Kształt wody / The Shape of Water (2017)

Gdy Guillermo del Toro był jeszcze małym dzieckiem, obejrzał już teraz kultowy film „Potwór z Czarnej Laguny”. Historia odrzuconego potwora i jego relacji z kobietą urzekła wrażliwego chłopca. Jedyne, co mu się nie spodobało to smutne, rozczarowujące zakończenie. Już wtedy w głowie młodego artysty zakiełkował pomysł odmienienia biegu zdarzeń, na bardziej pozytywne. Po latach, kiedy del Toro trochę urósł, przy okazji stając się twórcą znanym za sprawą mrocznych baśniowych filmów, postanowił w końcu przelać kryjącą się latami pod czaszką koncepcję na papier.
Napisał scenariusz o „Potworze z Czarnej Laguny”, gdzie wszystko kończy dobrze. Jego pomysł został odrzucony przez mającą prawa do potwora, wytwórnię Universal. Całe szczęście o wiele mądrzejsza wytwórnia Fox przygarnęła naszego reżysera oraz jego pomysł, zbijając tym samym niesamowity interes.
To, że nasz artysta jest fanem starego kina grozy wytwórni Universal i jeszcze starszego kina niemego, to rzecz, której trudno nie zauważyć. Niezależnie, czy tworzy bardzo dynamiczny film fantasy z całą masą akcji jak np. „Blade: Wieczny łowca 2”, czy też bardziej kameralną, spokojną, ale mroczną Baśń typu „Labirynt Fauna”, elementy starego czarno-białego kina są widoczne. Przemyca je jednak w dość subtelny sposób. Choć są zauważalne, to ustępują składnikom wykreowanym przez samego twórcę, dlatego jego filmy nie są żadnym kolażem, zrobionym z fragmentów innych dzieł, lecz historią w pełni wymyśloną przez Guillermo. „Kształt wody” natomiast, jest czymś zupełnie odwrotnym. To nie produkcja będąca osobistą kreacją artysty, tylko zmodyfikowaną, już dobrze znaną historią, poprowadzoną według jego planu.
Podobnie jak Quentin Tarantino, bierze on całe garści swoich ulubionych motywów, a następnie zlepia je w jedną całość. Tworzy film ukazujący coś niezwykle zbliżonego do produkcji z tamtych lat, przy tym nie odsuwając na bok swojej wysokiej artystycznej samoświadomości, dzięki czemu pozostaje przy stałych charakterystycznych punktach, zawsze obecnych w jego filmach.
Fabuła jest świetnie skonstruowana. Na pierwszy rzut oka wydaje się niezwykle prosta — pomiędzy potworem a niemą kobietą zostaje zbudowana niezwykła relacja, w afekcie dziewczyna postanawia uwolnić bestię. Jednak kiedy dokładnie przyjrzymy się, jak każdy wątek zostaje odpowiednio rozwinięty oraz z jaką płynnością toczą się przez cały film, widzimy, jak dobrze przemyślanym od początku do końca planem jest w istocie to dzieło. Reżyser i scenarzysta zarazem odwalił naprawdę kawał dobrej roboty. Wraz z rozpoczęciem filmu doskonale zna wygląd punktu kulminacyjnego. Konsekwentnie do niego zmierza, po drodze tam, gdzie potrzeba, przyspieszając bądź zwalniając akcję, ani razu nie wychodząc z wizualnej formy, jaką przyjął. Wszystko jest spójne, a każdy aktor, nawet ten drugoplanowy, ma określone zadanie. W efekcie nawet najmniejszy drobiazg bardzo dobrze się zazębia z wizją twórcy, dając nam Baśń pełną magicznych, nadnaturalnych zjawisk oraz brutalności i scen o erotycznym zabarwieniu, czyli mroczną fantastyczną opowieść, do czego Guillermo del Toro zdążył nas już przyzwyczaić.
Pod względem stylistyki film również trzyma wyskoki poziom. Kostiumy, wnętrza domów, ulice, po prostu wszystko wygląda jak wyjęte z początku lat 60. Oczywiście Guillermo nie byłby sobą, gdyby nie dodał jakiegoś gotyckiego miejsca oraz nie skropił wszystkiego odrobiną mroku.
Postacie wypadają naprawdę przekonujące mimo dość przerysowanych charakterów. Uważam, że aktorzy naprawdę się wysilili, aby zbudować bohaterów pasujących do baśniowego, nierealnego świata, a jednocześnie ludzi z krwi i kości, w których losy możemy się wczuć.
Najlepiej moim zdaniem wypada tutaj główna bohaterka Elisa. Mimo braku umiejętności mowy, potrafi do nas przemawiać lepiej niż niejeden bohater bez tego problemu. Swoimi gestami, zachowaniem, codziennymi rytuałami ukazuje cechy charakteru oraz odsłania dość intymny aspekt życia. Odegranie tego w tak realistyczny sposób, jak zrobiła to Sally Hawkins, tworzy postać, za którą będziemy trzymać kciuki do samego końca. Mam nadzieję, że dostanie tego Oscara, bo naprawdę na niego zasługuje.
Przyjaciel głównej bohaterki, Giles, został odegrany w równie dobry sposób. Jego nieporadne próby zawiązywania relacji międzyludzkich, pokazuje ekscentryczność bohatera, a zarazem budzi w nas politowanie z powodu odrzucenia przez większość społeczeństwa.
Postacie drugoplanowe, jak już wcześniej wspomniałem, mają ściśle określone zadania, sprawiające, że nawet przez moment nie mamy zwątpienia w sens istnienia kogokolwiek. Dodatkowo każdy posiada wyrazisty, kreślony grubą krechą charakter, dzięki czemu od pierwszego ujrzenia jesteśmy w stanie ich polubić lub znienawidzić.
Michael Shannon jako czarny charakter Richard wypada genialnie. Jest naprawdę wybitny w odgrywaniu ról wiecznie zdenerwowanych, totalnie przerysowanych zwyrodnialców mających nie do końca po kolei w głowie. Poza tym tego typu antagonista pasuje jak ulał do konwencji takiego świata.
Nie wolno tutaj pominąć samego potwora. Jak się domyślacie, trudnym zadaniem jest wykreowanie obchodzącej, wzruszającej nas postaci, która oprócz braku ludzkiego głosu, posiada obrzydliwy, odrzucający wygląd rybiego humanoida. Mimo tych utrudnień udało się nadać życie istocie, będącej uosobieniem człowieczej samotności. Oprócz świetnie zarysowanych cech charakteru posiada równie imponujący dizajn. Przypomina oryginalną kreaturę, jednak po dość sporym unowocześnieniu, dzięki któremu wygląda jak potwór na miarę naszych czasów.
Podsumowując, Guillermo del Toro stworzył istne arcydzieło. Połączył całą masę motywów, wziętych ze starych musicali, „Potwora z opery”, „King Konga”, oczywiście „Potwora z Czarnej Laguny”, „Żony Frankensteina” i wiele innych, których jeszcze nie dojrzałem. Dodatkowo dorzuca rozważania na temat samotności oraz gdzieś przebiegającą na trzecim planie szpiegowską walkę między dwoma mocarstwami. Wszystko zostaje oprawione w stylistykę lat 60 z dodanymi gdzieniegdzie mrocznymi, brutalnymi elementami, sprawiającymi, że nie jest to bajeczka dla całej rodziny. Kształt wody to chyba jeden z najbardziej poruszających filmów, jaki kiedykolwiek obejrzałem. Polecam go każdemu fanowi mrocznych baśni, horrorów z lat 30 oraz dziwacznych love story.
Tytuł oryginalny: The Shape of Water
Reżyseria: Guillermo del Toro
Scenariusz: Guillermo del ToroVanessa Taylor
Zdjęcia: Dan Laustsen
Muzyka: Alexandre Desplat
Produkcja: USA
Gatunek: Fantasy
Data premiery (świat): 31.08.2017
Data premiery (Polska): 16 lutego 2018
Czas trwania: 119 minut
Obsada: Sally Hawkins, Michael Shannon, Richard Jenkins, Octavia Spencer, Michael Stuhlbarg, Doug Jones