Czerwony smok / Red Dragon (2002)

Patrzajta, jakież piękne ma ciało ten smok! Jakiż jest cudowny i silny! Może dalibyście mu kawałek swego ciała?
Hannibal, no tak, czegóż można się spodziewać po filmie, w którym występuje to imię. Jakich przygód, zdarzeń, niespodzianek i obrzydliwych spraw? Nie potrafię powiedzieć nic, prócz tego, że na pewno bardzo ciekawych i intrygujących. Bowiem gdy sprawa dotyczy morderstw, zjadania ludzi, przerażających rytuałów i różnych tego typu rzeczy to wiadome jest, że będzie ciekawie i tajemniczo. Mam nadzieję, że nie jestem osamotniony w swoim przekonaniu, bo świadczyłoby to o tym, iż coś jest nie tak z moim rozumem i nie funkcjonuje on dobrze. Jestem jednak pewien, że choć jedna ludzka istota wyznaje te same poglądy co ja. Za to chwała.
Ile razy próbowałem obejrzeć „Red Dragona’ tyle razy występowały jakieś problemy, czy to ze sprzętem, czy zupełnie innej natury. W końcu jednak nadeszła odpowiednia pora na obejrzenie tego filmu. Włączyłem program i przeszedłem do… napisów końcowych, chciałem bowiem wiedzieć kto gra w tym dziele. Nazwiska Hopkins i Norton tak bardzo mi się spodobały, że wróciłem do początku i rozpocząłem seans.
Hannibal (Hopkins) został złapany, nieco przypadkowo przez Willa (Norton). Will po tymże incydencie musiał z pewnych względów trafić do szpitala dla obłąkanych. Po wyjściu z tego strasznego miejsca postanowił raz na zawsze zerwać z FBI i zająć się naprawą motorówek. Pasjonująca zmiana, nieprawdaż? Jednak los jest tak złośliwy, że znowu rzuca biednego bohatera w wir śledztwa, równie tajemniczego i chorego jak sprawa Lecter’a. Okazuje się, że morderca, bez skrupułów mordujący swoje ofiary w sposób okrutny i barbarzyński, jest wielkim fanem byłego „zjadacza ludzi”. Hannibal Lecter może pomóc Will’owi w złapaniu przestępcy, ale czy będzie chciał współpracować?
Można by mówić o fabule różne rzeczy, głównie dobre, bo jest ona niesztampowa, oryginalna i bardzo zaskakująca. Gdyby w filmie pojawiło się jakieś załamanie, czy kilka złych minut, na pewno spowodowałoby to jedną, wielką tragedię, która wpłynęłaby znacząco na odbiór całego obrazu. Na szczęście nic takiego nie następuje i w związku z tym obserwujemy ponad dwie godziny bardzo dobrej, emocjonującej akcji, której nie da się zbyt wiele zarzucić. Szybki, wartki przebieg jest znaczącym plusem dla całej tej produkcji. Jestem bowiem przekonany, że gdyby trochę chociaż zwolnić, to widzowi zaczęłoby się wydawać, że coś zostało chyba przekombinowane i niezłą akcję zastąpiono zagmatwaną fabułą. Na szczęście tak nie jest.
Jak już wcześniej wspomniałem, nazwiska Norton i Hopkins niezwykle przyciągają do tego filmu, są jak magnes, który tylko czeka na to, aż gdzieś w pobliżu pojawi się żelazo. Obydwoje wykonują swoją pracę bardzo dobrze, szczególnie Norton, który powoli wyrasta na jednego z moich najbardziej ulubionych aktorów – jego gra jest porywająca, zmienna (czego wymaga scenariusz) oraz chwilami, aż zaskakująca. Hopkins? Wiadomo, wielka klasa – nic dodać, nic ująć. Warto ten film obejrzeć chociażby dla tych aktorów, ale nie tylko… o tym jednak za chwilę.
Co do pozostałych aktorów, to wprost zniewala Finnes. Jest on nawet lepszy od Nortona, gra tak uczuciowo, tak wspaniale wczuwa się w rolę mordercy, że nie sposób nie odnieść wrażenia, iż naprawdę nim jest. Świetnie pokazuje człowieka chorego psychicznie, zwariowanego na punkcie Czerwonego Smoka. Gesty, mimika i sposób wypowiadania się są świetne. Dodatkowo należy też wymienić dobrą rolę Emily Watson, która wcieliła się w ślepą kobietę, poniekąd zakochaną w mordercy. Chociaż chwilami miałem wrażenie, że nie wiedziała jak zagrać swoją postać, to jednak jej postać zapadła mi w pamięć. Reszta aktorów gra poprawnie. W sumie można śmiało powiedzieć, że aktorstwo jest mocną stroną tej produkcji, ponieważ zachwyca profesjonalizmem.
Dużą zaletą filmu są też dialogi. Scenariusz jest przemyślany, bardzo wnikliwie udoskonalony i co najważniejsze – ciekawy dla widza. Teksty wypowiadane przez aktorów nie brzmią i nie są w żadnym stopniu „amerykańskie”, z tym niekiedy okropnym humorem. „Red Dragon” ma swój własny klimat i niezmiernie trudno dostrzec w nim jakieś podobieństwa do innych filmów, co nie znaczy, że nikt ich nie znajdzie. Na pewno są w nim wykorzystane jakieś znane schematy, ja jednak obejrzałem zbyt mało filmów, aby to ocenić.
Świetna praca kamery. W zasadzie starano się ukazać jak najmniej obrzydliwych scen, a operator wychwycił przy tym wszystko idealnie, w znakomitych proporcjach. Widz nie odczuje ani niedosytu krwi, ani tym bardziej jej przesytu. Chociaż w pewnych momentach można było trochę bardziej „obrzydzić” seans, ale to nie jest już winą operatora. Niemniej, zdjęcia są rewelacyjne.
Bardzo się ucieszyłem, gdy zobaczyłem, iż autorem muzyki jest Danny Elfman, gdyż byłem pewien, że strona muzyczna obrazu będzie jego mocną stroną. Nie zawiodłem się. Tragiczna, chwilami tak efektowna, że staje się lepsza od obrazu. Uważam, że jest to najlepsza muzyka Elfman’a jaką miałem przyjemność słyszeć. Bardzo dobrze się stało, że zatrudniono właśnie jego. Gdyby był gorszy podkład, film nie byłby tak ciekawy i tak poruszający.
I na koniec sceneria. Tereny oraz miejsca, w których rozgrywa się akcja są bardzo ładne i cieszą oko. Znajdziemy tu zaówno ciemne, straszne mieszkania, jak również zwyczajne biury FBI. Nie ma w tym nic dziwnego, ale należy zaznaczyć, że wszystko wygląda niezmiernie dobrze, co nie zawsze występuje w tego typu filmach. Dlatego też wielką radość sprawiło mi oglądanie tego filmu, bo niekiedy to właśnie scenografia jest tym złym elementme, który przeszkadza w odbiorze. Może nie jest, aż tak ważna, ale z całą pewnością odgrywa jakąś rolę.
Po tym co wcześniej napisałem mogłoby się wydawać, iż uważam „Red Dragon’a” za film wybitny, czy może nawet coś więcej. Jednak odstawałoby to sporo od prawdy, bo mimo tego, że film ma w sobie prawie same dobre elemnty (przynajmniej według mojej skromnej opinii) to pozostawia spore uczucie niedosytu, a jednak ma się świadomość, że gdyby go trochę przedłużyć to wydałby się zbyt długi. O co mi chodzi? Chodzi o to, iż uważam, że w tych dwóch godzinach filmu można było umieścić jeszcze więcej akcji i emocji. Niektóre sceny są pospolite i za mało oryginalne, a więc nie pasują do filmu. Kolejna sprawa – końcówka. Owszem, zaskoczyła mnie, ale jednak stała się najgorszą częścią filmu, utrzymaną w zupełnie innym kilmacie, niemalże jak z tych wszystkich, kiczowatych, amerykańskich strzelanek. Nie jest to dobre, a wierzę, że można było posiedzieć trochę dłużej i wykonać lepiej, bo sama fabuła zakończenia jest dobra, lecz wykonanie trochę denerwujące. W zasadzie nie są to takie wady za które powiesiłbym twórców, czy nawet zjadł, ale powodują, że ocena filmu nie jest aż tak wysoka. Mogło być inaczej. Poza tym, widziałem już filmy bardziej oryginalne i bardziej emocjonujące, dlatego też nie można powiedzieć, że „Red Dragon” to towar z najwyższej półki. Niemniej i tak znajduje się wysoko.
Ocena: 8/10
Tytuł oryginalny: Red Dragon
Reżyseria: Brett Ratner
Scenariusz: Ted Tally
Zdjęcia: Dante Spinotti
Muzyka: Danny Elfman
Produkcja: USA/Niemcy
Gatunek: Thriller
Data premiery (Świat): 30.09.2002
Data premiery (Polska): 25.10.2002
Czas trwania: 124 minuty
Obsada: Anthony Hopkins, Edward Norton, Ralph Fiennes, Harvey Keitel, Mary-Louise Parker, Emily Watson, Philip Seymour Hoffman