Spider-Man 2 (2004)

Po ogromnym sukcesie pierwszej odsłony „Spider-Mana”, twórcy z miejsca rozpoczęli prace nad kontynuacją. Wynik jaki osiągnął hit z 2002 roku na światowym rynku filmowym, był tak ogromnym zaskoczeniem dla producentów, że ci niemalże zmusili Sama Raimi, aby ten stanął na planie nowego obrazu zanim jeszcze pojawił się do niego pełny scenariusz. Oczywiście reżyser miał już szkic fabuły, z którego mógł sobie stworzyć w głowie ogólny zarys wydarzeń jednak mimo wszystko ryzyko zmarnowania pieniędzy było dość spore. Wiedział, że kolejnym przeciwnikiem Petera Parkera będzie Otto Ocatvius (AKA Dr Octopus) i od najbardziej spektakularnej sceny (walka pomiędzy Spider-Manem i Octopusem na rozpędzonym pociągu) rozpoczął realizację kontynuacji. Bez wątpienia po świetnej jedynce oczekiwania związane z kolejnym obrazem były ogromne. Czy Raimi zdołał im podołać i stworzył film na miarę oczekiwań widowni? Odpowiedź na to istotne pytanie znajdziecie w dalszej części tej recenzji…
„Jestem ofiarą swojego własnego przeznaczenia i jego więźniem. Więźniem własnego sumienia. Moja miłość do dziewczyny, z którą chciałbym na zawsze pozostać została zamknięta w moim wnętrzu. Przy mnie zawsze będzie grozić jej niebezpieczeństwo ze strony tych, którzy są przeciwko mnie. Bez niej, podążam drogą samotnika. Moja historia będzie zawsze opowieścią o utracie bliskiej osoby … każdego dnia zadaję sobie pytanie jak długo jestem w stanie znieść tę przerażającą samotność?”
/Fragment z oficjalnej strony dystrybutora/
Akcja sequela rozpoczyna się dwa lata po wydarzeniach z części pierwszej. „Uwięziony pomiędzy dwoma światami”, codziennością przeciętnego studenta college’u i nocnym życiem superbohatera, Peter Parker (Tobey Maguire), z dnia na dzień zastanawia się nad tym, czy wybrał właściwą drogę. Odrzucił własne szczęście i miłość ukochanej kobiety, w imię czego? Narastające wątpliwości były tak duże, że z czasem zaczęły powodować osłabienie jego „pajęczych zdolności”. Kiedy stracił kolejna pracę, a ze studiów groziło mu wydalenie, Peter w końcu powiedział: „Dość! Nigdy więcej Spider-Mana!” Wyrzucił strój na śmietnik i postanowił żyć jak normalny człowiek. Początkowo zmiana ta pozwoliła mu odnaleźć szczęście i spokój, którego tak bardzo potrzebował. Znalazł sobie nową pracę, poprawił wyniki w college’u, znalazł nawet czas, aby zobaczyć przedstawienie, robiącej coraz większą karierę na deskach teatru, Mary Jane (Kirsten Dunst). Niestety w Nowym Jorku pod nieobecność Człowieka Pająka przestępczość drastycznie wzrosła, na domiar złego pojawił się ktoś znacznie gorszy od zwykłych bandytów – Dr Octopus (Alfred Molina) – genialny naukowiec, który na wskutek nieudanego eksperymentu stał się marionetką w mackach zbuntowanego komputera obdarzonego sztuczną inteligencją. Jedyną osobą mogącą go powstrzymać jest „Spider-Man”, ale tego jak wiadomo już nie ma… Czy Peter po raz kolejny zdecyduje się sięgnąć po „pajęczy strój” i stanąć do boju z szaleńcem zagrażającym światu? Jaką drogą ostatecznie zdecyduje się kroczyć? Czy jest możliwe to, aby pogodził ze sobą pracę, szkołę, miłość i życie superbohatera? Musi pamiętać, że z wielka siłą wiąże się wielka odpowiedzialność, ale czy jest on ją w stanie udźwignąć…
Dwa lata, tyle potrzebowali twórcy, aby stworzyć sequel „Spider-Mana”. Wiele osób uważało, że jest to zbyt duży pośpiech i odbije się on na końcowym efekcie tej produkcji. Może by i tak było, ale że na planie udało się zebrać tą samą ekipę, która doskonale poznała się podczas zdjęć do części pierwszej, odsłona druga nie ustępuje niczym historii z 2002 roku.
Ponownie największym plusem kinowej wersji „Spider-Mana” okazał się nietuzinkowy scenariusz, w którym zamknięto dobrze wywarzone pomiędzy sobą elementy akcji, komedii i romansu. Według mnie znakomitą częścią fabuły było rozbudowanie emocjonalnego wątku Petera Parkera. W myśl tego, że Spider-Man jest najbardziej człowieczym superbohaterem, twórcy postanowili „grubszą linią” zaznaczyć jego słabości i życiowe rozterki. Z początku filmu poznajemy Petera jako kogoś wyraźnie zmęczonego nieustannym ratowaniem ludzi. Cierpi on w samotności nie mając wsparcia od nikogo z rodziny i przyjaciół. Zaczyna dochodzić do wniosku, że dar jaki otrzymał tak naprawdę jest jego przekleństwem. Dodatkowo wciąż gnębi go poczucie winy za śmierć wujka. Wreszcie staje na skraju przepaści. Wie, że musi coś zmienić, kwestia tylko kosztem czego. Siebie już poświęcił, teraz przyszła kolej na Spider-Mana… Jego załamanie posuwa się do tego stopnia, że zaczyna on tracić zdolności, które uzyskał po ugryzieniu laboratoryjnego pająka. Z początku był przerażony zaistniałą sytuacją, ale wkrótce doszedł do wniosku, że po stracie swoich mocy wreszcie będzie mógł prowadzić życie normalnego nastolatka. Wyrzuca strój i postanawia naprawić błędy, jakich się dopuścił ukrywając twarz pod maską. Chwilę później pojawia się w filmie scena, którą ja osobiście uważam za najlepszą w całej dotychczasowej trylogii (w chwili obecnej jestem już po seansie trzeciej odsłony tej serii). Momentem, który generalnie na mnie zrobił tak duże wrażenie jest pożar domu, gdzie Peter Parker pozbawiony swojego daru wskakuje w ogień i ratuje dziecko. To właśnie ta akcja uświadomiła mi, że bohaterem może być każdy. Nie potrzeba do tego żadnych unikalnych zdolności, ani super stroju, tylko trochę odwagi. Zabawne w tym wszystkim jest to, że ostatecznie ratowane dziecko udzieliło pomocy Peterowi, po tym jak załamała się pod nim podłoga. Może niektórym wyda się to śmieszne, ale właśnie ten akcent, pozbawiony niemal całkowicie efektownych fajerwerków, stał się dla mnie optymalną formą pokazania jak bardzo człowieczy jest Spider-Man. Niestety życiowe ścieżki nigdy nie są łatwe i bardzo boleśnie przekonał się o tym nasz bohater. Kiedy Parker wreszcie odnajduje szczęście w codzienności niespodziewanie pojawia się złoczyńca Dr Octopus, zagrażający całemu społeczeństwu. Powstrzymać może go tylko Spider-Man i doskonale zdaje sobie z tego sprawę bohater opowieści Sama Raimi. Reżyser po raz kolejny stawia go w miejscu, gdzie musi wybierać – dobro własne lub ludzkości. Co postanowi chyba każdy już wie…
Kolejnym elementem tego projektu zasługującym na słowa uznania, są zastosowane w filmie efekty specjalne. Celowo nie wspominałem o nich w recenzji części pierwszej, aby poświęcić im troszeczkę więcej miejsca tutaj. Za wzbogacenie tego obrazu o komputerowe tricki odpowiedzialny był jeden z największych ekspertów w tym fachu Scott Stokdyk. Już przy realizacji pierwszej części stworzył on nową metodę kręcenia zwaną „Spydercam”. Jak sama nazwa wskazuje technika ta powstała w celu jak najlepszego uchwycenia powietrznych akrobacji Spider-Mana. Widz ma wrażenie jakby kamera nieustannie zawieszona była przed, lub za bohaterem, co sprawia, że możemy poczuć się jakbyśmy szybowali wraz z nim pomiędzy budynkami. Podobny trick został już wcześniej zastosowany w „Blade 2” – tam również przy skokach z wysokości, kamera „szła krok, w krok” za bohaterem. W sumie i jeden i drugi zabieg wywodzi się z azjatyckich filmów anime, które obecnie przeżywają swoje najlepsze lata i wiele elementów wykorzystywanych w tych produkcjach zostaje przemycona do innych gałęzi rozrywki (filmy kinowe, gry, komiksy). W sequelu „Spydercam” został znacznie bardzie wyeksploatowany niż w obrazie z 2002 roku i dzięki temu możemy podziwiać widowisko jeszcze piękniejsze wizualnie. Poza tym w filmie użyto dodatkowo innych technik kręcenia znanych między innymi z „Matrixa”, czy „Gwiezdnych Wojen”. Wszystkie razem pozwoliły twórcą w 2005 roku zgarnąć Oskara oraz Saturna, w kategorii najlepsze efekty specjalne.
Druga część ma też znacznie więcej znakomitych scen humorystycznych. Wszystko dzięki genialnej wręcz kreacji J.K. Simmonsa, wcielającego się w postać nadpobudliwego redaktora naczelnego magazynu „Daily Bugle” – J. Jonaha Jamesona. Moim zdaniem obok Tobey’a Maguire, jest to najlepiej obsadzona rola w całej trylogii. Za każdym razem, gdy na ekranie pojawia się ten ekscentryczny wydawca na naszych twarzach mimowolnie gości uśmiech. Dodatkowo znacznie więcej dialogów z lekkim przymrużeniem oka przypadło Spider-Manowi. Kilka z nich jest naprawdę zabawnych. Mój ulubiony pada w momencie, gdy ten pozbawiony maski ratuje Mary Jane przed spadającą ścianą, ta zaskoczona prawdziwą tożsamością bohatera nie może wydusić z siebie słowa, natomiast Peter z grymasem na twarzy uśmiecha się i mówi: „Cześć! Wiesz, ta ściana jest bardzo ciężka…” – no tak się ładnie przedstawić to naprawdę sztuka : ).
Niestety sequel podobnie jak część pierwsza, cierpi bardzo na linii dialogowej. Co pewien czas jesteśmy światkami płomiennych przemówień, którejś z głównych postaci na temat, poświęcenia, miłości, sprawiedliwości czy obowiązku wobec innych ludzi. Oczywiście większości tych przemówień towarzyszy amerykańska flaga w tle, lub patetyczna muzyka ku pokrzepieniu serc. Strona dialogowa z reguły jest bolączką filmów wakacyjnych charakteryzujących się przede wszystkim szybka akcją i wyświechtanymi na wszystkie strony kwestiami, nad którymi nie trzeba myśleć. W drugiej części „Spider-Man” jest już pod tym kontem mocno przesadzony. Największa część tym nudnawych kazań przypada cioci Petera, May Parker. Dlaczego o tym wspominam? Przede wszystkim ze względu na to, że poprzez swoją „przebrzydłą moralnością” większości osób nieźle zagra ona na nerwach. W swoich bezbarwnych monologach bije nawet równie mało wyraźną jak w części pierwszej Kirsten Dunst. Ta druga w kontynuacji wydaje się być jeszcze bardziej zagubiona, przestraszona i niezdecydowana. Kocha Petera, myśli o Harrym, a chce wyjść za syna redaktora „Daily Bugle”, Johna… Pomieszanie z poplątaniem. I na co komu ta miłosna komplikacja? Ciężko powiedzieć, na pewno nie wpływa ona dobrze na ogólny odbiór obrazu. Nie przekonała mnie też muzyka. W filmie więcej motywów przynosi na myśl partytury wdzięcznie wygrywane podczas Dnia Niepodległości. W zasadzie to nie pasuje ona do niczego, a już na pewno nie do ekranowych wydarzeń.
Jednak te w/w „grzeszki” z klasy „Spider-Mana 2” nic nie ujmują. Sequel łamiąc standard kontynuacji nie okazała się filmem gorszym od części pierwszej. Wiele osób twierdzi nawet, że jest on lepszy od kasowego przeboju z 2002 roku. Ja się do nich raczej nie zaliczę, ale i się im nie przeciwstawiam. Po prostu drugą odsłonę przygód Człowieka Pająka „wyceniam” na tyle samo, co jedynkę – 8/10. Wydaje mi się, że tą notą nie skrzywdzę nikogo. Sam Raimi po raz kolejny udowodnił, że jest w stanie kręcić znakomite historie. Wykorzystując najnowsze osiągnięcia techniki stworzył niesamowite widowisko, które efektami specjalnymi wgniata widza w fotel. Nie zapomniał przy tym o spójnej fabule, która ponownie stała się solidną podwaliną sukcesu. I to wszystko z mojej strony, jeżeli chodzi o „Spider-Mana 2”. Bez dwóch zdań uważam, że jest to jedna z najlepszych ekranizacji komiksowych i dlatego warto się z nią zapoznać. Ze swojej strony gorąco polecam.
Ocena: 8/10
Spider-Man 2 (AKA Spiderman 2) (2004)
Produkcja: USA
Gatunek: Akcja, Sci-Fi
Data premiery: 2004-08-20 (Polska), 2004-06-30 (Świat)
Reżyseria: Sam Raimi
Scenariusz: Alvin Sargent
Zdjęcia: Tom Houghton, Bill Pope, Anette Haellmigk
Muzyka: Bart Hendrickson, Joseph LoDuca, Christopher Young, Steve Bartek, John Debney, Danny Elfma
Od lat: 12
Czas trwania: 127
Obsada:
Tobey Maguire: Peter Parker / Spider-Man
Kirsten Dunst: Mary Jane Watson
James Franco: Harry Osborne
J.K. Simmons: J. Jonah Jameson
Rosemary Harris: May Reilly Parker
Bruce Campbell: Snooty Usher
Alfred Molina: Dr Otto Octopus