Ucieczka z Nowego Jorku / Escape from New York (1981)

Mimo, że John Carpenter ostatnio nie zasypuje nas porządnymi produkcjami, dawniej potrafił tworzyć dzieła wybitne, o których do dziś nie zapominamy. Wśród nich można znaleźć „Ucieczkę z Nowego Jorku”, film dziś nieoficjalnie obwołany kultowym i mający wielu zagorzałych miłośników, do których należę oczywiście i ja. Nic więc dziwnego, że kariera Johna po tym filmie zaczęła się szybko rozwijać. I to, w bardzo dobrym kierunku.
Akcja filmu powstałego, w 1981 roku, toczy się w niedalekiej (jak na czasy powstawania!) przyszłości, czyli w 1997 roku. Cały nasz świat stoi na pograniczu pierwszej w historii wojny atomowej. Może jej zapobiec rozmowa prezydentów z ZSRR, USA i Chin. W Stanach Zjednoczonych przestępczość wzrasta, do niepokojącego poziomu. Wszystkie więzienia są niesamowicie przepełnione. Co zrobić w takiej sytuacji? Ano trzeba wybudować jakieś więzienie na ogromnej wyspie. Jaka się do tego nada? Manhattan. I to nie byle jakie, z którego każdy spryciarz z łatwością się wydostanie, lecz rządzące się strasznymi regułami. Więźniowie mogą żyć sami według własnego upodobania (o ile inni im na to pozwolą), jednak wystarczy nieudolna próba ucieczki, a ich ciało natychmiast stanie się cięższe od kilogramów ołowiu. Poza tym Manhattan jest nieustannie patrolowany przez siły powietrzne i grodzą go ogromne mury. Co tu dużo mówić? Uciec nie ma szans. Przetrwać też trudno. Mimo to przestępcy wciąż ryzykują nie bojąc się utraty wolności. W swoich poczynaniach posunęli się znacznie za daleko. Przecież nie wypada chyba porywać takiej osobistości, jaką jest prezydent USA. Władze nie mogą tego tak zostawić. Przecież nie może dojść do wojny atomowej. Ktoś musi wziąć się w garść i wyruszyć na ratunek głowie państwa. Tylko kto? Na pewno nie policja. Oni spieprzą każdą akcję. A może Snake Plissken?
I znów schemat się powtarza. Czyżby reżyser miał jakiś kompleks? W jego filmach zawsze musi być jakiś facet, któremu całkowicie obce jest poczucie strachu. Dobra ale kim tym razem jest główny bohater? W dawnych czasach był żołnierzem elitarnych jednostek komandosów, dziś jest więźniem. W wojennej branży jednooki heros nie jest nowicjuszem, więc uwolnienie głowy państwa powinno być dla niego łatwym zadaniem. Jednak co będzie, gdy na jego wykonanie zostaną mu przydzielone zaledwie 24 godziny? Po tym czasie życie Plisskena będzie skończone, a jego ciało zamieni się w proch dzięki mikroładunkowi wybuchowemu tkwiącemu w jego ciele. Zaraz, zaraz. Przecież jest cień szansy na powodzenie tej akcji. A jeśli Snake wyjdzie z tego „piekła” cało wraz, z prezydentem ponownie będzie mógł cieszyć się wolnością i zostanie oczyszczony ze wszelkich zarzutów. Kuszące?
Reżysera chyba specjalnie reklamować Wam nie muszę. Prawda? Poza nim mamy do czynienia, z bardzo ciekawą obsadą aktorską. Na początek Kurt Russel. Carpenter ma do niego wyjątkową słabość. W iluż to produkcjach obsadził go, w roli głównej? No i tym razem też nie zawiódł. Z przyjemnością oglądałem go, na ekranie, pełnego pewności siebie, swoistego stylu i poczucia humoru. Jednym słowem wielkie brawa! Dalej mamy Donalda Pleasence rewelacyjnego aktora, kojarzącego się z dramatami wojennymi i horrorami. On też nie po raz pierwszy jest pilnie śledzony, przez kamerę Johna. Nietypową i szalenie różniącą się od innych postać, Księcia odegrał dawniej będący na fali piosenkarz Isaac Hayes. W sumie aktorzy grający w tym filmie niczym negatywnym nas nie zaskakują. Po prostu pokazują się, z jak najlepszej strony, którą z wielką przyjemnością śledzi się na ekranie.
Jeśli chodzi, o gatunek, to powiem, że „Escape from New York” jest thrillerem science-fiction. Z ekranu uderza, w nas cała masa akcji i nieustające napięcie z którym śledzimy losy Plisskena. Jest również niesamowity klimat, który buduje mroczna stylistyka miasta, tonącego w ciemności Nowego Jorku i niesamowita muzyka, za którą odpowiedzialny jest sam reżyser. Zwróćcie poza tym uwagę na pierwszej klasy dialogi, które są po prostu oszałamiające. Zapytacie pesymistycznie (jeśli jesteście producentami) ile kosztuje taki film. I co Wam odpowiem? Zdumiewająco niewiele. Co zaś za to mamy? Zbyt wiele chyba nie muszę mówić, gdyż jestem pełen podziwu i zachwytu. Aha – jeszcze efekty specjalne. Bym był zapomniał. Nie ma żadnych rewelacji, ale jak Wam ich we współczesnym kinie mało, to Matrix i jego kontynuacje już na Was czekają.
Zaprawdę powiadam Wam. Koniecznie sięgnijcie po „Ucieczkę z Nowego Jorku”. Szczególnie jeśli lubicie kultowe obrazy diametralnie różniące się od innych, posiadające nietypowy klimat i opowiadające historię, jakiej jeszcze nie byliśmy nigdy świadkami. Ten film to po prostu istny majstersztyk, pominięcie go jest jednym z głównych grzechów kinomana, wiec nie pozostaje Wam nic innego jak tylko zaaplikować sobie tą solidną porcję akcji i napięcia.
Ocena: 9/10
Tytuł oryginalny: Escape from New York
Reżyseria: John Carpenter
Scenariusz: John Carpenter, Nick Castle
Zdjęcia: Jim Lucas, Dean Cundey
Muzyka: Alan Howarth, John Carpenter
Produkcja: USA
Gatunek: Thriller/Science fiction
Data premiery (Świat): 24.06.1981
Data premiery (Polska): 1981
Czas trwania: 99 minut
Obsada: Kurt Russell, Lee Van Cleef, Ernest Borgnine, Donald Pleasence, Isaac Hayes, Season Hubley, Harry Dean Stanton, Adrienne Barbeau, Tom Atkins, John Diehl, Jamie Lee Curtis