Faceci w czerni / Men in Black (1997)

UFO to nie mit. To ukrywana przez światowe rządy prawda, której nie mogą poznać zwykli śmiertelnicy. Jak wszechświat szeroki, tak wiele obcych ras rozwinęło znacznie bardziej cywilizację, niż my ludzie. I to jest fakt. Faktem też jest, że kosmici nie są źli. To nie tak, że chcą nas tylko zniszczyć i podbić naszą planetę. Tak naprawdę jest bardzo mało agresywnych obcych, ale jak i na Ziemi, zawsze znajdzie się jakaś czarna owca, robiąca wszechobecny bałagan. Wówczas pojawiają się oni – Faceci w Czerni (MIB) – i sprzątają cały powstały wówczas bajzel. Jesteście ciekawi ich historii? Zapraszam do lektury…
K (Tommy Lee Jones) to weteran w służbach MIB. Niestety praca w tej organizacji już dawno go zmęczyła, a i lat przybyło. Musiał więc znaleźć godnego następcę. Nie może być to jednak byle kto. Ten ktoś musi wykazać się sprytem, sprawnością fizyczną, inteligencją i uporem godnym największych twardzieli, a takich jak wiadomo, nie ma zbyt wielu. Niemniej jednak pewien pościg za zbiegłym kosmitą, zwraca jego uwagę na młodego policjanta Jamesa Darrela Edwardsa III (Will Smith). Widząc jego nieprzeciętność, a także kierując się już dawno ukształtowaną intuicją, K postanawia dać mu szansę w agencji MIB. Jak się okazało wybór był trafny, a w kontekście problemów z pewnym Robakiem (Vincent D’Onofrio) chcącym ukraść całą galaktykę, wręcz doskonały. W momencie, gdy J założy ostatni garnitur w swoim życiu, akcja pościgowa przybierze naprawdę widowiskowy rozmiar. Stawka jest niezwykle wysoka, ale K i J nie zważając na niebezpieczeństwo, dzielnie stają do walki w imię dobra ludzkości…
Za sukcesem kultowych już w tej chwili „Facetów w czerni” stoi Barry Sonnenfeld. Twórca ten światowy rozgłos zdobył inną familijną produkcją „Rodzina Addamsów”. To właśnie jego debiut pozwolił mu zaistnieć w Hollywood i do tej pory znajduje się on w czołówce reżyserów zajmującej się wysokobudżetowym kinem rozrywkowym. Scenariusz autorstwa Eda Solomona powstał na bazie komiksu Lowella Cunninghama, który pierwszy raz światło dzienne ujrzał w 1990 roku. Tytuł ten wydawany pod skrzydłami wydawnictwa Aircel Comics, szybko zdobył światowy rozgłos. Następnie prawa do tej serii zakupiło Malibu Comics, a już od nich odkupił go światowy gigant Marvel Comics. Sukcesy kolejnych komiksów z serii w końcu zwróciły uwagę największych hollywoodzkich wytwórni, które szukały czegoś świeżego, czegoś, czego widzowie jeszcze nie widzieli na dużym ekranie. Wreszcie prawa od twórców „MIB” wykupiły Sony i Columbia Picture i to właśnie pod ich banderą powstał ten film. Jednak zanim do tego doszło na drodze twórców stanęło wiele problemów…
Choć na początku sam pomysł realizacji tego projektu w formie takiej, jaką ostatecznie zobaczyliśmy na ekranie, nie do końca spodobał się szefom Sony i Columbii postanowiono dać szansę reżyserowi i ruszono ze zdjęciami testowymi. Krótki materiał przygotowany przez Sonnenfelda okazał się na tyle interesujący, iż ostatecznie zgodzono się dać mu na niego fundusze. Na początku było to „tylko” $50 mln, ale wraz z rozwojem prac na planie jego koszty wzrosły aż go $90 mln. Czy „Faceci w czerni” faktycznie warci są tych milionów? Myślę, że tyle lat po premierze każdy szanujący się kinoman już poznał klasę tego obrazu i zna odpowiedź na to pytanie. Okrzyknięty jednym z największych hitów lat 90-tych minionego stulecia film, dziś uważany jest już za kultowy. Złożyło się na to wiele czynników, a także szczęścia i przypadku. Początkowo w roli K widzowie mieli zobaczyć Clinta Eastwooda, zaś agenta J miał zagrać ktoś z dwójki – Chris O’Donnell, David Schwimmer. Mało tego, w czarny charakter tej produkcji wcielić się miał John Turturro, który jednak z braku czasu też musiał odmówić występu. Widzimy więc, że z pierwszych planów nic nie wyszło, jednak czy nie stało się lepiej, że na ekranie zobaczyliśmy kolejno Tommy’ego Lee Jonesa, Willa Smith i Vincenta D’Onofrio? Wydaje mi się, że tak, bo przecież każdy z ww. aktorów stanął na wysokości zadania, nadając tytułowym „Facetom w czerni” niezapomnianej formy. Forma ta przełożyła się na szereg nagród wśród, których z pewnością wyróżnia się Oscar za najlepszą charakteryzację (Robak Edgar – Vincent D’Onofrio) oraz trzy Saturny za najlepszy film sci-fi w 1998 roku, najlepszą muzykę filmową (Danny Elfman) i najlepszą rolę drugoplanową (Vincent D’Onofrio). Zresztą o klasie tej produkcji mówi też dochód, który ostatecznie zamknął się na kwocie… $590 mln!
Sam film z pewnością wieloma wadami nas „nie uraczy” i od momentu, gdy widz przywyknie do tego, że tym razem kosmici zostali ukazani w krzywym zwierciadle, seans już do samego końca upłynie mu w doskonałym nastroju. Bo i dlaczego miałoby być inaczej, gdy na ekranie cały czas coś się dzieje. Akcja goni akcję, humor kipi niczym rozgrzany do wrzenia gejzer, a dopracowane do perfekcji efekty specjalne, wbijają nas w fotel. Czego od dobrego filmu można chcieć więcej? Myślę, że niczego, dlatego uważam, że „Faceci w czerni”, pomimo upływu kolejnych lat, wcale się nie postarzeli i wciąż przyciągają przed ekrany rzesze wiernych fanów…
Jak już wspomniałem, obraz Barry’ego Sonnenfelda dziś już uważany jest za kultowy i dziwić temu się nie można. Poziom rozrywki, jakim częstuje nas twórca wystarczy, aby wiele razy po pierwszej projekcji wracać do tego tytułu. Znakomite kreacje aktorski, ponadczasowe efekty specjalne, świetna muzyka (kto z nas swego czasu nie nucił kawałka Willa Smitha – „Men in Black”?), ciekawy scenariusz i wiele nowatorskich rozwiązań sprawia, że „Faceci w czerni” wciąż są kochani. Potwierdzeniem moich słów niech będzie przyjęcie przez widzów już trzeciej odsłony tej serii, która w ciągu pierwszy czterech dni emisji kinowych zarobiła na świecie ponad $200 mln. Zachęcam więc do zapoznania się lub, co pewniejsze, przypomnienia sobie ich historii, szczególnie jeśli ktoś wybiera się do Multipleksu na „MIB 3”. Z pewnością nikt tego nie pożałuje…
Ocena: 8/10
Produkcja: USA
Gatunek: Komedia, Sci-Fi
Data premiery: 3 października 1997 (Polska), 1 lipca 1997 (świat)
Reżyseria: Barry Sonnenfeld
Scenariusz: Ed Solomon
Zdjęcia: Donald Peterman
Muzyka: Danny Elfman
Od lat: 15
Czas trwania: 98
Obsada:
Tommy Lee Jones – Kay
Will Smith – Jay
Linda Fiorentino – Laurel
Vincent D’Onofrio – Edgar
Rip Torn – Zed
Tony Shalhoub – Jeebs