Pokot (2017) – matowa alegoria demonicznej prowincji i rozkrzyczanej ekokrytyki

Polowanie na skróty
Bertolt Brecht, w trakcie duńskiej emigracji, zawiesił nad swoim miejscem pracy biurowej małą karteczkę, na której widniały następujące słowa: „Prawda jest zawsze konkretna”. Ta prosta deklaracja miała przyświecać artyście podczas aktu tworzenia – nie można uwikłać się w abstrakcyjne rozważania, oderwane od materii społeczno-politycznego tła. W filmie „Pokot” Agnieszki Holland prawda jest na tyle konkretna, że momentalnie przeradza się w jednoznacznie zretoryzowaną homilię, wygłoszoną językiem monstrualnych wykrzyknień. Billboardowość sloganowej refleksji zbliża ten film raczej do niewyszukanej publicystyki, pozbawionej zniuansowania i subtelności.
Sudecka prowincja, której granice wyznaczają kolory leśnych szlaków, kościelna dzwonnica i huk wystrzeliwanych dziadkowych sztucerów, ojcowskich wiatrówek. Ta atawistyczna przestrzeń górska, w polskim kinie mająca długą tradycję od „Siekierezady” Witolda Leszczyńskiego do thrilleru „Na granicy” Wojciecha Kasperskiego, jest główną sceną wydarzeń fabularnych, na którą wchodzą tacy „aktorzy prowincjonalni”, jak emerytowana inżynier (Agnieszka Mandat), lokalny prezes (Andrzej Grabowski), okrutny właściciel lisiej fermy (Borys Szyc), ksiądz z myśliwskim rogiem (Marcin Bosak). Sama obsada aktorska wydaje się jednym z najjaśniejszych punktów „Pokotu”, gdyż zarówno Grabowski, jak i Mandat swoją ekscentrycznością i charyzmą wyróżniają film Holland z szeregu podobnych polskich produkcji. Maestria czołówki polskich aktorów (z różnych generacji) sprawia, że opowieść filmowa zamienia się w galerię niesamowitości i osobliwości, w lokalne varietes, co samo w sobie jest czymś odświeżającym i mającym swoje uzasadnienie w wyborze poetyki filmu przez reżyserkę. Oko kamery niemal fetyszyzuje śniegową przestrzeń i leśny pejzaż Kotliny Kłodzkiej, wystylizowanej tutaj na skandynawskie fiordy. Właśnie taka przestrzeń, wykrzywiona surrealistycznym stylem Holland, okazuje się niemym świadkiem zwierzęcej hekatomby. Pierwsze minuty „Pokotu” to powolne portretowanie polskiej prowincji, uwikłanej w swoje ciemne patologie i wykluczenia. Reżyserka posługuje się tymi samymi fabularnymi i kompozycyjnymi konturami oraz kontrastami, co Małgorzata Szumowska czy Wojciech Smarzowski. Filmowe wyobrażenie polskiego przygranicza dawno już zerwało z idyllicznym charakterem, zamieniając się w przerysowaną fantazję na temat piekła Hieronima Boscha. Obyczajowy ton pierwszych fragmentów „Pokotu” błyskawicznie przeistacza się w kryminalne śledztwo, prowadzone przez obdarzoną mistyczną intuicją inżynier Duszejko, dopatrującej się w serii kolejnych morderstw myśliwych zaplanowanej zemsty zwierząt.
Sam scenariusz, bazujący na prozie Olgi Tokarczuk, został przeobrażony przez Holland w amalgamat polskości, przypominający alegoryczny bestiariusz stereotypowych postaci, bogato ilustrowany baśniową wyobraźnią reżyserki. Holland umiejętnie miesza realizm z paraboliczną bajkowością
, odkrywając anomalię, która kryje się za tym, co pozornie znane i „nasze” – zbiorem lokalnych rytuałów, polskich przesądów i mitów. Początkowo Holland doskonale radzi sobie z filmowym tropieniem rodzimej patogenezy, broniąc się baśniowym cudzysłowem oraz narracyjną ironią przed niewybrednymi coehlizmami, które pojawią się jednak w drugiej połowie filmu, kiedy ten próbuje poważniej rozliczyć się z aktualnymi problemami naszej rzeczywistości. Im dalej w sudecki las, tym więcej martwych kłusowników, smolistych pni drzew i sarnich śladów. Im dalej w film, tym więcej makietowych konstrukcji, rozpadających się pod wpływem konkretności prawdy, którą Holland próbuje przekazać za pomocą tekturowych charakterów, sztucznych dialogów, wyjętych niemal żywcem z nagłówków internetowych dzienników. Przez baśniową estetykę „Pokotu” przebija się jednak wykrzywiona twarz filmowej publicystyki, mającej formę frenetycznych jeremiad głównej bohaterki – starszej pani inżynier Duszejko, czytającej poezję Williama Blake’a i wątpliwej jakości horoskopy.
Holland świetnie wybrała elementy, które sprawiają, że Polska to dla niektórych „dom zły”. Należą do nich: kwestia traktowania zwierząt, pozycja kobiet w skrajnie maskulinistycznym uniwersum prowincji (szkoda, że postać „Dobrej Nowiny”, granej przez Patrycję Volny, nie została odpowiednio rozwinięta i poprowadzona), sytuacja wykluczonych Innych, np. emerytów (do tej grupy należy Duszejko i Świerszczyński grany przez Wiktora Zborowskiego). Holland dotyka szeregu ważnych i aktualnych tematów społeczno-politycznych, jednak nie potrafi poradzić sobie z ich filmową reprezentacją. Prawda w „Pokocie” jest konkretna, realna, lecz zarazem monstrualnie wykrzywiona, gargantuiczna w swojej baśniowości. Poetyka filmu, zaskakująco dokładnie czerpiąca z romantycznego ideału „patrzenia w serce” (inżynier Duszejko to późna reinkarnacja Karusi z „Romantyczności”), zamienia się w coś na kształt devotio postmoderna – religijności horoskopów, spontanicznych wróżb. Problemy poruszone przez Holland zasługują jednak na bardziej zniuansowaną diagnozę i reprezentację, unikającą pułapki moralizatorskiej narracji. Słusznie podjęta walka z Rzeczpospolitą Myśliwych zamieniła się w „Pokocie” w niedojrzałą bitwę na zabobony i cytaty: William Blake versus antropocentryczne fragmenty z Księgi Rodzaju. Widz musi przebić się przez mozaikę topornie wykorzystywanych symboli, by zwrócić uwagę na autentyczne problemy zwierząt, kobiet i innych wykluczonych w polskiej posttransformacyjnej rzeczywistości. Niezbyt fortunny wybór filmowej reprezentacji społeczno-politycznych problemów sprawia, że widz dystansuje się od papierowych postaci, groteskowo powykręcanych fantazmatów polskości, gubiąc tym samym z horyzontu prawdziwe tło „Pokotu”.
Sam posthumanistyczny trop, na który nasuwa sam scenariusz, wydaje się powielać te same błędy, co pozostałe elementy najnowszego obrazu Holland. Nie udało się zerwać z antropocentrycznym spojrzeniem na człowieka. Ciągłe uproszczenia sprawiają, że wizja afirmacji natury wydaje się przekłamana, przeestetyzowana i pozbawiona filozoficznej głębi. Inżynier Duszejko, ratująca zwierzęta, sama stawia się w pozycji kogoś-więcej-niż-przyroda, kopiując wykluczającą dystynkcję (człowiek versus natura) i zamieniając się w ekologiczną Helenę Bławatską. Holland powiela stereotypy i uproszczenia, obejmując władczym okiem kamery królestwo zwierząt, czego konsekwencją jest upatrywanie w sarnach lub dzikach jedynie źródeł estetycznego zagospodarowania kadru filmowego. Również zawarta w scenariuszu wizja zemsty okrutnej przyrody (dość krzywdząca personifikacja) wydaje się powieleniem typowych wyobrażeń, mających podtrzymać antropocentryczną hegemonię. „Pokot” nie potrafi zerwać z gatunkowym szowinizmem, więc film Holland nie wykorzystuje swojego potencjału, by posthumanistycznie zrewidować język mówienia o człowieku i naturze. Dlatego scena balu przebierańców, na którym tańczą Świerszczyński i Duszejko w zwierzęcych kostiumach, wydaje się przerażająco groteskowa.
Agnieszka Holland, idąc na reżyserskie i scenariuszowe skróty, sprawiła, że film zastyga w matową alegorię demonicznej prowincji i rozkrzyczanej ekokrytyki. „Pokot” podejmuje ważne tematy z punktu widzenia nowoczesnej etyki, lecz zamieniając bohaterów w samozwańczych proroków i fałszywie ich reprezentując w języku filmowej narracji, całkowicie odwraca gest etycznego uznania. Polowanie trwa nadal.
Reżyseria: Agnieszka Holland
Scenariusz: Agnieszka Holland, Olga Tokarczuk (na podstawie powieści „Prowadź swój pług przez kości umarłych” Olga Tokarczuk)
Muzyka: Antoni Łazarkiewicz
Zdjęcia: Jolanta Dylewska, Rafał Paradowski
Obsada:
Agnieszka Mandat jako Janina Duszejko
Wiktor Zborowski jako Świętopełk Świerszczyński „Matoga”
Jakub Gierszał jako Dyzio
Patrycja Volny jako „Dobra Nowina”
Miroslav Krobot jako Boros Sznajder
Borys Szyc jako Jarosław Wnętrzak
Andrzej Grabowski jako prezes Wolski
Andrzej Konopka jako komendant
Rok produkcji: 2017
Data premiery polskiej: 24 lutego 2017
Czas trwania filmu: 128 min.
Produkcja: Czechy, Niemcy, Polska, Szwecja
Gatunek: dramat, kryminalny