Hellraiser V: Wrota piekieł / Hellraiser 5: Inferno (2000)

Cztery lata po klęsce „Dziedzictwa krwi”, Pinhead powrócił w kolejnym odcinku piekielnej sagi. Tym razem powrót ten nie był aż tak huczny, jak przy okazji wcześniejszych części, ale za to klasa, z jaką ponownie przekroczył wrota mrocznej krainy, zaskoczyła chyba wszystkich fanów tej historii. Po porażce wcześniejszej odsłony, swoją przygodę z nią definitywnie zakończył jej twórca Clive Barker. W pracy nad „Inferno” uczestniczyli więc zupełnie nowi twórcy, którzy od razu zapowiedzieli rewolucję w swoim dziele. Za kamerą stanął Scott Derrickson, twórca, który w 2005 roku zaskoczył wszystkich genialnym obrazem “Egzorcyzmy Emily Rose”. Kiedy Derrickson zasiadał na fotelu reżyserskim piątej części „Hellraisera” był całkowitym nowicjuszem. Za sobą miał tylko niewielki epizod w krótkometrażowym obrazie „Love in the Ruins”, ale to nie przeszkodziło mu w tym, aby stworzyć wspaniałe dzieło, które okazało się najlepszą ze wszystkich kontynuacji wysłanników piekła. Rzadko się zdarza, aby uczeń pobił mistrza, jednak ta niecodzienna sytuacja miała właśnie miejsce w piątej części „Hellraisera”…
Joe jest detektywem w średnim wieku. Specjalizował się w rozwiązywaniu zagadkowych morderstw popełnionych na tle różnych praktyk i wierzeń okultystycznych. W tym, co robi jest najlepszy, jednak jego metody pracy są dalekie od ideału. Ma on wspaniały dom, kochającą żonę i dziecko, jednak wcale tego nie umie uszanować. Zadaje się z prostytutkami, ma kontakty z gangsterami i handlarzami narkotyków, sam uzależniony jest od kokainy i innych prochów. Często też zdarza się mu „pożyczyć” jakieś przedmioty z miejsc zbrodni, do których zostaje wezwany. Pewnego razu dostaje nakaz rozwiązania pewnego tajemniczego i niezwykle okrutnego morderstwa. Na miejscu oprócz ludzkich szczątków znajduje też dziwnie wyglądającą kostkę i odcięty palec nienależący do zmasakrowanej ofiary. Po zbadaniu tego palca w policyjnym laboratorium, okazało się, że jego właścicielem jest najprawdopodobniej jedenastoletnie dziecko, które w momencie jego odcięcia jeszcze żyło. W zatwardziałym detektywie odzywa się sumienie i postanawia on uratować chłopca, jednak najpierw zamierza spędzić upojną noc z prostytutką… Po zaspokojeniu swoich żądzy zamyka się w hotelowej toalecie i tam przypadkowo otwiera tajemniczą kostkę. Chwilę później doświadcza przerażającej wizji. Od tego momentu jego życie zamienia się w piekło. Zaczynają pojawiać się kolejne ofiary – na domiar złego wszystkie znały osobiście detektywa. Kiedy jego partner zaczyna coś podejrzewać, Joe zaczyna go szantażować. Im bardziej ucieka się do nieetycznych metod pracy, tym gorsze rzeczy zaczynają dziać się wokół niego. Przy każdej następnej ofierze znajduje kolejne odcięte palce. Razem z uciekającym czasem niknie też nadzieja na uratowanie dziecka, a Inżynier, który najprawdopodobniej stoi za wszystkimi tymi zbrodniami, wydaje się osobą nieuchwytną. Czy Joe zdąży uratować chłopca? Kim jest Inżynier i czego chce od detektywa? Na wszystkie te pytania odpowiedź znajdziecie w piątej odsłonie „Hellraisera”.
Szczerze mówiąc „Hellraiser – Inferno” był pierwszą z części tej serii, jaką widziałem. Pamiętam, że zrobił on na mnie piorunujące wrażenie. Długo nie mogłem dojść do siebie po jego seansie. Wbrew pozorom ta część ze wszystkich dotąd opisanych jest najmniej brutalna i krwawa. W porównaniu z wcześniejszymi odsłonami w tym filmie krwi jest jak na lekarstwo, a sama budząca największą grozę postać Pinheada pojawia się na ekranie niespełna trzy minuty. Teraz pewnie zastanawiacie się, dlaczego jest ona aż tak przerażająca – wierzcie mi, powodów jest naprawdę sporo.
Po pierwsze klimat – jest on wykreowany tak wspaniale, że tylko pierwsza część może się z nim równać. Już na samym początku buduje go tajemniczość zrodzona wokół głównych postaci tego obrazu. Od pierwszych minut postać detektywa, w którego wcielił się Craig Sheffer, intryguje widza, który z jednej strony czuje do niego odrazę za to, jakim jest człowiekiem, a z drugiej strony zazdrości mu tak niesamowitej inteligencji. Drzemie w nim olbrzymi potencjał, który zabijany jest przez jego słabości do kobiet i narkotyków. Gdzieś podświadomie wiemy, że jeśli Joe by chciał, to mógłby być wspaniałym ojcem, mężem i detektywem, jednak ma zbyt słabą wolę, aby walczyć ze swoimi nałogami. Kreacja, jaką w tym filmie stworzył Craig Sheffer jest chyba jedną z najlepszych w jego karierze. Craig, co prawda zagrał w ogromnej ilości obrazów, ale raczej bardzo rzadko imponował widzom, tu jednak spisał się doskonale.
Drugą ważną sprawą tego obrazu jest panująca w nim atmosfera, którą między innymi stworzono dzięki perfekcyjnemu dobraniu miejsc kręcenia poszczególnych scen. Już pierwsze miejsce zbrodni, pomimo iż jest to zwykły dom, swoim wystrojem wewnętrznym bardziej przypomina jakąś tajemniczą świątynię. Od razu powiewa gotyckim stylem znanym między innymi ze wspaniałego filmu „Omen”. Oczywiście przepaść dzieląca oba te filmy jest ogromna, ale uważny widz wychwyci pewne podobieństwa. Zresztą nie tylko daje się tu wyczuć styl Richard Donnera – wśród innych światowej klasy reżyserów nie sposób też nie wymienić chociażby Stanleya Kubricka (niektóre ujęcia przypominają swoją wymową i charakterem te nakreślone w „Lśnieniu”, w szczególności, jeżeli chodzi o pojawianie się na ekranie Cenobitek), czy Davida Lyncha (tu głównie chodzi o samo prowadzanie śledztwa w sprawie tajemniczych morderstw, bardzo podobne jak to znane z „Miasteczka Twin Peaks”, które na pierwszy rzut oka są dość proste do rozwikłania, jednak im głębiej detektyw się w nich zagłębia, tym dziwniejsze rzeczy zaczynają się dziać). Oczywiście „Hellraiser: Inferno” nie jest zlepkiem innych klasyków kina grozy – nawiązując do nich chciałem się uciec do waszej wyobraźni, abyście osobiście mogli uświadomić sobie klasę tego dzieła.
Trzecim atutem tego obrazu jest jego udźwiękowienie. Po raz pierwszy któremuś z reżyserów tej serii udało się umiejętnie dobrać muzykę do ekranowych wydarzeń. Na pozór wydawać by się mogło, że jest ona mało znacząca i niewnosząca nic dobrego do całości. Jednak to właśnie jej znikomość tworzy odpowiedni nastrój u widza – nie rozprasza jego uwagi i nie irytuje, jak to było we wcześniejszych częściach.
Podsumowując ten obraz, zachęcam wszystkim miłośników nietuzinkowego kina grozy do jego obejrzenia. Jest to najlepiej zrealizowany sequel z tej serii „Hellraisera”. Jak już wspominałem była to pierwsza z części tej sagi, jaką widziałem. Po jej obejrzeniu naprawdę byłem w szoku i oceniałem ją 10/10. Teraz, kiedy widziałem już wszystkie części moja punktacja obniżyła się o jedno oczko, a to tylko dlatego, że tak mało w nim Pinheada – wtedy nie wiedziałem, że we wcześniejszych częściach to była kluczowa postać. Gdyby jego postać była drugim ważnym bohaterem tego filmu, to bez wahania postawiłbym maksymalną ilość punktów. Jednak po przestudiowaniu wszystkich części czułem się troszeczkę rozczarowany. Na pewno świetnym posunięciem twórców było całkowite zerwanie z wcześniejszą tematyką i stylem. Piątą odsłonę można traktować zupełnie oddzielnie, dlatego ktoś, kto nie widział wcześniejszych historii bez problemu zrozumie główne i nie urywam, świetne przesłanie tego filmu, idealnie przypieczętowane słowami: „Żyłem w świecie faktów, w rzeczywistości, którą rozumiałem. Wierzyłem, że byłem wyjątkowy. Byłem pewien, że znałem wszystkie odpowiedzi. Ale teraz stanąłem twarzą w twarz z prawdą, z tym, co zrobiłem otaczającym mnie ludziom i z tym, co zrobiłem sobie samemu. Zmierzyłem się z moimi własnymi demonami, a teraz jedno, co wiem na pewno, to, to, że będę z nimi żył wiecznie.” Te słowa pokazują jedną z największych prawd tego świata, które wyraźnie mówi, że jakie życie, taka śmierć. Jeżeli żyjemy tak, jakbyśmy byli sami, nie zważamy na inne osoby, nie liczymy się z ich uczuciami, to prędzej czy później nasze życie zamieni się w piekło. Kiedy słyszę zdanie – „To jest moje życie i będę z nim robił, co mi się podoba, nic wam do mnie i do moich osobistych wyborów” – z ledwością potrafię ustać na nogach. Jak płytko intelektualnym musi być człowiek uciekający się do tak idiotycznego stwierdzenia? Czy ktokolwiek zdaje sobie sprawę, że często świadomie niszcząc własne życie, niszczy też życie swoich bliskich? Mało kto wie, że przez swoje złe uczynki nie tylko na siebie, ale też na swoich przyjaciół i rodzinę sprowadza nieszczęście. Warto sobie uświadomić pewne rzeczy, zanim będzie za późno, a pierwszy krok w tym kierunku proponuję zrobić oglądając piątą odsłonę „Hellraisera”. Koniecznie sprawdźcie, czego nie robić, aby uniknąć piekła…
Ocena: 9/10
Reżyseria: Scott Derrickson
Scenariusz: Paul Harris Boardman, Scott Derrickson
Zdjęcia: Nathan Hope
Muzyka: Walter Werzowa
Produkcja: USA
Gatunek: Horror
Data premiery (świat): 3.10.2000
Data premiery (Polska):
Czas trwania: 98 minut
Obsada: Michael Shamus Wiles, Matt George, Lindsay Taylor, Noelle Evans, Nicholas Sadler, Doug Bradley, James Remar, Nicholas Turturro, Craig Sheffer