Królestwo niebieskie / Kingdom of Heaven (2005)

„Królestwo niebieskie” należy do tych produkcji, na które czkałem od dawna. Na to wyczekiwanie spory wpływ miał fakt, że reżyserem wspomnianego filmu miał być Ridley Scott twórca „Gladiatora” i kilku równie świetnych obrazów, które nie powinny być obce żadnemu miłośnikowi kina. Już ponad rok temu docierały do nas liczne informacje z planu wraz z plotkami, które tylko potęgowały nastrój oczekiwania. 2 maja 2005 roku film zagościł na ekranach kin. Po „Gladiatorze” oczekiwania były wysokie. W końcu jego twórca udowodnił, że obrazy historyczne to jego mocna strona. Czy więc tym razem stworzył film, który z podobną siłą będzie oddziaływał na widza?
Akcja „Królestwa niebieskiego” toczy się w 1184 roku, w Jerozolimie. Są to czasy wypraw krzyżowych, kiedy usilnie utrzymywany jest pokój między chrześcijanami, którymi włada trędowaty król Baldwin IV, a wyznawcami islamu, dowodzonymi przez Saladina. Mimo, że nad Ziemią Świętą rządy sprawuje ten pierwszy wszystko wskazuje na to, że już wkrótce sprawa może przybrać nieco inny wymiar. W wojnach żądzą bowiem statystyki, a jeśli los doprowadziłby do bitwy między dwoma wyznaniami chrześcijanie liczbowo mieliby znacznie mniejsze szanse.
Kowal Balin stracił dziecko i żonę, która popełniła samobójstwo. Jego smutek nie zna granic, a sens życia wydaje się być utracony. Pewnego dnia w jego skromnych progach gości Godfrey z Ibelin, doświadczony krzyżowiec werbujący ochotników do zasilenia rycerskich szeregów. Składa kowalowi kondolencje twierdząc, że jest jego ojcem. Proponuje mu także aby wraz z nim i jego kompanami wyruszył na krucjatę. Balin początkowo nie daje wiary jego słowom. Nie może uwierzyć w to, co go spotkało. Po wyruszeniu ojca wraz z innymi krzyżowcami bohatera odwiedza go pewien chciwy ksiądz. Widząc na jego szyi łańcuszek swej zmarłej żony młody kowal dźga go gorącą stalą i wrzuca w płomienie. Wie, że popełnił ciężki grzech. Popełnił go pod wpływem impulsu. To zdarzenie staje się przyczyną, która powoduje, że bohater dogania ojca i wyrusza na krucjatę do Ziemi Świętej. Liczy na przebaczenie od Boga. Chce aby stwórca wybaczył grzechy jemu i jego żonie.
Scenariusz nowego filmu Ridleya Scotta oparty jest w dużej mierze na faktach historycznych. Także postacie występujące w „Kingdom of Heaven” mają swoje odbicie w okresie, który opisuje cała ta produkcja. Jednak oczywiście jak to w filmach bywa scenarzysta trochę „zmodyfikował” ich losy. Dodał do ich życia kilka nowych wątków, usunął inne tak aby całość nie dłużyła się w nieskończoność i była bardziej strawna dla przeciętnego widza. Osobiście nie znam jakoś szczegółowo historii XII wieku, więc fakt ten nie wpłynął na zmniejszenie przyjemności, którą czerpałem z oglądania filmu. Myślę, że z wami będzie podobnie.
..Pod względem aktorstwa całość prezentuje się naprawdę dobrze, choć byłem pełen obaw co do tego jak poradzą sobie młodsi i mniej doświadczeni aktorzy. Pierwsze skrzypce gra Orlando Bloom (Władca Pierścieni, Troja, Piraci z Karaibów). Mi dotąd kojarzył się on jako aktor drugoplanowy, nie posiadający jeszcze bogatej filmografii. Ale muszę przyznać, że nie zawiódł. Widać znaczne postępy w jego warsztacie. Ridley Scott nie popełnił błędu powierzając mu rolę, która wbrew pozorom wcale nie należy do najłatwiejszych. Postać ekranowego ojca Blooma odgrywa słynny i wielokrotnie nagradzany Liam Neeson. Tu muszę przyznać, że oczekiwałem znacznie więcej. Liam jak na swoje możliwości zbytnio się nie popisał. Uważam, że stać go na znacznie więcej. Największe wrażenie zrobił na mnie mimo wszystko Edward Norton. Dla niego złota maska zasłaniająca twarz nie stanowiła przeszkody, aby zagrać w imponującym stylu. Przecież sztuką, która nie udaje się każdemu jest odegrać postać jedynie za pomocą gestów i głosu rezygnując z mimiki twarzy.
Wrażenie sprawiają także postacie. Prawie każda z nich ma w sobie coś niezwykłego, czego nie widzimy w ludziach codziennie. Mi najbardziej spodobał się charakter Baldwina IV, trędowatego króla, który swoją mądrością i istotą budził niemały szacunek. Człowiek któremu życie sprawiło wielki ból potrafił dobrze rządzić, utrzymać pokój i cieszyć się autorytetem nawet u wyznawców islamu. Podczas oglądania filmu byłem pełen podziwu dla tego chrześcijańskiego króla. W podobnym stopniu zaintrygowały mnie także inne niezwykle wyraziste postacie, jak choćby Balin i Godfrey.
„Królestwo niebieskie” od strony wizualnej prezentuje się po prostu wyśmienicie. Mocną stroną filmu są sceny batalistyczne. Kino XXI wieku doprowadza to zagadnięcie do perfekcji. „Kingdom of Heaven” jest już kolejnym filmem, który podnosi poprzeczkę w tej dziedzinie coraz wyżej. Epickie sceny bitew ogląda się po prostu z zapartym tchem. Tego się nie zapomina! Podobnie jak w wielu powstałych ostatnio historycznych superprodukcjach tak i w tej możemy podziwiać przepiękną scenografię i ciekawe kostiumy aktorów oraz zbroje, które z niezwykłą dokładnością wykonała firma Petera Jacksona Weta Workshop. Replika średniowiecznej twierdzy, ogrody i dekoracje są po prostu imponujące. To sprawia, że film wydaje się prawie doskonały pod względem realizacji. Prawie bo jeśli postawimy „Kingdom of Haven” na jednej półce wraz z „Gladiatorem” okaże się, że widać różnicę klas i nie mamy do czynienia z filmem doskonałym. Poza tym trwa strasznie krótko. Nie zaspokoi całej ciekawości widza. Trwa zaledwie 140 minut i mimo, że widz nie będzie miał czasu się nudzić to jednak wyjdzie z kina z uczuciem niedosytu. Będzie miał wrażenie, że coś go ominęło, że nie przebrnął szczegółowo przez wszystkie wątki.
Podsumowując muszę przyznać jednak, że film jest niezwykle udany i nie zawiodłem swoich oczekiwań. Riddley Scott po raz utwierdził publiczność w przekonaniu, że jego reżyseria nie może widza rozczarować. Widać, że tematy, które porusza jego najnowszy film nie są mu obce i leżą na granicy pasji. Dobrze by było aby twórca nie poprzestał na tworzeniu wielkich, kipiących rozmachem widowisk historycznych, bo radzi sobie z tym wyśmienicie. Z czystym sumieniem można odnieść wrażenie, że budżet wynoszący około 130 milionów dolarów został wykorzystany, aby stworzyć coś więcej niż przeciętną amerykańską szmirę, która nie posiada żadnych wartości. Więc mam nadzieję, że już wkrótce razem z Riddleyem Scottem wyruszycie na krucjatę. Krucjatę niecodzienną aczkolwiek fascynującą, która przyniesie wiele niezapomnianych wrażeń.
Ocena: 9/10
Tytuł oryginalny: Kingdom of Heaven
Reżyseria: Ridley Scott
Scenariusz: William Monahan
Zdjęcia: John Mathieson
Muzyka: Harry Gregson-Williams
Produkcja: Hiszpania/USA/Wielka Brytania/ Maroko
Gatunek: Historyczny
Data premiery (Świat): 02.05.2005
Data premiery (Polska): 06.05.2005
Czas trwania: 145 minut
Obsada: Orlando Bloom, Eva Green, Jeremy Irons, David Thewlis, Liam Neeson, Edward Norton