Święci z Bostonu II – Dzień Wszystkich Świętych / Boondock Saints II: All Saints Day, The (2009)

Aż 10 lat przyszło czekać wszystkim miłośnikom „Świętych z Bostonu” na kontynuację historii braci MacManus. Choć plan realizacji sequela zrodził się zaraz po znakomitym przyjęciu przez publikę części pierwszej, to jednak sam twórca nie chciał się śpieszyć i robić czegoś na siłę. Czas niestety płyną nieubłagalnie i echa sukcesu pana Duffa pomału cichły w kinematograficznym zgiełku i szumie medialnym wokół innych produkcji sensacyjnych. Co ciekawe, reżyser ten wcale nie zajął się jakimś innym projektem, ani też nie zaangażował w jakieś przedsięwzięcie w showbussinesie. Po prostu odwiesił kamerę i… znów wrócił do pracy w barze, gdzie wcześniej napisał scenariusz do pierwszej części bostońskich mścicieli. Co prawda od czasu do czasu pojawiał się w mediach i uspokajał wszystkich fanów, że sequel na pewno powstanie. Takie właśnie oświadczenie wraz z zapewnieniem, że scenariusz jest już niemal gotowy pan Duffy podał w 2002 roku w jednym z obszernych wywiadów. Podkreślił też fakt, że są pieniądze i to dwa razy większe, na realizację zdjęć, do których chciałby przystąpić w połowie 2003 roku. Niestety nic z tych zapewnień się nie spełniło, a sam twórca wylądował w sądzie procesując się z właścicielem praw do części pierwszej. Niemniej jednak cały czas podkreślał, że widzowie doczekają się kontynuacji choćby miała być to ostatnia rzecz jakiej dopuści się za swego życia. Po bojach i trudach, po wszelkich problemach i zawirowaniach wokół zdjęć, obsady i w końcu samej premiery, dnia 30 października 2009 roku (dwa dni wcześniej niż zakładano) odbył się pierwszy pokaz „Święty z Bostonu 2 – Dzień Wszystkich Świętych”. Jak film ten zaprezentował się w moich oczach dowiecie się już za chwilę…
Po wydarzeniach znanych nam z części pierwszej bracia MacManus wraz z Il Duce przenieśli się do Irlandii, gdzie wiedli spokojne życie w chatce położonej na totalnym odludziu. Zajmowali się uprawą ziemi i hodowlą bydła, a wolny czas zazwyczaj spędzali na barowych popijawach. Niestety ich spokój zostaje zachwiany. Z Ameryki bowiem dotarły do nich wieści jakoby ktoś w kościele miał dokonać egzekucji w ich stylu. Dwa strzały w tył głowy, ciało ułożone na plecach, a na powiekach monety… Media i ludzie są wstrząśnięci, a dobre imię obu braci głęboko nadszarpnięte. Nie czekając na dalszy rozwój akcji i nie pozostawiając losowi zbędnych niedomówień, Connor i Murphy pakują najpotrzebniejsze rzeczy i wyruszają z kolejną krucjatą na jankeską ziemię…
Dziesięć lat to prawdziwy szmat czasu i jeszcze większy szmat nadziei i oczekiwań. Ciągle odwlekająca się premiera z pewnością niezbyt dobrze wpłynęła na psychikę fanów, jednak ciche modły w końcu zostały wysłuchane. Jak już wspomniałem wcześniej, film zadebiutował na ekranach kin (proszę nie sugerować się dopiskiem DVD, a dlaczego zaraz wyjaśnię) 30 października 2009, niestety ze względu na problemy z dystrybucją i niejasny zapis prawny związany z podziałem zysku z emisji kinowych, druga odsłona „Świętych z Bostonu” wyświetlana była tylko w nielicznych multipleksach. To oczywiście wywołało powszechne oburzenie i tysiące skarg fanów skierowanych do szefów Sony Picture. Na nieszczęście wszystkich sytuacja ta zamiast cokolwiek poprawić w materii emisji kinowych zaowocowała tylko tym, że film całkowicie zniknął ze srebrnych ekranów, by niedługo potem uzyskać status obrazu zrealizowanego na potrzeby rynku DVD. Tym samym niemal całkowicie od kontynuacji odcięli się wszyscy odpowiadający za sukces filmu z 1999 roku. Sam reżyser zbojkotował całą sytuację, a Sean Patrick Flanery, Norman Reedus, Billy Connolly, a nawet Willem Dafoe, który notabene w ogóle w produkcji miał się nie pojawić, całkowicie wycofali się z promocji tego obrazu. Totalna porażka marketingowa, skłócenie twórców i aktorów z wytwórnią oraz chaos medialny nie mógł wpłynąć pozytywnie na kondycję tego obrazu. Jednak czy faktycznie tak się stało?
Patrząc na poziom części pierwszej z pewnością nie można chwytać się za głowę i w spazmach „achać” i „ochać” nad częścią drugą. Jednak zestawiając ten obraz z bliźniaczo podobnymi tematycznie sequelami „Asa w rękawie”, czy „Adrenaliny” nie można w żaden sposób ganić Troy’a Duffy’ego za to co zaprezentował nam w „Dniu wszystkich świętych”. Pierwszą, chyba najważniejszą sprawą jest tu sam fakt, że pomimo tak wielu problemów niemal wszystkie gwiazdy pierwszej odsłony tej sagi pojawiają się nam w kontynuacji. Niekiedy są to role epizodyczne, jak ta Willema Dafoe (końcówka filmu), czy Davida Della Rococo (retrospekcje), niekiedy bardzo marginalne, jak ta Billy’ego Connolly’ego (początek i koniec filmu), ale najważniejsze jest to, że i te główne pozostały bez zmian, czyli Seana Patricka Flanery i Normana Reedusa. Nie oznacza to jednak, że paleta postaci została nam tu w jakikolwiek sposób zredukowana, ponieważ lubianych przez nas bohaterów jedynki zastępują inne nie mniej barwne postaci takie jak, agentka specjalna Eunice Bloom (odpowiednik Paula Smeckera (Willem Dafoe)), w rolę której wcieliła się znana wszystkim fanom małej telewizji żona Dextera, Julie Benz oraz Romeo (odpowiednik Rocco (David Della Rococo)), w rolę którego wcielił się bardzo popularny latynoski aktor Clifton Collins Jr. Oczywiście kreacje tej dwójki ciężko jest stawiać na równi z popisami pana Dafoe i Rococo, ale w swoich rolach przynajmniej po części się sprawdzają.
Koleją udaną sprawą kontynuacji „Świętych z Bostonu” jest utrzymanie poziomu jedynki w zdjęciach i montażu. Nas Polaków chyba najbardziej powinien cieszyć fakt znakomitych zdjęć naszego filmowca Mirosława Baszaka. Choć z reguły nie kręci on aż tak dynamicznych filmów w tym przypadku stanął na wysokości zadania i nie pozostał w tyle za Adamem Kane’m, autorem zdjęć do wcześniejszej odsłony świętych. Na szczęście nikt też nie odważył się mieszać w ścieżce dźwiękowej i dlatego jest ona tak samo dobra jak ta, którą pamiętamy z jedynki. Zresztą odpowiadał za nią ten sam człowiek Jeff Danna, przyjaciel i stały współpracownik Troy’a Duffy’ego.
Pomimo tego, że fani obrazu z 1999 roku z wielu aspektów tej produkcji będą zadowoleni, to już niestety tym razem z łatwością wskażą też kilka minusów. Po pierwsze „Dzień wszystkich świętych” to niemal kopia części pierwszej. Jakkolwiek byśmy nie patrzyli na fabułę, to tym razem już żadnego zaskoczenia być nie może. Aktorzy niemal krok w krok powtarzają swoje kwestie, reżyser identycznie prowadzi całą akcję, a żeby i jeszcze tego było mało, w dialogach usłyszymy chyba wszystkie najbardziej wyświechtane cytaty z pierwowzoru. Cóż, powiedzieć można, że większość klasyków kina wraca w późniejszych odsłonach do korzeni sukcesów, ale najczęściej dzieje się tak ze względu na pośpiech w pracach nad sequelemi. A tutaj przecież mamy 10 lat, potężny odcinak czasu, w którym scenariusz mógł przejść prawdziwą rewolucję. Niestety żadna rewolucja nie czeka na was w drugiej odsłonie tej serii. Całe szczęście, że przynajmniej Troy Duffy nie zdecydował się pójść w stronę autoparodii, bo to mogłoby całkowicie zniszczyć kochanych przez nas bohaterów.
Na szczęście tak jak pisałem w recenzji części pierwszej bracia MacManus to twarde typy i ani rosyjska mafia, ani pseudo naśladowcy, ani nawet szefowie Sony nie byli w stanie im za bardzo zaszkodzić. Chociaż mają poobijane gęby, pogruchotane kości i wiele krwawiących ran, wszelkiemu złu i niesprawiedliwości mówią głośne NIE! I to właśnie ich hardość nam widzom powinna najbardziej podobać się w części drugiej. Oczywiście pozostaje ona w tyle za jedynką, ale jest na tyle miła w odbiorze, że nikt większych zgrzytów podczas seansu czuł nie będzie. Na pewno szkoda tego całego zamieszania wokół kontynuacji, bo to z pewnością ten fakt najbardziej wpłynął na obniżone loty „Dnia wszystkich świętych”. Do plusów z pewnością zaliczyć można aktorstwo, zdjęcia, montaż, muzykę i też sam scenariusz, który choć w 50% jest kopią tego znanego z jedynki, to jednak w rękach Troy’a Duffy’ego nabrał odpowiedniej mocy. Niestety zbyt wiele rzeczy żywcem zostało skopiowanych z pierwowzoru. Kiedy jeszcze liczne nawiązania do innych klasyków kina akcji jakoś mi nie przeszkadzały to już kserowanie samego siebie zupełnie do mnie przemówić nie mogło. Niemniej jednak „Święci z Bostonu 2” to kontynuacja udana, przynajmniej w starciu z innymi pogodnymi tematycznie sequelami, dlatego może troszkę z sentymentu, może ze zwykłej rekompensaty za oczekiwanie, wystawiam dość wysoką ocenę, w postaci siedmiu gwiazdek. Zaraz po seansie nie zamierzałem się silić na nic innego jak tylko oczek sześć, jednak po dokładnym zapoznaniu się z perypetiami związanymi z pracami na planie części drugiej, zdecydowałem się podnieść ocenę za wytrwałość i poświęcenie twórców. I choć tak jak pisałem wcześniej, część druga pozostaje w tyle za mistrzowskim obrazem z 1999 roku, to zasługuje na znacznie więcej niż wspominanie go tylko w dniu wszystkich świętych…
Ocena: 7/10
Święci z Bostonu II – Dzień Wszystkich Świętych – Boondock Saints II: All Saints Day, The (2009)
Produkcja: USA
Gatunek: Kryminał, Sensacyjny
Data premiery: 2009-10-30 (Świat)
Reżyseria: Troy Duffy
Scenariusz: Troy Duffy
Zdjęcia: Mirosław Baszak
Muzyka: Jeff Danna
Od lat: 15
Czas trwania: 118
Obsada:
Willem Dafoe – Paul Smecker
Sean Patrick Flanery – Conner MacManus
Norman Reedus – Murphy MacManus
David Della Rocco – Rocco
Billy Connolly – Il Duce
David Ferry – Detektyw Dolly
Clifton Collins Jr. – Romeo
Julie Benz – Agentka specjalna Eunice Bloom