Znaki / Signs (2002)

Kino science fiction od lat zasypuje nas opowieściami o kręgach w zbożu, latających spodkach i innych cywilizacjach. Jak nietrudno się domyśleć jest to temat strasznie oklepany, niemniej jednak nie jest powiedziane, że nie można wnieść doń lekkiego powiewu świeżości. Koneserzy tego typu filmów zapewne już zacierali ręce wiedząc, że za wyżej opisany temat weźmie się M. Night Shyamalan.
Graham Hess, który niegdyś był pastorem utracił wiarę, na rzecz śmierci żony. Od tego czasu mieszka na farmie wraz z bratem, Merillem i dziećmi. Pewnego razu razu w polu kukurydzy odkrywa tajemnicze znaki. Wkrótce po tym wydarzeniu w mediach aż kipi od podobnych informacji. Jak myślicie? Kto jest za nie odpowiedzialny?
Typowe, prawda? Zwróćmy jednak uwagę na nazwisko reżysera. Shyamalan należy do twórców, od których z pewnością można bardzo wiele oczekiwać, bowiem „Szósty zmysł” pokazał, że mamy do czynienia z twórcą bardzo uzdolnionym, który jest wręcz nadzieją kinematografii. Tworzy filmy odmienne i jedyne w swoim rodzaju, a pytania rodzą się jeszcze po seansie. Zaryzykowałbym wręcz twierdzenia, że toczy z widzem pewną grę.
Od razu powiem, że największą zaletą „Znaków” jest specyficzny nastrój. Oczywiście jest inny, niż w dwóch poprzednich dziełach Shyamalana. Przyznam, że o podobnym filmie kiedyś marzyłem. Chciałem zobaczyć na ekranie takie oczekiwanie, odliczanie. Ile jeszcze zostało do końca? Owszem kino nie raz już serwowało nam taki motyw, ale zwykle wyglądało to strasznie sztuczne, wręcz śmieszne. Może dlatego, że brało się za to niewielu twórców pokroju Shyamalana. Pod kopułą filmu science-fiction kryje się coś więcej, życiowa prawda, przesłanie, głębia. Nie liczmy tu na kino z beznadziejną fabułą przyprawioną znakomitymi efektami specjalnymi. Nie, nie. Ten film jest wręcz piękny, poruszający widza. Nie ma tu niczego dla ludzi zajadających się popcornem. Prawdziwą walkę bohaterowie będą musieli stoczyć nie z przybyszami z kosmosu, lecz własnym wnętrzem, własną wiarą. Sprzyjającym temu zabiegiem jest z pewnością umiarkowane pokazywanie obcych. Tajemniczej istoty nie zobaczymy tak od razu, a napięcie budowane jest stopniowo, by w końcu sięgnąć zenitu.
Strona techniczna filmu na szczęście jest skromna, brakuje takiej niepożądanej przesady. Nie uświadczymy wielu efektów specjalnych, wybuchów, czy innych elementów typowych dla dzisiejszego kina science-fiction. Poza tym co do samych obcych. Wszak wyglądają nieco tendencyjnie, ale nie widać tu mocnej ingerencji komputera. Na szczególną uwagę zasługują przede wszystkim zdjęcia, których autorem jest Taka Fujimoto. Współpracował on również z Shyamalanem przy „Szóstym zmyśle”. Widać reżyser niejednokrotnie korzysta z utalentowanych, sprawdzonych specjalistów i wychodzi to na dobre jego tworom.
Spodobać może się także muzyka Jamesa Newtona Howarda. Sam kompozytor miał inspirować się ścieżką z „Psychozy” i „Bliskiego spotkania trzeciego stopnia”. Chyba nie muszę mówić o jej kolosalnym wpływie na cały wyjątkowo odczuwalny nastrój tego filmu.
Zwróciłbym jeszcze uwagę na aktorstwo. Trzeba przyznać, że Gibson miewał lepsze role. W końcu nie przez przypadek zalicza się go do tzw. „wyższej półki”. W „Znakach” jak zwykle wypadł bardzo przekonująco, aczkolwiek bez żadnych rewelacji. Zaskakuje nas natomiast Joaquin Phoenix, który świetnie dostosowuje się do każdej sytuacji i budzi w widzu skrajnie różne odczucia. Trzeba również przyznać, że postać, którą gra nie jest ta z gatunku pospolitych i naprawdę trudno jest ją odegrać. W nieco epizodycznego bohatera wcielił się sam reżyser. Muszę przyznać, że reżyseria nie jest jego jedyną dobrą strona. Świetnie zagrane zostały również przez Rory’ego Culkina i Abigail Breslin postacie dziecięce. Aż można być pełnym podziwu dla małych odtwórców.
Zatem czy „Znaki” są filmem bez wad, dziełem idealnym? Oj nie, niestety nie. Razi szczególnie zakończenie. Mniemam, iż chyba zabrakło pomysłu. Otrzymujemy bowiem finał wręcz typowo amerykański. Nie mam tu ochoty analizować, gdyż nie od dziś wiadomo, że w recenzji trzeba uważać na wszelakie, choćby sprytnie ukryte spoilery. Powiem tylko tyle, że jest to poważnym błędem filmu, a wspominany już wielokrotnie reżyser nie do tego nas przyzwyczaił. Jakby jednak nie patrzeć zalety przeważają szale.
Gwoli podsumowania – „Znaki” to film na naprawdę niezłym poziomie. Smakowity klimat, bardzo dobre aktorstwo, kapitalne zdjęcia, budująca nastrój muzyka, wątki psychologiczne. Jednym słowem bardzo obiecująca hybryda. Szkoda tylko, że film nie ustrzegł się od wad, które sprawiają, że nie mogę mówić o nim, jako tworze wielce nieprzeciętnym, a szkoda. Mimo wszystko jest to pozycja, którą powinniście znać. Jest w niej coś takiego intrygującego, co sprawia, że dzieło Shyamalana pozostaje w pamięci.
Ocena: 8/10
Tytuł oryginalny: Signs
Reżyseria: M. Night Shyamalan
Scenariusz: M. Night Shyamalan
Zdjęcia: Tak Fujimoto
Muzyka: James Newton Howard
Produkcja: USA
Gatunek: Thriller/Science fiction
Data premiery (Świat): 29.07.2002
Data premiery (Polska): 08.11.2002
Czas trwania: 106 minut
Obsada: Mel Gibson, Joaquin Phoenix, Rory Culkin, Jose L. Rodriguez, Greg Wood