Życie Carlita / Carlito’s Way (1993)

Escape to paradise
Z filmem „ Życie Carlita” zetknęłam się jakieś 10 lat temu, niewiele jednak pamiętałam, toteż przed kilkoma dniami, poszukując czegoś, co zaspokoi me filmowe tęsknoty, ponownie sięgnęłam po obraz Briana de Palmy.
Oczekiwałam wiele, bo skoro już wcześniej ze współpracy reżysera z Alem Pacino wyszło takie dzieło jak „ Scarface”, to i tym razem wierzyłam, że twórca potwierdzi swój talent, podobnie jak główny aktor, który już samym swym nazwiskiem przyciąga widzów każdego potencjalnego dzieła, w jakim występuje. Al Pacino i Brian de Palma współpracowali ze sobą w 1983, na planie „ Człowieka z blizną”. Po dziesięciu latach powstało „Życie Carlita”. Ich kolejne spotkanie zaowocowało nakręceniem niesamowitego filmu o próbie ponownego odnalezienia się w świecie i społeczeństwie, w którym swoimi decyzjami i wyborami świadczy się o sobie i zachowanym człowieczeństwie.
Każdy ma jakieś marzenia – dla jednych ich realizacja staje się celem życia, inni porzucają je przytłoczeni przeciwnościami losu. Główny bohater filmu, Carlito Brigante, to portorykański przestępca, jeden z bardziej wpływowych ludzi związanych z handlem narkotykami. Zamiast 30 lat odsiaduje 5 i dzięki pomocy adwokata i jednocześnie swego przyjaciela, wychodzi na wolność. Ta wolność ma być w jego mniemaniu wolnością prawdziwą, nie tylko światem pozbawionym krat, ale też jego własnym kosmosem, w którym bohater pragnie na nowo się odnaleźć. Carlito to bowiem jeden z tych przestępców, którzy postanawiają się zmienić i porzucić dotychczasowe życie. On różni się jednak od innych tym, że w jego przypadku nie jest to ani czcza gadanina, ani tym bardziej hipokryzja. Może złudzenie, że uda się zacząć od nowa, gdzieś na Hawajach, z dala od dawnych, podejrzanych znajomych. Ale tu już sza! , by o samej fabule zbyt wiele nie powiedzieć.
Carlito, zwany też Charliem to postać silna i zdeterminowana, choć może nieco introwertyczna , co , jak sądzę , związane jest z rozdźwiękiem między jego osobowością a światem i zmianami, jakie na niego czekają. W jednej ze scen filmu, bohater rozgląda się po nocnym klubie i mówi : „ Czasy się zmieniły. Co się stało ze spódniczkami mini? Gdzie marihuana? Teraz tylko platformy, kokaina i tańce, których nie znam. Tak to bywa, gdy człowiek traci pięć lat.” Tak mało, tak dużo… Carlito to też mężczyzna wrażliwy, można by wręcz rzec – romantyczny. Po latach odzyskuje kobietę, którą stracił – tancerkę Gail, przy której jego marzenia, jak wciąż powtarza, zdają się być tak blisko. Penelope Ann Miller, jako ukochana Carlita, jest trochę eteryczna, przez co jednak pełna wdzięku i kobiecej subtelności, która w połączeniu z nieugiętym charakterem bohatera tworzy związek namiętny i szczery. Postaci Gail brakuje trochę wyrazu, mimo że nie pozbawiona jest finezji. Wrażenie to prawdopodobnie spowodowane jest tym, że Pacino w rolę swą „wrasta” , zajmując niemalże całą przestrzeń sceniczną.
Skupmy uwagę na przyjacielu Carlita, adwokacie żydowskiego pochodzenia, którego charakteryzacja i gra przez parę pierwszych scen nie pozwoliły mi odgadnąć, że oto na ekranie obok wielkiego Pacino pojawił się Sean Penn. Jako prawnik przechodzi swego rodzaju przemianę, która jest doskonałym ukazaniem tego, jak względne jest pojęcie dobra i zła, jak bardzo można się mylić, osądzając czyjąś moralność i wartość tylko na podstawie tego, kim jest. Zacierają się granice między dobrymi a złymi, gangsterami a prawnikami; role się odwracają, bo jak się okazuje: nieważne kim jesteś, lecz jakie wartości reprezentujesz, w co wierzysz i do czego dążysz.
Ten film trzeba zobaczyć, żeby odszukać odpowiedzi na pytania: jak odnaleźć sposób na pozostanie wiernym sobie w realiach zgoła innych od tych, w których poznawało się świat, jak dokonać aktu samorozgrzeszenia , gdy na drodze pojawiają się co rusz wybory niezwykle ciężkie, a na szali trzeba stawiać życie swoje lub bliskich? Odpowiedzi na te i inne kwestie próbuje odkryć bohater, pozostając jednocześnie szalenie lojalnym; nawet w chwilach, w których jest świadom tego, że owa wierność zasadom może doprowadzić go do zguby. Jego narracyjne rozważania uwydatniają często rozłam między jego świadomością a wydarzeniami, w których uczestniczy bardziej przez wzgląd na wspomnianą lojalność niż własne przekonania. Przyglądając się dialogom postaci, śmiało można stwierdzić, że uciekają od banału, są prawdziwe i ludzkie, ani pompatyczne, ani miałkie, ani też przesadzone, jeśli chodzi o „gangsterską kminę”. No i ten świetny hiszpańsko-amerykański akcent, językowy chwilami galimatias w zdaniach typu „ Mi amigo, you’re all right, si?” . Tu ciekawie wypadła drugorzędna rola Viggo Mortensena, który jako Lallin właśnie w taki sposób, pół-angielsko, pół- hiszpańsko wymową łaskocze ucho. Jest też jednym z dawnych „przyjaciół” Carlita i cudzysłów to zamierzony, bo jak się okaże (co chyba wiadome ), w środowisku przestępczym prawdziwych przyjaciół darmo szukać. Na ekranie pojawia się też John Leguizamo, znany m.in. z późniejszych już kreacji, chociażby z filmu „Romeo i Julia” czy nowszego – „Miłość w czasach zarazy”. W filmie pojawia się tylko kilka razy, ale zapamiętuje się jego krzykliwe garnitury, cwaną minkę i specyficzny akcent – to „Benny Blanco from the Bronx”.
Pozostaje kompozycja – film otwiera scena, która jakby zmusza nas do obejrzenia całości. Koniec jest początkiem, początek jest końcem. Trzeba poczekać, przebyć wędrówkę z Carlitem, podążać z nim drogą do raju, który przecież tuż- tuż… Towarzysząca muzyka ? Gdy jest smutno, naprawdę chwyta za serce, gdy kamera pokazuje nam nowojorski klub, słychać w tle rytmy w stylu funky, takie jak Cheryl Lynn „ Got to be Real”, gdy miłośnie, klasyk „ You are so beautiful”. Zawsze można powiedzieć, że coś innego lepiej by pasowało, że muzyki mogło być więcej, ale w tym wypadku to niepotrzebne, bo ewentualny jej brak w scenach pozbawionych dialogów zastępowały myśli Carlita. Zresztą, często milczenie jest najbardziej wymowne.
Po zakończeniu? Pozostał mi pewien niedosyt, ale taki inny, z lekka niedookreślony… To żal, że tak dobry film już się skończył, a chciałabym więcej takich uczuć i emocji, śmiechu przez łzy, napięcia i chwilami wręcz wzruszenia. Więcej takich filmów, w których można, bez zbędnej egzaltacji, zwyczajnie, ale pięknie opowiedzieć czyjąś historię.
Tytuł oryginalny: Carlito’s Way
Reżyseria: Brian de Palma
Scenariusz: David Koepp
Zdjęcia: Stephen H. Burum
Muzyka: Patrick Doyle
Produkcja: USA
Gatunek: gangsterski
Data premiery (Świat): 1993
Czas trwania: 145 m
Obsada: Al Pacino, Sean Penn, Viggo Mortensen, Penelope Ann Miller, John Leguizamo