Trzy minuty: 21:37 (2010)

Jak ocenić nowe dzieło Macieja Ślesickiego? Komu polecić? Komu ten film jest przeznaczony? Uważam, że stworzono go z myślą o bardzo wąskiej grupie odbiorców, która albo uwielbia twórczość wyżej wymienionego reżysera, albo zalicza się do grona osób, które muszą obejrzeć każdy film wspominający papieża.
Maciej Ślesicki przedstawia nam trzy nowele filmowe: zabawną historię reżysera (genialna rola Krzysztofa Stroińskiego), czekającego na śmierć malarza oraz małego chłopca z biednej rodziny, który postanawia zaopiekować się znalezionym koniem. Wszystkie te historie łączy jeden motyw i jedna godzina – 21:37 – śmierć papieża. Zapytacie, jaki związek ma śmierć Jana Pawła II z opisanymi powyżej nowelami, odpowiem wam: nie mam zielonego pojęcia…
Wątki są spójne, choć jest to gorzej pokazane, niż choćby w filmie „Zero”, natomiast śmierć papieża jest tylko jakby tłem wydarzeń, dla mnie nic nie znaczącym. Przecież wszystkie trzy historie mogły się wydarzyć każdego innego dnia… Mam nadzieje, że nikt nie zrobi nigdy filmu pt. „Trzy minuty 8:41” (zorientowani wiedzą, o co chodzi).
W każdym swoim filmie Maciej Ślesicki udowadniał, że potrafi przykuć widza do ekranu. Przypomnijmy wzruszający „Tato”, czy zrobiony w stylu amerykańskim film „Sara”. Nawet uznany przez niektórych jako najgorsze dzieło Ślesickiego film pt. „Show” (według mnie świetny groteskowy obraz reality show) miał w sobie to coś, co pozwalało obejrzeć go do końca. A przy seansie „Trzech minut” aż 6 osób na 10 opuściło salę kinową w połowie noweli o malarzu. Panie Ślesicki, nuda… Gdzie te narracje filmowe, które miały wcześniejsze Pana filmy?
Zdecydowanie pierwsza nowela jest najciekawsza: oto wypalony reżyser-alkoholik, pracujący przy sitcomie o policjantach i mający romans z jedną z aktorek. Coś wam to przypomina? To prawdopodobnie sam Ślesicki reżyserujący „13 Posterunek”, w którym zagrała wtedy jego partnerka życiowa, czyli Aleksandra Woźniak. Niewątpliwie ta autobiograficzna nowelka posiada najciekawiej zarysowane postacie i najchętniej się ją ogląda.
Druga nowela to opowieść o malarzu (w tej roli Bogusław Linda, notabene zięć Pana reżysera; swoją drogą szkoda, że nie doszło do skutku spotkanie obu Panów przy wódce). Sparaliżowany bohater leży w szpitalu i wtedy to słuchamy jego wewnętrznego monologu. W trzeciej części widzimy chłopca, który opiekuje się znalezionym koniem (w tej roli świetny Marcin Walewski). Ten wątek przypomina poprawnie zrealizowaną etiudę filmową, którą oddają studenci reżyserii filmowej jako pracę magisterską. Jednak czy to wystarczy, aby film chcieli obejrzeć ludzie?
Niewątpliwie film ma również wiele pozytywnych stron. Na uwagę zasługują dialogi (szczególnie te napisane dla Krzysztofa Stroińskiego) oraz muzyka, którą skomponował przyjaciel reżysera i jego stały współpracownik Przemysław Gintrowski (człowiek, którego „Kołysankę” z filmu „Tato”, mogę nucić do dzisiaj).
Słabą stroną filmu jest za to montaż. Kiedy przypomniałem sobie zdjęcia z planu sprzed trzech lat, przed oczami stanął mi Piotr Adamczyk. Prawdopodobnie jego historia była kolejną nowelą, więc dlaczego została wycięta z filmu? Czy była aż ta zła? Prawdopodobnie stanowiła jedną ze słabszych. Jednak pozbawienie filmu historii z Adamczykiem mogło sporo namieszać i chyba faktycznie namieszało… Mimo że montażysta robił, co tylko mógł, to i tak nie zdołał uratować lekkości oglądania.
Podsumowując, Maciej Ślesicki stworzył film poprawny. Nie zachwyca on widzów, ani nie naraża ich na śmieszność. Moim zdaniem nie wykorzystał w pełni pomysłu, który zrodził się w jego głowie. Pogubił się gdzieś w chaotycznym natłoku wątków. A szkoda, bo z ciekawie zapowiadającego się filmu wyszedł film nijaki….
Ocena: 5/10
Tytuł oryginalny: Trzy minuty: 21:37
Reżyseria: Maciej Ślesicki
Scenariusz: Maciej Ślesicki
Zdjęcia: Andrzej Ramlau
Muzyka: Przemysław Gintrowski
Produkcja: Polska
Gatunek: dramat, komedia
Data premiery (świat): 26.05.2010
Data premiery (Polska): 01.04.2011
Czas trwania: 130 minut
Obsada: Krzysztof Stroiński, Agnieszka Grochowska, Marcin Walewski, Bogusław Linda, Modest Ruciński.