A jeśli lepiej być nie może?

Homofobia, antysemityzm, rasizm to nie jedyne kwestie, które pokazane zostają w filmie Jamesa L. Brooksa. Jednak to właśnie one sprawiają, że komediodramat
„Lepiej być nie może” doskonale obronił się przed wejściem w banalny schemat gatunku.
Fabuła, owszem zbudowana zostaje na podstawie tradycyjnego wzoru: mężczyzna i kobieta, początkowo zupełnie sobie obcy, z czasem, w wyniku różnych sytuacji zbliżają się do siebie i zakochują. Oryginalność filmu polega natomiast na tym, że tło i wątki poboczne są równie ważne (jeśli nie ważniejsze) od tematu rozwoju miłości, który w komediach tego typu stawiany jest na pierwszym miejscu.
Film rozpoczyna scena, w której główny bohater Melvin Udall (Jack Nicholson) wrzuca do zsypu psa swojego sąsiada. Scena ta pokazuje doskonale trudny charakterek Melvina, który zresztą będzie potwierdzał się wraz z rozwojem fabuły. Ale to nie wszystko. Scena początkowa pokazuje ponadto, iż w filmie Brooksa jest dwóch głównych bohaterów: Melvin i pies. Nie przypadkowo w pierwszym zamyśle reżysera tytuł filmu miał brzmieć:
Psia historia i rzeczywiście Werdel, piesek rasy gryfon brukselski to niekwestionowana gwiazda. Co więcej, staje się on czynnikiem wpływającym na rozwój wydarzeń. Piesek wrzucony do zsypu zostaje ocalony i oddany właścicielowi – sąsiadowi Melvina – Simonowi Bishopowi ( Greg Kinnear). I tu pojawia się problem numer jeden. Simon to nie jest zwykły porządny sąsiad, o którym marzy każdy mieszkaniec bloku. Simon to homoseksualista. Homoseksualista, czyli ktoś odmienny, dziwny i niebezpieczny. A jednocześnie ktoś, z kogo można i należy szydzić oraz poniżać go. Tak właśnie jawi się on w oczach Melvina, który z zadziornym uśmiechem mówi: dopóki trzyma pan swoje prace w rozporku, mam gdzieś, gdzie i komu je pan wpycha. Ale homoseksualizm Simona to nie jedyna kwestia drażniąca głównego bohatera. Sytuację pogarsza fakt, iż partnerem sąsiada jest czarnoskóry Frank Sachs (Cuba Gooding Jr.). Dlatego też w myśl zasady: nie mam nic przeciwko czarnoskórym , byle nie było ich w najbliższym otoczeniu, Melvin nie może powstrzymać się od komentarza i nazywa Franka człowiekiem w kolorze gęstej melasy. Tym samym już w pierwszych minutach filmu mamy rasizm i homofobie – lecz i to nie wszystko. W scenie, w której główny bohater odwiedza swój ulubiony bar całodobowy na Manhattanie, pojawia się para Żydów. Oczywiście i im Melvin nie może oszczędzić przykrej uwagi: Nosy większe niż apetyt? – pyta złośliwie. Zatem do kolekcji dochodzi także antysemityzm. Złośliwości ze strony Melvina nie unika również urocza sekretarka, która oczarowana jego twórczością pyta: Skąd tak dobrze zna pan kobiety? W odpowiedzi słyszy: Myślę o mężczyznach, po czym odejmuję im rozum i obliczalność.
Zostawmy jednak na moment wątki poboczne filmu i przyjrzyjmy się głównym bohaterom. Zgodnie z zasadami współczesnej komedii romantycznej oboje powinni być piękni, inteligentni i najlepiej bogaci. Ale tak nie jest. Najpewniej, dlatego, że film Brooksa wbrew pozorom komedią romantyczną nie jest. Lepiej być nie może to dowód na stworzenie inteligentnego komediodramatu.
Melvin Udall to postać nietypowa. Jack Nicholson po raz kolejny w swojej karierze, po horrorze Kubricka Lśnienie wciela się w rolę ekscentrycznego pisarza. Ale to jedyne, co łączy Melvina z oszalałym Jackiem Torrencem. Bo Melvin nie jest oszalały, a jedynie nieco zwariowany, chociażby w oczach ludzi, których z trudem omija na ulicy, wykrzykując : nie dotykać! Co gorsza Melvin musi iść tak, aby pod żadnym pozorem nie stanąć na linii płyty chodnikowej. Dziwne? Dla przechodniów z pewnością tak. Mało kto wie, czym jest nerwica natręctw, z którą na co dzień boryka się ten kochający swą samotność człowiek. Ale to nie dziwactwa, takie jak przynoszenie do baru własnych jednorazowych sztućców, sprawiają, iż ludzie unikają go jak ognia. Trudno bowiem znieść towarzystwo kogoś tak złośliwego, nieżyczliwego i egoistycznego jak Melvin. Simon nazywa go nawet: przerażającą kreaturą człowieka. Melvin swój charakter pokazuje wszystkim i na każdym kroku. Nie ogranicza się jedynie do uszczypliwych uwag. Jego słowa potrafią naprawdę zranić. Tak jak w przypadku Simsona, który zostaje brutalnie pobity przez złodziei. Melvina nie rusza tragedia, która dotknęła sąsiada i bez oporu mówi: nie dziw się, że pies cię nie poznaje. Na błogosławieństwo i słowa podziękowania ze strony Nory (Lupe Ontiveros) odpowiada: podłapałaś taką gadkę w barze dla niewyżytych marynarzy? Wciskaj obłęd innym, tu jest go w nadmiarze. Jednak najbardziej bolesne słowa, które padają z ust głównego bohatera: Wszyscy umrzemy: Ty, ja a na pewno twój synek – skierowane zostają do kelnerki. Carroll nie jest piękna i olśniewająca. Jest przeciętna, bezbarwna i wygląda na przemęczoną. Całe jej życie toczy się między pracą w barze, a opieką nad chorym na astmę dzieckiem. Nawet randka z przystojnym brunetem (Randall Batinkoff) pozbawiona zostaje uroku i romantyzmu – bo w pokoju przedzielonym od sypialni kobiety jedynie kotarą słychać wymiotującego chłopczyka. „ Za duża dawka realizmu jak na jeden wieczór” mówi kochanek Caroll. Realizm u Brooksa jest bowiem celowy. Życie nie jest różowe i słodkie, tak jak często zostaje to pokazane w kinie. Życie to codzienność i problemy. Dlatego też uczucie między Melvinem i Carroll nie rodzi się w sposób banalny i przesłodzony. Oboje tak naprawdę długo nie potrafią zrozumieć, że to, co czują względem siebie można nazwać miłością. Melvin załatwia synkowi Carroll prywatnego lekarza, tylko po to, by mogła ona wrócić do pracy, aby nie został zachwiany porządek jego życia. Carroll idzie w deszczu do Melvina, by podziękować mu za pomoc, jednocześnie wykrzykuje, że nie ma co liczyć na spędzenie z nią nocy. Czy jednak wizyta ta nie jest już wtedy podświadomą próbą szukania kontaktu? Oboje są przecież samotni. Ale ich samotność zostaje pokazana przez reżysera w zupełnie odmienny sposób. Melvin robi wszystko, by być nielubianym, by mieć ciszę i spokój. Ale zostaje zmuszony do opieki nad psem Simona, a ten zaczyna naśladować jego nawyki i wiernie towarzyszyć mu na każdym kroku. I właśnie w momencie, kiedy pies wraca do swojego właściciela, osobliwy pisarz zaczyna płakać jak małe dziecko. Postać grana przez Nicholsona sprawa, iż film Lepiej być nie może staje się w większym stopniu dramatem niż komedią. Dramatem samotnego, chorego psychicznie człowieka, którego nikt z otoczenia nie potrafi zrozumieć, który nie rozumie sam siebie. Człowieka, który przez złośliwość i szyderstwa buduje wokół siebie barierę zapewniająca mu bezpieczne życie.
Samotność Carroll jest inna. Ona nie ukrywa, że potrzebuje kontaktu z ludźmi, że brakuje jej miłości.
Carroll zgadza się, aby towarzyszyć Melvinowi i Simonowi w podroży do rodziców tego drugiego, i właśnie ta podróż staje się początkiem wielkiej miłości. Ale i tu scenarzyści Brooks i Mark Andrus robią wszystko, by ich film nie nabrał banalnych cech komedii romantycznej. Dlatego też w trójkącie: Melvin, Carroll, Simon – jeden z mężczyzn jest gejem. Pozornie nie ma więc mowy o rywalizacji i wszystko wskazuje na to, że między głównymi bohaterami coś zaiskrzy. Ale twórcy filmu lubią, jak widać, bawić się z odczuciami widza i Carroll mimo ich oczekiwań jest bardziej zainteresowana historią życia Simona niż romansem z drugim uczestnikiem wycieczki.
Kiedy nadarza się w końcu okazja i para głównych bohaterów udaje się na przysłowiową romantyczną kolację – reżyser po raz kolejny dba o to, by również tę scenę romantyzmu pozbawić. Melvin, jak przystało na ekscentryka, nim przekroczy próg restauracji, zdąży zamęczyć wszystkich, których spotka po drodze pytaniem: Czy są tu kraby?
W związku ze swoją paranoją na punkcie higieny, nie zgodzi się na założenie marynarki, którą wypożycza się gościom i pojedzie kupić nową, każąc czekać na siebie zirytowanej Caroll. Kiedy wraca i oboje siadają przy małym stoliku, pojawia się w końcu oczekiwany nastrój. Jest muzyka, są świece i przygaszone światło. Wtedy właśnie Melvin wyznaje: Nie mogę wejść tu w koszuli, a ciebie wpuszczają w codziennej sukience. I cały czar znika. Nie są to bowiem słowa, które chciałaby usłyszeć ubrana w najlepszą odzież kobieta. Jednak, jak już pisałam, w filmie Lepiej być nie może miłość nie jest kwestią pierwszoplanową. Ta scena doskonale o tym przypomina. Mimo nastroju, który panuje w restauracji – Melvin jest nadal tym samym człowiekiem – człowiekiem, który nie umie poradzić sobie ze swoimi emocjami, oszukuje sam siebie, boi się uczuć. Brooks udowodnia, że jedna romantyczna chwila nie zmieni wszystkiego jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Pokazuje, że związek między ludźmi to coś, na co trzeba pracować długi czas.
Powrócę jeszcze do kwestii, które poruszyłam na początku, mianowicie tła i wątków pobocznych filmu. A zatem homoseksualizm, rasizm, antysemityzm. Jak pokazuje je Brooks? Otóż oceniając powierzchownie można oskarżyć reżysera o wykreowanie stereotypowych postaci. Simon, jak przystało na homoseksualistę, zajmuje się sztuką, wierna, lecz nieco głupiutka fanka książek Melvina to słodka blondynka w różowej bluzeczce. Brooks działa jednak świadomie nadając swym bohaterom tak typowe cechy. Wizja homoseksualnego inżyniera czy strażaka nie byłaby dla większości widzów tak naturalna, jak obraz artysty-geja. Sekretarka w okularach i marynarce – nie może być głupiutka i naiwna, a blondynka w różowym wdzianku – jak najbardziej. Przez to, iż bohaterowie Lepiej być nie może dopasowują się doskonale do wyobrażeń widza, ten nie musi zastanawiać się nad tym, czy autor filmu nie chciał przypadkiem czegoś pokazać łamiąc konwencje. Nie, nie chciał. Konwencja jest po to, by uwagę widza skierować na inne problemy. Ale nie tylko na te, o których pisałam.
Jest jeszcze jedna niezwykle istotna kwestia poruszona w komediodramacie Lepiej być nie może – kwestia obłudy i dwulicowości. Akcja filmu w dużym stopniu rozgrywa się w bloku, w którym żyją mili, tolerancyjni i życzliwi sobie ludzie. Jedyną czarną owcą jest tu główny bohater. Ale sąsiedzka uczynność i altruizm bardzo szybko zostają poddane próbie. Wydaje się, że wszyscy mieszkańcy bloku służą sąsiadom bezinteresowną pomocą – jednak to Melvin (mimo, iż pod pewnym przymusem) zgadza się na opiekę nad pieskiem Simona.
Atutem filmu Lepiej być nie może – są z pewnością występujący w nim aktorzy. Fantastycznym pomysłem było obsadzenie w roli Melvina nagrodzonego Oskarem za rolę pierwszoplanową Jacka Nicholsona. Aktor po raz kolejny w swej karierze idealnie odtworzył postać głównego bohatera. Poczynając od ogólnego obrazu człowieka chorego na nerwice natręctw, odrzuconego i samotnego, poprzez konkretne elementy, takie jak : gesty i mimika widoczne szczególnie w scenach podróży. Nicholson w sposób wybitny odegrał jednocześnie i złośliwość Melvina, jego nieprzystosowanie do świata, dramat samotności , ale również nieporadność w kontakcie z kobietami. Kolejna, po filmie Czułe słówka, współpraca Jacka Nicholsona z Brooksem zaowocowała sukcesem.
Słowa uznania należą się także Helen Hunt, która podobnie jak Jack Nicholson, za rolę w filmie Brooksa otrzymała Oskara w kategorii rola pierwszoplanowa. Postać Carroll, którą kreuje Hunt, urzeka swą naturalnością.
Pochwalić należy także Grega Kinneara – filmowego Simona. Mimo iż Simon jest gejem-artystą, Kinnear odgrywa tę rolę tak, iż nie ma mowy o przekroczeniu granicy, za którą jego bohater stałby się parodią homoseksualisty. Patrząc na Simona, widz dostrzeże raczej nieco zalęknionego, wrażliwego artystę-malarza z traumatyczną przeszłością.
Wadą filmu Brooksa (tak naprawdę chyba jedyną) jest to, że wraz z rozwojem fabuły akcja za bardzo skupia się wokół pary głównych bohaterów, a zakończenie, biorąc pod uwagę całą treść filmu, jest zbyt przewidywalne.
A jeśli lepiej być nie może? – pyta Melvin po wizycie u psychiatry, nie oczekując odpowiedzi. Również Brooks, czyniąc słowa bohatera tytułem filmu, niczego nie sugeruje. Trudno określić, czy tytuł filmu ma wydźwięk pozytywny czy negatywny. Czy świat jest na tyle idealny, że lepiej być nie może, czy wręcz przeciwnie, jest tak zły, że nie warto mieć nadziei. Komediodramat Brooksa dowodzi, że świat, owszem jest zły, ale warto mieć nadzieję, bo być może nasze oczekiwania spełni ktoś, po kim zupełnie się tego nie spodziewamy.