Transporter 2 / Transporteur II, Le (2005)

Frank Martin powraca w popisowej roli super szofera! Po sukcesie pierwszej części „Transportera” twórcy niemal od razu zdecydowali się, iż powstanie jego kontynuacja. Jednak jej realizacja wcale nie była taka prosta, gdyż niezwykły rozgłos, jaki odniósł dzięki głównej roli w tym obrazie Jason Statham sprawił, że twórcy kina akcji niemal zasypali go przeróżnymi ofertami pracy. Oczywiście pan Statham skorzystał z kilku, i pomimo iż scenariusz części drugiej był już gotowy pod koniec 2003 roku, to realizację drugiej części zaczęto prawie półtora roku później. Już podczas pierwszych wywiadów na temat powstania, sequela Luc Besson nie ukrywał, że postara się o to, aby druga część przewyższyła pod każdym względem jedynkę. Czy jego słowa potwierdziły się i czy „Transporter 2” prezentuje się znacznie lepiej od swojego pierwowzoru, przekonacie się w dalszej części tej recenzji.
Po przygodach z pierwszej części filmu, Frank Martin (Jason Statham) przenosi się z francuskiej Riwiery do Miami na Florydzie. Tam zamierza ustabilizować sobie życie i podejmuje pracę jako szofer pewnej bogatej rodziny. Jego zadanie jako kierowcy jest dość proste – ma on codziennie odwozić i przywozić ze szkoły sześcioletniego syna Audrey (Amber Valletta) i Jeffersona (Matthew Modine) Billingsów, Jacka (Hunter Clary). Pomimo iż praca ta w niczym nie przypominała jego poprzednich zleceń, podchodził on do niej nad wyraz poważnie. Ku swojemu zdziwieniu zaprzyjaźnił się nawet z młodym Jackiem.
Na pozór rodzina Billingsów wydawała się dość normalna, jednak z czasem okazało się, że pracodawcy Franka nie są w pełni uczciwymi ludźmi, a przynajmniej uczciwością nie grzeszyła głowa rodziny, która wiodła podwójne życie kongresmana i handlarza narkotyków. Po jednej ze swoich brudnych transakcji, Jefferson naraził się pewnej organizacji przestępczej, która ludzi utrudniających im „interesy” traktowała tylko w jeden sposób – zapewniała im rejs na „drugą stronę Styksu”. Dla państwa Billings nie było wyjątku, jednak chcąc wykorzystać pozycję Jeffersona, przestępcy postanawiają dla niego przygotować coś wyjątkowo okrutnego. Zresztą zemsta ta miała dotknąć nie tylko pana Billingsa, ale też jego rodzinę, znajomych i przyjaciół. Aby zrealizować swój plan, postanawiają uprowadzić Jacka i wstrzyknąć mu zabójczego wirusa, który następnie miał zainfekować pozostałych ludzi znajdujących się w jego otoczeniu. No i wszystko pewnie poszłoby po ich myśli, gdyby nie to, że porwanie to zaplanowali na zmianie Franka , który bardzo nie lubi zawodzić swoich klientów – tym bardziej, gdy ręczy za to własnym słowem. Czy Frank pokrzyżuje plany zamachowcom i nie dopuści do globalnego rozprzestrzenienia się śmiertelnego wirusa? Jak potoczą się losy rodziny Billingsów i czy wszyscy cało wyjdą z opresji, tego już musicie dowiedzieć się sami.
Po zakończonym seansie, który co prawda minął w błyskawicznym tempie, byłem naprawdę bardzo zmieszany tym, co zobaczyłem. Ni to film, ni to bajka. Jasne, że karkołomne wyczyny Franka oglądało się nad wyraz przyjemnie, jednak to wszystko, co zaprezentowali nam twórcy sequela już gdzieś było – może mniej efektownie i bez takich fajerwerków technicznych, ale jednak było. Sam szkielet fabuły to niemal skóra zdarta z filmu „Ballistic: Ecks vs. Sever” – w zasadzie, jakby się dobrze zastanowić, to można by tutaj jeszcze wymienić kilka innych tytułów, ale to raczej nie ma większego sensu – podczas seansu sami zobaczycie, że podobne wątki i schematy występują jeszcze w wielu innych obrazach. Druga sprawa to niezliczona ilość zapożyczeń poszczególnych akcji z różnych produkcji, w tym również z pierwszej części „Transportera”. Najbardziej widoczne „plagiaty” to zapewne same pościgi po mieście, które dosłownie wyglądają identycznie jak te zaprezentowane we wszystkich trzech częściach „Taxi”. Również walka z wykorzystaniem węża strażackiego to dokładna kopia jednej sceny z filmu z Jackie Chanem. Ostatnia scena, już może nie tak dosłownie, ale jednak łudząco podobna, to walka Franka z pewnym osiłkiem w starym magazynie, gdzie podobnie jak w pierwszej odsłonie „Transportera”, głównym narzędziem walki okazał się olej silnikowy…
Jeżeli już jesteśmy przy minusach, nie sposób też nie zahaczyć o dogłębnie przesadzone liczne efekty specjalne. To, co miejscami dzieje się w tym projekcie, trudno opisać słowami. Jeżeli oglądaliście „Wyspę”, to na pewno nieźle uśmialiście się z akcji, kiedy główni bohaterowie spadali z ogromnego wieżowca, a wokół nich wszystko wylatywało w powietrze. Jednak po tym, jak już wylądowali, nie dość, że wszystko to przeżyli, to jeszcze mieli na sobie tylko drobne siniaki i zadrapania. Żeby pomóc wam w wyobrażeniu sobie tego, co dzieje się w drugiej części „Transportera” powiem tak – opisaną wcześniej akcję z „Wyspy” musicie podnieść do kwadratu, a następnie przemnożyć przez siebie i wtedy dopiero otrzymacie wynik końcowy absurdu, jaki prezentuje nam para reżyserów, w osobach Corey’a Yuena i Louisa Leterriera. Dosłownie paranoja… Myślę, że przydałoby się zrobić ankietę, który obraz sezonu kinowego 2005, jest naszpikowany najbardziej niedorzecznymi scenami – moi nominowani to: „Wyspa”, „Niewidzialny”, „xXx 2” i oczywiście „Transporter 2”. Ach i jeszcze te „wstrętne reklamy”, które niczym złe szelmy przewijają się przez cały obraz, nieprzyjemnie bijąc widza po oczach. W tym projekcie wszyscy jeżdżą samochodami marki Audi, piją piwko Heineken i zajadają lizaczki Chupa Chups. W zasadzie cały ten film to jedna wielka kryptoreklama.
Pomimo tego, że sequel „Transportera” nie zachwyca, to zamyka w sobie kilka plusów, które poniekąd ratują całość tego projektu. Wiele osób, a przede wszystkim miłośnicy kina akcji, na pewno będzie zachwyconych rozmachem licznych walk i pościgów. Na największą uwagę ponownie zasługuje odtwórca głównej roli męskiej Jason Statham, który sam podkreśla, że w tej chwili znajduje się w życiowej formie fizycznej i dokładnie widać to na każdym kroku w tym filmie. Jego szybkość i stoicki spokój poniekąd ożywiają mity, jakie kilkanaście lat temu krążyły wokół Stevena Seagala. Zresztą wydaje mi się, że świadomie jest on kreowany na „niezniszczalnego twardziela”, którego nikt i nic nie jest w stanie złamać i pokonać. W czasie, gdy gwiazda Seagala spadła z nieba i toczy się bezwładnie po ziemi, kino akcji potrzebuje nowej osobowości, która godnie zastąpi mistrza. Kandydatów do tytułu najlepszego twardziela jest w tej chwili kilku, między innymi Vin Diesel, Christian Balei oczywiście Jason Statham, który jak dla mnie na razie jest liderem tego rankingu.
Żeby wszystko miało pożądany skutek, nad oprawą walk czuwała cała grupa choreografów wschodnich sztuk walki, którym przewodniczył Cory Yuen. Już pierwsza scena pokazuje, że największy nacisk twórcy położyli na dosadność w przedstawieniu sekwencji bijatyk, które z każdą kolejną minutą stają się jeszcze bardzie oszałamiające. Przeplatanie pojedynków na pięści z pojedynkami na drodze niezwykle dynamizuje obraz, nie pozwalając na chwile nudy (jak już wspominałem wcześniej, nawet nie wiem, kiedy minęło mi te półtorej godziny). Dziesiątki rozbijanych aut, setki niszczonych murów, budynków i pomieszczeń, efektowne strzelaniny i ekstremalne wyczyny kaskaderskie to atrybuty, którymi przesiąknięta jest druga część „Transportera”. Szkoda, że to wszystko nie zostało oparte na ciekawej fabule, bo naprawdę można było z tego zrobić bardzo interesujące dzieło.
Kolejnym plusem jest według mnie duża dawka humoru, zarówno tego zamierzonego, jak i niezamierzonego. Może nie jest to humor nad wyraz inteligentny, ale trafnie wpasowuje się w ekranowe wydarzenia, urozmaicając nam seans. Szczególnie mogły podobać się relacje pomiędzy Frankiem i młodym Jackiem. Frank ze względu na swoją twardą naturę traktuje Jacka jak osobę dorosłą, nie dając mu żadnej taryfy ulgowej – w jego mniemaniu jest on facetem, a każdy facet musi mieć… Sceny z ich udziałem są miłym przerywnikiem w tym całym zgiełku i huku. Pozytywnie też odebrałem ścieżką dźwiękową, która swoją dynamiką równie skutecznie jak ekranowe wydarzenia podnosi poziom adrenaliny w ciele człowieka.
Podsumowując drugą odsłonę „Transportera” otwarcie trzeba powiedzieć, że znacznie ustępuje ona klasie części pierwszej. W zasadzie jest to film bez fabuły, świeżości i polotu powtarzający główne błędy sequeli. Jest to obraz, który mówiąc brzydko z góry jest nastawiony na łatwą kasę, pazernie wyszarpaną od fanów talentu Jasona Stathama. Sięgając po ten film trzeba od razu nastawić się na to, że zobaczymy w nim tylko masę efektownych fajerwerków i dialogów typu – „bij, zabij”. Aby umilić sobie seans, nie możemy katować się logicznością przedstawionych wydarzeń. Musimy podejść do „Transportera 2” jak do kolejnego filmu z nurtu „bondowskiego”, gdzie główny bohater obdarzony niezwykłym sprytem i niesamowitymi gadżetami jest w stanie pokonać najgorszego wroga.
Jeżeli jesteś miłośnikiem kina akcji z olbrzymią dawką scen walki, pościgów, strzelanin i wybuchów, „Transporter 2” na pewno przypadnie ci do gustu. Ten poprawnie zagrany, z dużą dawką humoru, przyprawiony dobrą muzyką obraz ogląda się szybko i przyjemnie. Nie sposób się na nim nudzić i po zakończonym seansie „gęba cieszy się od ucha do ucha”. Głębsze próby uchwycenia tego dzieła nie mają sensu, bo jeżeli choć trochę poważnie spróbujecie potraktować wydarzenia, jakie ukazuje, na pewno zakończycie seans z kwaśną miną i chęcią uduszenia producentów. Jak dla mnie jednostrzałowiec, stąd ocena 6/10.
Ocena: 6/10
Tytuł oryginalny: Transporteur II, Le
Reżyseria: Corey Yuen, Louis Leterrier
Scenariusz: Luc Besson, Robert Mark Kamen
Zdjęcia: Mitchell Amundsen
Muzyka: Alexandre Azaria
Produkcja: Francja, USA
Gatunek: Akcja
Data premiery (świat): 03.08.2005
Data premiery (Polska): 11.11.2005
Czas trwania: 87 minut
Obsada: Jason Statham, Alessandro Gassman, Amber Valletta, Kate Nauta, Matthew Modine, Jason Flemyng, Keith David, Hunter Clary, Shannon Briggs, François Berléand