Nocne rozmowy znad scenariusza: Hair

To jego pierwszy dzień w Ameryce. Właśnie zszedł ze statku.
Czy miałeś miłą podróż?
Z Manchesteru w Anglii
Przez Ocean Atlantycki
To prawdziwy geniusz
Wierzy w Boga
I wierzy, że Bóg
Wierzy w Claude’a – to on
Claude Hooper Bukowski
Lubi chodzić do kina udawać, że jest Fellinim i Antonionim
A także jego rodakiem Romanem Polańskim – wszystkimi na raz
Claude Hooper Bukowski
Z Manchesteru w Anglii
Przez Ocean Atlantycki
To prawdziwy geniusz
Wierzy w Boga- Wierzę w Boga
l wierzę, że Bóg
Wierzy w Claude’a – to ja
To ja. To on
To ja. To on
To ja
Jestem czarny
Jestem różowy
Jestem śnieżnobiały
Jestem niewidoczny
Nie mam domu, nie mam butów
Nie mam pieniędzy, pozycji społecznej
Nie mam szalika, nie mam rękawic, nie mam łóżka, nie mam trawy
Nie mam wiary
Nie mam matki, nie mam kultury
Nie mam przyjaciół, nie mam wykształcenia, nie mam obycia
Nie mam bielizny
Nie mam mydła, nie mam pociągu, nie mam rozumu
Nie mam papierosów, nie mam zawodu, nie mam pracy
Nie mam monet, nie mam drobnych
Nie mam dziewczyny
Nie mam biletu, nie mam żetonów, nie mam boga
Nie mam trawki, nie mam kwasów
Nie mam ubrania, nie mam mieszkania
Nie mam jabłek
Nie mam noża
Nie mam broni, nie mam śmieci
Spaliłem wezwanie do wojska
Nie mam ogródka, nie mam zabawy, nie mam roweru, nie mam pryszczy
Nie mam drzew, nie mam powietrza, nie mam wody
Miasta, bandżo, wykałaczek, sznurówek, nauczycieli, piłki, telefonu
Płyt, lekarza, brata, siostry, munduru
Broni maszynowej, samolotów, zarazków|M-1 – buch, buch, buch
M-2 – buch, buch, buch
Nie mam domu, nie mam butów
Nie mam pieniędzy, nie mam pozycji
Nie mam szalika, nie mam rękawiczek
Nie mam łóżka
Nie mam trawy, nie mam wiary
Nie mam boga
Ocky: Jakkolwiek nie próbować by zdefiniować, czym jest film kultowy, to niezależnie od tego, jakie przyjmiemy kryteria, „Hair” nam się w te ramy wpasuje. Zderzają nam się tu dwa skrajne światy w osobach dwóch głównych bohaterów. Mamy więc Claude’a, porządnego, spokojnego, 'odpowiedniego’ do granic chłopaka z prowincji. A z drugiej strony Berger, hipis, człowiek, dla którego słowo 'norma” czy 'reguła’ jest niczym nieznaczącym sloganem. Który z nich jest prawdziwszy?
Ove: Po pierwsze dla mnie ‘Hair’ nie jest filmem kultowym (bez obrazy, nie nadużywam tego słowa). Po drugie, zabieg zestawienia dwóch bohaterów na zasadzie kontrastu jest bardzo ogranym zabiegiem. Każda z osób reprezentuje sobą jakieś wartości, które przyciągają do niej tą drugą osobę. Tu mamy dwie skrajności: wyzwolony, żywiołowy Berger jest jak dla mnie zbyt ‘wolny’. Aż nazbyt afiszuje się ze swoimi poglądami, robiąc z nich jakby wielką reklamę swojej osoby, ‘patrzcie jaki jestem cool’. Rozwiesza przed sobą taki wielki transparent. Dla mnie to jakby zasłona dymna. Berger ma swoje tajemnice, a twarzy, którą na początku pokazuje nie kupiłem. Z kolei Claude to taki ‘swój chłop’. Wychowany w ‘zaścianku’ zostaje rzucony w wir miasta, wolności. Dowiaduje się, że wpojone reguły może łamać. I chce to robić. Powoli, ale nie bez spontanicznej naiwności. Dlatego dla mnie jest prawdziwszy, bo szczerość jest jakby jego wrodzoną cechą.
Ocky: Widzisz, ja to właśnie widzę zupełnie inaczej. Szczerość Claude’a opiera się na tym, że nie wtłoczono mu pewnych nawyków nazwijmy to-wielkomiejskich. Natomiast juz sam sposób jego ubierania pokazuje, jak bardzo jest skrępowany, jak ciągle posługuje się pewną formą. Czasem niezrozumiałą, czasem śmieszną, ale zawsze formą. Przedstawiając go Berger śpiew o jego rzekomej podróży z „Manchesteru w Anglii”. I nie chodzi tu bynajmniej o odległość w sensie geograficznym, tylko bardziej światopoglądowym. Claude sam o sobie powie, że jest niewidzialny. W tym kolorowym światku złudnej wolności, trochę głupiego wyzwolenia od wszystkiego, jest 'dziwny’. Oczywiście, możemy się sprzeczać, czy porównywanie antagonizmów jest sensowne i oryginalne czy nie. Ale przecież prawda leży po środku. Każdy z nich jest jakiś. Ma swoje zalety i wady, każdy w którąś stronę przegina. Mnie osobiście Claude nie przekonuje. Jest taką trochę ciekawostką etnologiczną w wielkomiejskiej dżungli. Przyjeżdża tam w szczytnej idei bronienia czegoś, czego sam nie do końca rozumie. Pytanie po co?
Ove: Bo może nie chce przyznać się przed samym sobą, że życie, które jest jego udziałem, tam na ‘prowincji’ go przeraża. Może widzi swego ojca i myśli ‘Boże, obym ja tak nie skończył’. Boi się do tego przyznać i chowa się za ideami walki etc. Nie mniej Claude nie nauczył się jeszcze cwaniactwa, bycia ‘życiowo zaradnym’. Jest trochę taki frajerem, któremu ‘staje’ na widok kobiety bez stanika. W porównaniu to nowych znajomych z owej ‘dżungli’ jest jak zagubione dziecko. Jest bezbronny, a przez to niegroźny i dlatego może budzić zaufanie, moje budzi.
Ocky: Być może rzeczywiście jego decyzja jest chęcią wyrwania się, przejawem ambicji. Szukaniem czegoś więcej, czegoś ponad, czegoś, z czym się jeszcze nie zmienił. Znalazł sobie dość ciekawego przewodnika. Cała ta centralparkowa ekipa właśnie chyba ma już dosyć. Oni już dalej uciec nie mogą. Albo tej alternatywy nie widzą. Żyć tak, jak ich rodzice i 'wszyscy naokoło’ nie potrafią i nie chcą. W pewnym sensie są zagubieni tak samo jak ten nieszczęsny wiejski chłopak. Z tą różnicą, że dadzą się poćwiartować, ale tego nie przyznają. On chce 'czegoś więcej’, oni- właśnie coraz mniej, bo gdzieś im się zlewa granica między posiadaniem a odpowiedzialnością. Wolą nie mieć, żeby nie być tym ograniczonym. Hud spotyka matkę swojego dziecka. I znowu ucieka.
Ove: Bo Hud starał się uciec przed ‘czymś’ – to mogło być małżeństwo (lub po prostu założenie rodziny), odpowiedzialność, może bojaźń przed należeniem do kogoś. Z czasem jednak to początkowo ‘coś’ przerodziło się chyba we ‘wszystko’. Niektórzy z nich uciekają już dla samego pędu. Coś w rodzaju ‘sztuka dla sztuki’ tyle, ze w wydaniu hipisowskim. Oni nie potrafią sprecyzować swoich obaw i tego, co chcą odrzucić. Z czasem więc wszystkiego się boją i odrzucają wszystko, w imię ‘wolności’. Niestety, również szanse dla siebie. Na szczęście nie wszyscy. Woof zostaje ojcem i jest szansa, że zda sobie sprawę, ze czasem rezygnacja z ‘wolności’ może się opłacić.
Ocky: Ale tego już nie wiemy. Zresztą mnie od początku przeraża sama postać Jeannie. Bo o ile w Bergerze widzę pewną charyzmę, osobowość, szczery, prawdziwy indywidualizm, to ona chyba się tak za nimi ciągnie, bo jej tak wygodniej. Popatrz w ich oczy. Claude ma oczy trochę przestraszone, trochę otumanione tym, co się dzieje, Berger się świetnie bawi. Jeannie tępo patrzy tam, gdzie jej powiedzą i żuje gumę. Z jakimś takim przesadnym wyluzowaniem podchodzi do życia.
Ove: Za tym tez pewnie coś się kryje. Za tą irytującą fasadą panny ‘Łatwej’. Grupa daje jej siłę, daje jej stabilizacje, jakieś oparcie i system wartości , który może wyznawać. Gdy zabłądzisz na morzu płyniesz w stronę światła, nawet, gdy prowadzi cię to portu wroga. Ona przyjmuje każdy slogan bez zastanowienie się, czy to naprawdę to, w co chce wierzyć. Może nawet sypia z chłopakami, by pokazać, ze jest wyluzowana i spoko babka. A może oni nawet jej nie pociągają fizycznie. To taka masa, który każdy może ulepić jak chce. Najgłośniej krzyczy, najmniej z tego rozumiejąc. Chyba nawet niektórzy członkowie ‘grupy’ traktują ja jako maskotkę.
Ocky: Ja bym nie szła aż tak daleko. Ona po prostu nie masz aż takiej siły przebicia. W 'normalnym’ otoczeniu czułaby się źle, pewnie dlatego i stamtąd uciekła. Z nimi czuje się lepiej, to JEST jej dom, jej rodzina. Tylko, że nie oczekuj, żeby ci wyłożyła filozofię swoich poczynań. Grupa ją akceptuje, bo nie mają powodu, żeby tego nie robić, byłoby to niezgodne z ich podejściem do życia. A tam zmieniając temat: czym są świętości dla bohaterów Hair?
Ove: Czy jednak oby na pewno Jeannie w czym bierze udział? Czy nie obudzi się za kilka lat i nie pomyśli, ze nawet nie zauważyła jej życie przeciekło jej przez palce? Czy nie będzie pytała samą siebie ‘gdzie nasze idee, nasza wolność? gdzie ja się podziałam?’. Ona idzie na żywioł, bardzo niebezpieczny. Grupa nie jest w stanie przed wszystkim ją obronić. Ceną, która zapłaci za ten ‘dom’, ‘rodzinę’ może okazać się za wysoka.
Dla bohaterów ‘Hair’ świętość to chyba ich subkultura. Tyłek mój i moich kolegów <bez skojarzeń :D. Ich religią jest wolność, komunia narkotyki, obrzędami seks. Proste, ale na takie wyznanie mogą sobie pozwolić. Ich ‘credo’ to jakby ‘wolność bez prawa, szaleństwo i zabawa’ . Tylko jak powiedział Leszek Szaruga ‘I na pijanych wolnością czeka izba wytrzeźwień’.
Ocky: Może to występowanie przeciwko wszystkim innym schematom daje im złudną namiastkę życia prawdziwego? Uciekają ze skrajności w skrajność. Co mnie jednak urzeka to to, że jednak szukają. Że nie przyjmują dogmatów tylko dlatego, że wszyscy naokoło im mówią, że tak musi być. Przejście na margines wymagało od nich sporo odwagi. A każdy z nich musiał zrobić ten krok samodzielnie. Spotkali się dopiero po drugiej stronie. Są wolni i wyzwoleni, śpią pod gołym niebem, często odurzeniu alkoholem, narkotykami i traktowanym w kategoriach rozrywki seksem. Ale przynajmniej próbowali coś zmienić. Zrobić coś INACZEJ.
Ove: Czyli mieli dobre intencje, a wiemy, co takowymi jest wybrukowane. Z drugiej strony każdy człowiek ma prawo do poszukiwań, do własnych błędów i porażek. Jak powiedziała Virginia Woolf w ‘Godzinach’: ‘Patrzeć życiu prosto w twarz, zawsze prosto w twarz. Poznać je, jego smak. W końcu poznawszy je, pokochać takim jakie jest’. Oni patrzą temu życiu w pysk i zastanawiają się, która krosta to ich życie. Nie mają lekko. Są zdolni do poświęceń, szanują przyjaźń, nie są degeneratami społecznymi. Są pewną awangardą. Torują drogi dla nas. Jednak czy nie nazbyt wielkim kosztem?
Ocky: A czy oni choć raz wykazywali, że myślą o jakichkolwiek konsekwencjach własnych zachowań? Życie liczy się tu i teraz. Żyj szybko, umieraj młodo. Ale niech każda przeżyta chwila będzie TWOJĄ chwilą.
Ove: Tylko, czy nie nazbyt łatwo przehandlowują te chwile? Do układanki życia może im potem zabraknąć najważniejszych elementów.
Ocky: Nie wiem, czy nie za łatwo chcemy ich oceniać. Może zamiast zastanawiać się nad kwestiami dobrych i złych wyborów popatrzmy na nich przez pryzmat tego, czy oni żałują. Stojąc nad grobem Bergera nie ronią rzewnych łez, nie zanoszą swoich lamentów w niebiosa. Zabrakło im przewodnika, ale grupa przetrwała, więc jednak opierała się na czymś silniejszym niż autorytet i charyzma jednostki. Ich wartości przeszły próbę. Trochę zmodyfikowane oczywiście, Hud znów stał się ojcem, Woof w między czasie też, ale nie weszli z powrotem w kierat. Znaleźli sobie niszę.
Ove: Decydując się na taką rozmowę musimy ich oceniać, bazując na naszych subiektywnych odczuciach. Nie wiemy czy grupa przetrwała, może spotkali się nad grobem przywódcy, by z nim pogrzebać dawne czasy. Żałować mogą później, za lat kilka, może –dziesiąt, a może wcale. Często jednak jesteśmy tak zapatrzeni w siebie, że trudno nam się przyznać do porażek, do przegranych, zwłaszcza w tak ważnych kwestiach. Berger w Wietnamie pewnie nie raz przeklinał siebie, żałował, że nie próbował wynagrodzić rodzicom ich troski i starania. Może żałował, ze nie znalazł sobie jakiejś spokojnej dziewczyny i nie zamieszkał na farmie czy w kamienicy czynszowej z wanną w kuchni. Tego nie wiemy. Wiemy tylko, ze ponosi ofiarę, pośrednio w imię tych ideałów, które wyznawał.
Ocky: To co mnie uderzyło w tym zakończeniu, to właśnie takie spokojne podejście. Tracą kogoś bardzo bliskiego, w pewnym sensie mentora. Nie mają żalu do losu. Tak jakby fakt istnienia ich grupy nie był nigdy celem samym w sobie, jakby każdy z nich szedł włąsną drogą. Po prostu przez moment szli razem. Bo chcieli, bo tego potrzebowali, bo dawało im to oparcie i trochę fajnej, szalonej zabawy. A potem każdy z nich pójdzie swoją drogą. Tak pewnie miało być w zamyśle. To nie jest ten typ ludzi, który robi coś na stałe, na zawsze. Śmierć Bergera coś jednak w tych ich nieplanowanych planach zmieniła. Nie idą dalej sami. Każdy z nich idzie z kimś innym.. Claude z Sheilą. Hud z matką swojego syna, Jeannie z Woofem. Chyba coś zrozumieli.
Ove: I po jest pocieszające, droga, którą przejść musieli jednak nie była łatwa. Ale może jedyna. Pozostaje mieć jednak nadzieję, że tej lekcji nauczyli się dobrze. Mają podstawy by w swoim życiu budować coś stałego: lojalność, wierność przyjaciołom to jest jakiś fundament. I naprawdę chcę wierzyć, że pierwsza lepsza burza nie zniszczy im tej budowli.
Ocky: Niemniej jednak jest jeszcze jedna gorzka lekcja wypływającą z tej historii. Bo tutaj mamy grupkę ludzi, którzy wyszli z pewnego schematu. Czyli większość z nas jednak w nim tkwi. Pełno jest takich Claude’ów sprzed przyjazdu do Wielkiego Miasta. Zasłuchanych w powtarzane ciągle od nowa kłamstwa, które po setnym razie zaczynają brzmieć jak prawda. Takie owieczki prowadzone bezmyślnie przed siebie. Nawet jeśli oznacza to rzeź.
Ove: Tak, z tym jak najbardziej się zgadzam. Tylko niedobrze, gdy te owieczki próbują zbiec spod siekiery w stronę przepaści. Jak już Ci kiedyś pisałem wolność dla mnie na piętno mistyczne. Ja nie uciekałbym tylko dla tego, by ostrza uniknąć. Uciekałbym, gdybym widział sens takiego kroku, chociaż mały błysk, gdzieś na horyzoncie. ‘Lepiej umrzeć stojąc, niż spędzić życie na kolanach’. Na kolanach próbując zrzucić pęta, które tym ciaśniej się wokół nas zaplątują, im bardziej chcemy się uwolnić. Wtedy możemy popaść z jednych konwenansów w drugie. Tym, niebezpieczniejsze, ze nie widać granic. Czy warto zamieniać jedna klatkę na drugą?
Ocky: Pamiętasz „Lot nad kukułczym gniazdem”? Przynajmniej próbowałem. Czasem nie chodzi o to, żeby wygrać. Wygrana to nie cel, który osiągasz lub nie. Wygrana to świadomość, że to zrobiłeś, że miałeś siłę, że zrobiłeś ten jeden krok do przodu. Że teraz wszystko zależy już tylko od ciebie. To w takim samym stopniu zbawienie jak i piętno, racja, ale wybrane świadomie, zgodnie z własnym przeczuciem. Taki krzyk „nie chcę w ten sposób!”. Żadne z nich nie potrafiło się odnaleźć na co dzień. Park stał się ich światem z wyboru, ale w pewnym sensie z wewnętrznego przymusu. Kiedy wszyscy naokoło nazywają białym coś, co dla ciebie jest czarne, myślisz, że zwariowałeś. Kiedy spotykasz innych, którzy sądzą tak samo jak ty, zaczynasz się upewniać, że to nie z tobą jest coś nie tak.
Ove: Czasem próbujemy nie chcąc wygrać, po prostu, by czymś zająć ręce, mózg. Oczywiście, że nie sam szczyt jest ważny, a wspinaczka, pamiętać jednak musimy, po co się wspinamy, by w połowie drogi nie pomyśleć: ‘kurde, co ja tu robię?’. Nasi bohaterowi żyją tak trochę w gettcie, które sami sobie tworzą, na które dają przyzwolenie. Zaś drogi ku wyzwoleniu muszą szukać głównie w swoim wnętrzu. Muszą nauczyć się rozumieć swoją własną istotę, dopiero potem próbować łączyć się w grupy, by przekazywać dalej swoja wiedzę, szukać nowych dróg, wspólnie. Oni robią na odwrót. Każde z nich ma pytania i wątpliwości i każde z nich szuka odpowiedzi u drugiego. Ale żadne jej nie posiadło. Nie stać ich na rzucenie wyzwania własnym lękom w samotności, z podniesionym czołem. W tej walce nikt im nie pomoże, żaden wódz, żadne guru. Nie można znaleźć wody w wyschniętym stawie.
Dyskutowali: Anna ‚Ocky’ Muzyka vs. Czarek ‚Ovë’ Czartoryjski
Przymieramy głodem wyczerpani spoglądamy jedni na drugich
Dumnie maszerując w zimowych płaszczach
Pachnąc zapachem laboratoriów
Idziemy na spotkanie z ginącym narodem
Nierealnych marzeń
Słuchamy coraz to nowych kłamstw
Z wielką wizją samotnych pieśni
Gdzieś
W środku czegoś jest uczucie
Wielkości – kto wie, co nas czeka?
Moja przyszłość jest utkana
Z pajęczych nici
Cisza mówi mi w sekrecie
Wszystko
Z Manchesteru w Anglii
Przez Ocean Atlantycki
Jestem geniuszem
Wierzę w Boga
I wierzę, że Bóg wierzy w Claude’a
To ja
(…)
Śpiewamy piosenki utkane z powietrza, na lutni z pajęczyny
Życie jest w nas i wokół nas
Lecz nie ma wśród nas Timothy Leary’a
Pozwólcie zaświecić słońcu
Pozwólcie zaświecić słońcu
Pozwólcie zaświecić słońcu