Dyskusja na temat filmu „Szybcy i wściekli”

Mateusz 'Koklet’ Łucyk: Rozmawiając ostatnio z kolegą zahaczyliśmy o film „Szybcy i wściekli”. Nasze zdania na jego temat były skrajnie różne, więc postanowiłem zaprosić Adama do dyskusji. Od czego zaczniemy? Może od fabuły? Jak dla mnie historia opowiedziana w filmie jest denna, mamy tutaj policjanta, który wkręcił się do grupy ludzi uprawiających nielegalne wyścigi uliczne. Za cel obrał sobie rozgryzienie tego gangu, lecz niestety zaprzyjaźnił się z najważniejszą osobistością w tym światku – Dominiciem i zakochał w jego siostrze. Od tego momentu jest uzależniony od gangu i nie może się z niego wydostać…
Nie wiem, jak Tobie, lecz mi fabuła przypomina trochę tę z „Donnie Brasco”. Tylko o ile tam mieliśmy świetne kino gangsterskie z dobrym aktorstwem, tak w „Szybkich i wściekłych” mamy jedynie szybką akcję i słabą grę aktorską. Historia broni się jedynie tym, że akcja koncentruje się wokół wyścigów ulicznych i dzięki temu można popatrzeć na ciekawie stuningowane samochody. A co o tym wszystkim sądzisz?
Adam Madejczyk: Czemu nie. Zgadzam się, że pod względem fabuły ten film to straszny gniot. I kontynuacja też, ale to temat do osobnej dyskusji. Ale czy fabuła jest aż tak ważna? Według mnie w tym przypadku niekoniecznie. Nie ona wciągnęła mnie w ten film. To klimat. Kocham zaj… wozy; uwielbiam tuning i wszystko co z nim związane; przy prędkości poniżej 120km/h w zatłoczonej uliczce czuję, że zasypiam. Czego takiemu oszołomowi jak ja w takim filmie chcieć więcej? Może fajnych lasek – w tej produkcji jest ich zdecydowanie za mało. No, może w świetle powyższych faktów moja opinia nie jest wzorcem obiektywizmu, ale postaram zachować go jak najwięcej. Co do gry aktorów: jeśli weźmiemy pod uwagę, że zdecydowana większość z nich stanowią amatorzy – to moim zdaniem są po prostu świetni. Poza tym zdjęcia w filmie są rewelacyjne. Oko kamery doskonale pokazuje szybkość i tworzy specyficzny klimacik znany tylko tym, którzy przekroczyli 160 i zaliczyli dość ostre hamowanie. Po prostu cool wrażenia. No i co ty na to, ty skrajny, zatwardziały pesymisto?!!!
Koklet: Ok, film spodoba się zwolennikom szybkiej jazdy samochodem, jednak inni nie mają czego w nim szukać. Według mnie film znajdzie swoich zwolenników jedynie wśród napalonej młodzieży, która bez przerwy gra w „Undergrounda”. Jeśli chodzi o aktorów: większość z nich to amatorzy, jednak możemy odnaleźć kilka interesujących osobliwości. Po pierwsze Vin Diesel grający Dominica. Po obejrzeniu „Szeregowca Ryana” pokładałem w nim spore nadzieje, gdyż jego rola była bardzo przekonywująca. W „Szybkich i wściekłych” zaś wciela się w napakowanego łysola, dla którego liczą się jedynie kobiety i kasa. Główny bohater grany przez nieznanego mi Paula Walkera najlepiej sprawdziłby się w niemieckim filmie porno. Sorry, ale koleś gra tak cieniutko, że inaczej nie mogę tego ocenić. Co do dziewczyn: zgadzam się, że urodą nie grzeszą (co najwyżej Jordana Brewster, jednak do miana dobrej aktorki sporo jej brakuje), jednak nie to jest w filmie najważniejsze. Piszesz, że brakuje ci w filmie fajnych lasek. Od kiedy to film oceniany jest poprzez pryzmat ilości i urody kobiet. Ja przynajmniej nigdy nie zwracałem na to uwagi. Jeśli chodzi o zdjęcia, to oprócz furek nie ma na czym zawiesić oka…
Adam: No, więc dochodzimy do jakiegoś konsensusu. Film jest dla fanów samochodów, szybkości i tuningu. I nikt kto tego nie lubi, oka na nim z przyjemnością nie zawiesi. Ale ja też nie mógłbym oglądać filmów/ programów/ audycji dajmy na to o szydełkowaniu. NIE jest też dla ludzi, którzy NIE potrafią NIE patrzeć przez pryzmat fabuły. Kolega Koklet się niestety do nich zalicza… Cóż… I jeszcze coś – żeby zaraz gościa przenosić do tych szwabskich gniotów o niezwykle ostrej fabule? Koleś, zlituj się – co on Ci zrobił? Co do Vina Diesela. Nie widziałem go w 'Szeregowcu…’, ale zobaczyłem co robił w 'Kronikach Riddica’ – był dobry. I nie zgadzam się z opinią, że w filmie, który jest tematem naszej dyskusji, gra napakowanego przygłupa, co to, to nie. Nie wiem czy kolega zauważył, ale on wcale do podrywu skory nie jest i swojej laski na lewo i prawo nie zdradza (on w ogóle jej nie zdradza). Poza tym facet stara się za wszelką cenę chronić swoją siostrę. I NIE toleruje NIELOJALNOŚCI. Czyli ogólnie dobra i wcale nie pozbawiona głębi kreacja. I wcale nie oceniam filmów przez pryzmat lasek, więc uważaj na jęz… kursor. Przecie wiem gdzie mieszkasz, szybko Cię znajdę… 🙂
Koklet: Zacznę od Vina Diesela: nie widziałem „Kronik Riddicka” (i nie zamierzam oglądać, gdyż to nie moje klimaty), więc nie wiem, czy jego rola była dobra. Pamiętaj jednak, że oceniamy „Szybkich i wściekłych” i rolę Vina w tym filmie. A ta, jak już pisałem jest słabiutka. Zagrał bez żadnych emocji i nie pokazał nic, co wyróżniałoby się na tle tej słabej roli. Piszesz, że nie zdradza swojej dziewczyny. Według mnie, gdyby ją zdradzał, postać byłaby ciekawsza. Ale to już jest wina scenariusza. Adam, sądzisz, że liczy się nie tylko fabuła. Popieram Twoje zdanie, jednak proszę, abyś wskazał w tym filmie jakieś dobre strony. Fabuła – cieniutka, aktorstwo – żenujące, zdjęcia – warte uwagi są jedynie samochody, muzyka – modny hip-hop dla napalonej młodzieży. Nie wspominam już o scenariuszu, czy reżyserii, bo musiałbym użyć wulgaryzmów. Nasuwa mi się teraz pytanie: po co powstają takie filmy? Żeby nastolatkowie podniecali się furami i laskami? Tylko to przychodzi mi na myśl. Powiesz, że to kino rozrywkowe? Dzięki, lecz ja dla rozrywki obejrzę sobie np. „Od zmierzchu do świtu”. Fabuła jest tam słaba, wampiry wyglądają, jak z dawnych filmów grozy, jednak obraz broni się genialnym scenariuszem, grą aktorską, czy choćby klimatem. W „Szybkich i wściekłych” zaś nie mogę dopatrzeć się żadnego elementu wyróżniającego się na ogólnym tle tego słabego filmu. Może po prostu nie jest to produkcja dla mnie? Jako fanatyk takich osobistości, jak David Lynch, David Fincher, czy choćby Stanley Kubrick ciężko jest mi zrozumieć po co powstają gnioty pokroju „Szybkich i wściekłych”. Co o tym sądzisz?
Adam: A ty wspomniałeś o „Szeregowcu…”. I jeszcze raz: nie zgadzam się z twoją opinią o roli Diesela w „Szybkich i wściekłych”. Jak mówiłem jego postać nie jest pozbawiona głębi – kto obejrzy i się przyjrzy, ten zrozumie (o ile nie jest skrajnym, zatwardziałym pesymistą 😉 ). Co do dalszej części twojej wypowiedzi: fabuła – obaj zgadzamy się, że jest cieniutka; aktorstwo – już wyraziłem swoje zdanie i dla mnie temat jest zamknięty; zdjęcia – a nie uważasz, że zdjęcia z samochodami w roli głównej przeważają, a może widziałeś film, w którym wszystkie sceny były idealne?; muzyka – kolego, jesteś żenujący – trochę OBIEKTYWIZMU, według mnie muza z filmu jest zupełnie spoko, może dlatego, że dla mnie hip – hop jest extra. Scenariusz i reżyseria są wprost proporcjonalne do fabuły, więc nie dziw, że to żadna rewelka. I znowu twój subiektywizm. Takie filmy powstawały, powstają i będą powstawać dla zapaleńców i Twoje zdanie tego nie zmieni. I nie mów, że to jara tylko nastolatków. No, a jeśli Ciebie nie podnieca oglądanie lasek (nie zawęziłeś swojej wypowiedzi do omawianego przez nas filmu) to cóż – dzisiejsza medycyna może Ci chyba już pomóc… Nie mówię, że jest to kino rozrywkowe, bo według mnie tak nie jest. Raczej coś w stylu, pozwolę użyć sobie neologizmu, kina hobbistycznego. Co sądzę? Lynch jest dobry. Finchera i Kubricka jeszcze nie widziałem. I jeszcze coś, WEDŁUG MNIE „Szybcy i wściekli” to nie gniot – nie w zakresie tematycznym, w którym został stworzony. What about YOU?!!!
Koklet: W sprawie muzyki nie będę dużo pisał – porównaj tę z „Szybkich i wściekłych” z soundtrackiem do „Podziemnego kręgu”, czy choćby „Pulp Fiction”. I co? Hip-hop wysiada! Sprawa zdjęć. Piszesz, że nie widziałeś „Szeregowca Ryana”. Twój błąd, gdyż prawie każde ujęcie z tego obrazu nadawałoby się na plakat reklamowy lub chociażby tapetę. Piszesz również, że w filmach nie kręcą mnie laski. Po części masz rację – jak już pisałem w oglądanych produkcjach nie zwracam większej uwagi na panienki. Jeśli chcę sobie popatrzeć na fajne laski wolę robić to w rzeczywistym świecie. Dla mnie w filmach ważniejsza jest np. fabuła. Sprawa gustu. Jeśli chodzi o kino hobbistyczne – dla mnie samo kino jest moim hobby. Nie potrzebuję żadnych zbędnych podziałów. Bez urazy Adam, jednak, jeśli podobają Ci się filmy typu „Szybcy i wściekli”, to udowadniasz tylko swoją niedojrzałość w sprawach kinematografii. Mówię Ci: obejrzyj sobie jakieś filmy Finchera, Coppoli, czy Martina Scorsese, a zrozumiesz czym jest prawdziwe kino. Na tym chciałbym zakończyć naszą dyskusję i rozstać się w pokoju, lecz jeśli masz coś jeszcze do napisania to proszę bardzo…
Adam: Rzeczywiście, skończmy lepiej tę dyskusję o muzyce, bo jesteś tak uprzedzony do hip – hopu, że szkoda gadać. „Podziemnego kręgu” nie pamiętam, przynajmniej muzy, ale „Pulp Fiction” to zupełnie inny styl. Kolego, o czym ty w ogóle gadasz? Stwórzże sobie wreszcie jakiś podział. Dalej. Owszem, owszem, według mnie fabuła też jest najważniejsza. Ale jeżeli jest na czym zawiesić oko, to też dobrze. Oczywiści w granicach dobrego smaku, no bo nie piszemy tu o wiadomo jakich produkcjach. Słowa hobbistyczne użyłem w znaczeniu 'opowiadające o jakimś konkretnym zainteresowaniu’ – myślę, że dalszy komentarz jest już dla kolegi zbędny. I, jak wiesz, w kinie istnieją pewne podziały i raczej nie są one zbędne. I tak na zakończenie. Staram się być uprzejmy, ale kolega widocznie nie. Oszczędziłbyś sobie tych tekstów. Doskonale wiem czym jest dobre kino i potrafię docenić świetne filmy. Nie twierdzę, rzecz jasna, że „Szybcy i wściekli” to znakomity film, ale według mnie jest przynajmniej dobry. I skończ z tym usilnym narzucaniem mi swojego zdania, bo ja własnego nie zmienię. No i jeszcze jedno. Widziałeś kiedyś film Scorsese czy Copollego traktujący o nielegalnych wyścigach ulicznych? Bo ja nie. Poza tym chyba w żadnym zdaniu tej dyskusji nie wywyższałem „Szybkich i wściekłych” nad np. „Ojca chrzestnego”, nie uważasz? I naprawdę skończmy już tę dyskusję. Trochę mnie już to męczy, a dalsza rozmowa i tak nas już do niczego nie zaprowadzi. Ani ja, ani kolega nie zamierzamy zmienić zdania. Ale przynajmniej wyjaśniliśmy pewne aspekty sporu. Peace with you.
Koklet: Napiszę tak: ja nie lubię hip – hopu, Ty zaś sądzisz, że jest spoko, więc jest to sprawa tylko i wyłącznie gustu. Spór o muzykę uważam za zakończony. Piszesz, żebym się nie narzucał. Nie robię tego, polecam Ci jedynie reżyserów, których powinieneś oglądnąć. Oni tworzą PRAWDZIWE kino, więc logicznym jest, że nie wyreżyserowaliby „Szybkich i wściekłych”. Na tym kończę swoją wypowiedź, bo rzeczywiście do niczego nie dojdziemy, a zdania również nie zmienimy. Żegnam się więc z Tobą, dziękując przy okazji za miły wieczór poświęcony dyskusji.
Dyskutowali: Mateusz 'Koklet’ Łucyk & Adam Madejczyk