Plac Zbawiciela (2006)

W ostatnich latach dość często słyszano zarzuty pod adresem wybitnych filmowców, że unikają poruszania ważnych, społecznych tematów, boją się najwyraźniej prób zdefiniowania współczesnego bohatera, ze wszystkimi jego problemami i dylematami. Wajda nakręcił najpierw „Człowieka z Marmuru”, potem „Człowieka z Żelaza” i brakuje tego trzeciego członu, „Człowieka z…. początku XXI wieku”. Co prawda niektórzy upatrywali go w teatralnej inscenizacji „Hamleta” wg Jana Klaty odgrywanej w Stoczni Gdańskiej, ale to nie ten zasięg, który może nam zapewnić kino.
Pojawia się „Plac Zbawiciela” jako przeciwwaga dla wizerunku maniakalnie prezentowanego w mediach: pięknych, młodych, przebojowych, dla których nie istnieją inne problemy niż te sercowe. I chociaż takie produkcje naszego polskiego „American Dream” biją rekordy popularności, to głównie dlatego, że prezentują nam to, czego na co dzień bardzo nam brakuje. Odrobiny bajki, luksusu. Każda bajka kończy się stwierdzeniem: i żyli długo i szczęśliwie…
A teraz zaczynamy oglądać, co się dzieje po tym „długo i szczęśliwie”. Młode małżeństwo, z dwójką dzieci, oczekujące na mieszkanie. I w tym momencie zaczyna się dramat. Krauze wprowadza nas za kulisy bardzo normalnego i powszedniego domu, rodziny, aby nas dobić, powalić, sprawić, że chcąc czy nie chcąc, kolejny razy zaczniemy odczuwać tak samo mocno, jak główna bohaterka, Beata.
Film zdobył chyba wszystko, co w Polsce do zdobycia było, łącznie z falą uwielbienia i peanami na cześć twórców. Trzeba to przyznać, film zrobiony został na najwyższym poziomie, bardzo profesjonalnie i od strony technicznej ciężko będzie się do czegokolwiek przyczepić. Bo co do reszty, o gustach się nie dyskutuje.
„Plac Zbawiciela” jest bardzo polski, podobnie zresztą jak „Wszyscy jesteśmy Chrystusami”, który zresztą uderza w ten sam ton i stawia widza przed koniecznością wyboru: obojętność i pewnikiem irytacja, albo pełne katharsis. Zdecydowanie nie da się tego oglądać do piwa, po kolacji, dla rozrywki, bo to nie jest przyjemny film. Zdecydowanie nie jest przyjemny, tym bardziej, że doskonale zdajemy sobie sprawę, jak bardzo jest prawdziwy. Jak normalne i codzienne są problemy. Zygmunt Bauman, polski socjolog pisał o turystach, którzy latają po świecie samolotami, mieszkają w dobrych, pięciogwiazdkowych hotelach i piją najlepszego szampana i o włóczęgach, stłoczonych w betonowych blokach, naiwnie wierzących, że uda im się dobić do poziomu turystów. Takich turystów pełno mamy w mediach, są lansowani na gwiazdy popkultury, funduje nam się obraz świata, który jest ich światem, sugerując, że takie życie jest normalne i prawdziwe. Krauzowie chcą nam pokazać tę drugą stronę. Bohaterowie co prawda żyją cały czas gdzieś tam koło tej elity, ludzi sukcesu, na poziomie, ale sami nigdy do niej nie dołączą, kłody, które życie rzuca im pod nogi, są dla nich nie do pokonania. Aż przypomina się hasełko z jednej z polskich komedii, że pieniądze to nie wszystko, ale wszystko bez pieniędzy to ch… Wartość pieniędzy liczona jest rzeczami, które można za nie nabyć. Dla bohaterów Placu Zbawiciela wartością nie do zdobycia był spokój. W obliczu jednego problemu zaczynają wychodzić następne, z naczelną naszą, ludzką wadą – nieumiejętnością rozmawiania ze sobą, rzucaniem na wiatr słów „i że Cię nie opuszczę aż do śmierci, w zdrowiu i w chorobie, w bogactwie i w biedzie”, budowaniem czegoś nowego na bardzo chwiejnych fundamentach, które przy większym wietrze rozsypią się jak domek z kart.
Jak się czułam oglądając ten film? Źle, niewygodnie, z czymś bardzo gorzkim, co drapało gdzieś w środku i już czasem podchodziło do gardła. I nawet czując, wiedząc, będąc pewną, że nikt poza nimi samymi tego rozwiązać nie może, że, kto wie, gdyby się bardziej starali wcześniej, to to wszystko wyglądałoby inaczej, to nie umiem ich oskarżyć. Choć może powinnam powiedzieć, że to jej oskarżyć nie umiem, bo wprawdzie czysta postawa roszczeniowa i nieumiejętność liczenia tylko na siebie powinna mnie irytować, to jej bezradność i w efekcie klęska, boli. Jeszcze bardziej boli świadomość, że takich Beat jest wiele, kto wie, może jedna z nich mieszka za ścianą?
Ciężko oceniać takie filmy, bo obrazki socjologiczne mają to do siebie, że można dyskutować, czy są udane, wiarygodne czy nie, ale wartościowanie w kategoriach dobry-beznadziejny wydaje się niemożliwe. Nie chcę więc wydawać sądów, ocen, punktów czy tworzyć drobiazgowe analizy.
Mnie dotknęło, poruszyło i zabolało.
Tytuł oryginalny: Plac Zbawiciela
Reżyseria: Joanna Kos-Krazue, Krzysztof Krauze
Scenariusz: Joanna Kos-Krazue, Krzysztof Krauze
Zdjęcia: Wojciech Staroń
Muzyka: Paweł Szymański
Produkcja: Polska
Gatunek: Dramat
Data premiery (Świat): 29.07.2006
Data premiery (Polska): 08.09.2006
Czas trwania: 94 minuty
Obsada: Jowita Budnik, Arkadiusz Janiczek, Ewa Wencel.