Królowa Potępionych / Queen of the Damned (2002)

Zanim sięgnęłam po pierwszą część „Kronik wampirów” Anne Rice, myślałam o tych krwiopijcach stereotypowo. Gdyby wtedy ktoś mnie o nie zapytał, odpowiedziałabym, że przesypiają dnie w trumnach, a w nocy żywią się ludzką krwią. Kilka dni temu przeprowadziłam mały wywiad wśród znajomych, których podzieliłam na dwie grupy. Pierwsza miała takie samo zdanie, jak ja kiedyś. Natomiast od drugiej usłyszałam opinię bardziej wyczerpującą i opartą na postaciach wykreowanych przez Anne Rice. Bo to właśnie ta pisarka przedstawiła wampiry w innym świetle, a dzięki publikacji „Wywiadu z wampirem” zyskała rzesze fanów. Nic dziwnego, że po tak wielkim sukcesie książki powstała jej adaptacja.
W filmie Neila Jordana zagrali tacy aktorzy jak Brad Pitt, Tom Cruise czy Antonio Banderas. Już same ich nazwiska przyciągnęły do kin miliony ludzi na całym świecie. Świetna gra aktorska to jeden z wielu atutów tego obrazu. Jordan podniósł naprawdę wysoko poprzeczkę dla reżyserów następnych części „Kronik wampirów”. Jest mi przykro, ale Michaelowi Rymerowie nie udało się nawet w połowie osiągnąć jego poziomu.
Geneza powstania filmu przedstawia się następująco: wytwórnia Warner Bros posiadała prawa do sfilmowania trzech części kronik już tylko na rok. Po upływie tego czasu prawa wróciłyby do autorki, która mogłaby sprzedać je innej wytwórni. Tak więc postanowiono połączyć fabuły „Wampira Lestata” oraz „Królowej potępionych” w jeden film, który otrzymał nazwę drugiej z nich. Każdy, kto obejrzał ten obraz, wie, że pośpiech bynajmniej nie opłacił się producentom.
Lestat de Lioncourt budzi się z wieloletniego snu, zafascynowany muzyką rockową. Ma dosyć życia w ukryciu, chce wreszcie zaistnieć. Postanawia założyć rockowy zespół, nie kryjąc, że jest wampirem. Szybko zdobywa sławę. Jest kontrowersyjnym muzykiem, który wyjawia w swoich piosenkach tajemnice istot takich jak on. Wszystkie wampiry są zagniewane odkryciem ich istnienia i zdradzaniem tajemnic śmiertelnikom. Muzyka Lestata budzi ze snu matkę wszystkich wampirów, Akashę, która ma podstępne zamiary wobec niego. Tymczasem śmiertelniczka, Jessie, zakochuje się w Lestacie…
Jak widać, fabuła oryginalnością nie grzeszy. Filmów o wampirach jest sporo, zarówno tych dobrych, jak i z dolnej półki. Żeby kolejny mógł się wybić, potrzebuje przede wszystkim dobrego scenariusza. Już przy adaptacji jednej obszernej powieści wiadomo, że wiele wątków trzeba ominąć, żeby film zmieścił się w dwóch czy trzech godzinach. A co dopiero przy filmowaniu dwóch tomów!
„Królowej potępionych” nie czytałam, więc wypowiem się tylko na temat „Wampira Lestata”. Wątki zaczerpnięte z tej książki można policzyć na palcach jednej ręki. Historia króla i królowej jest na tyle ciekawa i długa, że spokojnie można by było nakręcić film na podstawie drugiej części „Kronik wampirów”. A tak, mamy tylko zalążek tego wątku i schematyczny wątek miłości – nie mogą być razem, bo…
Jak w każdej adaptacji dzieła literackiego, tak i tutaj można znaleźć nieścisłości. Dwoma najbardziej rzucającymi się w oczy są kolory włosów Lestata i Mariusa. Pierwszy z nich w książce miał blond, a drugi białe. Nie będę wypisywała wszystkiego, ale chciałabym zwrócić uwagę na dość istotną dla mnie sprawę. Marius to jeden z potężniejszych wampirów, posiadający dar unicestwiania innych za pomocą ognia. Dlaczego nie posłużył się nim do obrony, tylko razem z Lestatem walczy w sposób przypominający karate? Dla osoby takiej jak ja, która przeczytała kilka części kronik, jest to po prostu śmieszne. Sądzę jednak, że również innym ta scena wyda się żenująca.
Nie podoba mi się charakteryzacja, czyli cienie wokół oczu i pomarańczowe wargi. Odnoszę wrażenie, że ten zabieg miał dodać nieco grozy postaciom wampirów. Według mnie zupełnie im to nie wyszło. To samo odnosi się do krwi, a raczej soku malinowego, który spływa z warg Akashy.
Poziom dialogów utrzymuje się w normie, ale tylko do pewnego czasu. O ile pamiętam, były co najmniej dwa słabsze momenty. Na przykład w czasie pierwszej rozmowy Lestata z Akashą.
Pora przejść do plusów, jakie ma ten film. Urzekły mnie zdjęcia miasta nocą – mnóstwo światełek, które tworzą autostradę, ciąg jadących samochodów, migoczące witryny wystaw sklepowych, zapalone światła w domach… Stwarza to jedyny w swoim rodzaju klimat. Szkoda, że tylko w niektórych chwilach mogłam go poczuć. Wspomnę jeszcze o scenie, w której Marius rozmawia z Lestatem w dość nietypowym miejscu. Podczas oglądania „Królowej potępionych” na pewno będziecie wiedzieli, że o ten właśnie moment mi chodziło. Niesamowity klimat…
Muzyka to kluczowa sprawa filmu. W końcu Lestat jest piosenkarzem… i to nie byle jakim.
W teledyskach czy na scenie słyszymy głos Jonathana Davisa, wokalisty zespoły Korn. Davis i Richard Gibbs napisali pięć piosenek, które możemy usłyszeć w trakcie filmu. Niestety, Jonathan nie udziela się wokalnie na soundtracku z powodu sankcji kontraktowych. Tak więc na płycie znajdziemy te same utwory, ale wykonane przez kogoś innego, np. Chestera z Linkin Park czy Marilyna Mansona. Oprócz tego znajdują się tam również piosenki zespołów, np. „Change” Deftones. Uważam, że taka ścieżka dźwiękowa na pewno spodoba się wszystkim fanom ciężkiego brzmienia. A może nawet nie tylko, bo muzyka jest świetnie dopasowana do obrazu. Ważnym elementem jest muzyczny motyw skrzypiec, który słyszymy kilka razy. Od tej strony „Królowa Potępionych” prezentuje się znakomicie.
Ocenę gry aktorskiej zostawiłam na koniec. Zacznę od postaci Mariusa, w którą wciela się Vincent Perez. Jestem zdania, że całkiem dobrze poradził sobie z rolą. Mam nawet wrażenie, że wypadł najlepiej ze wszystkich drugoplanowych aktorów.
Aaliyah, która w filmie gra Akashę, matkę wszystkich wampirów, do tej pory była bardziej znana w przemyśle fonograficznym. Stworzyła rolę zupełnie odmienną od reszty wampirów – odróżnia się od nich strojem, karnacją, a także sposobem poruszania się, mową. Trudno jest mi powiedzieć, czy dobrze oddała swoją postać, ponieważ nie czytałam „Królowej potępionych”. Nawet jeśli stworzyła własną kreację Akashy, to jestem skłonna kupić taką wersję. Przy oglądaniu filmu na pewno zwróciliście uwagę na jej dziwny głos. Otóż Aaliyah zginęła w katastrofie lotniczej po nakręceniu głównych zdjęć. O pomoc w zdubbingowaniu jej głosu poproszono brata – Rashada Haughtona.
Marguerite Moreau to filmowa Jessie. Nie zamierzam być krytyczna co do jej wizerunku, bo nie o to chodzi, ale naprawdę nie wzbudziła we mnie żadnych pozytywnych uczuć. Zupełnie. To ona jest jednym z minusów tego filmu. A szkoda, bo na ekranie pojawia się często – w końcu odtwarza jedną z głównych ról.
Po filmie „Wywiad z wampirem” nie mogę zaakceptować innego aktora wcielającego się w Lestata, niż Tom Cruise. Uważam, że zagrał świetnie i idealnie pasuje na odtwórcę tego demonicznego wampira. Natomiast w „Królowej potępionych” jego miejsce zajmuje Stuart Townsend, nieznany mi i pewnie większości widzów aktor. Z pewnością pozostawał pod ogromną presją, żeby wypaść jak najlepiej, a nie gorzej od Toma Cruise’a. I to mu się udało. Zagrał dobrze, trafnie oddając oddając charakter Lestata. W tym filmie jest zdecydowanie najlepszym aktorem.
Nie nazwę „Kólowej potępionych” dobrym filmem. Zdecydowanie jego najmocniejszą stroną jest muzyka, a słabiej wypada fabuła i gra aktorska Moreau. Dla fanów „Kronik wampirów” ten obraz może być dużym rozczarowaniem, ale zwykłemu widzowi może przypaść do gustu.
Tytuł oryginalny: Queen of the Damned
Reżyseria: Michael Rymer
Scenariusz: Michael Petroni, Scott Abbott
Zdjęcia: Ian Baker
Muzyka: Jonathan Davis, Richard Gibbs, Tricky
Produkcja: Australia/USA
Gatunek: horror
Data premiery (Świat): 10.02. 2002r.
Czas trwania: 98 minut
Obsada: Stuart Townsend, Aaliyah, Vincent Perez, Marguerite Moreau