Ciekawy przypadek Benjamina Buttona / Curious Case of Benjamin Button (2008)

„Ciekawy przypadek Benjamina Buttona” to film, którym warto się zainteresować choćby ze względu na ilość nagród i nominacji (w tym 13 do Oscara), jakie mu jak dotąd przyznano. Najnowszy obraz Finchera, przez jednych określany mianem arcydzieła, innych – zaledwie poprawnym melodramatem, to historia człowieka, którego przypadek jest rzeczywiście niezwykły. Za sprawą pewnego zegara, któremu zrozpaczony po śmierci syna konstruktor nadał bieg w odwrotnym kierunku, Benjamin urodził się jako osiemdziesięciolatek, by od tamtej pory z wiekiem młodnieć. Opowieść o jego życiu zaczyna się z końcem pierwszej wojny światowej w Nowym Orleanie, i tam też kończy w roku 2005, kiedy to miasto pada ofiarą huraganu Katrina. Sposób narracji budzi skojarzenie z innym scenariuszem Erica Rotha – słynnym „Forrestem Gumpem”. I w tym przypadku życiorys bohatera umieszczony zostaje na epickim tle, stanowiąc swego rodzaju podróż przez Amerykę XX wieku. Niewiele jednak w „Ciekawym przypadku…” z eposu. To opowieść bardzo intymna, w której dynamiczna historia ubiegłego stulecia – czyli wydarzenia takie jak pojawienie się telewizji, atak na Pearl Harbor, czy Beatlemania – stanowią jedynie pretekst do ukazania spraw bardziej uniwersalnych i refleksji nad ludzką naturą. Bo obraz Finchera jest na wskroś refleksyjny.
To kolejna cecha która czyni „Benjamina Buttona” interesującą pozycją. Przynajmniej dla entuzjastów twórczości Davida Finchera – utalentowanego reżysera, który ma na koncie takie głośne tytuły, jak „Siedem”, Podziemny krąg” czy „Zodiak”. Przyzwyczaił zatem widzów do inteligentnych thrillerów z zaskakującą puentą. Tymczasem „Ciekawy przypadek…” to kino obyczajowe na kanwie romansu, z niespieszną narracją, liryczne, wręcz melancholijne. Mistrz suspensu odnalazł się w roli błyskotliwego gawędziarza i po raz pierwszy w swej karierze stworzył tak nastrojowy film. Jego klimat to oczywiście zasługa całej doborowej ekipy, jaką zgromadził Fincher. Na szczególną uwagę zasługują znakomite zdjęcia Claudio Mirandy, który stawiając na naturalność obrazu, skąpał świat Benjamina Buttona w miękkim świetle, adekwatnym do postępu elektrycznego XX wieku. Najwcześniejsze epizody zostały wręcz wystylizowane na stare kino, więc dominują odcienie sepii. Efektu tego ciekawego zabiegu dopełnia muzyka Alexandre Desplata. Sięgnął po równie piękne i nostalgiczne brzmienia, jak te, które wyczarował pięć lat wcześniej do „Dziewczyny z perłą”.
Skoro mowa o twórcach „Ciekawego przypadku…”, jego niewątpliwy atut stanowi obsada. W rolę tytułową wcielił się Brad Pitt i jego kreacja jest jeszcze jednym z najciekawszych akcentów w dziele Finchera. Pitt miał już kilka okazji, by dowieść, że ma zarówno talent dramatyczny („Babel” Inarritu), jak i komediowy („Tajne prze poufne” braci Coenów), niemniej najczęściej jednak – ze względu na fizyczne warunki – przypadają mu w udziale role amantów lub macho. Benjamin Button to chyba najbardziej statyczna kreacja w jego karierze, a przez to niezwykła. Pitt bowiem okazuje się wyrazistym aktorem nawet przy oszczędnej ekspresji. Rola Cate Blanchett nie należy może do wybitnych wśród plejady stworzonych przez nią postaci, niemniej na aktorkę tego formatu zawsze patrzy się z ogromną przyjemnością. Nazwiska odtwórców ról drugoplanowych, takie jak Tilda Swinton czy Jason Flemyng, powinny być dla kinomana dodatkową zachętą do zapoznania się z „Ciekawym przypadkiem…”. Zdumiewający jest także efekt pracy charakteryzatorów. Aktorzy odegrali swoje role bez dublerów, więc mamy okazję oglądać Pitta czy Blanchett zarówno w wieku dwudziestu, jak i osiemdziesięciu lat – zmienionych niemal nie do poznania. Ów efekt jest częściowo zasługą grafiki komputerowej, niemniej obraz Finchera prawdopodobnie zapisze się w annałach jako jeden z pierwszych filmów, które wyznaczyły w tym zakresie nowe granice magii kina. Charakteryzacja wreszcie osiągnęła poziom, na którym jest w stanie ukryć prawdziwy wiek aktorów.
Fabuła „Benjamina Buttona” jest chyba najbardziej sporną kwestią jak chodzi o wartość tego obrazu. Czy kuriozalny przypadek miłości pomiędzy kobietą, dla której czas płynie zwykłym biegiem, a mężczyzną, który młodnieje z wiekiem, to wystarczająco świeży i ciekawy pomysł, by przez trzy godziny utrzymać zainteresowanie widza? Wszak każdy melodramat, niezależnie od okoliczności, zbudowany jest na podobnym schemacie, a każdemu trudnemu związkowi towarzyszą te same emocje, dylematy. Taki zresztą wniosek wydaje się płynąć z historii Benjamina Buttona, którą sfilmowano na podstawie opowiadania F. Scotta Fitzgeralda z 1922 roku. Fitzgerald napisał je zainspirowany myślą Marka Twaina: „Bylibyśmy o wiele szczęśliwsi, gdybyśmy mogli rodzić się w wieku 80-ciu lat i stopniowo młodnieć aż do 18-tego roku życia”. Tymczasem los bohatera „Ciekawego przypadku…” wcale nie wydaje się różnić od tego, który staje się udziałem zwykłych ludzi. Co więcej, towarzyszy mu nieco więcej goryczy, bo przecież Benjamin młodnieje w samotności, znacznie szybciej niż inni tracąc tych, których pokochał. Jeśli jednak odrzucić etykietkę romansu, jaką przypięto filmowi – bo osią historii jest znajomość tytułowego bohatera z rudowłosą tancerką Daisy – okazuje się, że Twain miał sporo racji, a dzieło Finchera to niezwykły obraz świata w oczach zwyczajnego człowieka. Bo Benjamin, pomijając kwestię jego „ciekawego przypadku”, niczym się nie wyróżnia – nie przeżywa burzliwych miłości, nie jest słynnym sportowcem czy artystą, nie naprawia świata. Mimo to opowieść o jego życiu jest fascynująca.
W „Ciekawym przypadku…” – podobnie jak we wzmiankowanym wyżej „Forreście Gumpie” – „dorosłe” realia, w których od urodzenia funkcjonuje Benjamin, początkowo zostają ukazane z nieco naiwnej, dziecięcej perspektywy. Z czasem bohater dojrzewa, w swym sześćdziesięcioletnim ciele przeżywając rozterki nastolatka. Jednocześnie jednak musi nauczyć się, że wszystkie rzeczy dane są mu tylko na określony czas, że ludzie, z którymi znajduje wspólny język, przemijają, lub to on musi zniknąć z ich życia, bo młodniejąc nie może dotrzymać im kroku. Dlatego Benjamin Button, nie pragnąc niczego zbudować, zatrzymać dla siebie na zawsze, staje się prostodusznym, pełnym stoicyzmu obserwatorem rzeczywistości. Jego historia składa się z mnóstwa epizodów, dziesiątków napotkanych istnień, a do każdego – za sprawą swej przypadłości – bohater podchodzi ze stosunkiem, jakiego próżno szukać w przeciętnym dramacie. Benjamin akceptuje świat takim jaki jest, nie ocenia, nie próbuje go zmienić, a tylko przygląda mu się z nieustającą ciekawością, ciesząc się każdym doświadczeniem, w jakim dane jest mu uczestniczyć. I właśnie ten element opowieści Finchera zasługuje na najwyższą uwagę i czyni „Ciekawy przypadek…” filmem niezwykle interesującym, innym od wszystkich. Na pewno wartym długiego seansu w weekendowy wieczór.
Ocena: 8/10
Tytuł oryginalny: Curious Case of Benjamin Button
Reżyseria: David Fincher
Scenariusz: Eric Roth, Robin Swicord
Zdjęcia: Claudio Miranda
Muzyka: Alexandre Desplat
Produkcja: USA
Gatunek: Fantasy, Melodramat
Data premiery (Świat): 10.12.2008
Data premiery (Polska): 06.02.1009
Czas trwania: 166 min
Obsada: Brad Pitt, Cate Blanchett, Tilda Swinton, Taraji P. Henson