Transamerican Killer / Switch Killer (2005)

Transseksualista, tancerki erotyczne i piła łańcuchowa
Filmy o psychopatycznych mordercach zdecydowanie zaliczają się do tych, których w ostatnich czasach przybywa nam najwięcej jeśli chodzi o horrory. Jak wiadomo popyt jest spory, co wiąże się z tym, że producenci nie mają problemów z wyłożeniem gotówki, niemniej większość tego typu produkcji zakorzeniona jest na dolnej półce i wywodzi się z niskich budżetów. Ta z kolei większość ma liczne grono swoich amatorów, którzy znajdują tu często coś więcej – dobry pomysł na fabułę, nawiązania do klasyki nadające smaku, czy czarny humor. W każdym razie gro filmów robionych za nieznaczny procent wynagrodzenia średnio popularnego aktora potrafi czymś przyciągnąć. Jeśli rozpatrujemy przypadek „Transamerican Killer” to trzeba przyznać, że tym razem jest to tytuł.
..Na samym starcie mamy przedstawiony dramat rozstania Jamie z Bobby’m. Nie obyło się bez zaserwowania dziewczynie kilku ciosów, tak po prawdzie mówiąc, bardziej ze złości spowodowanej rozstaniem, niż innych czynników. Dziewczę nie daje namówić się na przeprosiny i inne typowe w tym przypadku chwyty, szuka szczęścia na własną rękę tyle, że tym razem w homoseksualnym związku z czarnoskórą tancerką erotyczną. Nasza bohaterka tak samo wie co to znaczy wyginać śmiało ciało. Pewnego dnia anonimowy nadawca daje jej wiadomość o treści „Zmieniłem się”. Kwestia kto jest za nią odpowiedzialny okazuje się już zbyt wielkim wyzwaniem dla IQ naszej małej Jamie, a tymczasem koleżanki po fachu zaczynają ginąć. Okazuje się, że Bobby zabawia się w eksterminację jej partnerek. Tak, Bobby – ryzykowny zwrot po imieniu, albowiem trudno nazwać tak przyjemniaczka z wydepilowanymi nogami, chudą sylwetką i biustem. Kwestią krótkiego odstępu czasu pozostaje przedstawienie skutków zmian swojej byłej, a wtedy czeka nas jeszcze jedno zaskoczenie związane z psychiką tej panny. Ach te kobiety…
Jak można wywnioskować po przeczytaniu opisu – obraz kipi seksem i nie skąpi ukazywania roznegliżowanych ciał. Ciekawe, czy twórcom wydawało się, że jeśli zabawią się tego typu czynnikami na skalę delikatnego filmu porno to widz zapomni o tym, że zamawiał zestaw „Happy Fear” przesycony dawką strachu i napięcia. Można snuć takie wnioski bowiem poza nadającą się jedynie na skromną degustację dawką przemocy nie ma tu nic podpadającego pod definicję horroru. Podstawowe pytanie jakie nasunęło mi się po zakończeniu seansu to dlaczego szanowny Mack Hail nie wziął tej całej ferajny lalkowatych panienek do filmu pornograficznego. No wybaczcie, ale nic innego nie przemknęło mi w zakamarkach umysłu po zobaczeniu konkursu na miss mokrego podkoszulka, który towarzyszył nam jako przerywnik w napisach końcowych. Może i jest (Mark Hail) sympatykiem kina piły łańcuchowej, ale wyważył to wszystko na wskroś tragicznie. Skład procentowy wygląda tu tak: 85% – erotyka, 10% przemoc, a reszta to zupełnie wybijające z rytmu spotkania córki – na co dzień tancerki erotycznej z matką miłośniczką „Casablanki”. Nie są to zbyt umiejętnie wprowadzone wstawki, co burzy w filmie niezmiernie ważną płynność, nie uświadczysz sprawnych przejść między wątkami. Całość to po prostu gargantuiczna prezentacja amatorszczyzny nie na tle wykonana, lecz budowy horroru, a to razi po stokroć dotkliwiej.
..Pierwsza rzecz, na którą większość powinna zwrócić uwagę to podejście filmowców do tematu homoseksualizmu. W świecie filmu Macka Haila, reżysera i scenarzysty w jednej osobie, ta odmienność seksualna jest pokazana jako coś zupełnie normalnego, popularnego i powszechnie akceptowanego. Wdaje się on trochę w wariacje na ten temat – skoro w heteroseksualnym związku nie odnajdujesz wszystkiego czego szukasz to spróbuj tego z kobietą. Tego typu płytkich wątków jest jeszcze kilka – widać tu jak na dłoni zboczenie twórcy, którym starał się wypełnić celuloidową taśmę.
Teraz przejdźmy do cechy, filmu której jest tu jeszcze więcej niż buzujących erotyką scen – głupoty. Cały scenariusz krótko mówiąc jest prowokacją do wybuchu śmiechu. Czego, jak czego, ale świeżego pomysłu tu nie zabrakło, przynajmniej jak na moje filmowe „oczytanie”. Któż z nas słyszał bowiem o mordercy-transseksualiście? No właśnie – więc trochę pomysłowości w tym wszystkim jest, szkoda tylko, że nawet w tak idiotycznym wydaniu nie przemycono jej do zgonów striptizerek. Zabójstwa nie robią żadnego wrażenia i obyło się bez pożądanej filozofii wygłaszanej ostrymi narzędziami. Zresztą komizm głównego herosa pokazuje, że dla scenarzysty nie istnieje nic takiego jak bariera. Jego imaginacja idzie w parze z głupotą – ma nieograniczony zasięg.
Jeśli wspomniałem o jednej z wad „more sex than fear” to warto i temu poświęcić osobny akapit. Taka recepta na film ma szereg zwolenników, a skoro rozbudziłem im apetyt napomykając o emanacji lesbijskiej miłości to warto sprawić im trochę zawodu, gdyż są to z reguły momenty delikatne. Bezapelacyjnie nie zastąpią braku dostępu do ostrych stron erotycznych i lubujących się w pornografii stacji telewizyjnych. Na dobitkę powiem również, iż ubolewać będziemy nad poziomem większości spośród tych scen. Wychodzi więc na to, że główna droga, którą obrali filmowcy, podobnie jak poboczne, pełna jest dziur i nie nadaje się dla tych z niskimi zawieszeniami, którymi są bardziej wymagający widzowie.
Wydawałoby się, że teraz niechybnie powiem coś w stylu omijać szerokim łukiem, nie oglądać nawet ze spluwą przyłożoną do ust, ale gdzie tam… Ten film można potraktować jako swoistą ciekawostkę – o czym pogadasz przy piwie? Wdasz się w kolejną dyskusję na temat „Lśnienia”, czy klasyki horroru? Teoretycznie fajna sprawa, ale nie ma to jak nowe doświadczenia, a przygodę z „Transamerican Killer” zawsze będzie się wspominać ze śmiechem i jest to najlepsza amunicja służąca do zaimponowania przy dyspucie o najgłupszych horrorach. I owszem jest kultowa Troma, ale to nie te same klimaty. Polecam więc smakoszom, którzy lubią spróbować wszystkiego podczas swojego współżycia z kinem, jak i reszcie, która ma problem z wymienieniem najgorszych filmów swojej kinomaniackiej egzystencji. Proszę, proszę – więc jednak jest jakiś sens oglądania tego produktu wywodzącego się z seksualnych odchyłów, o zgrozo.
Ocena: 2/10
Tytuł oryginalny: Transamerican Killer
Reżyseria: Mack Hail
Scenariusz: Mack Hail, Jim Mills
Zdjęcia: Tahlee Booher
Muzyka: Eric Galligan
Produkcja: USA
Gatunek: Horror
Data premiery (Świat): 2005
Data premiery (Polska): brak
Czas trwania: 84 minuty
Obsada: Cara Jo Basso, Bishop Mann, Monique Chachere, Alixandra Agar