Hotel śmierci / See No Evil (2006)

Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, jaki może powstać horror, w którym główną rolę zagrali: zawodnik Światowej Federacji Wreslingu (WWE), do tego absolutny debiutant na dużym ekranie i aktorka występująca na co dzień w filmach dla dorosłych, a za kamerą stanął reżyser, do tej pory zajmujący się tylko thrillerami erotycznymi? Czy ktoś zna odpowiedź na to pytanie? Cóż, przypuszczam, że raczej nikt przed obejrzeniem „See No Evil” – czyli filmu, który wszystkie te elementy łączy, nie miałby pojęcia, co można uformować z takiego chaosu. Z zamiarem zlustrowania tej pozycji nosiłem się miesiąca przez pewien czas, aż w końcu za namową kolegi, którego cytuję: „obraz ten rozwalił na części pierwsze”, zdecydowałem się po niego sięgnąć i szczerze tego nie żałuję…
Grupa młodocianych przestępców, skazanych za drobne wykroczenia, zostaje wcielona do nowego programu policyjnego, mającego na celu społeczną resocjalizację niegroźnych kryminalistów. Plan był prosty – wybrać kilkoro najlepiej sprawujących się więźniów i wysłać ich pod nadzorem do pracy na rzecz państwa. W zadaniu pilotażowym miało wziąć udział osiem osób – cztery dziewczyny i czterech mężczyzn. W ramach swoich obowiązków mieli zająć się uprzątnięciem zrujnowanego pożarem hotelu Blackwell. Na miejscu powitała ich zarządzająca budynkiem starsza kobieta Margaret i to właśnie ona rozdała im planowy rozkład czynności do wykonania. Początkowo uczestnicy mieli uprzątnąć tylko parter. Mogli swobodnie poruszać się po całym hotelu, ale dla własnego bezpieczeństwa nie wolno im było wchodzić powyżej piętra drugiego. Na starcie wszyscy sumiennie przyłożyli się do swoich obowiązków, ale gdy tylko opiekunowie spuścili z nich oko, zaraz każdy poszedł we własną stronę. To oczywiście zwiastować mogło tylko jedno – kłopoty, a biorąc pod uwagę to, iż w budynku tym „gniazdko uwił sobie” poszukiwany za brutalne morderstwa seryjny zabójca, o znalezienie ich nie było trudno…
Jak już wspominałem we wstępie, „See No Evil” to obraz zrealizowany przez eksperta od erotyki filmowej, dlatego niemałym zaskoczeniem dla większości kinomanów znających wcześniejsze dzieła Gregory’ego Darka jest naprawdę wysoki poziom realizacji tak brutalnego horroru. Informację o tym projekcie wzbudzały za oceanem wiele emocji, które oczywiście związane były z zakochaniem tamtejszego społeczeństwa w tzw. wolnej amerykance. W Stanach już od wielu lat zapasy w stylu wolnym uważane są za jedną z najlepszych masowych rozrywek. Cotygodniowe zawody, niezależnie od tego, w jakim odbywają się stanie, zawsze gromadzą na trybunach komplet publiczności. Nie dziwi więc fakt, że właściciel World Wrestling Entertainment, Vince McMahon zdecydował się rozszerzyć swoją działalności o grunt filmowy i zrealizować projekt, który na świecie miał być swojego rodzaju reklamą jego organizacji. Z własnej kieszeni wyłożył na potrzeby tego obrazu $8 mln, ale już po premierze było wiadomo, że zainwestowane pieniążki nie dość, że nie zostały wyrzucone w błoto, to jeszcze się ładnie pomnożyły i przyniosły zysk w wysokości $10 mln. I dziwić się temu nie można, gdyż „See No Evil” to naprawdę bardzo dobrze zrealizowany projekt grozy, w którym większość miłośników mrocznego kina znajdzie coś dla siebie.
Już pierwsze minuty jego trwania przynoszą nam niemały skok adrenaliny i zwiastują bardzo dużą dawkę przemocy. Po mocnej scenie wprowadzającej widza w ekranowe wydarzenia, niestety na kilkanaście minut cała akcja staje w miejscu, ale dzięki temu lepiej możemy poznać głównych bohaterów tej historii. Wszystko jednak szybciutko wraca do normy. Gdy tylko cała grupa przekracza próg hotelu, ogarnia nas uczucie niepokoju. Brudne, obszarpane ściany zagraconych pomieszczeń, które częściowo zostały strawione pożarem, zakurzone podłogi, szczury, robactwo i powszechnie panujący półmrok. Wszystkie te elementy łączą się ze sobą i zaczynają tworzyć interesujący klimat. Dodatkowo sprzyja temu wspaniała praca kamery. Nie jest to może jakieś chwyt czysto nowatorski, bo już w niejednym obrazie stosowano podobną konwencję, jednak w „See No Evil” wyraźnie podnosi ona ogólny poziom całości i bez wątpienia jest jednym z najciekawszych składników filmowego rzemiosła. Cała magia zamknięta jest w szybkiej zmianie obrazu. Kamera praktycznie nie staje w miejscu, a w momencie, gdy zbliża się niebezpieczeństwo, dosłownie zaczyna „wariować”. Dynamiczne zbliżenia i oddalenia, a także przenikanie przez przedmioty i ciała, robi świetne wrażenie. Wszystko to uzupełniają niesamowite efekty specjalne. Wygląd zapaśnika Glena Jacobsa, czyli ponad dwa metry wysokości i prawie dwieście kilo żywej wagi, dał twórcom tej produkcji niemal nieograniczone możliwości jeżeli chodzi o moc, jaką dysponował grany przez niego psychopatyczny morderca. Dzięki temu udało się nakręcić wiele scen, które na długo zagoszczą w waszej pamięci, a „rzut w dal”, sześćdziesięcioletnią babcią na pewno większość zapamięta do końca życia. Do tej całej masakry jedni podejdą bardziej entuzjastycznie, inni po prostu będą zszokowani. Ale w tym między innymi tkwi urok horroru i dlatego, jeżeli nie lubujecie się w filmach z nadmierną dawką przemocy, hektolitrami rozlanej krwi i walającymi się ludzkimi szczątkami, to raczej odpuście sobie ten obraz, bo jego projekcja nie będzie miłym doświadczeniem.
Pomimo swojej mrocznej wspaniałości, „See No Evil” niestety nie jest obrazem pozbawionym wad. Najgorszą jego stroną jest bez wątpienia schematyczność scenariusza. Choć wątek przewodni jest dość oryginalny, to jednak ogólny tok wydarzeń już łatwo przewidzieć. Grupka młodych ludzi zostaje odcięta od świata, a na domiar złego polowanie na nich rozpoczyna psychopatyczny morderca… W takim schemacie los głównych bohaterów jest z góry przesądzony, a zagadkowość całego filmu sprowadza się tylko do tego, kto zginie następny. Ten czynnik niestety zabija klimat, który miło towarzyszy nam na samym początku. Z każdą kolejną ofiarą jest go niestety coraz mniej, aż pod koniec znika całkowicie. Dobrze, że chociaż reżyser odpowiednio dawkuje napięcie, które ani na moment nie opuszcza widza. Jakbym chciał jeszcze troszkę ponarzekać, to swoje bóle ukierunkowałbym w stronę aktorów. Nie wszyscy odtwórcy głównych ról zasłużyli sobie na krytykę z mojej strony, ale trzy osoby definitywnie działały mi na nerwach. Dobrze, że przynajmniej dwie z nich bardzo szybko zakończyły swój udział „w sprzątaniu hotelu”.
Reasumując, „See No Evil” to obraz skierowany do widzów o naprawdę mocnych nerwach. Pomimo bardzo eksperymentalnego dobrania ludzi do jego realizacji, efekt końcowy wyszedł co najmniej zadowalająco. Świetna praca kamery, doskonałe efekty specjalne, niezłe udźwiękowienie, dużo krwi i przemocy każdy miłośnik horroru zaliczy na plus. Niestety znacznie gorzej mają się sprawy związane ze scenariuszem, który nie zaskakuje niczym nowym. Nie pociesza też fakt ulotności klimatu, który w obrazie pana Gregory’ego Darka obecny jest tylko w pierwszych minutach. Mimo tych kilku niedoskonałości zachęcam wszystkich miłośników takich filmów jak „Halloween”, czy „Piątek 13-go” do zapoznania się z losami bohaterów „See No Evil”. Jest to naprawdę solidnie zrealizowane kino grozy, które dla wielu stanowić będzie doskonałą rozrywkę.
Ocena: 7/10
Tytuł oryginalny: See no evil
Reżyseria: Gregory Dark
Scenariusz: Dan Madigan
Zdjęcia: Ben Nott
Muzyka: Tyler Bates
Produkcja: USA
Gatunek: Horror
Data premiery (świat): 19.05.2006
Czas trwania: 84 minuty
Obsada: Kane, Christina Vidal, Samantha Noble, Luke Pegler, Michael J. Pagan, Steven Vidler, Rachael Taylor, Ponny McNamee, Craig Horner, Michael Wilder, Tiffany Lamb, Cecilly Polson, Cory Robinson