Posthumanistyczne spojrzenie na film „Blade Runner 2049”. Świadomość jako klucz do człowieczeństwa.

Duszę posiadają tylko ludzie – tak przynajmniej zakłada większość nurtów filozoficznych – i w tym sensie wszelkie wierzenia, rozważania albo refleksje dotyczące duchowości zorientowane są wokół człowieka. Posthumanistyczne spojrzenie otwiera nowe perspektywy rozmyślań, które umożliwiają rozpatrzenie innych bytów (nieludzkich) jako ludzkie (w znaczeniu: godne ludzkiego, humanitarnego traktowania). Choćby jednak chcieć traktować humanitarnie byty pozaludzkie, to niezaprzeczalnym faktem jest, że nasze traktowanie ich w przysługujący człowiekowi sposób, nie uczyni ich ludźmi – pewna granica pozostanie widoczna i nieprzekraczalna. Zarysowuję ten problem na samym początku, gdyż głównym tematem moich rozważań jest właśnie granica między człowiekiem a sztuczną inteligencją. Omówię to zagadnienie na przykładzie filmu Blade Runner 2049, stawiając przed sobą dwa pytania: po pierwsze co czyni człowieka człowiekiem?; po drugie, dlaczego bycie człowiekiem uznane jest (w świecie przedstawionym omawianego filmu, ale być może nie tylko tam) za cenniejsze i bardziej wartościowe, niż bycie kimś (lub czymś) innym?
Tym, co moim zdaniem ma kluczowe znaczenie dla definiowania autentyczności i wartościowości bytu (ludzkiego lub nie) są dusza i świadomość. Ostatecznie zdaje się, że pytania o te dwie kwestie zawsze sprowadzają się do pytań o tożsamość. Można by zatem powiedzieć, że być kimś żywym i autentycznym – jak człowiek – stanowi wartość, bo nadaje bytowi tożsamość. W ten sposób dojść można do wniosku, że próby posthumanistycznego myślenia o bohaterach filmu Blade Runner 2049, to próby uwzględniania ich tożsamości – mimo że nawet oni zdają się wątpić w to, że takową posiadają. Głównym ośrodkiem tych wątpliwości jest właśnie kwestia posiadania duszy albo jej braku. Myślę, że film Denisa Villeneuve’a uzmysławia, że wcale nie dusza czyni byt tożsamym, ale świadomość – co nie oznacza jednak, że bycie świadomym jest w jakikolwiek sposób milsze i przyjemniejsze dla istniejącego w świecie bytu. Tożsamość – bycie świadomym tego, kim się jest – zdaje się nieść za sobą cierpienie. W dużym uproszczeniu można uznać, że założenie, iż tylko człowiek posiada duszę (w swojej naturze nieuchwytną i niemożliwą do zmierzenia) przynosi korzyści (wszelkie przywileje bycia człowiekiem), choć ostatecznie to świadomość stanowi centralny człon tożsamości bytu.
Chciałabym przyjrzeć się bliżej trzem postaciom filmu Blade Runner 2049. Pierwszą z nich jest główny bohater, oficer K. Na przestrzeni trwania filmu przechodzi on kilka etapów, które, jak sądzę, ostatecznie pozostawiają go w tym samym stanie mentalnym, w jakim był na początku, ale za to wiele uzmysławiają widzowi. Oficer K prowadzi śledztwo w sprawie dziecka, które narodziło się ze związku człowieka (choć tożsamość Deckarta również jest wątpliwa) z replikantem. Narodziny tego dziecka uznane są za cud, co dodatkowo zostaje wzmocnione przez nawiązania do biblijnej historii dziewicy Maryi, która urodziła mesjasza. Również filmowe dziecko jest dla replikantów swego rodzaju symbolem wyzwoleniem – sam fakt jego narodzin może zburzyć granicę (jak wyraża się jedna z postaci w filmie) między dwoma światami: ludzi i replikantów. Dziecko zatem musi zginąć, co jest jasne nawet dla oficera K, który w pewnym momencie zaczyna podejrzewać, że może on sam jest tym uosobieniem cudu – cudownym dzieckiem.
Istotne w tym miejscu zdaje się, by zaznaczyć co wzbudziło owe podejrzenia w głównym bohaterze. Replikanci posiadają wspomnienia, choć nie są ludźmi. Zostają stworzeni (a nie zrodzeni, co ponownie odwołuje nas do tradycji chrześcijańskich poprzez skojarzenia z tekstem Credo), a ich wspomnienia są im wszczepione. Jednak to właśnie wspomnienie z dzieciństwa (którego główny bohater twierdzi, że jako replikant nawet nie miał) stanowi dla oficer K podstawowy dowód na to, że to on jest tym niezwykłym dzieckiem. Bohater próbuje dotrzeć do tego, czy jego wspomnienie może być prawdziwe, czy też jest stworzone i wszczepione. Warto jednak w tym miejscu zatrzymać się nad pytaniem: czy to stanowi w ogóle różnicę?
Odpowiedź na to pytanie kryje się właśnie w świadomości. Oficer K nie ufa swoim wspomnieniom, bo ma świadomość ich sztuczności, nieautentyczności. Gdy jednak dochodzi do wniosku, że mogą one być prawdziwe zmienia swoje postrzeganie samego siebie – zmienia się jego świadomość, a więc zyskuje też on nową tożsamość (zysk ten jest równoznaczny w utratą starej tożsamości). Faktyczna prawdziwość lub też sztuczność tych wspomnień stanowi z pewnością istotny element dla przebiegu fabuły, ale ponieważ skupiam się na rozważaniu przeżyć wewnętrznych bohatera, to uważam, że ostatecznie istotne jest tylko to, co myśli oficer K. Jego przekonania na temat siebie samego, jego świadomość samego siebie i jego własne samo-się-definiowanie, to te elementy, które czynią go tym, kim jest. Czy urodził się w cudownych okolicznościach, czy jedynie wierzy, że tak właśnie było – z perspektywy świadomości są to sprawy niemal tożsame.
Drugim wątkiem, któremu warto się przyjrzeć jest kwestia tożsamości Joi. Jest ona przede wszystkim produktem. Jej przeznaczenie zdaje się bardzo istotne, gdyż jednym z wyznaczników wartości egzystencjalnej człowieka może być jego wolność, która spełnia się w poglądzie, że samo jego bycie poprzedza cel, dla którego zaistniał. Inaczej mówiąc: przywilejem istoty zrodzonej jest to, że zaistniała ona z czystej chęci, aby była, a nie z potrzeby spełnienia nadanej jej funkcji.
Choć jest to zapewne zrozumiałe, to mimo wszystko warto może uściślić, że rozważając tutaj wątek Joi mam na myśli tę Joi, która była dla oficera K życiową partnerką i przyjaciółką, a nie całą markę holograficznych kobiet. Jest to o tyle istotne, że odsłania pierwszą słabość rozpatrywania Joi jako tożsamego bytu – nie jest ona właściwie nawet bytem. Jest ona jedną z wielu kopii czegoś, co nie ma materialnej esencji. Podczas gdy replikanci posiadali wszczepione wspomnienia, które mimo braku autentyzmu czyniły ich indywiduami, to Joi – ta konkretna i zarazem każda inna – jest właściwie powieloną abstrakcją, kopią samej siebie – kopią bez oryginału, co dodatkowo rozmywa granice jej jestestwa.
Problem stanowi też jej ciało, a raczej jego brak. Można by zacząć od tego, że jest ona przywiązana do maszyny lub urządzenia, które ją wyświetla – jeśli nie jest wyświetlana, właściwie jej nie ma, znika. Jednak, można na to spojrzeć z drugiej strony: i ludzie uzależnieni są od pewnych, być może nie maszyn, ale mechanizmów, jak np. bicie serca, krążenie krwi, spożywanie posiłków, sen (nazywany często ładowaniem baterii) itd. Zatem kłopot z cielesnością Joi polega na czymś innym i znacznie trudniejszym, niż tylko zależność od czegoś. O tym urządzeniu, za pomocą którego pojawia się ona w formie widzialnego holo-bytu, można pomyśleć, jak o części jej ciała, bez której nie może ona istnieć, tak jak człowiek np. bez serca.
Jej niecielesność wiąże się więc jeszcze z czymś – z brakiem haptycznych doświadczeń, a te są istotną częścią doznań jednostkowej egzystencji danego bytu. Gdy bohaterka wychodzi po raz pierwszy na dwór i odczuwa, jak krople deszczu spadają na jej dłoń i moczą włosy, widać jak niesamowite jest to dla niej przeżycie. Podobnie w czasie zbliżenia z oficerem K, gdy Joi wciela się w inną kobietę (aby w ogóle móc się cieleśnie zbliżyć do ukochanego) jej mimika daje wyraz temu, że bycie choć przez chwilę istotą ucieleśnioną jest dla niej głębokim przeżyciem egzystencjalnym.
Zdaje się, że wątek tej miłości pomiędzy „skorupą” a hologramem jest jednym z tych najbardziej tragicznych i jednocześnie najtrudniejszych do rozważenia, w ramach potencjalnej naukowości gatunku science-fiction. Od początku do końca wydaje się, że nie da się w pełni zaufać uczuciom któregokolwiek z nich. Joi jest cyfrowa i miłość do oficera K nie wynika przecież z wyboru, ale z tego, że została tak zaprogramowana, aby go kochać. Nawet on sam nie do końca zdaje się wierzyć w to, że jest między nimi coś prawdziwego – jakieś uczucie, którego jako nie-ludzie nie mogą właściwie odczuć. Gdy dziewczyna wyznaje mu miłość, on odpowiada, że nie musi tak mówić – co odnosi się właśnie do jej produkcyjnego przeznaczenia.
Użyteczność (temat zresztą poruszany przez filozofów egzystencjalizmu) jest tym, co zostaje w filmie przedstawione jako wielkie zagrożenie dla podmiotowości – ze wzajemnością, bo również podmiotowość jest uznana za zagrożenie dla użyteczności, czego najlepszym dowodem są testy (baseline tests), którym poddani zostają replikanci. Podobnie, jako przestrzeń skrajnego utylitaryzmu, przedstawiony zostaje sierociniec – jest to miejsce, w którym dzieci uczą się pracować, bo – jak mówi jeden z bohaterów filmu – tylko praca sprawi, że ktoś zechce je przygarnąć i mieć.
Dlaczego więc przytaczam tu przykład Joi, postaci, która już z założenia pozbawiona została podmiotowości w zamian za nadane jej przeznaczenie? Sądzę bowiem, że nie sytuacja, w jakiej się znajdujemy jest tym, co może decydować o naszej tożsamości. Owszem, nie da się zaprzeczyć temu, że Joi jest hologramem stworzonym dla przyjemności jej właściciela, ale nie oznacza to, że w obliczu takich warunków swojego bytowania nie może ona być świadoma tego, że jest albo jak w związku z tym sytuuje się jej jestestwo.
Józef Bremer swoją książkę Jak to jest być świadomym rozpoczyna dwoma krótkimi tekstami: Jak to jest być piskorzem? i Jak to jest być nietoperzem?. Pierwszy z tekstów jest przytoczeniem rozmowy między chińskimi filozofami, spierającymi się o to, jak to jest być rybą, która pływa w wodzie i o to, czy w ogóle można próbować rozważać, że ma się pojęcie o tym jak to jest nią być. Drugi tekst pyta nietoperza – jak to jest być nietoperzem? Być może podobne pytanie należałoby zadać Joi – jak to jest być hologramem? Jak to jest być produktem?
Jak to jest być tym, czym ona jest? Uznać z pewnością należy, że doświadczenie bycia (świadomość jestestwa) Joi znacznie różni się od doświadczania ludzkiej egzystencji, ale nie sądzę by prawidłowe było odbieranie jej tego, że w ogóle czegoś doświadcza. Skoro natomiast doświadcza, to logiczne wydaje się, że budzi to jakiś stosunek myślowy wobec stanów, których doznaje. Wniosek ten potwierdza psychologia poznawcza Allena Newella, według której umysł jest systemem, zdolnym reagować na dane czynniki środowiska, w ramach którego funkcjonuje – i to właśnie dzieje się w przypadku Joi. Nie ma ona duszy, co zostało stwierdzone już we wstępie, ale jej wątek w filmie Denisa Villeneuve’a zdaje się obrazować zwrot ku posthumanistycznym poglądom. Te natomiast pozwalają rozważyć działania Joi w kategoriach, które z reguły przysługują jedynie ludzkim bohaterom (np. analiza uczuć, świadomości, tożsamości).
W jednej ze scen filmu Joi przygląda się, jak oficer K przeszukuje bazę danych w poszukiwaniu kodu genetycznego owego cudownego dziecka. Dziewczyna czyta kolejne litery kodów genetycznych, z których układa się ludzka indywidualność, a potem stwierdza, że od tych liter woli zera i jedynki. Oficer K przyznaje jej rację, mówiąc, że zera i jedynki są znacznie bardziej eleganckie. Jest to jedna z wielu scen, które świadczą o tym, że oboje zdają sobie w pełni sprawę z tego kim są (z tego, że nie są ludźmi) i co ogranicza ich egzystowanie, czemu są poddani, po co są i co się z tym wszystkim wiąże. Ta świadomość, która sprawia, że czują się inni, zdaje się być kluczowa dla moich rozważań. To właśnie dzięki porównaniu (które dokonuje się samoistnie – żyjemy naśladując i porównując jedno do drugiego, siebie do innego itd.) muszą oni zadawać sobie pytania o to kim są. Człowiek ma do dyspozycji filozofię, posuwającą się do przodu psychologię i neurologię, a Joi oraz oficer K stają przed lustrem świadomi faktu, że nie są człowiekiem – nie mają teorii, które pomogłyby im się samookreślić. Pytają więc samych siebie – i nam, widzom, to pytanie również zdaje się być zadawane – co to znaczy być człowiekiem i kim można być poza byciem istotą ludzką? Zagubienie postaci wynika z tego, że uznanie tożsamości bytów im podobnych wciąż się jeszcze formułuje i jest przez ludzi czynnie blokowane w obawie przed potęgą sztucznej inteligencji.
Ostatnią postacią, której chciałabym na koniec krótko się przyjrzeć jest porucznik Joshi. Kobieta jest człowiekiem, co w społecznej hierarchii sytuuje ją wyżej (ponad replikantami i produktami, takimi jak Joi). Dla mnie jednak, w obliczu moich rozważań, szczególnie interesujące są dwie konkretne sceny z jej udziałem. Pierwsza, w której pyta oficera K o to, po co mu dusza i przyznaje, że świetnie sobie radzi i bez niej. W tym miejscu zaznacza się wyraźnie jej stosunek, do człowieczeństwa, którym jest obdarzona. W drugiej interesującej mnie scenie, również w rozmowie z oficerem K, kobieta prosi go o opowiedzenie jakiegoś wspomnienia z dzieciństwa. On odpowiada, że nie miał dzieciństwa, więc wspomnienia nic nie znaczą – gdyż są wszczepione, a nie autentyczne. Joshi jednak nalega – co wydaje się dziwne. Dlaczego człowiek, który stworzył replikantów i ma świadomość sztuczności ich bycia i nieautentyczności ich wspomnień, potrafi traktować owe wspomnienia bardziej ludzko, niż replikant – również świadomy wspomnianej sztuczności – traktuje samego siebie?
Obie te sceny zwróciły moją uwagę ze względu na obraz metafizycznej kondycji przedstawionego w filmie człowieka, dla którego bez znaczenia jest autentyczność – wspomnienie jest wspomnieniem, tak czy inaczej wartym opowiedzenia. Podobnie w przypadku duszy. To człowiek ją posiada, ale najmniej zdaje się jej pragnąć i o nią dbać. Przedstawieni w filmie ludzie są istotami mniej czułymi niż sztuczna inteligencja. Nie posiadają oni rozbudowanych wątków uczuciowych ani pogłębionej psychologizacji postaci. Jedynym, który wymyka się takiemu zobrazowaniu jest bohater z pierwszej części filmu – Rick Deckard – ale, o czym już wspominałam, jego pochodzenie nie jest w pełni jasne; istnieje duże prawdopodobieństwo, że jest jednym z replikantów, którzy po prostu nie wiedzą o tym, że nie są ludźmi. Zatem najbardziej czuły i etyczny z pokazanych w filmie ludzi, może okazać się bytem nieludzkim – co w rezultacie jedynie wzmacnia ukazany w tekście posthumanistyczny wydźwięk Blade Runnera 2049.
Posthumanistyczne spojrzenie na film Denisa Villeneuve’a pozwala nabrać szerszej perspektywy myślenia, która zdaje się od nowa pytać: co czyni nas ludźmi? W jaki sposób inne otaczające nas stworzenia mogą być ludzkie, mimo tego, że nie są jak my? W kulturze zakorzeniła się metafora oka, jako przedsionka duszy. Blade Runner 2049, podobnie jak pierwsza część serii, przykłada dużą wagę do symbolikii oka i czyni z tej części ciała przestrzeń, w której najsilniej wyraża się indywidualizm danego bytu, danej postaci4. Przykładając taką uwagę właśnie do tej części ciała, twórcy zdają się sugerować, że choć nie dusza, to jednak jakaś metafizyka kryje się tam, w środku tych nie-ludzkich bytów. Żaden z replikantów nie ma bowiem duszy, ale skoro posiadają oni jej przedsionek – oko – to zdaje się, że twórcy filmu sugerują: jeśli jest przedsionek metafizyki, to musi również być coś za nim – coś dalej, coś głębiej.
Maria Miś
Bibliografia:
- Bostrom, N. (2014) Superinteligencja. Scenariusze, strategie, zagrożenia. Tłum. Dorota Konowrocka-Sawa, Oxford University Press.
- Bremer, J. (2005) Jak to jest być świadomym, Warszawa, Wydawnictwo IFiS PAN. 3. Denett, D. C. Świadomość, Copernicus Center Press.
- Skorupka, A. Ogólna Sztuczna Inteligencja z filozoficznego punktu widzenia. Tygodnik spraw obywatelskich. R. 2022, nr 138/ (34) 2022.