Wzgórza mają oczy / Hills Have Eyes, The (2006)

Remake’i mają to do siebie, że w przeważającej większości są gorsze od oryginałów. Często polegają tylko na aktualizacji technicznej (bardziej widowiskowe efekty, wprowadzenie przedmiotów elektronicznych używanych dzisiaj etc.). Czasami zaś są dodawane jakieś sceny, albo nieco zmieniana jest fabuła. „Wzgórza mają oczy” to nowa wersja słynnego już obrazu Wesa Cravena z 1977 roku. Oryginał okazał się wręcz „kultowym” (bardzo ładne słowo) filmem gore. Nic dziwnego, że zdecydowano się na „odświeżenie” tego dzieła. Podjął się go Alexandre Aja. Co z tego wyszło? Postaram się na to pytanie odpowiedzieć.
„Wzgórza mają oczy” opowiadają historię rodziny, która zdecydowała się uczcić 25-lecie ślubu swoich rodziców. Ich droga do San Diego biegnie przez pustynię Nowego Meksyku, na której między rokiem 1945 a 1992 miały miejsce testy nuklearne. Za radą szefa stacji benzynowej, wspomniana rodzina decyduje się na użycie skrótu, aby szybciej dotrzeć na miejsce przeznaczenia. Nie wiedzą jednak, że jest to podstęp. W czasie jazdy ich samochód łapie gumę, co powoduje uziemienie ekipy na kompletnym wygwizdowie. Jednak najgorsze dopiero przed nimi… Okazuje się bowiem, że na pustyni żyją zmutowani ludzie-kanibale, którzy tylko czekają na swoje ofiary. Zaczyna się krwawa jatka. Kto przeżyje, a kto zginie? O tym już sam widz musi się przekonać.
Bardzo ważnym elementem w tym filmie jest dźwięk – niepokojący a miejscami przerażający (niepokojący jest chociażby na początku, gdy słychać skrzypienie pompy wodnej). Wraz z dość ciekawą muzyką tomandandy tworzy on niesamowity klimat. Inną ciekawostką jest sama czołówka – niesamowicie groteskowa i szokująca. Zaczyna się od fragmentu starego, kiczowatego programu kulinarnego (lub może jakiegoś serialu), w którym pani domu wyciąga z pieca tort i zdmuchuje świeczki, po czym znienacka pojawiają się fragmenty filmów przedstawiających próby z bombami atomowymi (to dość znane wycinki) przy akompaniamencie piosenki country „More and more” w wykonaniu Webba Pierce’a. W czasie tego mixu dodatkowym „pogwałceniem” widza są kolejne, jeszcze bardziej bardziej przerażające fragmenty filmów, przedstawiających ludzi zmutowanych wskutek napromieniowania. Efekt według mnie jest porażający, szczególnie w momencie, kiedy po raz pierwszy pojawia się migawka przedstawiająca mutanta.
Poza czołówką obraz jest zbudowany na zasadzie suspensu: trzęsienie ziemi, a następnie stopniowanie napięcia. Jest to dość sprawdzony sposób budowania akcji i myślę, że nie ma się tu zbytnio co denerwować, że twórcy zdecydowali się na takie podejście do fabuły. W przypadku „Wzgórz…” jest to dobre posunięcie. Równie interesującym elementem jest praca kamery. Jak na horror przystało, wiele ujęć jest robionych w taki sposób by tworzyły wrażenie skradania się różnych osób. Montaż też jest bez zarzutu, chociaż miejscami może drażnić przyspieszenie filmu w scenach, gdy bohaterowie wędrują przez wzgórza.
Dobrze odwzorowana jest sceneria. Film był kręcony w Maroku, trzeba więc było stworzyć pewne jej elementy (ot, choćby kratery po wybuchach jądrowych oraz „wioskę ćwiczebną” z manekinami, jak również kopalnie). Twórcy dość dobrze wybrnęli z tej sytuacji. Można by pomyśleć, że skoro akcja filmu w całości rozgrywa się na pustyni, to nie ma się co zbytnio wysilać ze scenografią. Jednak prawda okazała się inna. Wysiłek był konieczny, aby powstało tego typu dzieło.
Gra aktorska jest w miarę realistyczna. Aktorzy raczej nie snują się bezcelowo po planie. Ich poczynania jak na horror są w miarę logiczne. Plusem jest niezaangażowanie do „Wzgórz…” jakichś znanych gwiazd. Myślę, że przez zatrudnienie rzucających się w oczy „celebrities” film straciłby wiele, szczególnie na poczuciu realizmu.
Absolutne brawa należą się charakteryzatorom. „Wzgórza mają oczy” są dziełem, które bez sprawnej charakteryzacji po prostu by „leżało”. Mutanci zostali wykreowani naprawdę przekonująco i nie ma się tutaj zbytnio czego czepiać.
Trzeba przyznać, że „Wzgórza mają oczy” są wyjątkowo okrutne. Bardzo realistycznie zrobione sceny zabójstw i masakr tworzą klimat typowy dla horroru typu gore. Wszystko to jest bardzo dopracowane. Wiele osób może poczuć się zniesmaczonych niektórymi scenami takimi jak: zjadanie ludzi, odstrzeliwanie sobie głowy, wbijanie w głowę topora itd. Niemniej jednak nie ma się co dziwić tego typu epizodom. Nie jest to bowiem film w stylu „Mała księżniczka” ani „Dźwięki muzyki”. To horror dla widzów o mocnych nerwach. Kto nie lubi tego typu pozycji, niech lepiej spędzi wieczór, zajmując się czymś innym.
Podsumowując: film sprawdza się znakomicie jako horror. Ma swój klimat i odpowiednią dawkę szokujących scen, co sprawia, że jest dziełem dobrym i budzącym nadzieję na ożywienie tego gatunku filmowego i wyciągnięcie go z marazmu głupich horrorów dla nastolatków.
Ocena: 10/10
Tytuł oryginalny: Hills Have Eyes, The
Reżyseria: Alexandre Aja
Scenariusz: Alexandre Aja, Grégory Levasseur
Zdjęcia: Maxime Alexandre
Muzyka: tomandandy
Produkcja: USA
Gatunek: Horror
Data premiery (Świat): 10.03.2006
Data premiery (Polska): 14.07.2006
Czas trwania: 107 minut
Obsada: Ted Levine, Aaron Stanford, Vinessa Shaw, Kathleen Quinlan, Laura Ortiz, Dan Byrd, Robert Joy