Testosteron (2007)

Ich siedmiu. Siedmiu wspaniałych. Spotykają się na ślubie, który „prawnie i sakramentalnie” nie doszedł do skutku. No ale to nie jest przecież powód, żeby odwoływać tak nieźle zapowiadającą się imprezę. Co to to nie! A towarzystwo mamy wręcz doborowe: pan młody- „papież polskiej ornitologii”, jego przyrodni brat sztywny jakby połknął kij od miotły, ojciec ociekający hormonem, specjalista od spraw damsko-męskich w osobie kelnera, znajomy panny młodej – gitarzysta popularnego zespołu, nieśmiały naukowiec i początkujący dziennikarz, który przypadkiem stał się ofiarą całego zamieszania. Spotykają się, żeby, jak to faceci, obić parę mord, wypić hektolitry wódy i pogadać o kobietach. Albo, żeby pozostać bliżej stylistyki filmu – o dupach. Swoją drogą, to te wesela coś bardzo często stają się u nas zapowiedzią wydarzeń i rozmów, które normalnie pewnie by się nie wydarzyły.
Skoro bohaterami są faceci i gadają o dupach, to wiadomo, że tylko w jednym aspekcie, toż im się wszystko z jednym kojarzy (i bardzo dobrze). Tak więc manifestu z enumeratywnym wyliczeniem skarg i zażaleń na płeć piękną nie będzie, zresztą gdyby był, to już dawno wiedzielibyśmy o tym od wojujących feministek pikietujących pod kinem, co nie zmienia faktu, że film ogląda się bardzo, bardzo przyjemnie. Każdy z nich ma za sobą co najmniej jedno życiowe niepowodzenie związane z kobietami, częstokroć bardzo poważne i bolesne, o którym prędzej czy później zacznie opowiadać współtowarzyszom. Ciekawe, czy to wynik naprawdę mocno zranionych uczuć, urażonej dumy, czy potwierdzi się teza, że mężczyźni gorzej znoszą cierpienie, jeśli nie stoi za nimi podniesiony poziom adrenaliny. Powoli uda im się przełamać pewną barierę, która dla kobiet przeważnie jest nie do zrozumienia, a wynika z dużych różnic w wychowaniu polegających na braku umiejętności rozmawiania o emocjach. Oni, nawet jeśli przyznają, że kochali i zostali oszukani w bardzo perfidny sposób, zupełnie nie pasujący do tego delikatnego, wrażliwego stereotypu kobiety, to szybko sprowadzą temat na seks, który da im większy dystans i zejdzie z bardzo ciężkiego i niewygodnego tematu. Bardzo wymowna scena, kiedy Fistach opowiada, jak okłamała go i zostawiła ukochana kobieta, jak pozbawiła go wszelkich złudzeń, jak bardzo interesownie potraktowała jego poważne plany, to jedyny komentarz, który pada po chwili milczenia, też dotyczy seksu, bo o tym mówić im łatwiej.
Przyznam, że jakkolwiek nie przepadam za Borysem Szycem, to bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Po Lubosie, wciąż za mało znanym szerszej widowni, wyrasta na rasowego dresa IV RP. I wychodzi mu to naprawdę wiarygodnie.
Ciężko ocenić, na ile ten film przypomina rzeczywiste Polaków o Polkach rozmowy, w każdym bądź razie, jeśli prawdziwe męskie imprezy tak wyglądają, to ja chcę na jedną pojechać.
Można twórcom zarzucić oczywiście, że za dużo przekleństw, że się ludziom mózgi tym zlasuje, ale film, jako sztuka, musi odzwierciedlać realny świat, skoro nie przyjmuje założenia całkowitego jego odwrócenia i przejaskrawienia. Padają tam więc teksty mocne i dosadne, być może dla niektórych za mocne, ale na co dzień usłyszeć można bardzo podobne.
„Testosteron” nie jest filmem wybitnym, kultowym, bardzo prawdopodobne, że nie znajdzie się w historii kinematografii polskiej na czołowym miejscu, ale zapewnia naprawdę bardzo fajną rozrywkę. Uciekającą co prawda w bardzo proste myślenie i takową niewyszukaną tematykę, ale jak widać po reakcjach ludzi w kinie – to się przyjmuje. Rzeczywiście, w kinie polskim trochę brak nam alternatywy, mamy albo kiczowate romantyczne opowiastki, albo filmy, co prawda na wysokim poziomie, które przeciętnego widza pchają powoli ku decyzji o rychłym odebraniu sobie życia.
Dwie są sceny, które rewelacyjnie oddają cały film. Sama sekwencja początkowa z czołówką i potem ponoć rzeźbą ponoć artysty, za to na pewno ustawiona niebezpiecznie blisko kibla i sikająca farbami: pokręcona, zwariowana, nienormalna. I aż chce się więcej. Nawet pomimo tego, że obiektywnie patrząc, fabuła tutaj jest w ilościach śladowych, co nie zmienia w żadnym stopniu tego, że z ekranu aż cieknie od pozytywnych emocji, fajnych doznań, błyskotliwych chwytów, a to wszystko okraszone wpadającą w ucho muzyką, której pewnie słuchać bez podkładu wizualnego nie będzie się chciało, ale w połączeniu z nim dodaje energetycznego polotu i niesie dalej.
O ile mi się to praktycznie nie zdarza, to tym razem w kinie byłam dwa razy. A teraz właśnie wychodzi DVD.
Tytuł oryginalny: Casablanca
Reżyseria: Andrzej Saramonowicz, Tomasz Konecki
Scenariusz: Andrzej Saramonowicz
Zdjęcia: Tomasz Madejski
Muzyka: Stanislas Syrewicz, Misza Hairulin
Produkcja: Polska
Gatunek: Komedia
Data premiery (Świat): 26.02.2007
Data premiery (Polska): 02.03.2007
Czas trwania: 119 minut
Obsada: Piotr Adamczyk, Borys Szyc, Maciej Stuhr, Krzysztof Stelmaszyk, Cezary Kosiński, Tomasz Karolak, Tomasz Kot, Magdalena Boczarska, Joanna Fidler