Przygody Tintina / The Adventures of Tintin: The Secret of the Unicorn (2011)

Spoglądając na bogatą karierę Stevena Spielberga łatwo spostrzec spadek formy tego reżysera. Co tu dużo mówić, XXI wiek nie należy jak na razie do niego. Jednakowoż pojawiło się światełko w tunelu pozwalające sądzić, że ta sytuacja może ulec zmianie. Spielberg, który przerobił już wiele gatunków na wiele sposobów, postanowił spróbować swoich sił w filmie animowanym. I „Przygody Tintina” okazały się strzałem w dziesiątkę. Ale po kolei…
Młody sympatyczny chłopak imieniem Tintin, piszący do lokalnej gazety, spostrzega na targu zabytkowy model okrętu należący do rodu Baryłków. Nie zastanawiając się długo, kupuje eksponat, by potem wpaść w nie lada kłopoty. Rzeczony okręt kryje sekret, przez który Tintin pozna potomka Baryłków, Kapitana Archibalda Baryłkę. Razem z nim oraz ze swoim psem, Milusiem, przeżyją niezapomnianą przygodę, by odnaleźć skarb pozostawiony przez Franciszka Baryłkę.
Tintin Spielberga to w gruncie rzeczy powtórka z rozrywki, ale powtórka zrobiona ze znakomitą dynamiką i świeżością. Film pełen jest utartych motywów przygodowych, które jednak w wersji Spielberga są niezwykle zjadliwe. Dlaczego? Bo od wtórności fabuły potrafi nas odciągnąć całą resztą. Animacja jest niezwykle plastyczna, paleta kolorów olśniewa oczy, a płynność, z jaką kolejne kadry następują po sobie jest zadziwiająca. Jesteśmy zabierani w różne miejsca – czy to na szerokie wody oceanu, czy suche piaski pustyni, ale zawsze towarzyszą temu wszystkiemu niezwykle sprawnie zrobione pościgi. To nie kolejne Transformers, gdzie nie wiadomo, co się dzieje, a z ekranu lecą iskry. Tutaj każda akcja to perfidnie ułożona Spielbergowska układanka, co raz potrafiąca zaskoczyć kolejnym świetnym pomysłem i ani na chwilę nie nużąca. A przy tym wujek Steven do ostatniej minuty nie odkrywa przed widzami wszystkich kart zostawiając na sam koniec jeszcze nie zużyte pokłady napięcia.
Paradoksalnie wręcz kolejnym plusem tej produkcji jest nijakość tytułowego bohatera, bo dzięki temu możemy skupić się na innej postaci, która została znakomicie napisana. Tak jak Tintin z tym swoim psem jest zwyczajnie nudnym bohaterem, w ogóle nierozwiniętym, tak Kapitan Baryłka to zupełnie inna historia. To przeszłość jego rodu śledzimy w retrospekcji, to on jest kluczem to rozwikłania zagadki i to on wreszcie w dużej mierze zapewnia przyjemną dozę humoru. Są jeszcze dwaj całkiem zabawni policjanci, Jawniak i Tajniak, którzy pojawiają się tylko parę razy epizodycznie, by również jakimś żartem dać odpoczynek od głównej osi filmu. A antagonista? Przede wszystkim świetnie zdubbingowany przez Grzegorza Wonsa, ale poza tym nie wyróżnia się niczym specjalnym ani na minus, ani na plus.
Entuzjastyczny ton tejże recenzji jak najbardziej odzwierciedla moją ocenę. Uważam, że „Przygody Tintina” to kawał bezkompromisowej przygody, perfekcyjnie zrobionej i niezwykle trafnie zilustrowanej muzycznie (Williams potrafi nastrajać sceny akcji). I będę za każdym razem bronił tego filmu, bo ja osobiście byłem jednym z tych, którzy z góry osądzali, że nowy Steven będzie głupkowaty i trywialny. Na moje szczęście nie miałem racji. Ale nawet jeśli rzeczywiście Spielberg to wciąż duże dziecko, to pozostaje trzymać kciuki, by ono nigdy nie dorosło.
Ocena: 8/10
Tytuł oryginalny: The Adventures of Tintin: The Secret of the Unicorn
Reżyseria: Steven Spielberg
Scenariusz: Joe Cornish, Edgar Wright, Steven Moffat
Zdjęcia: Janusz Kamiński
Muzyka: John Williams
Produkcja: Belgia, Nowa Zelandia, USA
Gatunek: Animacja, Familijny, Przygodowy
Data premiery (Świat): 22.10.2011
Data premiery (Polska): 04.11.2011
Czas trwania: 107 min
Dubbing: Grzegorz Drojewski, Andrzej Chudy, Grzegorz Wons, Krzysztof Dracz, Sławomir Pacek