Obcy kontra Predator / Alien vs. Predator (2004)

Alien i Predator to bez wątpienia dwie ikony światowego kina sci-fi. Już od bardzo dawna królują one w rankingach popularności wśród fanów grozy i fantastyki. Przyzwyczajeni do świetnych filmów z tymi bohaterami, nikt z nas nie spodziewał się chyba, że obraz łączący oba te stwory mógłby być niewypałem. Wszędzie aż dudniło od informacji na temat tego filmu. Rozpoczęły się utarczki pomiędzy wielbicielami Aliena i Predatora, która z tych postaci wygra wojnę, zapowiadaną przez twórców projektu. Pierwszy entuzjazm opadł jednak po tym, jak w Internecie i prasie pojawiły się informacje, że za scenariusz i reżyserię tego filmu jest odpowiedzialny Paul W.S. Anderson. W tym momencie serca wszystkich fanów zadrżały. Ale nikt nie spodziewał się, że nawet ktoś taki jak pan Anderson może zniszczyć mity związane z tymi postaciami. Ostatni cios, który padł z ust producentów był jednak zabójczy. Chodzi tu oczywiście o informację związaną ze współczynnikiem brutalności, po której już nawet najwięksi „fanatycy” kina grozy nie liczyli na nic, oprócz komercyjnego kina familijnego. Niestety wszystkie obawy stały się faktem…
Akcja tego filmu koncentruje się na grupie naukowców wyruszających na ekspedycję badawczą po tym, jak satelita pewnego milionera namierzyła źródło ciepła pod lodami Antarktydy. Na czele ekipy staje sam właściciel korporacji, który ma nadzieję, że tym odkryciem przejdzie do historii. Już na miejscu cała grupa przekonuje się, że nie jest tam pierwsza. Wejście do wnętrza piramidy zostało już przez kogoś wydrążone. Jednak, kiedy wokół nie znaleźli żadnych ludzkich śladów, postanowili udać się na dół i zobaczyć, co kryje w sobie tajemnicza budowla. Po zejściu już nikt nie miał wątpliwości, że jest to zaginiona cząstka starożytnej kultury – czegoś takiego nikt jeszcze nie widział… Wszyscy zgodnie zdecydowali, aby dokładniej zlustrować wnętrze tej piramidy i nie tracąc czasu ruszyli naprzód. Jednak ich ciekawość i nieroztropność wpędza ich w sam środek odwiecznej wojny pomiędzy dwoma kosmicznymi rasami – Alienem i Predatorem. Pamiętajcie – „Nie ważne kto wygra, my przegramy”!
Najczarniejsze sny w końcu się spełniły. Ten obraz to policzek dla każdego miłośnika kina grozy. W tym komentarzu nie mogę się powstrzymać od użycia słowa KICZ! Wybrałem się do kina na pokaz przedpremierowy, bo pomimo tych wszystkich złych opinii na temat tego obrazu nie mogłem uwierzyć, że jest aż tak źle. I w sumie nie było tak źle – było fatalnie. Klęska na całej linii. Nie ma w nim nic, co mogłoby przykuć uwagę widza. Wszystkiego jest za mało (no może po za bzdurami i niespójnościami w fabule). Rozumiem, można zepsuć film, ale Anderson, powiedzmy to wprost, spartaczył go doskonale! Zniszczył to, co od bardzo dawna wyróżniało obrazy z Obcym i Predatorem, czyli klimat. W tym obrazie wcale go nie ma. Ścieżka dźwiękowa jest tragiczna, fabuła totalnie nieoryginalna i naciągnięta tak mocno, że po jej napisaniu Paul na pewno nabawił się przepukliny. Najbardziej jednak rzuciły mi się w oczy pewne nieścisłości ze starymi schematami kosmicznych stworów. W pierwszej części „Obcego” krew – kwas, przeżarła kilka poziomów statku, a tu Predator po zabiciu Aliena smaruje siebie i panią Alex jego zieloną posoką. We wszystkich częściach „Obcego” stwory te poruszały się majestatycznie, można by rzec, że z gracją i dość pomału (przynajmniej nie były szybsze od ludzi) – a w „AvP” biegają jak wściekłe T-Rexy z „Parku Jurajskiego”! Kolejna rzecz to to, że nagle Obcy zaczęli myśleć – tak, już nie są to bezwzględne stwory, skłonne tylko do zabijania. W tym filmie zaczynają one działać według pewnego planu w grupie, tak jakby ewoluowały. Natomiast jeżeli idzie o Predatora to w produkcji pana Andersona wygląda jak po liftingu albo operacji plastycznej! Największy jednak jak dla mnie blamaż to wnętrze statku Wiecznych Łowców. W drugiej części „Predatora” statek tej rasy swoim wyglądem przypominał przedsionek piekła, skąpany w ogniście czerwonym kolorze i spowity gęstymi gazami. W „AvP” widzimy natomiast piękny wystrój wewnętrzny ich kosmicznego promu rodem ze Star Treka! Co za bagno?! Może Łowcy zatrudnili sprzątaczkę albo zmienili osobę od wystroju wnętrz? Najwyraźniej Paul W.S. Anderson nie widział drugiej części „Predatora” i myślał, że jest pionierem w wizualizacji wnętrza statku. Niestety pomylił się… Spytacie, co dobrego można powiedzieć o tym filmie, ale niestety z mojej strony nie usłyszycie nic na ten temat. Ja nie zauważyłem tu żadnych plusów tylko setki, a może nawet tysiące usterek i niedociągnięć. I co to za pomysł, aby film o tych dwóch postaciach trwał niecałe półtorej godziny? To skandal! Jednak patrząc na to, co zrobił reżyser, może to i lepiej, że moje męki skończyły się tak szybko.
Nie ma się co więcej rozpisywać na ten temat. Widzieliście ten film, to wiecie o czym mówię. Jeśli jednak nie widzieliście go jeszcze, to nie starajcie się oglądać – zdecydowanie to odradzam. Ktoś napisał, że jest to „Jatka dla gimnazjalistów” – błąd to „Jatka dla przedszkolaków”, a potwierdzeniem tego jest śmiech mojego siostrzeńca chodzącego do gimnazjum z wielu scen w tym filmie (tak, zamiast strachu na sali panował ironiczny chichot). „Obcy kontra Predator” najlepiej podsumuje jedno tylko zdanie, które pozwoliłem sobie zmodyfikować, a które hucznie zachęcało do zapoznania się z tym filmem: „Nieważne kto wygrał, na pewno przegrali fani…”.
Ocena: 1/10
Tytuł oryginalny: Alien vs. Predator
Reżyseria: Paul W.S. Anderson
Scenariusz: Paul W.S. Anderson, Shane Salerno, Dan O’Bannon
Zdjęcia: David Johnson
Muzyka: Harald Kloser, James Seymour Brett, Thomas Schobel, Thomas Wanker
Produkcja: Czechy, Kanada, Niemcy, USA, Wielka Brytania
Gatunek: Horror, Akcja, Sci-Fi
Data premiery (świat): 12.08.2004
Data premiery (Polska): 05.11.2004
Czas trwania: 101 minut
Obsada: Sanaa Lathan, Lance Henriksen, Ewen Bremmer, Raoul Bova