Rasa / Breed (2006)

Pięcioro młodych przyjaciół pragnących odreagować zakończenie sesji egzaminacyjnej, wybiera się na weekend do starej chaty położonej na malowniczej wyspie. Domek był własnością dwójki braci, Johnego i Matta, którzy odziedziczyli go po śmierci wujka. Po przybyciu na miejsce cała grupa z pełnym impetem rozpoczęła wspólne imprezowanie. Początkowo wszystko układało się wspaniale. Cudowny klimat małej wysepki działał kojąco na szukających rozluźnienia studentów. Pod wieczór udało się im nawet nawiązać bliższe znajomości z zamieszkującymi ten odludny kawałek ziemi zwierzętami. Ku niemałej radości przede wszystkim kobiecej części grupy do chatki zawitał śliczny szczeniaczek, który bardzo szybko został zaakceptowany przez Sarę i Nicki. Na nieszczęście wszystkich późną porą o swoje maleństwo upomniała się rodzicielka, dość nieprzychylnie nastawiona do ludzi. Pomimo iż dziewczyny bez zbędnych ceremonii oddały jej potomka, nie obeszło się bez krwawych obrażeń. Bardzo szybko okazało się też, że starcie z matką szczeniaka to dopiero mały przedsmak tego, co czai się na nich na wydawać by się mogło, spokojnej wyspie. Cała piątka boleśnie przekona się o fakcie, że pies to nie zawsze najlepszy przyjaciel człowieka…
„Breed” to zrealizowany przez debiutanta, Nicholasa Mastandrea obraz grozy, w którym negatywnymi bohaterami okazały się genetycznie zmodyfikowane psy. Osobiście już dawno nie natknąłem się na film o takim wątku przewodnim. Pamiętam, że ostatnio z podobną tematyką miałem przyjemność obcować około dziesięciu lat wcześniej, kiedy to swoją świetność przeżywały jeszcze kasety VHS. Niestety tytułu tego dwuczęściowego projektu za nic nie mogę sobie przypomnieć, jednak to nie jest jakieś wyjątkowo istotne. Nawiązałem do tego tylko po to, aby uświadomić wam, jak długi czas na rynku prawie w ogóle nie pojawiały się żadne jaśniejsze obrazy ukazujące walkę człowieka ze wściekłymi psami. Owszem, były filmy ocierające się o takowy wątek, od choćby „Wilderness”, ale nie można tego obrazu bezpośrednio zaliczyć do nurtu „killer dogs”. Reżyserzy bardzo rzadko decydują się sięgać po tego typu historię z jednego bardzo prostego powodu – trudności w stworzeniu realistycznie wyglądających scen psów atakujących ludzi. Powiecie, że obecnie dzięki komputerom można pokazać wszystko, może i tak, jednak efekt jest często żenujący (patrz „Przeklęta” w reżyserii Wesa Cravena). Pan Mastandrea nie patrząc na przeszkody zdecydował się na tak karkołomną próbę i jak się okazało wybrnął z niej całkiem udanie, bowiem „Breed” to naprawdę solidne kino grozy z interesującą i szybką akcją.
O sukcesie tego przedsięwzięcia zadecydowało zgromadzenie na planie niezłej obsady, której przewodzi sama Michelle Rodriguez. Uważana za jedną z najtwardszych kobiet współczesnego kina, Michelle ponownie udowodniła, że pasuje jak ulał do filmów ociekających sporą dawką krwi. Jej bohaterka wysuwa się na czele całej grupki przyjaciół, przez co szybko zyskuje sympatię widzów. Wiele akrobatycznych elementów w jej występie na pewno ucieszy fanów talentu tej pani. Dla oka śliczna jak zawsze, dla wrogów zabójcza jak nigdy. Obok niej możemy zobaczyć także wschodzące młode gwiazdy, Erica Lively’a, Olivera Hudsona, Taryn Manning, Hilla Harpera. Do aktorów tych za bardzo też nie można mieć pretensji. Wydaje mi się, że na ich obecne możliwości zagrali najlepiej jak potrafili, dlatego występ całej czwórki zaliczyć trzeba na plus. Sporym walorem obrazu Nicholasa Mastandrea jest także bardzo szybka akcja. Nie ma tu czasu na nudę i zbędne dialogi. Od momentu pierwszego ataku w całość wkrada się też ciekawy klimat, który w nocnych ujęciach jest już naprawdę górnych lotów. Wszystko to za sprawą perfekcyjnie wykonanych efektów specjalnych, w których dane jest nam zobaczyć autentyczną furię dzikich psów. W kilku miejscach poważnie zastanawiałem się, jakim cudem udało się nakręcić tak realistycznie wyglądającą agresję u występujących w filmie czworonogów.
Słabszą stroną „Breed” jest niestety zbytnia schematyczność scenariusza. W sumie nie towarzyszy nam większe zdziwienie podczas seansu. Kiedy poznamy już bohaterów, w sensie kto do kogo czuje miętę przez rumianek, z góry możemy założyć nasze typy „live and dead” i raczej w 100% się one pokryją. Nie przekonało mnie też wyjaśnienie fabuły, które mówiąc wprost, jest okrutnie naciągane. Jakim cudem tak wielu psom udało się uniknąć śmierci z zagłady zgotowanej im przez ludzi? W grę nie może wchodzić reprodukcja, bo jak już wspominałem, młode psy miały zaledwie po kilka miesięcy, zresztą w obrazie mowa jest o tym, że sam „ośrodek szkoleniowy” (tak naprawdę laboratorium eksperymentujące z psimi genami) był zamknięty zaledwie rok. Kiedy jeszcze inne ekranowe wydarzenia nie pachną banałem, to już główny wątek jest nim przesiąknięty. Zbyt wielu ciepłych słów nie można powiedzieć też o muzyce, która choć nie drażni, to względnie mogłaby być lepsza. Czasami całkowicie rozmija się z akcją, co niestety jest pewnym uchybieniem ze strony twórców.
Podsumowując, „Breed” to na pewno obraz nie do końca spełniony. Został zrealizowany bardzo poprawnie, ale w ogólnym rozliczeniu posiada kilka dość rzucających się w oczy usterek. Ostatecznie mnie do siebie przekonał, ale ja lubuję się w podobnej tematyce. Najważniejsze jest to, że pan Nicholas Mastandrea sprostał wyzwaniu i stworzył film ociekający dużym realizmem w ukazaniu walki ludzi z rozwścieczonymi zwierzętami. I to powinno cieszyć najbardziej, przynajmniej mnie ucieszyło. Osobiście uważam, że reżyser w zadowalający sposób wykorzystał lukę, która pojawiła się w świecie grozy i dlatego moja ocena wynosi oczko ponad przeciętną. Myślę, że miłośnicy horroru na tym obrazie nie powinni się rozczarować. Szybka akcja, sporo krwi, ciekawie zarysowany klimat. Bierz go!
Ocena: 6/10
Tytuł oryginalny: Breed
Reżyseria: Nicholas Mastandrea
Scenariusz: Robert Conte, Peter Martin Wortmann
Zdjęcia: Giulio Biccari
Muzyka: Tom Mesmer, Marcus Trumpp
Produkcja: USA, Niemcy, RPA
Gatunek: Horror
Data premiery (świat): 1.06.2006
Czas trwania: 87 minut
Obsada: Lisa-Marie Schneider, Nick Boraine, Hill Harper, Eric Lively, Taryn Manning, Michelle Rodriguez, Oliver Hudson