Obcy kontra Predator 2 / Aliens vs Predator – Requiem (2007)

Współczesne kino amerykańskie oraz jego twórcy w chwili obecnej stanęli na krawędzi dna absolutnego. Kreatywność i innowacyjność nowych produkcji skupia się już tylko i wyłącznie na zrobieniu coraz to lepszych efektów specjalnych, a bohaterowie najczęściej występujący na tłach płóciennych, w filmie sami stają się tłem w konfrontacji z tymi wszystkim nowinkami technicznymi. Kinematografia XXI wieku obrała zupełnie inny kierunek rozwoju, który w przyszłości może całkowicie wyeliminować człowieka sprzed kamery. Jednak to wszystko wizje mogące ziścić się za kilka, kilkanaście lat. Na razie żywi aktorzy wciąż pojawiają się etatowo w różnego rodzaju przedsięwzięciach, nawet jeśli ich występy ograniczają się tylko do efektownego umierania – właśnie tak jak w przypadku opisywanego właśnie „AvP 2”. Po kasowym sukcesie pierwszej odsłony tej serii, zrealizowanej w 2004 roku przez Paula W.S. Andersona, kontynuacja była tylko kwestią czasu. Prace nad sequelem rozpoczęły się w niecałe dwa lata po premierze jedynki, czyli stosunkowo dość szybko. Ale przecież każdy widz zdaje sobie sprawę z tego, jak szybko w USA klonuje się kury znoszące złote jajka. I nie ważne, czy są to smakowite świeże jajeczka, czy też zgniłe zbuki – dopóki jest na nie popyt, produkcja iść będzie pełną parą. Takim właśnie śmierdzącym zbukiem był pierwszy „Obcy kontra Preadtor” – film, który ograbił ze wszystkich świętości oba te potworne stworzenia. Zmieszany z błotem niemal na każdym możliwym forum poświęconym kinematografii, wyśmiany przez twórców i aktorów zaangażowanych w starsze produkcje opowiadające o tych istotach i w końcu obnażający wszystkie słabości współczesnego kina obraz, ku zaskoczeniu wszystkich, na świecie zarobił blisko $172 mln. Czy trzeba czegoś więcej do sequela?
W niewielkim amerykańskim miasteczku życie leniwo posuwało się do przodu. Mieszkańcy, jak co dzień załatwiali swoje sprawy nie spodziewając się, że cokolwiek lub ktokolwiek może zakłócić ich spokój. Niestety wszechświat skrywa przed nami wiele tajemnic i to właśnie jedna z nich rozbija się niedaleko owej mieściny. Tajemnicą tą jest statek kosmiczny Łowców, którzy nieświadomie zabrali ze sobą Obcego w ciele jednego ze swoich towarzyszy. Katastrofa nie załatwiła jednak problemu obu krwiożerczych ras. Na statku ktoś przeżył i postanowił na dłużej zatrzymać się w malowniczych okolicach Kolorado. Dla ludzi gościna ta oznaczać może tylko jedno – walkę o przetrwanie. I podobnie jak reklamowała się część pierwsza: „Nie ważne, kto wygra, my przegramy…”
To wymowne hasło jakoś za bardzo zwraca uwagę reżyserów odpowiadających za obrazy z serii „AvP”. Nie ważne, która rasa wygrywa starcie, zawsze my, widzowie, stoimy po stronie przegranych. Po lawinie krytyki, jaka spadła na Andersona postanowił on usunąć się w cień i dać szansę zmierzenia się z tematem innym twórcom. Padło na braci Straus, absolutnych debiutantów w reżyserskim świecie. I to jest właśnie największa ciekawostka. Jest tylu wybitnych twórców mogących podjąć temat Obcego i Predatora, a pada na kogoś, kto pierwszy raz w rękach będzie trzymał kamerę. Czy po porażce Andersona (choć zarobek $172 mln trudno nazwać porażką samą w sobie) Hollywood przestraszyło się podjęcia próby udanego przeniesienia obu tych bohaterów na duże ekrany? A może pomimo sporego potencjału tych bestii, razem nie mogą pozytywnie zaistnieć w jednym filmie? Niestety na to pierwsze pytanie nie odpowie nam sequel, a na to drugie ani pierwowzór ani kontynuacja. Ciężko jest jednoznacznie ocenić, co w „AvP” zawodzi najbardziej, bezmyślne scenariusze, brak pomysłu na realizację, czy postawienie na pierwszym miejscu efektów specjalnych? Są tacy, co twierdzą, że przyczyną tak koszmarnych filmów jest kumulacja wszystkich tych trzech negatywów. Do osób tych zaliczam się również ja i kryć się z tym wcale nie zamierzam. Jeżeli ktoś robi dziadostwo i nastawia się tylko na łatwy zysk, to trzeba o tym powiedzieć wprost. Nie koloryzować, nie upiększać i nie mydlić oczu innym. „Obcy kontra Predator 2” to podobnie jak część pierwsza stuprocentowa tandeta, zrealizowana z myślą o ludziach z IQ zbliżonym do nieszczęsnej blondynki z kiepskiego kawału.
Ponownie piętą Achillesową okazała się naiwna i pełna nieścisłości fabuła, choć początkowo wydawało się, że umiejscowienie głównej akcji w małym miasteczku podniesie realizm opowiadanej historii i wpłynie korzystnie na cały film. Bo przecież w końcu Obcego i Predatora wpuszczamy na nasze podwórko. Stajemy z nim oko w oko, walczymy o przetrwanie już nie tylko swoje, ale i swojej rodziny, przyjaciół i przede wszystkim całej ludzkości. Zagrożony zostaje nasz gatunek, nie tylko garstka ludzi odizolowana od reszty społeczeństwa na statku kosmicznym, planecie oddalonej od Ziemi miliony lat świetlnych, czy wreszcie niesamowitej piramidzie położonej pod lodami Antarktydy. Niestety i ten manewr nie przyniósł wymiernych korzyści całemu przedsięwzięciu. Co z tego, że rozmnażający się w zatrważającym tempie Obcy włazi do naszych domów, skoro my nie czujemy żadnego strachu. Ludzie, jak to ludzie wrzeszczą, biegają, błagają o pomoc Boga i robią wszystko żeby czasami kosmiczny stwór nie polował na nich zbyt długo. Lezą zawsze tam, gdzie nie poszedłby żaden rozsądnie myślący człowiek i robią to, co w takiej sytuacji zrobiłby tylko mądry inaczej. Jak mamy im współczuć, dopingować, trzymać kciuki, bać się o ich życie? Skoro im na nim nie zależy, to nam ma zależeć? Nonsens nie tylko sprowadza się do zachowania głównych bohaterów, ale także do wypowiadanych przez nich dialogów. Czasami ma się wrażenie, że scenariusz do tej historii pisał pełnoetatowy twórca skryptów brazylijskich telenoweli, gdzie każde zdanie musi być na tyle zrozumiałe, żeby nie pozostawały żadne wątpliwości, kto miał co na myśli. Pomiędzy tak sformułowanymi dialogami, a otwarciem komuś czaszki i wsadzenie mu sensu filmu łopatą nie ma tu jakiejkolwiek różnicy. Najciekawsze jednak jest to, że całość sprowadza się do dwóch rzeczy – polowania Obcego na ludzi i próby ucieczki ofiar przed oprawcą. No faktycznie jest to tak skomplikowany wątek, że w scenariuszu trzeba było pozostawić już prostolinijnym, aby widzowie nie musieli za dużo myśleć. W ten ciąg beznadziejności jak ulał wpisują się też aktorzy. Kiedy wspomnę sobie kreacje, jakie stworzyli kiedyś Sigourney Weaver, Lance Henriksen, Arnold Schwarzenegger, Danny Glover, czy nawet Winona Ryder i Ron Perlman, aż żal serce ściska, że do nowych filmów o Obcym i Predatorze angażuje się tak bezpłciowych artystów. W „AvP 2” nie ma nawet jednej osoby, która zasłużyłaby na cień pochwały. Dramat, jakich mało… Najbardziej jednak śmieszyły mnie w tym kontekście zapowiedzi twórców, którzy obiecywali, że w najnowszej odsłonie tej sagi widzowie doczekają się prawdziwej kobiety-przywódcy, kogoś takiego, kim kiedyś była Sigourney Weaver. Wyzwaniu temu sprostać miała Sanaa Lathan i nie pytajcie mnie nawet, jak się z tego wywiązała… Tak czy inaczej sami spróbujcie odpowiedzieć sobie na to pytanie po przeczytaniu następnego zdania. Jak można było tego dokonać, skoro w całym filmie aktorka ta tylko w trzech kilkuminutowych scenach gra postać pierwszoplanową?
I tak mógłbym jeszcze długo pastwić się nad twórcami tej produkcji, ale nie ma to większego sensu. „AvP 2” nie ratuje nic, ani wprowadzenie nowego potwora Predaliena (Obcy zrodzony w ciele Predatora), ani podniesienie współczynnika brutalności. Owszem, jest krwawo i to bardzo, możemy też zobaczyć coś nowego, ale co z tego, skoro fabuła stworzona została z myślą o dzieciach z amerykańskiego gimnazjum. Jednak co ja tu będę modził i wymyślał, chcecie przekonać się jak dla kasy uśmierca się legendy, sami zobaczcie to „dzieło”. Po raz kolejny hollywoodzki przemysł filmowy udowodnił to, że w świecie rządzonym przez pieniądze nie ma miejsca na świętości. Jak kiedyś z niecierpliwością oczekiwałem na „Obcego i Predatora” w reżyserii Paula W.S. Andersona, tak teraz liczyłem na to, że będzie lepiej. Niestety nie jest…
Ocena: 2/10
Tytuł oryginalny: AVPR: Aliens vs Predator – Requiem (AKA AvP2 /AvPR)
Reżyseria: Colin Strause, Greg Strause
Scenariusz: Shane Salerno
Zdjęcia: Daniel Pearl
Muzyka: Brian Tyler
Produkcja: USA
Gatunek: Sci-Fi, Akcja
Data premiery (świat): 28.12.2007
Data premiery (Polska): 25.12.2007
Czas trwania: 93 minuty
Obsada: Reiko Aylesworth, Steven Pasquale, Shareeka Epps, John Ortiz, Johnny Lewis