Szyfry wojny / Windtalkers (2002)

Tematyka wojenna już od najdawniejszych czasów wiodła prym w światowej kinematografii. Wytwórnie filmowe na całym świecie prześcigały się w ukazywaniu zabójczego piękna wojny, nie szczędząc na to ani czasu, ani pieniędzy. Dlatego też obrazy nawiązujące do wydarzeń zarówno z wojen starożytnych, jak i współczesnych, zawsze cieszyły się ogromną popularnością wśród krytyków i widzów. Widowiskowe i realne wykonanie tych obrazów zapiera dech w piersiach u ludzi, którzy o wojnach tylko czytali lub słuchali w licznych opowieściach, natomiast dla tych, którzy ją osobiście przeżyli, dzieła te są bolesnym wspomnieniem tragicznych wydarzeń i zabitych towarzyszów broni…
Taki jest też film „Szyfry wojny” w reżyserii wirtuoza kina akcji Johna Woo. Obraz ten nawiązuje do prawdziwych, lecz mało znanych wydarzeń z okresu drugiej wojny światowej i walk na Pacyfiku.
Kluczową rolę dla przebiegu każdej bitwy miały kody, jakimi wojsko porozumiewało się między sobą, planując kolejny atak na wroga. Ich nieskuteczność i ciągłe łamanie szyfrów przez wroga zmusiło Amerykanów do szukania coraz to bardziej wymyślnych metod kodowania.
Przełomem okazał się rok 1944, kiedy to po raz pierwszy alianckie siły zbrojne wykorzystały kod oparty na dialekcie Indian Navaho. Szyfranci byli bezcenni dla przebiegu działań wojennych na całym Pacyfiku, dlatego też w swoim czasie powstało wiele mitów i legend o „indiańskich szamanach” porozumiewających się w „języku duchów” i ich „aniołach stróżach”, czyli oficerach Marines, mających ich strzec na każdym kroku i nie dopuścić do ich pochwycenia przez wroga.
Akcja filmu „Windtalkers” koncentruje się dokładnie na bitwie o Sajpan. Oficer Marines, Joe Enders (Nicholas Cage), jeden z najlepszych amerykańskich żołnierzy, wielokrotnie honorowany licznymi orderami, otrzymuje kolejne nietuzinkowe zadanie. Po tym, jak z ledwością uszedł z życiem na Wyspach Salomona, ma chronić szyfranta z plemienia Navaho, Bena Yahzee (Adam Beach). Jednak to, co przeżył i jakich dokonał wyborów jako dowódca, na zawsze zmieniło jego życie. Zamknął się w sobie, przestał się komunikować z innymi ludźmi, oprócz siostry Rity Swelton, która pomogła mu wrócić na front. Joe nie chciał już żyć, cały świat dla niego umarł wraz z jego kolegami z okopu. Ostatnie, co chciał zrobić, to pomścić ich śmierć, zabijając jak najwięcej japońskich żołnierzy. W nowe zadanie postanowił wcale się nie angażować. Miało ono być tylko przykrywką do tego, aby ponownie pójść na pierwszą linię frontu i zabijać wrogów. Pomimo tego, iż ciągle był on zimny i odrzucający dla Bena, ten wciąż starał się mu przypodobać. Z czasem Joe zaczął się przełamywać w sobie, co powoli zaczynało budować fundamenty przyjaźni między nim i młodym Navaho. Kiedy emocje zaczynały z niego ulatywać, powoli do jego świadomości zaczęły przemawiać uczucia i zdał on sobie sprawę z istoty misji, jaką mu powierzono. Enders miał chronić Bena, ale jeśli zaistnieje jakiekolwiek niebezpieczeństwo, że może on wpaść w ręce wroga, musi przede wszystkim chronić kod, posuwając się nawet do zabicia szyfranta…
Wojna jest okrutna i nie ma w niej żadnych reguł i zasad, jedyne, co trzeba w niej wykonywać to rozkazy i to nawet te najokrutniejsze.
Film „Szyfry wojny” został nakręcony w 2001 roku i cechuje go niesamowicie nowatorskie ukazanie prawdziwego oblicza wojny. Pierwszym filmem, który tak naprawdę zapoczątkował nową falę realizmu wojennego był „Szeregowiec Ryan” i to właśnie ten obraz wskazał drogę wielu innym reżyserom filmowym. Porzucili oni koloryzowanie jednego, wybitnego bohatera, mogącego wygrać w pojedynkę całą wojnę (np. Rambo) i ukazali w końcu niezaprzeczalne reguły, jakimi rządzi się wojna, czyli przyjaźń i poświęcenie dla kolegów z oddziału. Po „Szeregowcu” jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać filmy o podobnej fabule i koncepcji: „Helikopter w ogniu”, „Za linią wroga”, „Pearl Harbor”, „Wróg u bram”, „Cienka czerwona linia”, „Łzy słońca” i w końcu „Byliśmy żołnierzami”. Są to genialne obrazy ukazujące w prawdziwy sposób tragiczne wydarzenia wojenne. Długo oczekiwałem na „Szyfry wojny” nie tylko ze względu na tematykę i obsadę, ale także ze względu na reżysera, czyli Johna Woo. Wiadomo, iż jest to jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy, reżyser kina akcji na świecie. Co prawda, nie specjalizuje się on w typowych filmach wojennych, ale mimo to w genialny sposób potrafi nadać ton sensacyjny wydarzeniom w każdym obrazie.
I tak jak się spodziewałem, pan John Woo nie zawiódł ani troszkę, zawiedli natomiast scenarzyści, którzy nie potrafili w pełni wydobyć historycznych faktów i przez to obraz ten stał się bardzo przewidywalny. Raczej nie potrafi on zaskoczyć widza, pomimo iż sama akcja rozgrywa się w zawrotnym tempie. Woo ukazał wszystko to, co w wojnie prawdziwe – okrucieństwo, heroizm, przyjaźń, poświęcenie i tragedia żołnierza jako jednostki. W iście poetycki sposób ukazał pola bitew, powleczone ogromnymi tumanami dymów, rozbłysków bomb i umierających żołnierzy. Widz nie może się skupić na jednym punkcie ekranu, błądząc wzrokiem po „pięknych” krajobrazach bitwy.
Film ten naprawdę warto zobaczyć nie raz, nie dwa, ale kilka, gdyż w pełni obrazuje on to, czego tak bardzo boi się każdy z nas, czyli wojnę i śmierć. Całość zamknie dramatyczny finał, na którym niejednej osobie zakręci się łezka w oku.
Serdecznie polecam ten film wszystkim osobom lubującym się w tematyce wojennej, a także wszystkim fanom Johna Woo.
Ocena: 9/10
Tytuł oryginalny: Windtalkers
Reżyseria: John Woo
Scenariusz: John Rice (IV), Joe Batteer
Zdjęcia: Jeffrey L. Kimball
Muzyka: James Horner
Produkcja: USA
Gatunek: Dramat/Wojenny/Akcja
Data premiery (świat): 14.06.2002
Data premiery (Polska): 23.08.2002
Czas trwania: 133 minuty
Obsada: Nicolas Cage, Adam Beach, Peter Stormare, Noah Emmerich, Mark Ruffalo