Przy Planty 7/9 (2016)

Sprawiedliwy (następne pokolenie) i Ocaleni. Przy Planty 7/9
Kielce, 4 lipca 1946 r. W kierunku posterunku Milicji Obywatelskiej podąża dwóch mężczyzn i 8-letni chłopiec. W wigilię tego dnia chłopiec wrócił do domu po trzydniowej nieobecności. Ojciec, Walenty Błaszczyk, szewc z zawodu, zaniepokojony nieobecnością syna w domu już 1 lipca ok. godziny 23:00 zawiadomił milicję. No, ale dzięki Bogu chłopak się odnalazł. Zapytany przez rodzica o powód nieobecności odpowiedział, że był przetrzymywany przez Żydów w domu przy ul. Planty 7/9. Dlaczego skłamał? Może bał się surowego taty, który zbyt często za pasek chwytał? Zadziałała bujna w tym wieku dziecięca fantazja? A może słyszał w domu i na ulicy o tych wrednych Żydach, z którymi Hitler porządku zrobić do końca nie umiał, teraz zaprowadzających w Polsce komunistyczne porządki? Pewnie odpowiedzi na to pytanie nie poznamy. Wiemy jedynie, że w lipcowy poranek chłopak dumny z zainteresowania własną osobą dorosłych mężczyzn dzielnie kroczy ku komisariatowi. Po wysłuchaniu zeznań, kierownik komisariatu wysyła na Planty silny patrol, pod którego eskortą podążają dwaj mężczyźni i chłopiec.
W czasie drogi drugi z mężczyzn, sąsiad Błaszczyków, opowiada na prawo i lewo, co biednego Henrysia od parchów spotkało. Wzbudza zaciekawienie. Ma do kogo mówić, przecież trwa dzień targowy i do Kielc zjechała ludność z okolicznych wsi. Przed kamienicą zaczyna zbierać się tłum, powoli gęstnieje. Jeden z milicjantów pyta chłopaka o miejsce uwięzienia. Ten mówi o piwnicy. Tylko, że w domu przy Planty 7/9 piwnic nie ma, teren jest podmokły, o krok płynie Silnica. Milicjant jeszcze zachowuje resztki rozsądku i strofuje młodzieńca za kłamstwo. Ale tłum robi się coraz gęstszy. Kobiety i mężczyźni tłoczą się przed budynkiem. Słychać złowrogi szum i nie jest to odgłos przepływającej obok rzeczki. Ktoś rzuca kamieniem w okno, budząc małą dziewczynkę. To jedna z uchodźczyń, czekających z matką w budynku Komitetu na relokację po wyzwoleniu z obozu koncentracyjnego. Jest zaspana i raczej bardziej zdziwiona niż przerażona. Ocalonych z Zagłady oraz powracających z zesłania w głębi Rosji jest grubo ponad setka. Mają broń, mogą się więc bronić. Milicjanci każą im tę broń oddać. Mieszkańcy kamienicy są posłuszni poleceniom funkcjonariuszy. Wtedy do wnętrza domu wdziera się tłum. Zaczyna się najstraszniejszy z powojennych pogromów. Kobiety podjudzają mężczyzn do mordów, niektóre same biorą inicjatywę w swoje ręce. Przy okazji zapobiegliwe gospodynie wynoszą z budynku zgromadzone tam zapasy żywności. Jedna z nich komentuje: Już się nie nażrą, teraz my to zjemy. Tak, w powojennej biedzie żywność jest w cenie, a polska ludność ma już doświadczenie w szabrze żydowskiego mienia. Czas wojny i powojnie to lata anomii, znacznego rozluźnienia obowiązujących norm moralnych i społecznych. Mieszkańcy kamienicy usiłują się bronić, dzwonią do miejscowego UB i NKWD. Ale paraliż decyzyjny – przypadkowy lub umyślny – powoduje, że nie mają skąd wyglądać ratunku. Tymczasem napastnicy zmieniają się w pozbawioną wszelkich ludzkich odruchów czerń. Hasło: Bij Żyda łączy cywilów, milicjantów i przybyłego tymczasem wojska. Tylko nielicznym mieszkańcom udaje się wydostać z piekła. Po latach ci powtórnie Ocaleni będą świadczyć o tym co się wtedy wydarzyło. I pozostaną jeszcze fotografie: zamordowanych mężczyzn z ranami zadanymi nożem lub siekierą, półobnażonych kobiet z zakrzepłą na ciele krwią i dzieci.
O pogromie kieleckim opowiada dokument zrealizowany przez Michała Jaskulskiego i Lawrence’a Loewingera Przy Planty 7/9. Jego spóźniona względem światowej (22.06.2016 r.) o ponad rok polska premiera miała miejsce 8 grudnia 2017 r. Film obejrzałem w kolejną rocznicę wprowadzenia stanu wojennego. W tegorocznym kalendarzu żydowskim 13 grudnia (właściwie o zmierzchu poprzedniego dnia) rozpoczyna się Chanuki: Święto Świateł, Poświecenia Świątyni, Dzień Ognia. Kulturowo bliskie Bożemu Narodzeniu, rodzinne święto pełne radości i prezentów. Kino mieściło się w wielkiej galerii handlowej, wypełnionej ludźmi zafrasowanymi jaką radość sprawić najbliższym na święta. W sali kinowej, oprócz mnie, Pani w dojrzałym już wieku.
Polacy i Żydzi, setki lat bycia z sobą, obok siebie i przeciwko sobie. I we wspólne władanie dana im ziemia, gdzieś na peryferiach Europy. O pogromie kieleckim sporo już napisano w kraju i za granicą. Naukowo i publicystycznie. Jedni usiłowali dojść prawdy, inni z wartą lepszej sprawy energią poświęcili się obrony polskiej, rzekomo przyrodzonej, niepokalaności. Wystarczy przejrzeć Internet. Swego czasu wiele zamieszania zrobiła książka Jana Tomasza Grossa pt. Strach, wydana przez krakowski Znak[1]. Podobnie jak poprzednia – na temat mordu w Jedwabnem – wywołała falę polemik i kontrowersji. Niektórzy z adwersarzy Grossa wylali na niego morze pomyj, niepomni, że ten wybitny socjolog i historyk poświęcił lata swej pracy, by Amerykom uświadomić ogrom polskiej traumy, przeżytej w wieku ubiegłym. Można oczywiście wypominać autorowi faktograficzne błędy i metodologiczne potknięcia. Nie zmieni to jednak faktu, że Jan Tomasz Gross – Polak o żydowskich korzeniach – opowiada historię z wnętrza wspólnoty Polaków, którą uważa za własną. Tym bardziej cenne jest jego krytyczne spojrzenie. Gross skupia się na historycznych uwarunkowaniach i socjologicznych mechanizmach powojennych pogromów, na nienawiści, którą Ocaleni z Zagłady doświadczyli od swych sąsiadów. Na procesie, który sprawił, że upokorzeni przez wojnę i powojenne zniewolenie Polacy swój gniew wyładowywali na jeszcze bardziej doświadczonych przez traumę. Gross z chirurgiczną precyzją diagnozuje to zjawisko, wymieniając jako jego przyczyny m.in.: ludową niechęć do inności, endecką ideologię, trydencki katolicyzm, wykorzystującą przedwojenny antysemityzm politykę okupanta antagonizującą dwie zniewolone społeczności, powojenne bezprawie, a także względy ekonomiczne.
Film Jaskulskiego i Loewingera nieco inaczej kładzie akcenty. Możemy go podzielić na dwie części. Pierwsza jest historyczną rekonstrukcją wydarzeń kieleckich, zgodną zresztą z tą dokonaną przez Grossa. Ale znaczenie ważniejsza jest część druga, która opowiada historię Bogdana Białka, człowieka przekraczającego mury (wzajemnych) uprzedzeń i wyznaczającego ścieżki dialogu. Paradoksalnie recenzowany film nie jest wcale o okrucieństwie Polaków wobec Żydów. Jest raczej opowieścią o przywracaniu pamięci tragicznych wydarzeń; tylko ona bowiem może dać trwałe podstawy zrozumienia – co oczywiście nie może oznaczać akceptacji – i (być może) pojednania. Nie jest to dzieło o funkcjonowaniu mechanizmów historycznych czy społecznych, lecz o konkretnych ludziach. Bohaterach i świadkach wydarzeń, a także o ich potomkach. Niegdyś jedni byli zbrodniarzami lub biernymi widzami, drudzy ofiarami. Po latach usiłują spotkać się z sobą i rozmawiać. A wszystko to dzięki Bogdanowi Białkowi i tym, których do idei pojednania zdołał zarazić. Kim więc jest ten człowiek? Urodzony w Białymstoku, kielczanin z wyboru. W dzieciństwie od babci nasłuchał się opowieści o białostockim sztetlu, jak mówi w filmie: schyłek żydowskiego świata mógł na własne oczy obserwować. Z wykształcenia psycholog po Uniwersytecie Jagielloński, redaktor naczelny i właściciel miesięcznika „Charaktery”. Z religijnej konfesji katolik, choć jak stwierdza w filmie, czasem trudno w Polsce nim być. Z serca społecznik, który większość swego życia poświęcił budowaniu polsko-żydowskich relacji, szczególnie w swej przybranej małej, kieleckiej ojczyźnie. Dziś obsypany orderami i zaszczytami; przyznanie niektórych z nich utrwalono na filmowej taśmie. Członek wielu organizacji i pełnionych w nich funkcji, z których wymieńmy tylko najważniejsze: współprzewodniczenie Polskiej Radzie Chrześcijan i Żydów, prezesostwo Stowarzyszenia im. Jana Karskiego oraz honorowe członkostwo Klubu Chrześcijan i Żydów „Przymierze” w Krakowie. W kwietniu 2015 r. doprowadził do otwarcia Instytutu Spotkania Kultury i Dialogu Stowarzyszenia im. Jana Karskiego. Instytut mieści się w Kielcach przy ul. Planty 7.
Zanim jednak przyszły owoce długoletniej pracy Bogdan Białek musiał rozpocząć mozolną pracę nad rekonstrukcją pamięci o kieleckim pogromie. Dzięki autorom filmu, którzy wykorzystali zapisy archiwalne, możemy na ekranie prześledzić tę drogę. Ujęcia z odbywających się od 2000 r. Marszów Pamięci i Pojednania – widać na nich jak z roku na rok przybywa uczestników. Na ekranie możemy zobaczyć ustawioną w 2005 r. na głównej ulicy miasta, nieopodal miejsca, gdzie dokonał się pogrom, ławeczkę poświęconą Janowi Karskiemu: kurierowi, dzięki któremu w latach II wojny świat dowiedział się o Holocauście. Jego imię – też dzięki naszemu bohaterowi – nosi gimnazjum przy ul. Jasnej. Na nadaniu imienia szkole był Marek Edelman, legendarny dowódca oddziału powstańczego w warszawskim getcie, wybitny kardiochirurg i zasłużony działacz antykomunistycznej opozycji. W czasie uroczystość miał powiedzieć: Byłem w Kielcach dzień po pogromie. Widziałem martwych ludzi, krew na chodnikach. […] Minęło 50 lat i znów tu jestem. Czas wyplenił zło z tego miasta. Kielce to już inne, lepsze miasto. Końcowe kadry filmu zdają się potwierdzać to ostatnie zdanie.
Dzięki filmowi jesteśmy uczestnikami spotkań poświęconych relacjom polsko-żydowskim. Zamieszczone w nim fragmenty archiwalne pozwalają prześledzić proces przywracania pamięci o pogromie, któremu towarzyszy stopniowa akceptacja odpowiedzialności mieszkańców Kielc za to wydarzenie. Początkowo przeważają postawy wyparcia bądź zrzucenia odpowiedzialności. Winnymi mają być osoby z zewnątrz: milicja, wojsko, UB czy Sowieci. Jeden z bohaterów obarcza winą samych Żydów. Teoria prowokacji zdaje się być powszechnie podzielana. Pada argument o tym, że w dniu pogromu żadnych mieszkańców kamienicy już nie było, a trumny zostały przygotowane znacznie wcześniej. Odbija się tu daleką reminiscencją propaganda neofaszystów na temat braku komór gazowych w obozach Zagłady, które miałyby być jakoby żydowskim wymysłem. Przypomnijmy, że kilkanaście lat temu podobne poglądy głosił pewien polski historyk z Uniwersytetu Opolskiego. Wypowiadający analogiczne słowa uczestnicy debaty, mniej lub bardziej nieświadomie, sięgają do znanej od zamierzchłych czasów praktyki wskazywania kozła ofiarnego, którego poświęca się w celu obrony wspólnoty. W tym wypadku dobrego imienia mieszkańców Kielc, katolików, Polaków. Wypowiedź ta ma u swych źródeł rozpowszechnione mniemanie o żydowskim rodowodzie wszystkich funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa. W świetle źródeł trudno nazwać je za uzasadnione. Jeżeli nawet wśród wyższych oficerów bezpieki można zauważyć pewną nadreprezentacja funkcjonariuszy żydowskiego pochodzenia, o tyle na średnim i niższym szczeblu przeważali zdecydowanie Polacy, wywodzący się w dużej części z domów o tradycjach katolickich. I to oni także torturowali i mordowali żołnierzy AK oraz powojennego niepodległościowego podziemia. Za kilkanaście lat, w drugiej połowie l. 60., ci dziarscy chłopcy staną się jednymi z głównych popleczników Moczarowskiej, antysemickiej czystki. Obecność osób pochodzenia żydowskiego w kadrze dowódczej UB można zresztą dość łatwo wytłumaczyć per analogiam. Twórcą Czeka był Feliks Dzierżyński, prawa ręka Lenina, wprowadzający w pierwszych latach bolszewickich rządów krwawy terror i budujący nadzwyczaj sprawny aparat sowieckiej policji politycznej. Żelazny Feliks, szlachcic z Litwy i kuzyn Józefa Piłsudskiego, we wczesnej młodości był zagorzałym katolikiem, zmuszającym swych domowników do długich wieczornych modlitw na kolanach. Potem swój fanatyzm oddał na służbę komunistycznej rewolucji. Jego następcą w Czeka/GPU był również Polak, Wiesław (Wiaczesław) Mienżyński. Do czystek stalinowskich w 1937 r. w sowieckiej policji politycznej na kierowniczych stanowiskach dała się zauważyć nadreprezentacja Polaków, Łotyszy i Żydów. Nie powinno to zresztą dziwić. Praktyką totalitarnych reżimów było werbowanie do służb specjalnych przedstawicieli mniejszości etnicznych, zwłaszcza zagrożonych przez nieprzychylną im resztę społeczeństwa. Ich pochodzenie narodowe nie miało jednak większego znaczenia, mieli być fanatycznymi, internacjonalistycznymi komunistami, bezwzględnie oddanymi totalitarnemu systemowi. Tyrani od niepamiętnych czasów wykorzystywali strach jako skuteczną formę wymuszenia lojalności i bezwzględnego posłuszeństwa.
W filmie zaprezentowano materiały audiowizualne z wizyty Jana Tomasza Grossa w Kielcach. Bogdanowi Białkowi zależało, by pierwsze spotkanie autorskie Grossa po polskim wydaniu Strachu, miało miejsce właśnie w tym mieście. Rozmowa z kielczanami była burzliwa, wielu uczestników spotkania zarzucało Grossowi stronniczość czy wręcz kłamstwo. Padały świadectwa o poświęceniu wielu mieszkańców regionu, którzy narażali własne życie starając się ocalić swych żydowskich sąsiadów. Większość z nich była autentyczna. Rozmówcy nie potrafili przyjąć jednak do wiadomości, że w czasie wojny wśród nich znajdowali się także szmalcownicy, którzy dla pieniędzy lub z czystej nienawiści rasowej czy ekonomicznej, współuczestniczyli w zbrodni Holokaustu. Podkreślanie zasług Sprawiedliwych i wypieranie z pamięci zbrodniarzy to typowa cecha polskiej pamięci o Zagładzie. Przykładem może być chociażby ostatnia inicjatywa o. Tadeusza Rydzyka wzniesienia Kaplicy Pamięci w toruńskiej świątyni pw. Najświętszej Maryi Panny Gwiazdy Nowej Ewangelizacji. Poświęcona Polakom ratującym Żydów w czasie II wojny światowej ma być w zamyśle katolickim odpowiednikiem Instytutu Yad Vashem. Zresztą, jak zauważa główny bohater filmu, ofiarami powojennego pogromu w Kielcach byli nie przedwojenni żydowscy współmieszkańcy, ale w większości osoby obce, przebywające w mieście czasowo. Przeciwko nieznajomym łatwiej skierować swą agresję.
W miarę upływu lat i kolejnych, podejmowanych przez Bogdana Białka inicjatyw wiedza na temat pogromu wśród mieszkańców Kielc się pogłębia. Coraz więcej z nich jest w stanie dostrzec pełniejszy obraz lipcowych wydarzeń. I przyjąć za nie w jakiś sposób odpowiedzialność. Ważne jest to szczególnie w przypadku biernych świadków zajść lub też potomków ich uczestników. Przejmujące jest świadectwo syna, którego ojciec brał czynny udział w mordzie. Jego wypowiedź ma charakter ekspiacji, dającej oczyszczenie z rodzinnej traumy. Scena ta przywodzi na myśl świadectwo Jennifer Teege, wnuczki Amona Götha, kata krakowskich Żydów[2]. Z ujawniającym się poprzez postpamięć tragicznym doświadczeniem przodków muszą zmagać się nie tylko potomkowie ofiar, ale także i oprawców.
Z czasem grono współpracowników Bogdana Białka powiększa się. Swym zaangażowanie w proces polsko-żydowskiego pojednania zaraża on samorządowców, artystów i animatorów kultury, księży, nauczycieli i – co najważniejsze – młodzież. Nie tylko zresztą z Kielc, ale także z okolicznych miejscowości. Ważną sceną filmu jest relacja o porządkowaniu przez młodych ludzi kirkutu w Bodzentynie, gdzie pochowana m.in. Dorotę Herling-Grudzińską, matkę słynnego polskiego pisarza. Inicjatorem restauracji żydowskiego cmentarza jest miejscowy ksiądz. W ogóle, film pokazuje pozytywny stosunek katolickiego duchowieństwa do żydowskich tradycji regionu. To ważny spadek po czasach Jana Pawła II, papieża głęboko zaangażowanego w pojednanie chrześcijańsko-żydowskie. Nie zawsze tak było. Po powojennych pogromach, które przeszły przez ziemie polskie w l. 1945-1946, reakcja katolickiej hierarchii była bardzo powściągliwa. Co prawda w dniu kieleckiego pogromu dwaj duchowni – proboszcz Jan Danielewicz oraz ks. Roman Zelek – usiłowali interweniować i uspokoić rozbestwiony tłum, a bp Czesław Kaczmarek 6 lipca wydał list ubolewający nad zaistniałymi wypadkami. Już jednak w raporcie ze zdarzeń, wręczonym ambasadorowi USA, biskup kielecki niedwuznacznie zasugerował odpowiedzialność żydowskich komunistów za zaistniałe wypadki. W podobnym duchu wypowiedział się Prymas Polski, abp August Hlond. A Stefan Wyszyński – wtedy biskup lubelski – przyjął chłodno zatrwożoną wydarzeniami delegację gminy żydowskiej i radził… emigrację. Tylko biskup częstochowski Teodor Kubina zdecydowanie potępił udział katolików w kieleckim pogromie i bez ogródek nazwał go zbrodnią.
Kulminacyjnym momentem filmu jest wizyta Bogdana Białka w Izraelu. Spotyka on tam podwójnie Ocalone: z Zagłady oraz z kieleckiego pogromu. Rozmówczynie Białka reprezentują różne postawy wobec Polski. Pierwsza z nich jest nieufna, obarcza Polaków współodpowiedzialnością za zbrodnie Holokaustu. Przejmujące jest jej świadectwo o tym, że w obozie koncentracyjnym więcej zaznała cierpienia od polskich współwięźniarek niż od niemieckich strażniczek. Jej antypolonizm wynika z egzystencjalnego doświadczenia. Druga z rozmówczyń ma zupełnie inny stosunek do dawnego kraju i jej mieszkańców. Ocalona w czasie wojny dzięki ofiarności Polaków jest w stanie przebaczyć kieleckie wypadki. W scenie tej zderzają się dwie żydowskie pamięci o czasach dzieciństwa i młodości spędzonej w Polsce, wśród polskich sąsiadów. Znacząca jest reakcja na te świadectwa Białka. W czasie rozmowy zakrywa twarz mówiąc: I co ja mam na to odpowiedzieć? Padają słowa o tym, że nie wie sam jak zachowałby się w czas próby, gdy musiałby sam stanąć w obliczu śmierci. To bardzo głębokie, wzruszające doświadczenie. Jego zaczerwienione oczy są suche, nie potrafią nawet wydobyć łez. Wtedy jedna z towarzyszek rozmowy obejmuje go i całuje. Pojednanie dokonuje się, katharsis oczyszcza tragiczne współbycie współżyjących ze sobą przez stulecia narodów. Scena ta ma wymiar symboliczny i przywołuje podobny moment książki Jennifer Teege. Wnuczka hitlerowskiego zbrodniarza, boga (nazwisko Göth nabiera w tym wypadku dosłownego znaczenia) życia i śmierci żydowskich podludzi, przyjeżdża do Krakowa. Pod pomnikiem ofiar obozu w Płaszowie spotyka się z wycieczką izraelskiej młodzieży.
Nagle jedna z dziewcząt stojących przy pomniku skinęła na mnie: zaproponowała, żebym wzięła udział w ich małej uroczystości na cześć ofiar z Płaszowa. Podeszłam więc do pomnika, uczniowie wzięli mnie między siebie. Dziewczyna, która trzymała kwiaty, objęła mnie, wręczyła mi bukiet czerwonych róż i poprosiła, bym złożyła je pod pomnikiem w imieniu całej grupy. Byłam zaskoczona. Nie potrafiłam jednak spokojnie odmówić. […] Stałam więc przez krótką chwilę w milczeniu, potem zrobiłam kilka kroków naprzód i stanęłam przed pomnikiem. Położyłam powoli czerwone kwiaty. Później zaśpiewaliśmy „Hatikwę” – tak nazywa się izraelski hymn narodowy. „Hatikwa” w języku hebrajskim oznacza nadzieję[3].
Izraelski pobyt Bogdana Białka daje również nadzieję. Spotkania z podwójnie Ocalonymi i ich rodzinami przepełnione są sentymentalną miłością do dawnego kraju. Dla wielu z nich jest to pierwsza Ojczyzna, kraj przodków i pamięci. W ich wspomnieniach pojawia się gorycz odrzucenia, skazania na życiową tułaczkę. Pomimo zakorzenienia się w swej drugiej Ojczyźnie mówią piękną, przedwojenną polszczyzną. Jedna z rozmówczyń Białka przyjeżdża do Kielc, spotyka się z mieszkańcami, odwiedza miejsca znane. Towarzysząc okiem kamery jej pobytowi ma się wrażenie, że wraca do domu.
Zrealizowany przez Michała Jaskulskiego i Lawrence’a Loewingera dokument to ważny zapis dokonywania się polsko-żydowskiego pojednania. Nie jedyny to zresztą film o kieleckim pogromie. Pierwszym byli Świadkowie Marcela Łozińskiego z 1986 r. W odróżnieniu jednak od tego ostatniego Przy Panty 7/9 nie ograniczają się do próby rekonstrukcji tragicznych wydarzeń. To nie film o historii, lecz film jak najbardziej dotyczącym współczesności, naszego tu i teraz. Świadectwo wielkiego przepracowania polskiej i żydowskiej pamięci. Najbardziej fascynującym jego motywem jest mentalna droga, jaką przechodzą kielczanie by zmierzyć się z odpowiedzialnością za tragiczne, lipcowe wydarzenia. Lecz zgoda na zaakceptowanie historii sprzed lat nie stanowi kresu ich drogi. Podejmują oni wysiłek dialogicznego otwarcia na Innego, który staję się Bliźnim. Przy Planty 7/9 okazuje się więc filmem optymistycznym, przypowieścią o zwycięstwie dobra. Pozwalającym ufnie spoglądać w przyszłość.
Wedle hebrajskiej tradycji miejsce kaźni jest ziemią opuszczoną przez Boga. Wedle tradycji chrześcijańskiej cierpienie jest współuczestnictwem w dziele odkupienia. Jak zauważa Marta Kufel w swej teologii teatru Tadeusz Kantora puste miejsce po Żydzie jest pustym miejscem po Chrystusie – w znaczeniu dosłownym i symbolicznym[4]. Ale dzięki inicjatywom ludzi podobnych Bogdanowi Białkowi może dokonać się niemożliwe, bowiem: Powrót Boga-Żyda na ziemię, gdzie nie ma prawa istnieć Żyd, to powrót Żyda-Boga do świata, gdzie nie ma prawa istnieć Bóg[5].
Żyjemy w czasach granicznych, szczeliny pęknięcia czasu. Odchodzą bezpośredni świadkowie wojennych i tuż powojennych wydarzeń. Dlatego tak łatwo manipulować przeszłością, zwłaszcza w nastawionym pop kulturowo i konsumpcyjnie społeczeństwie. A takim jest dzisiaj w swej masie społeczeństwo polskie. W filmie Przy Planty 7/9 zakłamywanie pamięci usłyszeć można w hasłach skandowanych przez młodych nacjonalistów podczas kontrmanifestacji wobec Marszu Pamięci i Pojednania. Lecz dzięki głównemu bohaterowi filmu i jego przyjaciołom wypadają one nieprzekonująco i – mam nadzieję – zostaną z biegiem czasu całkowicie wyparte przez zbudowaną na faktach, rzetelną wiedzę o przeszłości. Z tego też powodu dokument ten winien być szeroko rozpowszechniany zarówno w kinowej dystrybucji, jak i stanowić inspirację dla realizowanych w naszych szkołach projektach edukacyjnych.
[1] J. T. Gross, Strach. Antysemityzm w Polsce tuż po wojnie. Historia moralnej zapaści, Kraków 2008.
[2] J. Teege, N. Sellmair, Amon. Mój dziadek by mnie zastrzelił, Warszawa 2014
[3] Ibidem, s. 296-297.
[4] M. Kufel, „Błędne Betlejem” Tadeusza Kantora, Kraków 2013, s. 25
[5] P. Weiser, Kryzys czy koniec powszechności Kościoła, głoszącego odkupienie, witającego pomazańca? Żydowskie pytania Fackenheima?, w: Holokaust a teodycea, red. J. Diatłowicki, K. Rąb, I. Sobieraj, Kraków 2008, s. 172
Tytuł oryginalny: Przy Planty 7/9
Reżyseria: Michał Jaskulski, Lawrence Loewinger
Scenariusz: Michał Jaskulski
Zdjęcia: Michał Jaskulski
Muzyka: Bartłomiej Gliniak
Gatunek: film dokumentalny
Produkcja: Polska, USA
Data premiery (świat): 22 czerwca 2016
Data premiery (Polska): 8 grudnia 2017
Czas trwania: 86 minut
Obsada: Bogdan Białek
Nagrody:
- Jersey City International Television and Film Festival, Jersey City. Nagroda dla najlepszego filmu dokumentalnego (2016)
- St. Louis International Film Festival, St. Louis. Nagroda dla najlepszego filmu dokumentalnego (2016)
- Międzynarodowy Festiwal Filmowy „Żydowskie Motywy”, Warszawa. Główna Nagroda „Złoty Warszawski Feniks”. Nagroda Publiczności. Nagroda im. Antoniego Marianowicza dla najlepszego filmu polskiego (2017)
O AUTORZE:
Święcicki Klaudiusz – doktor nauk humanistycznych w zakresie historii. Adiunkt w Katedrze Turystyki i Rekreacji Wydziału Nauk Geograficznych i Geologicznych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Dziekan Wydziału Nauk o Kulturze i Turystyce, prorektor Gnieźnieńskiej Szkoły Wyższej Milenium (2006 – 2013). Pracował w Ośrodku Dokumentacji Sztuki Tadeusza Kantora Cricoteka w Krakowie. Zainteresowania naukowe skupiają się wokół historii kultury,szczególnie historii teatru, antropologii teatru, performatyki widowisk społeczno-kulturowych w ujęciu historycznym, pamięci i dziedzictwa kulturowego oraz historii mówionej. Autor dwóch monografii:”Małe ojczyzny Europy w teatrze Tadeusza Kantora” (Kraków-Gniezno 2002), „Historia w teatrze Tadeusza Kantora” (Poznań 2007) oraz kilkudziesięciu artykułów poświęconych Tadeuszowi Kantorowi. Redaktor prac zbiorowych: „Polacy wobec wielości kultur. Wczoraj – dziś –jutro” (współredaktor G. Pełczyński, Gniezno 2009) oraz „Europa Środkowa i Wschodnia jako przestrzeń spotkania. Na szlakach tradycji kultury” (Gniezno 2012). Autor podręcznika: „W centrum uwagi. Wiedza o społeczeństwie. Podręcznik dla liceum ogólnokształcącego i technikum. Część 2.Zakres rozszerzony” (współautorzy: L. Czechowska, A. Janicki,Warszawa 2014). Członek międzynarodowego zespoły badawczego „Galicja 1772-1918”. Uczestnik kilkunastu konferencji krajowych i międzynarodowych. Animator życia kulturalnego.Prowadzi projekty artystyczne, warsztaty teatralne oraz z dialogu międzykulturowego.