Pitch Black (2000)

Czasem zastanawiam się nad tym, czego tak naprawdę oczekuje widz? Oto bowiem często do szczęścia potrzeba mu naprawdę niewiele. Akcji, pakera w roli głównej, oklepanej do bólu fabuły i kiczowatej scenografii. Że też często niewiele osób ma naprawdę wyczulone zmysły. Do takowych refleksji skłania mnie również film Davida Twohy’ego o widniejącym powyżej tytule – „Pitch Black”
Recenzowany film wyróżnia przede wszystkim słaby scenariusz. Tendencyjny, do bólu powielający znany nam od wielu lat, popularny schemat. Wystarczy, że przybliżę w kilku zdaniach fabułę, a sami z marszu rzucicie kilkoma tytułami z ostatnich lat utrzymanymi w podobnych realiach. Mamy bowiem statek kosmiczny wiozący jednego z najniebezpieczniejszych galaktycznych przestępców, Riddicka. Co dalej? Oczywiście zostaje on w nietypowych okolicznościach uszkodzony, a tym samym dochodzi do awaryjnego lądowania na tajemniczej, zupełnie pozbawionej roślinności, pustynnej planecie. Ponoć noc zapada tu raz na 22 lata. Oczywiście planeta pogrąży się w ciemnościach akurat w chwili przybycia nieproszonych gości. A jak? Rozbitków czeka naprawdę szaleńcza walka o życie, tym bardziej, że planeta jest zamieszkiwana przez niezwykle drapieżne formy życia.
Teoretycznie z takiego pomysłu mógłby się wykluć dobry film akcji osadzony w konwencji science fiction. Tak, teoretycznie w praktyce nie wyszło nic godnego uwagi. Przede wszystkim szczególnie na początku wieje ze wszystkich stron nudą. Reżyserowi nie udaje się wzbudzić zainteresowania widza. Swą historię przedstawia w godny pożałowania sposób, zupełnie brakuje w tym wszystkim polotu. Z czasem rozwija się akcja, niemniej nadal z uporem maniaka patrzy się na zegarek. Winy można doszukiwać się z zupełnym braku oryginalności. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że serwują nam typową powtórkę naszpikowaną pomysłami z innych filmów. Być może to swoisty ukłon w ich stronę? Tak, czy owak niczego to nie zmienia. Wystarczy pokusić się o porównanie do jedynego w swoim rodzaju „Obcego”. Tyle tylko, że tym razem wszystko jest na większą skalę. Więcej ofiar, więcej potworów, zmiana płci głównego bohatera itd. W tym przypadku jednak nie można mówić o tak solidnej porcji napięcia. Kolejną wadę stanowi fakt, że całość w wielu momentach jest szalenie przewidywalna. Ci, którzy już wiele oglądnęli i znają się nieco na tego typu kinie szybko odgadną większość czekających na nas zwrotów akcji.
Jeśli chodzi o scenografię to muszę przyznać, że widać przez jej pryzmat niski wkład pieniędzy w całe to przedsięwzięcie. Weźmy chociażby pod uwagę samo wnętrze statku, czy jakiekolwiek inne z niewielu filmowych miejsc. Aż kipi tandetą. Wygląda to sztucznie, widać, że kosztowało krocie. Ogólnie film od strony wizualnej do bólu przypomina produkcje fantastyczno naukowe znane nam ze starych, dobrych lat kiedy to ten gatunek raczkował, aż do chwili nadejścia rewolucji spowodowanej przyjściem na świat „Gwiezdnych Wojen”. Po prostu „Pitch Black” w małym stopniu korzysta z osiągnięć współczesnego kina. Ciekawą rzeczą jest to, że w momentach, kiedy akcja toczy się na pustyni czujemy częściowo klimat znany nam z „Mad Maxa”. Okazuje się, że sceny te filmowano w tym samym miejscu, co wielki hit z Gibsonem w roli głównej.
”- Modliłem się już z innymi.
– To bez sensu.
– Bo nie wierzysz w boga.
– Nie. Znaczy, żę on nie wierzy w ciebie. Kiedy spędzisz pół życia w więzieniu, plują ci w twarz, a ty wierzysz mogą wsadzić cię do kosza na śmieci z obwiązanym drutem wokół szyi, a ty wierzysz … Pokręciło ci się Święty. Wierzę w Boga absolutnie i absolutnie nienawidzę skurwysyna.”
Różnie jest z dialogami. Jedne są bardzo ciekawe, inne zaś wyjątkowo infantylne i typowe, jak na kino akcji. Film ma jednak pewną istotną zaletę, a mianowicie postać Riddicka. Oczywiście w tym momencie winny się posypać brawa w kierunku Vina Diesla, który swego bohatera uczynił szalenie charyzmatycznym. Bezapelacyjnie właśnie w tym filmie Diesel zaliczył najlepszy występ w swojej dotychczasowej karierze. Na omawianą postać nadaje się bowiem idealnie. Sama budowa, spojrzenie, wyraz twarzy, czy ruchy tylko to podkreślają. Nic dziwnego, że postać Richarda B. Riddicka zdobyła takie uznanie i podziw u widzów. Wszakże na tle twardnieli ostatnich lat znacznie się wybija.
Kończę już, gdyż bez wątpienia „Pitch Black” nie jest filmem, godnym szczegółowego analizowania, nie warto też o nim zbyt długo dyskutować. Jednego nie jestem tylko w stanie pojąć, a konkretniej całego tego fenomenu. Osób, które krytykują omawianą produkcję jest bowiem naprawdę mało. Oceny zwykle są co najmniej dobre, w najgorszym razie przeciętne, ale było w nich coś co skłoniło mnie jednak do obejrzenia. Bez wątpienia film nadaje się tylko dla fanów, a raczej fanek ochrypłego mięśniaka występującego w roli głównej. Dla innych poza ciekawie przedstawioną postacią Riddicka znajdzie się tu naprawdę niewiele.
Tytuł oryginalny: Pitch Black
Reżyseria: David Twohy
Scenariusz:
Zdjęcia: David Eggby
Muzyka: Graeme Revell
Produkcja: USA
Gatunek: Science fiction
Data premiery (Świat): 18.02.2000
Data premiery (Polska): 02.06.2000
Czas trwania: 105 minut
Obsada: Claudia Black, Simon Burke, Keith David, Vin Diesel, Lewis Fitz-Gerald, Rhiana Griffith, Cole Hauser, Radha Mitchell, John Moore, Sam Sari