efekty specjalne powinien trafić w ręce twórców z ekipy Lucasa. Cyfrowe efekty po prostu oszałamiają bogactwem szczegółów, pięknem graficznym i rozmachem. Jeszcze nigdy nie spotkałem się z takim kunsztem, w tej dziedzinie. Wizualnie film otworzył nowa epokę w dziejach kina podobnie jak stara trylogia 25 lat temu. Miasto Burz, wybuch na platformie, lot przez miasto, pościg przez pole asteroidów czy finałowa walka klonów zapierają dech w piersi. Nie sposób wymienić wszystkich wspaniałych i kolorowych momentów filmu. Zadbano również o dźwięki. Walki na miecze świetlne czy odgłosy miasta są wspaniałe. Największe wrażenie zrobiły na mnie jednak kapitalne odgłosy wybuchów bomb podczas pościgu w paśmie asteroidów (w sumie zasłużył na 3 Oscary: efekty wizualne, efekty dźwiękowe, montaż efektów dźwiękowych). Kostiumy i charakteryzacja na wysokim poziomie, podobnie jak cała masa drobnych szczegółów scenografii.
Kolejna część sagi, kolejna ścieżka dźwiękowa. Wspaniała kompozycja z genialnym gorzkim tematem „Across the stars”. John Williams znów zaskakuje i trzyma formę.
„Atak klonów” to z pewnością godna uwagi pozycja. George Lucas zrobił wszystko, aby podczas Oscarów 2006 otrzymał wymarzoną statuetkę za reżyserię. Wszystko zależy od tego, jak rozegra „Zemstę Sithów”, ale po obejrzeniu zwiastuna sądzę, że jest bliski celu.
Niech moc będzie z wami i trzymajmy kciuki za trzecią część sagi. Oby była co najmniej tak dobra jak druga. I jeszcze jedna sprawa: nie żałuję, że powstała nowa trylogia. Warto było znieść „Mroczne widmo” chociażby dla tego, że dzięki niemu mógł powstać „Atak klonów”. Gwiezdne wojny przezwyciężyły próbę czasu i inne zagrożenia, jak chociażby „Matrixa”, który rzekomo skasował „SW”. Postrzegając „Atak klonów” w kategoriach rozrywki i dobrej zabawy (powiedzmy sobie szczerze: tylko w tych kategoriach) jest to wręcz film idealny: dobrzy aktorzy, ciekawa fabuła, odrobina humoru oraz niesamowite efekty wizualne, sprawiają, że nie sposób nudzić się na seansie. Łapać za swoje miecze świetlne i do kina!
Tytuł oryginalny: Star Wars II: Attack of the Clones
Reżyseria: George Lucas
Scenariusz: George Lucas, Jonathan Hales
Zdjęcia: David Tattersall
Muzyka: John Williams
Produkcja: USA
Gatunek: Science fiction
Data premiery (Świat): 16.05.2002
Data premiery (Polska): 16.05.2002
Czas trwania: 142 minuty
Obsada: Ewan McGregor, Hayden Christensen, Natalie Portman, Ian McDiarmid, Samuel L. Jackson