„Wielki błękit”. W poszukiwaniu siebie.

Zwycięzca pierwszej edycji konkursu na najlepszy artykuł filmowy – „Piórem po taśmie”
Luc Besson realizując „Wielki błękit” spełniał swoje wielkie marzenie. Nie był chyba jednak świadomy, że jednocześnie spełni marzenie milionów widzów na całym świecie, którzy – jak się okazało – chcieli obejrzeć właśnie taki film. „Wielki błękit” od początku budził kontrowersje, przeważnie spotykał się z szyderstwami krytyków i zachwytem widzów. Skąd ten dysonans? Rzeczywiście, jeśliby spojrzeć chłodnym okiem, film ma niezbyt skomplikowaną fabułę, jest dość przewidywalny, dialogi również nie są jego bardzo mocną stroną, niektóre rozwiązania można uznać za dość niefortunne czy nawet bliskie kiczu. Jeden z recenzentów pisał: „Zbyt wolny, sztywny, z błędami, sztucznym, nadmiernym kadrowaniem i zalewem natarczywej muzyki” [1]. Dlaczego więc w samej Francji utwór tak daleki od perfekcji obejrzało ponad dziewięć milionów widzów? Czy właśnie przez wspomniane wady, które przesuwają film od koneserów w kierunku pospólstwa? Ale przecież to nie jest kino komercyjne, Luc Besson był daleki od takiego nastawienia: w Wielkim błękicie nie pojawiają się gwiazdy (choć Mickey Rourke zaoferował młodemu reżyserowi, że może zagrać nawet za darmo), filmowa akcja nie jest najważniejsza, fabuła nie jest poprowadzona w sposób charakterystyczny dla produkcji hollywoodzkich, nie ma happy-endu (co znaczące, w absurdalny sposób został on wprowadzony w wersji amerykańskiej, oczywiście bez wiedzy Bessona, który razem z całą ekipą walczył o pozostawienie filmu bez zmian). Nasuwa to myśl, że być może film ma w sobie coś, co oczarowuje widzów, nawet jeśli są nieświadomi, czym jest to „coś”, a dla recenzentów, podchodzących do filmu z bagażem schematów i szufladek czekających na każdy obraz, ten nieuchwytny aspekt pozostaje właśnie… nieuchwytny. Ich płaszczyzna odbioru nie pozwala im dostrzec tego, co ujrzeli przeciętni, przeważnie młodzi widzowie. Mówienie o odbiorze umysłem zamiast sercem z pewnością byłoby srogą egzageracją, jednak fenomen społeczny filmu tak silnie kontrastujący z opinią prasy przy wyżej wspomnianych okolicznościach prowokuje do zastanowienia. Dla krytyków błękit pozostał zimny, ciemny i nieprzystępny. Widzowie w tym samym błękicie dostrzegli pokaźną głębię i urok. Dlaczego? „A może, po prostu, „Wielki błękit” jest pięknym filmem?[2]”, jak pisał kilka miesięcy po premierze prostujący poprzednie oceny krytyk?
Ziarno, z którego narodził się „Wielki błękit”, kiełkowało w Bessonie już od dzieciństwa. Dużą jego część spędził na morskim wybrzeżu, w wieku szesnastu lat został instruktorem nurkowania. Pewnego sierpniowego wieczoru 1977 roku, na pokazie zorganizowanym przez włoskiego filmowca podwodnego, zobaczył na ekranie Jacquesa Mayola, mistrza swobodnego nurkowania. Postać ta stała się pierwowzorem głównego bohatera filmu zrealizowanego 10 lat później. Dla porządku w dużym skrócie opiszę jego fabułę.
Jacques Mayol i Enzo Molinari znają się od dzieciństwa, spędzonego w Grecji. Już wtedy rozpoczęła się ich rywalizacja w nurkowaniu. Na oczach Jacquesa morze zabiera chłopcu ojca, Enzo również jest świadkiem jego śmierci. Akcja przenosi się do współczesności. Molinari, mistrz świata w swobodnym nurkowaniu, ciągle nienasycony swoimi sukcesami, odnajduje Mayola i rzuca mu wyzwanie – odtąd ich rywalizację zakończy dopiero śmierć. Świadkiem tych zdarzeń jest Johanna, agentka ubezpieczeniowa z Nowego Jorku, która zakochuje się w Jacquesie od pierwszego wejrzenia i porzuca cały swój dotychczasowy świat dla fascynującego nurka. Ten jednak największą miłością darzy morze i jemu jest przeznaczony.
W tym miejscu możemy spróbować dać pierwszą odpowiedź na postawione wcześniej pytanie – gdzie leży źródło fenomenu filmu, skąd bierze się jego osobliwa magiczność? Moim zdaniem, „Wielki błękit” jest po prostu bardzo romantyczny. Jest to banalne stwierdzenie, jednak ten romantyzm już nie tak bardzo. Nie jest wolny od egzaltacji, ale szczery. Jest dosłowny, ale jednak podszyty czymś głębszym. Kluczowe są postaci filmowe. Cechy bohatera romantycznego, a właściwie werterycznego, zostały rozłożone pomiędzy głównych bohaterów: Jaquesa, Enzo i Johannę. Dzięki temu reżyser osiągnął rzecz dość niezwykłą: widz identyfikuje się z całą trójką postaci[3], które choć mają cechy wspólne, to jednak wiele ich od siebie różni, każda ma specyficzny charakter. Łączą ich jednak właśnie pewne romantyczne właściwości, podobne skłonności, tęsknoty. Okazało się, że nie są one obce całemu pokoleniu młodych widzów[4], szukających swojego miejsca w świecie i poszukujących siebie, często broniących się przed dorosłością, uciekających przed jej bezdusznym racjonalizmem, marginalizacją uczuć i wewnętrznych popędów, bojących się jej brutalnych realiów. Przyjrzyjmy się zatem bliżej tym romantycznym cechom bohaterów Wielkiego błękitu, które tak oddziałały na wyobraźnię odbiorców.
Umiłowanie natury
Morze to całe życie dla Jacquesa i Enzo. Choć ten pierwszy doświadczył przez nie tragedii, nie przestał go kochać, a nawet ich związek jeszcze się wzmocnił, połączyła ich jakaś dziwna zależność, nierozerwalna nić. Można tu wspomnieć, że mówiąc po angielsku o morzu, używa się słowa „she”, czyli „ona” (inaczej niż polskie „to” morze). Morze ma cechy kobiece, jest dla Jacquesa matką (prawdziwa matka opuściła jego rodzinę) i jednocześnie miłością życia. Bohater potrafi spędzić całą noc pływając z delfinami. Zresztą te zwierzęta grają bardzo ważną rolę w filmie. Jaques jest bardziej podobny do nich niż do ludzi, inni mówią, że to człowiek-ryba. Potrafi się z nimi porozumiewać, zresztą chyba tylko z nimi. Zabawne, ale tak naprawdę niebłahe są dwie sceny obrazujące ten stan rzeczy. W pierwszej wujek mówi do małego Jacquesa: „dlaczego nigdy nie zadajesz żadnych pytań? To ja zawsze zadaję pytania. Siedzimy tu jak dwa głazy. A teraz mówię sam do siebie. Zapytaj o coś, do diaska!”. Chłopiec pyta: „dlaczego mama odeszła?”. W drugiej scenie już dorosły Jacques spotyka się po latach z Enzo. Ten drugi mówi: „a więc, po tylu latach, zapewne masz wiele pytań, o które chciałbyś zapytać, mam rację?”. Jaques oczywiście nie potrafi zadać żadnego pytania. Za to z delfinami porozumiewa się bez słów. Tylko przy nich czuje się swobodnie, tylko przy nich na jego twarzy rysuje się szczery, spokojny uśmiech. Nie potrafi wychwycić uczuć zadurzonej w nim bez opamiętania kobiety, umie za to rozpoznać, że delfiny w seaquarium są nieszczęśliwe i dlaczego tak jest (świetna scena z uwolnieniem delfina i niesieniem go przez całe miasteczko do plaży).
Skąd bierze się ta miłość do morza? Jak pisał Tomasz Mann, z głębokich powodów: pragnienia ukrycia się na łonie prostoty, ogromu, ze skłonności do chaosu, bezmiaru, wieczności, do nicości[5]. Badania prowadzone na Jacquesie pokazują, że jego organizm pod wodą funkcjonuje w niezwykły sposób, koncentruje całą krew w mózgu, co oprócz niego potrafią tylko wieloryby i delfiny. Jacques wtedy nie oddycha i spowalnia rytm serca. Zaczyna zupełnie inne funkcjonowanie, inne życie. Wchodzi w odmienną rzeczywistość, dla niego bardziej prawdziwą. To obcowanie z nieskażoną, niezmienną od tysięcy lat naturą napełnia go szczególną rozkoszą, jest czymś magicznym, mistycznym.
W romantyzmie charakterystycznym motywem były rozmaite duchy i duszki zamieszkujące świat wyobraźni. Tutaj są to syreny, o których Jacques słyszy od dzieciństwa. Pływają w głębi jego duszy i nie dają o sobie zapomnieć, nurek marzy o ich spotkaniu. Tak jak w wierzeniach ludowych, gdzieś w filmowym tle daje o sobie znać współistnienie światów realnego i metafizycznego. Syreny, wodne nimfy, to bardzo romantyczne istoty, tajemnicze, uwodzicielskie. Jacques nie może się od nich uwolnić, ani tego nie chce.
Inaczej rzecz ma się z Johanną. Ona dopiero pod wpływem nurków zbliży się do przyrody, jednak nigdy nie będzie miała do niej tak nabożnego stosunku, jak oni. Przy okazji jej postaci ukazany jest ogromny kontrast pomiędzy naturą a cywilizacją. Nowy Jork, w którym mieszka i pracuje Johanna jest złowrogi, obcy, wulgarny. Nie ma w nim miejsca na indywidualność, uczucie, zamysł nad sobą, bliższe relacje, są tylko zimne biura, zamęt, pęd, hałas, obojętność, tłum. Johanna poznając Jacquesa otwiera przed sobą inny świat. Cywilizacja nie ma szans w konfrontacji z naturą i jej doskonałym dzieckiem, Jacquesem, kobieta bez sentymentów porzuca miasto.
Uczuciowość
W przypadku nurków jest to miłość w niezwykłym wydaniu – obiektem ich uczucia jest morze. Miłość ta ma bardzo romantyczną cechę: popycha ku samozagładzie. Nadaje sens egzystencji, ale stając się jej treścią, jednocześnie niszczy, całkowicie opanowuje. Jest źródłem jedynego szczęścia, jedyną szansą na spełnienie, ale też skazuje na cierpienie. Jest wieczna, absolutna, ale łączy się z bólem, w parze ze słodyczą idzie gorycz. Morze jest bardzo wymagające, zazdrosne, nie toleruje konkurentek. W swojej zachłannej żądzy potrafi być bezwzględne i bezlitosne. Jest to miłość aż do śmierci.
Choć Molinari uchodzi za kobieciarza i znawcę płci pięknej, widać, że żadna kobieta nie może nawet podjąć rywalizacji z morzem o jego względy. Wydaje się, że w hierarchii Włocha spaghetti jest przed niewiastami, oczywiście oprócz członkiń jego rodziny, zwłaszcza „mammy”, która jawi się jako wszechwładna tyranka i Enzo staje się przy niej potulny jak baranek, bo „jak jest zła, makaron lata po ścianach”, więc lepiej jej nie drażnić.
Johanna, roztrzepana agentka z wielkiej metropolii, doświadcza miłości, której się nie spodziewała, ale o jakiej zawsze marzyła. Od pierwszej chwili jest zafascynowana dziwacznym nurkiem, nie może nawet na sekundę o nim zapomnieć. Jest tak różny od osób, z którymi przywykła się stykać, tak niezwykły, urzekający. Dziwnie nieziemski. Kobieta tęskniąca za romantyczną miłością kieruje całą swoją energię na jego osobę, żądza odnalezienia go pali jej stopy. Poświęca dla niego wszystko, byle tylko być blisko niego. Jej zabiegi o względy Jacquesa są czytelne (nie dla niego), nieporadne, zabawne, ale przez to ujmujące. Johanna ze swoim roztargnieniem i naiwnością jest urocza, i ten urok w końcu dotyka Jacquesa. Jej miłość jest totalna, wszechogarniająca, samowystarczalna. Kobieta, całkowicie zapatrzona w swój ideał, długo nie dostrzega, że z jego strony wygląda to inaczej, nie jest na pierwszym miejscu. Jest mu jednak całkowicie oddana, gotowa zrobić dla niego wszystko. To ona wypuszcza Jacquesa do wody, spełniając jego prośbę, pozwala mu na samobójstwo. Musi to zrobić. W ludzkim świecie nie mógł już dłużej oddychać, dusił się. Nie mogła zmienić jego istoty, kazać mu żyć innym życiem. Jej oddanie jest bardzo romantyczne, bardzo piękne. Wzruszające. Banalne? Nierealne? Raczej nie, choć rzadkie.
Samotność
Wszyscy bohaterowie są osamotnieni. Jacques już w dzieciństwie traci rodziców, jego jedynymi przyjaciółmi są delfiny. Kontakty z ludźmi nie idą mu najlepiej, co najwyżej budzi zainteresowanie naukowców. Jest istotą oderwaną od społeczeństwa, zasklepioną w sobie. Za bardzo się od niego różni, aby móc w nim normalnie funkcjonować. Jego niezwykłość skazuje go na alienację, jest dziwolągiem, często wzbudzającym niepokój. Nie może być inaczej, skoro ożywa on dopiero w morzu, tylko wtedy jest sobą, czuje się tam „jak ryba w wodzie”, a na lądzie usycha. Enzo mówi o nim: „dziwnie wygląda. Jak dziecko, które dopiero nauczyło się chodzić”. Ale Mayol tak naprawdę nigdy nie nauczył się chodzić w ludzki sposób, co najwyżej raczkował, a próby stanięcia na nogi zakończyły się fatalnie. To nic, że z Enzo łączy go szczególne powiązanie z morzem, że Johanna darzy go silnym uczuciem. Jacques nie czuje autentycznego powinowactwa z nimi, jest osamotniony duchowo. Choćby otaczał go tłum ludzi, zawsze będzie miał poczucie izolacji, wyobcowania.
Dość podobnie jest z Enzo. On celowo otacza się ludźmi, potrzebuje adoratorów, musi udowadniać swoją wartość i być podziwiany. W ten sposób zagłusza swoją samotność. Jest wręcz żywym pomnikiem egocentryzmu, uwielbia mówić o sobie, chwalić się i puszyć sukcesami, tym, że „jest najlepszy”. Po co zaprasza Jacquesa? „On ma tutaj przegrać. Po to tu jest”. Molinari niezbyt lubi ludzi, a oni jego, trudno z nim wytrzymać. Najbardziej ceni sobie swobodne rozporządzanie samym sobą, w czym przeszkadza mu jedynie „mamma”. Oczywiście ma liczną rodzinę, niemalże nieodłącznego brata, jednak są oni zaledwie koniecznym tłem i publicznością dla jego popisów. Wydawać by się mogło, że Enzo zależy tylko na wygrywaniu i poklasku, jednak on też ma poważniejsze pobudki, szuka czegoś więcej. Jest postacią bardzo złożoną, niejednoznaczną, być może najbardziej skomplikowaną ze wszystkich filmowych bohaterów. Chciałoby się go szybko zaszufladkować, jednak coś nie pozwala na łatwy osąd, nawet kiedy się śmieje, w jego oczach widać jakąś dziwną zadumę i smutek. Nie sposób go przeniknąć i zrozumieć. Wydaje się, że przywdziewa maskę chroniącą go przed światem, do którego czuje niechęć. Molinari jest bardzo nieszczęśliwy, zagubiony i samotny.
Samotna jest również Johanna. W Nowym Jorku nie sposób jest czuć się inaczej, nie wystarczy empatyczna współlokatorka i przychylny szef. Gdy wiąże się z Jacquesem, spokój jej ducha nie trwa długo, szybko mącą go uzasadnione wątpliwości co do przywiązania ukochanego, kobieta intuicyjnie przeczuwa, że coś jest nie tak. Po pewnym czasie staje się osamotniona w swojej miłości, nie może się porozumieć ze swoim niedawnym ideałem, jest coraz bardziej zabłąkana.
Bunt wobec świata i poczucie bezsensu egzystencji
Odcień buntu bohaterów filmu różni się jednak od typu romantycznego, który to był celowy, przemyślany, w pełni świadomy i akcentowany. Bunt Jacquesa jest czymś naturalnym, bezwiednym, niewymuszonym i niezbędnym. Mayol od zawsze był w opozycji do świata, typowych postaw, zasad i reguł, nigdy nie zachowywał się tak, jak „się” zachowuje. Odrzucał zwyczajne życie, wybierając alternatywny sposób egzystencji oddalał się od norm, aż stracił z nimi zupełnie kontakt. Pod wpływem Johanny spróbował normalnego ludzkiego bytowania, jednak nie znalazł w nim sensu, prawdziwej treści. Jacques mówi, że w nurkowaniu najgorszy jest moment, kiedy jest się na dnie, bo nie można wtedy znaleźć powodu, dla którego warto wrócić na powierzchnię. Jego bunt znalazł ostateczny wyraz w samobójstwie.
Enzo próbuje walczyć z naturą, rzuca jej wyzwanie, chce pokazać, że się jej nie boi, jest w stanie nią zawładnąć. Tak naprawdę jest jednak świadomy, że styka się z siłą niemożliwą do opanowania, nieprzewidywalną, niebezpieczną. Jego bunt jest bliższy temu romantycznemu, wiąże się z przekonaniem o własnej wyższości, wyjątkowości (a przynajmniej wmawianiu sobie tych przekonań). A także z niezadowoleniem ze świata, rozczarowaniem światem. Enzo również nie znajduje racji bytu, niczego, co by go zatrzymało na powierzchni. Prosi Jacquesa, aby pozwolił mu pozostać na zawsze w morzu, mówi, że na dole jest o wiele lepiej, to lepsze miejsce.
Johanna buntuje się przeciwko światu, w którym przyszło jej żyć, z całą bezsensownością egzystencji w nim. Jej byt był pozbawiony znaczenia, jałowy i marny. W końcu uwalnia swoją duszę, która tęskniła za pięknem. Do tej pory dusiła się, była ograniczona, stłamszona. Gdy słyszy, jak nowe życie ją woła, jej dusza porywa się na zew. Odrzuca całe dotychczasowe istnienie i wiąże się z Jacquesem, jej doznania stają się gęste, intensywne, egzystencja nabiera treści. Choć wyzwala się z jednego zniewolenia, przechodzi do drugiego – Jacques staje się jej częścią, podstawą jej życia, całym jej światem. Nie będzie już potrafiła bez niego funkcjonować, nie ma nikogo, ani nic oprócz niego. Dotychczas miotała się jakby we śnie, teraz też zaczyna nowy sen, ale nareszcie ma w nim styczność z jakąś realnością. Jacques burzy jej poprzedni świat, buduje nowy, aby na końcu zabrać go ze sobą na dno morza. Być może nowym sensem jej egzystencji stanie się dziecko, które nosi, jedyne, co jej pozostało po tym niezwykłym mężczyźnie.
Wyrazem odrzucania przez bohaterów rzeczywistości jest również skłonność do upijania się, nie lubią świata na trzeźwo.
Obłęd i samobójstwo
Ten bardzo romantyczny motyw znajduje silne odzwierciedlenie w filmie. Oboje nurków z czasem traci kontrolę nad swoimi czynami, odrzucają rozsądek, nie kierują się rozumem w swoich działaniach (kolejna podstawowa cecha romantyczna). Enzo wpada w niebezpieczny wir rywalizacji, nie może się już zatrzymać, nie liczy się z niczyim zdaniem. Nie tyle chodzi tu o przegraną z Jacquesem czy samym sobą, co o kapitulację przed morzem, na którą nie mógłby sobie pozwolić. Musi to doprowadzić do tragicznego końca.
Molinari stopniowo traci kontakt z rzeczywistością, morze wciąga go coraz głębiej, nie jest w stanie mu się przeciwstawić. Śmierć Enzo staje się punktem kulminacyjnym, Jacques musi podzielić jego los i ujrzeć syreny.
Tajemniczość
Mayol to szalenie zagadkowa postać. Nie wiemy, co się z nim działo po śmierci ojca, jaka właściwie jest jego przeszłość. Jest bardzo skryty w sobie, zamknięty, nieprzenikniony. Mało mówi, o sobie wcale. Jego zachowanie dla otoczenia pozostaje niezrozumiałe; jest człowiekiem-rybą, dziwną istotą, która niewiadomo skąd się wzięła. Nawet dla Johanny jest nieodgadniony.
O skomplikowaniu postaci Enzo już pisałem, on również jest mglisty, a jego pobudki niejasne.
Myślę, że jako osobnego bohatera filmu można potraktować samo morze. I to ono jest najbardziej tajemnicze, niepojęte, niezbadane. Coś niewytłumaczalnego, nieziemskiego kryje się w głębinach. Nurkowie próbują zrozumieć tajemnicę morza, wykraść mu ją. Pozostaje ono jednak niezgłębione.
W filmie można się doszukać jeszcze innych, pomniejszych cech bohatera romantycznego. Umiłowanie dzieci tutaj ma postać zauroczenia delfinami. To one są symbolami niewinności, czystości. Ich świat kontrastuje ze skażonym światem ludzkim, jest wolny od jego nieszczęść, strapień i udręk. Delfiny żyją z dnia na dzień w pełnej beztrosce. Reprezentują nieskalaną pierwotność natury, daje się w nich odczuć tchnienie absolutu. Dlatego są tak ważne dla Jacquesa i postanawia on do nich dołączyć.[6]
Bohaterowie postrzegają świat przez pryzmat marzeń. Johanna od początku jawi się jako romantyczna dusza, nostalgiczna marzycielka. Śni o innym życiu, o Jacquesie, o szczęściu. Mayol zawsze jest pogrążony w swoich marzeniach o morzu i syrenach. Molinari podobnie, jego rojenia nie sprowadzają się do bycia najlepszym nurkiem na świecie – pragnie odnaleźć swoje miejsce i rolę w tej chaotycznej, nieogarnionej rzeczywistości. Cała trójka tęskni za czymś głębszym w ich egzystencji, czymś trudnym do opisania, a jednak koniecznym i pożądanym.
Jacques i Johanna wykazują skłonności do rozpaczy. Mężczyzna zalewa się łzami i krzyczy, że jego rodzina to delfiny, pyta Johanny, czy zna kogoś, kto ma taką rodzinę. Ona natomiast lamentuje z powodu niemożności dotarcia do ukochanego, poczucia braku odwzajemnienia uczuć.
Inny romantyczny motyw, który delikatnie daje o sobie znać w filmie, to sztuka i samodzielne tworzenie, tutaj dość zaskakująco związane z Enzo, który pogrążony w melancholii gra na fortepianie nostalgiczne melodie. Za przejaw artyzmu można również uznać morze, najdoskonalsze dzieło sztuki, zachłannie kontemplowane przez nurków.
Bohaterowie uciekają od świata, mają poczucie alienacji, nie mogą zaznać spokoju, znaleźć ukojenia. Kierują się w wyborach nie rozumem, a uczuciami, mają bogate odczucia wewnętrzne, są pełni sprzeczności. I nieszczęśliwie zakochani.
I jeszcze jedna cecha romantyczna, którą zostawiłem na koniec, gdyż w Wielkim błękicie wydaje mi się kluczowa i należy jej poświęcić osobną część.
Umiłowanie piękna
Platon pisał, że miłość to tęsknota za pięknem[7]. Myślę, że warto odwołać się do jego koncepcji, według której w duszy ludzkiej odciśnięte są idee. Człowiek ma w sobie pewne prawzory, trwałe i niezmienne ujęcie istoty rzeczy. Idee są czymś samoistnym, łączącym z idealnym światem ponadzmysłowym. Po narodzinach zapominamy je, mogą się jednak odzywać pod wpływem pewnych szczególnych bodźców, możemy obcować z cieniami idei. Jednym z takich impulsów może być ziemskie piękno. Przypomina ono o pięknie prawdziwym.
Wydaje mi się, że tak właśnie jest z Jacquesem. Morze jest dla niego wyrazem najwyższego piękna, jest największym i jedynym dobrem (u Platona idea piękna była utożsamiana z ideą dobra, sprowadzana do jednej z postaci dobra). Widzimy, jak jego dusza reaguje pod wpływem wyjątkowej urody morza, jak zyskuje skrzydła i próbuje ulecieć. I w końcu ulatuje. Jacques jest cały zanurzony w tym pięknie, nie pływa w wodzie, a fruwa. „Dusza jego zapadała się w jakiś nowy świat, fantastyczny, mglisty, nierealny jak świat na dnie morza, przez który kroczyły niewyraźne kształty i istoty[8]” – aż dziw bierze, że James Joyce nie napisał tego pod wpływem Wielkiego błękitu, tak bardzo ten opis pasuje do Jacquesa, jak i Johanny. Podobnie jak morze wpływa na Mayola, mężczyzna ten działa na Johannę. Tęskni ona za pięknem i znajduje je zamknięte w osobie Jacquesa, skończenie pięknego. Jest nim całkowicie przeniknięta, jego urok emanuje na nią, ogarnia ją całą, daje jej poczucie szczęścia, obcowania z doskonałością, a przez to uszlachetniania samej siebie. Dzięki swej miłości zyskuje skrzydła.
Jednak, jak pisze niemiecki poeta August von Platen, „kto spojrzał raz na piękno swoimi oczami, w tajemniczy sposób jest już wydany na śmierć”[9]. Piękno przedstawione w filmie jest zachwycające, ale w swoim uwodzicielstwie niebezpieczne. Od początku czai się w nim coś niepokojącego, groźnego. Dotyczy to zarówno uroku morza, jak i Jacquesa. Mężczyzna fascynuje Johannę swoją nieprzewidywalnością, tajemniczością, niepojętością. Ona daje się ponieść żywiołowi, odrzuca rozsądek, zatraca się w Jacquesie. Taka sama zależność występuje w relacji Mayola do morza. Zapiera mu ono dech, oszałamia, obezwładnia. Nurek tęskni za pięknem, uzależnia się od niego, nie może bez niego żyć. Cechuje go także pewien pociąg do przepaści, nie szanuje ludzkiej egzystencji. Nurkując, schodzi do głębi samego siebie, penetruje swoją duszę, chłonie piękno. Jest jednak ciągle nienasycony, żąda więcej, nie może znaleźć ukojenia. Całkowicie zahipnotyzowany nieprzemijającym pięknem, pragnie się z nim na zawsze połączyć.
„Wielki błękit” jest pięknym filmem. Choć piękna nie można oddać, a tylko je sławić, Luc Besson dokłada wszelkich starań, aby olśnić i oczarować widzów, tak jak piękno czaruje bohaterów filmu. I choć oczywiście nie wszystkich udało się uwieść, to okazało się, że całe pokolenie przejawiło podobną tęsknotę za pięknem. Być może „Wielki błękit” powinno się oglądać w określonym wieku, będąc młodym, być może później „skłonności romantyczne” zanikają i odbiór jest inny. Być może, nie wiem. Jestem jednak przekonany, że kolejne generacje będą się odnajdywać w losach Jacquesa, Enzo i Johanny. Największym problemem współczesnego człowieka jest on sam. Tak jak filmowe postaci próbujemy odkryć nasze miejsce w świecie, naszą rację bytu. Nie możemy doświadczyć spokoju miotając się pomiędzy marzeniami, tęsknotami a tak odbiegającymi od nich realiami. Bohaterowie Wielkiego błękitu odnaleźli w morzu wyższe życie, wcześniej ukryte gdzieś w ich wnętrzach, niewysłowione, niezgłębione, ale jednak ich życie. My również łakniemy czegoś więcej, niż oferuje nam nasza egzystencja. Nieustannie tęsknimy za pięknem. Wciąż szukamy siebie.
Bibliografia:
Emmanuel Haymann, Jean Reno, Assimil, Kraków 2004
Platon, Fajdros, Wydawnictwo Antyk, Kęty 2002
[1] Jean-Luc Macia, „La Croix”, 14 maja 1988, w: Emmanuel Haymann, Jean Reno, Assimil, Kraków 2004, s. 41
[2] Daniel Sibony, „Liberation”, sierpień 1988, w: Tamże, s. 42
[3] Besson wykazuje niewątpliwy talent do wywoływania identyfikacji widzów z jego bohaterami, często wbrew zdrowemu rozsądkowi, czego najlepszym przykładem jest chyba Leon Zawodowiec (1994), w przypadku którego mocno utożsamiamy się i wiążemy emocjonalnie z płatnym mordercą.
[4] 40% widzów we Francji było w wieku od 15 do 24 lat.
[5] Tomasz Mann, Śmierć w Wenecji, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1996, s. 38
[6] Na marginesie można wspomnieć, że bohater romantyczny sam nie miał dzieci ani żony, cechuje to również filmowe postaci.
[7] Platon, Fajdros, Wydawnictwo Antyk, Kęty 2002, s. 68
[8] James Joyce, Portret artysty z czasów młodości, Wydawnictwo Znak, Kraków 2005, s. 186
[9] August von Platen, Tristan, zbiór Vermischte Gedichte, 1828