Martwa cisza / Dead Silence (2007)

Ile to już razy filmowcy raczyli nas opowieściami o przeróżnych, mordujących ludzi zabawkach? W chwili obecnie ciężko zliczyć, ale na pewno było ich wiele, bo kto z nas nie słyszał o takich tytułach jak „Władca Lalek”, kultowy obraz, który doczekał się aż ośmiu sequeli, czy „doprawiona” czterema kontynuacjami „Laleczka Chucky”? To oczywiście tylko nieliczne tytuły z tego nurtu. Tak naprawdę jest to wierzchołek góry lodowej, w skład, której można zaliczyć między innymi: dystrybuowane w Polsce „Szatańskie zabawki” (1992), „Ukochaną Laleczkę” (1992), „Morderczą Lalkę” (1989), mniej znane, które w naszym kraju raczej wydane nie były „The Bitch Is Back” (1995), „Black Devil Doll from Hell” (1984), „Blood Dolls” (1999), „Das Clown”, „The Curse of the Doll People” (1961), „Dead Plastic Hands” (2002), „Demon Dolls” (1993), „Devil Doll” (1964), „Dolls” (1987), „The Dummy” (2000), całkiem udane nowe kino klasy „B”„Doll Graveyard” (2005), azjatyckie „Doll Master” i „Marronnier” (2004), jedno z wcześniejszych dzieł Hideo Nakaty „Curse, Death & Spirit” (1992), czy absolutna klasyka gatunku „Dead of Night” (1945). Wymieniać dalej? Chyba nie ma potrzeby, gdyby jednak ktoś chciał poznać więcej tytułów w tym temacie proszę napisać do mnie wiadomość prywatną. Na pewno odpowiem. Wracając jednak do sedna sprawy myślę, że większość kinomanów zetknęła się z którąś z w/w pozycji i doskonale zdaje sobie sprawę, że nurt „killer dolls” na świecie rozwinięty jest bardzo okazale. Szkoda tylko, że poziom większości tych produkcji pozostawia wiele do życzenia… Oczywiście są dzieła bardzo dobre, ale niestety jest ich niewiele. Wszystko za sprawą słabych realizacji i zastosowanych efektów specjalnych. No bo faktycznie trudno jest zrobić wiarygodnie wyglądające sceny mordu skoro oprawcą jest zazwyczaj mała laleczka. Czy więc nie było ryzykiem ze strony Jamesa Wana, reżysera odpowiadającego ze ogromy sukces „Piły”, rzucić się na tak niepewne „tematycznie wody”? Wszak po tym, co osiągnął swoim hitem z 2004 roku uzyskał w Hollywood status filmowca z najwyższej półki. Czy po „Dead Silence” tego tytułu nie utracił przekonacie się w dalszej części tej recenzji…
Młode małżeństwo Jamie i Lisa Ashenowie tuż po ślubie wyprowadzili się z rodzimego miasteczka Raven Fair. Wszystko za sprawą złej sławy, jaką rodzina chłopaka cieszyła się wśród tamtejszych ludzi. Choć on nie miał z tym nic wspólnego to i tak nie łatwo było mu wieść normalne życie wśród osób traktujących go jak mordercę. Kiedy wydawało się, że w końcu nowożeńcy wyszli na prostą niespodziewanie otrzymują anonimową paczkę nadaną właśnie z Raven Fair zawartością której była lalka. Kto i dlaczego im to przysłał, czy jest to związane z przeszłością rodziny Asherów? Na początku Jamie nie rozpatrywał tego w takich kategoriach i nie zastanawiał się nad tymi pytaniami, ale kiedy po powrocie do domu zastaje zamordowaną Lisę zaczyna podejrzewać, że owa lalka miała z tym coś wspólnego. Samemu będąc podejrzanym w sprawie zabójstwa, rozpoczyna śledztwo na własną rękę, które doprowadzi go do całkowitej prawdy o własnych przodkach…
„Jeśli geniuszem się urodziłeś to już nim pozostaniesz. Cokolwiek tchniesz czy zrobisz będzie bliskie ideałowi i przynosić sławę ci będzie…” W tak poetyckiej formie można podkreślić najnowsze dzieło pana Jamesa Wana. Choć zaryzykował tematycznie i nie został wsparty przez swojego wcześniejszego dystrybutora to i tak swoją wizję zabójczych lalek zrealizował, i odniósł nią za oceanem spory sukces. Już tworząc „Piłę” udowodnił, że aby wiele zarobić na filmie nie trzeba posiadać ogromnego budżetu („Piła” koszt $1,2 mln, dochód $103 mln). W „Dead Silence” jest niemal identycznie. Choć wydatki w tym przypadku okazały się znacznie wyższe, wcale nie oznacza to, że Wan postawił tu głównie na efekty specjalne. Owszem pojawiają się i te, ale nie na jakąś większą skalę. Pieniądze zostały tu wyłożone przede wszystkim na stworzenie wspaniałej oprawy wizualnej, która znakomicie kreuje klimat. To właśnie ten element daje się widzom odczuć najlepiej. Odpowiednio dobrane plenery uzupełnione mrocznymi dekoracjami, które często spowija mgła i para, bez problemu przyprawią wam podczas seansu ciarki na plecach. Duży wpływ na klimat ma też zastosowana w filmie kolorystyka. Cały obraz utrzymany jest w zimnej tonacji barw, a jedyne cieplejsze akcenty mają kolor krwiście czerwony. Świetne zachowanie kontrastu pomiędzy chłodem a czerwienią wprowadza do całości unikalną atmosferę, która najlepiej udziela się nam przy akcjach w nocy. I do tego ten oryginalny, dynamiczny montaż, jakim Wan uraczył nas już w „Pile” – jak dla mnie jest to prawdziwy majstersztyk. Szczególnie nawarstwia się to na końcu tej produkcji, powodując piekielne przyśpieszenie ekranowych wydarzeń. W kilkusekundowych blokach niemal, że slajdowo przenika nam przed oczami pewien rozdział opowiadanej historii i elegancko wprowadza nas w kolejne wątki lub też przenosi w inne miejsce na planie (np. 4-5-6 migawek jazdy samochodem uchwycone z różnych kątów, z oddali i bliska i już główny bohater stoi pod drzwiami domu, do którego zmierzał). Cud, miód i orzeszki…Nie zawodzi też scenariusz autorstwa oczywiście samego Leighta Whannella twórcy skryptu do „Piły”. Czy muszę pisać więcej? Nie ma takiej potrzeby, bo oba scenariusze utrzymane są na podobnym poziomie – wciągająca intryga, nieustanne zwroty akcji, tajemniczość i zabójcze zakończenie…
Słabiej natomiast ma się aktorstwo. W zasadzie „Dead Silence” to teatr jednego aktora, niestety trzeba dodać, że aktora dość kiepskiego. Wcielający się w głównego bohatera Ryan Kwanten dał o sobie głośniej usłyszeć w 2006 roku, kiedy to pojawił się w obrazie „Flicka”, Michaela Mayersa. Jednak pomiędzy produkcją familijną a horrorem leży ogromna przepaść, której Ryanowi nie udało się pokonać. Dla mnie zwyczajnie okazałe się on aktorem zbyt ospałym do roli w tak dynamicznym filmie. Oczywiście wnosi on swoją postacią pewną enigmatyczności, ale ni jak ma się ona w późniejszej fazie filmu, gdy nagle akcja przyśpiesza o 100%. Jakoś do końca też nie przekonałem się do zastosowanej w filmie ścieżki dźwiękowej. Początkowo pasowała ona do ekranowych wydarzeń idealnie, a problemy pojawiły się podobnie jak w przypadku odtwórcy głównej roli dopiero na końcu. Ciężko winić tu reżysera za taki obrót spraw, bo na pewno uświadomił on wszystkim osobą związanym z realizacją tego projektu, że „Dead Silence” będzie miał dwa tempa, dlatego szkoda, że nie wszyscy dokładnie przyswoili sobie jego założenia.
Mimo wszystko obraz ten na pewno przypadnie do gustu miłośnikom kina grozy. Myślę też, że nie tylko im, a każdemu szukającemu w kinie jakichkolwiek innowacji i świeżego spojrzenia na dany temat. „Dead Silence” to obraz, który przydałoby się zobaczyć wszystkim fanom „Piły” w pierwszej kolejności. Ale kiedy to dokładnie ma nastąpić? Co robią nasi szanowni dystrybutorzy, że jeszcze tego obrazu nie było w polskich kinach, ba nawet nie wyznaczono daty jego premiery? Czy naprawdę trzeba wiele podróżować po świecie żeby w realnych terminach móc obejrzeć interesujące nas nowości? Kto w końcu odważy się przerwać tą „Martwą Ciszę” („Dead Silence”)? Dosłownie brakuje sił na taką kolej rzeczy, ale niestety trzeba to jakoś przetrzymać. Tak czy inaczej nikt nam w tym kraju życia nie ułatwia, podobnie jak nikt życia nie ułatwiał głównemu bohaterowi tej historii. On również musiał płacić za nie swoje grzechy. Na szczęście my nie mamy do czynienia aż z tak poważnym problemem… „Dead Silence” to tytuł, o którym w przyszłości jeszcze na pewno nie raz usłyszycie gdyż jest to obraz niezwykle interesujący. Świetny scenariusz i reżyseria, ciekawy pomysł, znakomite zdjęcia, montaż oraz mroczne plenery tworzą ze sobą unikalny klimat, a ten jak wiadomo jest podstawą dobrego horroru. Dlatego polecam ten obraz wszystkim miłośnikom gatunku. Podczas seansu krzyczcie ile sił w gardłach, być może wam uda się przerwać tą martwą ciszę, która w „Dead Silence” jest zwiastunem zbliżającej się śmierci…
Ocena: 8/10
Dead Silence (2007)
Produkcja: USA
Gatunek: Horror
Data premiery: 2007-03-16 (Świat)
Reżyseria: James Wan
Scenariusz: James Wan, Leigh Whannell
Zdjęcia: John R. Leonetti
Muzyka: Charlie Clouser
Od lat: 15
Czas trwania: 90
Obsada:
Ryan Kwanten: Jamie Ashen
Amber Valletta: Ella Ashen
Donnie Wahlberg: Detektyw Jim Lipton
Shelley Peterson: Matka Lisy
Steve Adams: Detektyw
Judith Roberts: Mary Shaw
Dmitry Chepovetsky: Richard Walker
Laura Regan: Lisa Ashen