Apocalypto (2006)

„Wielką cywilizację można pokonać od zewnątrz,
dopiero, gdy ulega rozkładowi od wewnątrz.”
/Will Durant/
Owiana niemalże mitologiczną tajemniczością wspaniała cywilizacja Majów kwitła setki lat temu na kontynencie amerykańskim. Do dziś ich wysoki rozwój kulturalny i ekonomiczny wzbudza wśród współczesnych uczonych niemały zachwyt. Gigantyczne miasta, okraszone niesamowitymi piramidami, wysoce rozwinięta nauka, gospodarka i handel pozwoliły Majom przez tysiąclecia żyć na najwyższym poziomie społecznym. Początki formowania się tej cywilizacji datuje się na rok 2600 p.n.e., jednak największych jej rozkwit przypada na lata 300 p.n.e. – 600 n.e. Okres ten, nazwany przez współczesnych historyków klasycznym, pozwolił tamtejszym mieszkańcom rozwinąć piśmiennictwo, wiele dziedzin nauki (głównie takie przedmioty jak matematyka, astronomia, architektura), rolnictwo (na wielką skalę uprawiano kukurydzę, kabaczki, fasolę, bawełnę, kakao i owoce tropikalne), sztukę (którą wykorzystywano głównie w rzemiośle i budownictwie), a także stworzyć pierwszy kamienny kalendarz słoneczny. Niestety obok całej swojej świetności i zaawansowania cywilizacyjnego nie były im też obce brutalne rytuały, które przejmowali od innych kultur, a także dzikie ataki na inne żyjące w ich sąsiedztwie plemiona. Oczywiście w porównaniu z chociażby Aztekami, Majowie byli do innych nastawieni dość pokojowo, jednak pod koniec swojej świetności polityka wojen i rytualnych mordów znacznie przybrała na sile. Początek okresu rozpoczynającego prawdziwy cywilizacyjny chaos przypada na lata 750 n.e. – 850 n.e. Liczne wojny, które wybuchały w tym czasie, przyczyniały się do szerzenia fal głodu i chorób. Walki pomiędzy poszczególnymi państewkami Majów o przejęcie całkowitej władzy trwały nieustannie przez ponad 500 lat. Tak długa i wyniszczająca batalia spowodowała upadek większości wielkich metropolii. Pogrążona w wewnętrznych konfliktach, przetrzebiona klęskami suszy i nieurodzaju cywilizacja znacznie straciła na swojej świetności. Jednak wciąż pozostawała na tyle potężna, aby dominować na kontynencie. Ale i to kiedyś musiało się skończyć i faktycznie tak też się stało… W 1517 r. n.e. na Jukatan przybyli Hiszpanie, którzy oprócz chrystianizacji przywieźli ze sobą nieznane dotąd choroby, a te przyczyniły się do wymarcia 90% całej populacji Majów. W tym też to roku rozpoczyna się akcja dzieła Mela Gibsona…
Jeden z wojowników plemienia zamieszkującego południowoamerykańskie lasy, Łapa Jaguara, wraz ze swoją rodziną żył spokojnie w maleńkiej wiosce. Pewnego dnia niespodziewanie osadę ich napadają nieznani przybysze. Nie okazując nikomu litości, mordują większą część tamtejszych mieszkańców, a pozostałych biorą w niewolę. Korzystając z bitewnego chaosu, Łapa Jaguara zdążył jeszcze ukryć ciężarną żonę i syna w głębokiej skalnej grocie, sam niestety został pochwycony. Wraz z ocalałymi współplemieńcami przeprowadzono go do nieznanego miasta, gdzie na szczycie ogromnej piramidy kapłan miał złożyć ich serca w ofierze bogom. Szczęśliwy zbieg okoliczności sprawił, iż rytualny obrzęd skończył się tuż przed jego egzekucją. Nie oznaczało to jednak końca kłopotów. Niewolnicy, którzy wraz z nim nie zostali zabici, byli przeznaczeni do innej rozrywki, tak zwanego „biegu o życie”. Wykazując się niemałym sprytem i wspaniałą formą fizyczną, Łapie Jaguara udaje się zbiec do pobliskiej dżungli po drodze zabijając syna największego wojownika. To wzbudziło ogromny gniew oprawców, którzy momentalnie ruszyli w pogoń za zbiegiem. Czy jednak uda się im dogonić człowieka zdeterminowanego powrotem do rodziny, potrzebującej jego pomocy? Tego już dowiedzcie się sami.
Długo oczekiwany film Mela Gibsona, na ekranach światowych kin pojawił się początkiem grudnia 2006 roku i podobnie jak w przypadku jego wcześniejszych dzieł, z miejsca zrobiło się o nim głośno. Po niesamowitym sukcesie „Pasji”, świat z niecierpliwością oczekiwał na kolejny wielki spektakl tego znakomitego artysty. Jak się okazało, czekać było warto… Gibson do tej pory na swoim koncie miał cztery obrazy kinowe, ale każdy z nich charakteryzuje się czymś wyjątkowym i na długo zapada w pamięci widzów. Pod względem dbałości o szczegóły i styl wizualny, „Apocalypto” jest filmem najbardziej dopracowanym. Podobnie jak było w przypadku „Pasji”, reżyser znów porwał się na karkołomne przedsięwzięcie i nakręcił swój projekt w martwym już języku Yucatec. To oczywiście przełożyło się na niesamowity realizm opowiadanej historii. Nie mamy tu do czynienia z kolejnym obrazem pokroju „Troi”, czy „Aleksandra”, gdzie bohaterowie żyjący przed wieloma wiekami na ziemiach greckich językiem angielskim władają lepiej niż współcześni Amerykanie. Może jest to niewielki szczegół i nie każdy przykłada do tego jakąkolwiek uwagę, ale ja akurat do takich niuansów odnoszę się bardzo entuzjastycznie. „Wskrzeszenie” języka Yucatec to nie jedyny świetny zabieg Gibsona. Zatrudniając do współpracy najwybitniejszych współczesnych znawców kultury Majów, udało się również w znakomity sposób „przywrócić do życia” ich wspaniałą cywilizację. Cały rozmach tego przedsięwzięcia możemy zobaczyć mniej więcej w połowie seansu. Reżyser nie wykłada na sam początek swoich najlepszych kart, przez co w miarę rozwoju akcji, widzowie w coraz większym stopniu pochłaniani są opowiadaną historią. Wszystko uzupełnia świetnie opracowany scenariusz, który wspólnie napisali Farhad Safinia i Mel Gibson. Choć jak wspominałem wcześniej, prawdziwą panoramę niesamowitych miast i rytuałów Majów poznajemy w połowie filmu, to główny problem i sens historii mamy przedstawiony na samym początku. Kluczowym elementem scenariusza staje się czas, a dokładnie wyścig z nim. Tak naprawdę to jest największy przeciwnik głównego bohatera. Jego żona zostaje uratowana z rąk oprawców, ale jej życie wcale nie jest bezpieczne. Umieszczona z synem w skalnej jamie, bez jedzenia i picia długo tam nie wytrzyma, tym bardziej, że jest w ósmym miesiącu ciąży. Na domiar złego to, co na początku okazało się dla niej schronieniem, w momencie rozpoczęcia się tropikalnej burzy staje się śmiertelnie niebezpieczną pułapką. Wypełniająca otwór w ziemi woda, zwiastuje niechybny koniec kobiety i dziecka chyba, że jej mąż przyjdzie im z pomocą. Tylko jak, skoro ten został schwytany do niewoli? Dlaczego to właśnie „czas” stał się główną osią napędową fabuły w „Apocalypto”? Wydaje mi się, że jest to dyskretny ukłon reżysera w stronę kultury Majów, która w okresie swojej największej świetności w szczególny sposób skupiała się na pojęciu tego zjawiska. Jak zauważył dr Richard Hansen, jeden z największych współczesnych badaczy tej upadłej cywilizacji: „Cykle czasu odcisnęły głębokie piętno i mocno wplotły się w ich ideologię, kosmologię i zachowanie. Cykle życia i cykle czasu stały się schematem przestrzeganym w świecie natury i świecie duchowym”. Jak sami widzicie, czas w opowieści Gibsona staje się jednym z głównych bohaterów. Choć niewidzialny, to odczuwalny i niezwykle istotny dla samej wymowy i uchwycenia głównego przekazu jego dzieła. Współgrający z cyklami życia niewidzialny bohater obnaża ich prawdziwe oblicze, w bezpardonowy sposób ukazując tragedię umierania i cud narodzin. Przekraczając granicę abstrakcji, artysta zestawia obok siebie sceny przepełnione okrucieństwem, napełniające nasze serca beznadziejnością ludzkiego losu, ze scenami pełnymi melancholijnego wydźwięku niosącego do naszej podświadomości nadzieję na lepsze życie. Idea narodzin i śmierci od setek lat idzie ze sobą w parze i czy nam się to podoba, czy nie, jest nierozłączna. Wspaniałe chwile w naszym życiu wcześniej czy później dobiegają końca. Przychodzi czas na zmiany, nie zawsze lepsze, które musimy zaakceptować. Jak się okazuje, nie tylko czas i chwile stają się ulotne. Mel Gibson pokazuje, że koniec mają też wielkie cywilizacje, które w chwili największego rozkwitu nigdy nie podejrzewały swojej zagłady. Przypowieść, którą słyszymy z ust sędziwego starca, przyprawia widza o gęsią skórkę. Ja przytoczę tylko jej końcowy fragment. „I gdy człowiek posiadał od zwierząt wszelkie podarunki, odszedł. Wtedy sowa powiedziała do reszty zwierząt: „Teraz człowiek wie, jak robić wiele rzeczy i dlatego nachodzi mnie pewna obawa.” Jeleń powiedział: „Człowiek posiada wszystko, czego potrzebuje. Teraz jego smutek minie.” Ale sowa odpowiedziała: „Nie. Widziałam otchłań w człowieku głęboką jak głód, którego nigdy nie zaspokoi, to ona sprawia, że jest smutny, także sprawia, że nieustannie pragnie więcej. W końcu dalej ruszy zabierać, aż pewnego dnia Świat powie”: „Przestaję istnieć, ponieważ nie mam już nic do oddania…”. Wiecie, co naprawdę doprowadziło do upadku cywilizację Majów? Nieustanny rozwój ich kultury! To on pociągał za sobą pojawienie się kilku ważnych czynników, które choć pojedynczo zupełnie nie były widoczne, wszystkie razem posiadały kolosalne znaczenie. Klasy rządzące w coraz większym stopniu zaczęły nadużywać władzy, co doprowadziło do wybuchu serii konfliktów. Walka oczywiście toczyła się o władzę i kontrolę nad bogactwami naturalnymi i materialnym. Rozpoczęło się manipulowanie społeczeństwem przy użyciu zastraszenia i terroru. Z czasem pojawiły się kolejne problemy, których na tamtych terenach (cały kontynent porośnięty był gęstymi lasami tropikalnymi) nikt nigdy by się nie spodziewał. Tereny zamieszkiwane przez plemiona Majów zostały do tego stopnia wylesione, że w krótkim czasie całkowicie zmienił się tam klimat. Doszło do tego poprzez procesy wypalania wapiennych tynków wykorzystywanych do wznoszenia olbrzymich miast. Dr Hansen twierdzi, że „około 5 ton świeżego drewna było potrzebne do wytworzenia 1 tony niegaszonego wapna. Jeżeli jedna piramida w El Mirador wymagała poświęcenia 1.600 akrów drzew, to ile akrów było potrzebne na całe miasto?!” Tak ogromna dewastacja naturalnego środowiska spowodowała ocieplenie klimatu, co automatycznie pociągnęło za sobą wieloletnie okresy suszy. Susza oczywiście przełożyła się na gigantyczne fale głodu dziesiątkujące tamtejszą ludność. Masowe wymieranie ludzi uruchomiło kolejną lawinę nieszczęść, czyli epidemie. Te wszystkie czynniki w końcu sprawiły, że mieszkańcy, głównie ci z niższych klas społecznych, w niedługim odstępie czasowym podrywali się do buntów, które ostatecznie doprowadziły do całkowitego upadku tak wielkiej i wspaniałej cywilizacji… Niech mnie grom z jasnego nieba, jeśli we współczesnym świecie nie obserwujemy identycznego schematu. Jak widać, tysiące lat ewolucji nie nauczyły nas niczego. Zapatrzony w samego siebie człowiek, już dawno zapomniał o środowisku, które nieustannie okaleczane dzień w dzień umiera na naszych oczach. Chyba nie muszę nikomu mówić, czym będą ludzie bez natury… Czyżby obraz „Apocalypto” był zwiastunem nadchodzącej apokalipsy? Czy nasz czas dobiega końca? Czy próżność „cywilizowanego” człowieka po raz kolejny okaże się kluczem do upadku? Odpowiedzi na powyższe pytania poszukajcie sami. Oddajcie się zadumie nad tym, co dzieje się ze współczesnym światem i ludźmi. Dodatkowym bodźcem w rozmyślaniach niech będzie dla was fakt, że Majowie przewidzieli z nieprawdopodobną precyzją własny koniec. Kilkaset lat wcześniej tamtejsi uczeni określili w swoim kalendarzu okres, po którym nastąpić miał i faktycznie nastąpił rozpad i destrukcja. Czy wiecie, że ich kalendarz kończy się 22 grudnia 2012 roku? Według przepowiedni, świat miała spustoszyć seria potężnych trzęsień ziemi…
Czy są to tylko czcze przesądy, czy powolny spacer ku zagładzie? Nad tym musi się zastanowić każdy z osobna. Nie sugerujcie się jednak moją recenzją, po prostu zobaczcie „Apocalypto”. Jest to film dla każdego człowieka, który poszukuje drogi przez życie. Jest to obraz o upadku, ale nie zabrakło w nim miejsca na nadzieje. Mel Gibson stara się nam powiedzieć, że jeszcze nie wszystko stracone, wciąż możemy coś zmienić. Jeżeli po raz kolejny popełnimy błędy mitycznych mieszkańców Atlantydy, wspaniałych Egipcjan, Rzymian i Greków, a także przedstawionych w filmie Majów nie mamy szans na przetrwanie. Jeżeli jednak przejrzymy na oczy, to być może tak jak i Łapie Jaguara starczy nam jeszcze czasu na ocalenie. Wciąż mamy taką szansę. Obiecuję wam przy tym, że podczas seansu zastanowicie się nad sensem naszego życia, nie popadając w nudę. Od strony technicznej dzieło to jest wykonane idealnie. Znakomite zdjęcia, genialna muzyka, doskonały montaż. Nie można zarzuć też niczego aktorom. Choć zupełnie nieznani (z małymi wyjątkami), to naprawdę dali z siebie wszystko. Zarzuty? Jeden i to niewielki, naginanie rzeczywistości, czyli nieopuszczający głównego bohatera fart i miejscami przewidywalna fabuła. Ale to naprawdę mało znaczące szczegóły, które zostają całkowicie przyćmione kapitalną, szybką akcją. Film świetny, dopracowany w najdrobniejszym szczególe, trzymający w napięciu i niezwykle brutalny. „Apocalypto” to wszystko, co najlepsze, to po prostu Mel Gibson!
Ocena: 9/10
Tytuł oryginalny: Apocalypto
Reżyseria: Mel Gibson
Scenariusz: Farhad Safinia, Mel Gibson
Zdjęcia: Dean Semler
Muzyka: James Horner
Produkcja: USA
Gatunek: Dramat/Przygodowy
Data premiery (Świat): 08.12.2006
Data premiery (Polska): 29.12.2006
Czas trwania: 139 minut
Obsada: Rudy Youngblood, Dalia Hernandez, Jonathan Brewer, Carlos Emilio Baez, Israel Contreras