Mgła / Mist, The (2007)

Stephen King i Frank Darabont. Duet powszechnie znany, lubiany, szanowany, a co najważniejsze, efektowny i efektywny. Pierwszy delikwent emocje przekazuje za pomocą prozy, drugi – sztuki filmowej. Obaj panowie swoją współpracę mogą zaliczyć do nadzwyczaj owocnej, za ich bowiem sprawą mogliśmy delektować się takimi arcydziełami jak „Zielona Mila” oraz „Skazani na Shawshank”. Nic dziwnego, że apetyty związane z najnowszym dziełem spółki Darabont & King, czyli „Mgłą”, wzrosły do maksimum. Oliwy do ognia dodawał fakt, że był to pierwszy horror na podstawie prozy „Króla” zrealizowany przez francuskiego reżysera. A wiadomo, że King na powieściach grozy pozjadał już dawno zęby.
Już sam początek filmu każe nam myśleć, iż nie będziemy mieli styczności ze zwykłym, szablonowym horrorem, jakich aktualnie mamy na pęczki. Akcja toczy się bowiem w Wielkim Supermarkecie, pękającym w szwach, w którym ludzie, po wielkiej nawałnicy, zaopatrują się w niezbędne produkty. Znienacka pojawia się jednak mgła i nagle znajdują się w matni. Zderzenie ze sobą zupełnie różnych osób, mających odmienny pogląd na sprawę, będzie początkiem problemu, jeszcze większego od mglistego spustoszenia. Bo przecież nie od dzisiaj znana jest prawda mówiąca, iż ludzie zamknięci ze sobą w jednym pomieszczeniu przez kilkanaście dni zaczną powoli knuć spiski i nawzajem się niszczyć…
Frank Darabont mógł postawić na sieczkę i efekciarstwo, film, w którym to główne role grają efekty specjalne, a krew oraz poszczególne ludzkie części ciała rozlatują się stopniowo po ekranie. Owszem, w jego filmie pojawiają się przeróżne nadprzyrodzone istoty, aczkolwiek nie są one fundamentem tej opowieści. Reżyser pokazał, że potrafi świetnie obserwować różne zachowania. W jego filmie dowiadujemy się „od kuchni”, jak postępują ludzie w sytuacji beznadziejnej, tragicznej. Stworzył bardzo obszerną i jakże różnorodną galerię postaci, ale przede wszystkim pokazał, jak duży wpływ ma jednostka na postępowanie ogółu, a jeśli ma ona przekonujące argumenty oraz zdolność hipnotyzowania umysłów pozostałych – stworzenie małej armii gwarantowane. Sporo tutaj psychologii i ukazania ludzkiej natury oraz skonfrontowania ze sobą dwóch światopoglądów – ateizmu i katolicyzmu. Film wedle opinii recenzentów miał wzbudzać kontrowersję ze względu na jego antychrześcijański wydźwięk. Jednakże z mojej perspektywy jest to nieprawdą, gdyż chciano pokazać jedynie fanatyzm pewnej grupy osób, który przecież zdarza się w każdej wierze – czy to katolickiej, czy islamskiej, czy buddyjskiej. A cały zabieg trzeba uznać za nadzwyczaj udany.
Znany reżyser zrobił film według powieści jeszcze bardziej znanego pisarza, a w obsadzie umieścił aktorów raczej drugiego planu. I śmiało można uznać to za strzał w dziesiątkę. Marcia Gay Harden – m.in. laureatka Oscara za najlepszą drugoplanową rolę kobiecą w 2000 r. – to jeden z najmocniejszych punktów, jeśli chodzi o całokształt. Świetnie wcieliła się w psychopatyczną fanatyczkę. Troszkę gorzej spisuje się odtwórca roli głównej – nieco lalusiowaty i ciapowaty Thomas Jane. Widoczni są też etatowi aktorscy przyjaciele Darabona, czyli znani ze „Skazani na Shawshank” czy z „Zielonej Mili” William Sadler oraz Jeffrey DeMunn.
Pewnie wielu zada pytania, jakże trafne zresztą: czym „Mgła” różni się od innych horrorów, czemu akurat warto poświęcić czas tej produkcji, a nie innej? Przede wszystkim film posiada klimat, który tak ważny jest w filmach grozy. Mimo że w miejscu akcji skupia się cała gromada ludzi, to tak naprawdę czujemy się jeszcze bardziej osaczeni i mniej bezpieczni, niż gdyby market był całkowicie opustoszały. Po drugie: tytułowa mgła. Istnieje utarty już w historii kina schemat, ale jakże skuteczny – im coś bardziej niewidoczne i nieznane, tym jest to straszniejsze i bardziej zaskakujące. W tym przypadku jest podobnie: czujemy jedynie stęchliznę i duszność tego atmosferycznego fenomenu, ale nie wiemy, co tak naprawdę się tam kryje. Reżyser dopiero stopniowo odkrywa karty, a na koniec pozostawia sobie przysłowiowego asa, czym kompletnie zaskakuje widza. I tu bardzo harmonijnie można przejść do kolejnego atutu tego filmu, czyli nieprzewidywalności.
Pośród kolejnych części „Pił”, które powoli stają się aż nadto denerwujące i żenujące oraz innych horrorów robionych schematycznie, „Mgła” wlewa nadzieję w serca amatorów kina grozy. Darabont wyciągnął z przysłowiowego „lamusa” to, co najlepsze i zrobił z tego naprawdę solidny horror. Miejmy nadzieję, że na tym nie poprzestanie i jeszcze nie raz przekonamy się, że King + Darabont = kawał dobrze i wartościowo spędzonego czasu.
Tytuł oryginalny: Mist, The
Reżyseria: Frank Darabont
Scenariusz: Frank Darabont
Zdjęcia: Ronn Schmidt
Muzyka: Mark Isham
Produkcja: USA
Gatunek: Horror
Data premiery (Świat): 2007-11-21
Data premiery (Polska): 2008-03-07
Czas trwania: 127 minut
Obsada: Thomas Jane, Marcia Gay Harden, Laurie Holden, William Sadler, Jeffrey DeMunn